Aby zrozumieć wynik wyborów w USA, trzeba zrozumieć to, co się w ostatnich dekadach stało z amerykańską klasą średnią
Joseph Stiglitz, laureat ekonomicznego Nobla twierdzi, że od 1980 do 2013 mediana zarobków (wartość powyżej której połowa pracujących zarabia więcej, a połowa mniej) w USA realnie (z uwzględnieniem inflacji) wzrosła jedynie o 9 proc. W tym samym czasie dochód najbogatszego jednego procenta społeczeństwa - ok. 3 mln ludzi - wzrósł półtora raza (o 142 proc.). Jeszcze więcej zyskał 0,1 proc. najbogatszych, czyli 300 tys. osób – 236 proc.
Statystycznie wygląda to tak: im byłeś bogatszy, tym stawałeś się bogatszy.
Mimo wzrostu gospodarczego spora część owoców pracy trafiała w nieproporcjonalnej części w ręce garstki nielicznych szczęśliwców. Widać to również w wykresach produktywności pracy. Produktywność to ilość wyprodukowanych dóbr i usług przez pracownika w danym czasie.
Od 1980 do 2013 produktywność w USA wzrosła o 70 pkt. proc. Statystyczny Mr. Smith, który w 1980 r. wytwarzał 10 kanapek na godzinę, w 2013 r. produkował ich 17. W „zdrowym” układzie ekonomicznym za wzrostem produktywności podąża wzrost płac. Niestety, jak dowodzi noblista, w Ameryce Smith niewiele miał z wzrostu wydajności.
Niemal całą nadwyżkę zgarniał jego szef albo właściciel firmy, czy korporacji.
Zjawisko, które nazywane jest „wymywaniem środka”, czyli po prostu kurczeniem się klasy średniej, widać w liczbach. W 1971 roku do klasy średniej w USA zaliczano 80 mln osób, a klasę niższą i wyższą ogółem stanowiło 51 mln dorosłych obywateli USA. W 2015 roku członków klasy średniej było 120 mln, ale w klasie niższej i wyższej łącznie już 121 mln.
Do klasy średniej PEW Research Center, skąd pochodzą powyższe statystyki, zaliczał gospodarstwa domowe z dochodem rocznym od 42 do 125 tys. dolarów w zależności od miejsca zamieszkania (w różnych stanach USA koszty życia są różne). Procentowo klasa średnia to gospodarstwa domowe osiągające od 67 do 200 proc. mediany dochodu wszystkich gospodarstw w USA.
W 2014 roku klasa średnia w zasadzie liczbowo zrównała się z sumą członków z klasy niższej i wyższej. A to niedobry sygnał dla społeczeństwa, które przez całe dekady pielęgnowało mit o wyjątkowości i „przewodniej roli” middle class. Warto jednak zauważyć, że w 2015 roku w USA znacznie wzrosła mediana dochodów, według The Washington Post jest to największy wzrost od lat 60.
Ameryka przez ostatnie dekady po prostu się rozwarstwia, a klasa średnia, która była traktowana jako element stabilizujący scenę polityczną i dynamizujący wzrost gospodarczy kurczy się: część z niej trafia do klasy wyższej, część do klasy niższej.
Odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje, jest co najmniej kilka.
Wszystko to rodzi poczucie frustracji, straty i braku nadziei w rosnącej liczbie ludzi.
Na takich resentymentach grał Donald Trump, który wyczuł, że w nadwątlonej klasie średniej istnieje potencjał buntu.
Na ironię zakrawa fakt, że sam Trump jest miliarderem.
Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.
Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.
Komentarze