Od 24 listopada, na polecenie p.o. Głównego Inspektora Sanitarnego, powiatowe i wojewódzkie stacje sanitarno-epidemiologiczne przestały na swoich stronach internetowych publikować dane o epidemii. Wzbudziło to zaniepokojenie internautów podejrzewających, że władze blokują obywatelom dostęp do danych.
Tę historię trzeba jednak opowiedzieć po kolei.
Tajemnica znikających danych
Michał Rogalski, 19-latek prowadzący arkusz z danymi o epidemii zauważył na początku listopada rosnące rozbieżności pomiędzy liczbami nowych wykrytych przypadków podawanymi codziennie przez Ministerstwo Zdrowia a danymi podawanymi przez mazowiecką WSSE. Na stronie WSSE było ich z dnia na dzień coraz więcej w stosunku do Twittera MZ. Różnica sięgała nawet 14 tys. przypadków. W końcu do sprawy odniósł się Główny Inspektorat Sanitarny, obiecując wyjaśnić problem.
W poniedziałek 23 listopada GIS poinformował, że ta różnica w raportowaniu w skali całego kraju sięgnęła aż 22 tys. i wynika m.in. z tego, że powiatowe stacje nie nadążały z ręcznym wprowadzaniem i raportowaniem danych. Te 22 tys. przypadków zostało dodane do globalnej liczby przypadków 24 listopada. Jednocześnie znikły jednak cząstkowe dane ze stron inspekcji sanitarnych – bo na stronie gov.pl miały się pojawić dane z rejestru EWS, w którym ewidencjonuje się osoby zakażone oraz te na kwarantannie i objęte nadzorem epidemiologicznym.
Tymczasem mijały godziny, a dane się nie pojawiały. Najbardziej rozgoryczony był Michał Rogalski, odkrywca bałaganu w danych, który zaczął podejrzewać, że w ten sposób rząd odetnie obywatelom możliwość weryfikowania podawanych przez władze liczb dotyczących pandemii.
Począwszy od dnia 24.11 wszystkie PSSE zaprzestają publikowania na swoich stronach jakichkolwiek danych dotyczących SARS-CoV-2. Dane te będą upubliczniane w sposób scentralizowany.
— Michał Rogalski💡 (@micalrg) November 24, 2020
To jest jawne odcinanie obywateli od możliwości jakiejkolwiek weryfikacji tych danych!
Ministerstwo zdrowia odpowiedziało, że powiatowe SSE nie odpowiadają już za agregację danych ze swojego obszaru, bo w tej chwili każde laboratorium, czy to państwowe, czy prywatne, samodzielnie wpisuje informację o pozytywnym wyniku testu do systemu EWS. Ma obowiązek zrobić to w ciągu 48 godzin. Wreszcie nastąpiła więc informatyzacja, na którą czekaliśmy od początku epidemii. Rogalski słusznie stwierdza jednak, że w ten sposób pozbawiono nas obywatelskiej kontroli nad tymi danymi.
W dodatku, gdyby te 22 tys. brakujących wyników pozytywnych trafiło do systemu wcześniej, zostałaby przekroczona bariera 70 zakażeń na 100 tys. mieszkańców, po której miała zostać wprowadzona „narodowa kwarantanna”. Stąd podejrzenia niektórych internautów, że oficjalne dane zostały specjalnie zaniżone. Trzeba jednak pamiętać, że decyzja o lockdownie jest zawsze decyzją polityczną i wpływa na nią dużo więcej czynników niż tylko liczba wykrytych zakażeń. Poza tym są inne wskaźniki sugerujące, że liczba zakażeń zaczęła spadać i nie ma potrzeby wprowadzenia ostrzejszych restrykcji.
We wtorek po 22:00 ruszyła zapowiadana strona z danymi. Brakuje jednak na niej wielu kluczowych danych, które podawały stacje powiatowe i wojewódzkie – na przykład o hospitalizacjach czy kwarantannach w podziale na regiony. Ministerstwo zapowiada, że będzie uzupełniać stronę.
Są ważniejsze statystyki
Liczba wykrytych zakażeń nie jest najważniejszym wskaźnikiem stanu epidemii, gdyż jest zawsze zależna od strategii, jaką przyjmie się w sprawie testowania. W Polsce od września testujemy przede wszystkim pacjentów objawowych. Powoduje to bardzo wysoki odsetek testów pozytywnych, ale też odwraca o 180 stopni zasadę „mniej testów, mniej zakażeń”. W przypadku, gdy testuje się także przesiewowo, np. po wykryciu zakażeń w zakładzie pracy bada wszystkich pracowników, ta zasada jak najbardziej jest w mocy. To dlatego, że wielu pracowników może być zakażonych i o tym nie wiedzieć, bo przechodzi zakażenie ze słabymi objawami.
Jednak gdy koncentrujemy się na testowaniu przede wszystkim chorych, to liczba testów zależy przede wszystkim od tego, ilu chorych zgłosi się do przychodni lub na SOR. Wtedy im więcej chorych, tym więcej testów. A im mniej chorych, tym testów mniej. Dlatego wskaźnikiem tego, czy liczba zakażeń rośnie, czy spada, jest ilość testów zlecanych każdego dnia przez lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej. A ta spada od końca października.
źródło: COVID-19 w Polsce/Michał Rogalski
W zeszły wtorek resort zdrowia poinformował o 50 765 zleceniach z POZ, we wtorek 24 listopada o 39 214. Oczywiście sceptycy mogą powiedzieć, że i przy tych danych ktoś mógł manipulować, albo że ludzie nie zgłaszają się do przychodni, bo trudno się tam dodzwonić. Ale inne dane też świadczą o tym, że na razie najgorsze za nami.
To liczba osób hospitalizowanych i wymagających respiratora. Tutaj jeszcze nie widać spadku, ale silne wyhamowanie – liczba pacjentów utrzymuje się od tygodnia na mniej więcej tym samym poziomie 22-23 tys. zajętych łóżek i 2-2,1 tys. zajętych respiratorów.
Te dane reagują na zmianę liczby zakażonych po około tygodniu, gdyż średnio tyle czasu mija od wystąpienia symptomów do hospitalizacji. Najpóźniej reagują zgony – i tu widzimy jeszcze owoc sytuacji sprzed dwóch tygodni, kiedy zakażenia dopiero zaczęły spadać. Nic więc dziwnego w tym, że we wtorek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o śmierci aż 540 chorych.
Dwa zaskoczenia z wtorku
We wtorek Ministerstwo Zdrowia poinformowało tylko o 10 139 wykrytych zakażeniach. To aż o 9 tys. mniej niż tydzień temu, ale też o jedną trzecią mniej niż w poniedziałek. Przyczyną tak niskiego wyniku, oprócz generalnego spadku liczby zakażeń i zachorowań, może być też opóźnienie w wykonywaniu testów i publikowaniu ich wyników – to kolejne wyjątkowo niskie dane z poniedziałku (publikowane we wtorek rano). Laboratoria przetwarzają dopiero zlecenia z weekendu, kiedy nie działają przychodnie.
Jednak kolejne zaskoczenie to fakt, że udział pozytywnych wyników w tej puli testów wyniósł zaledwie 30 proc. – średnia z siedmiu dni to 42,83 proc., co daje nam pierwsze miejsce w Europie (bo testujemy inaczej niż inni, koncentrując się na osobach z symptomami). Oby ten niski jak na nasze obecne standardy wynik był również skutkiem tego, że maleje liczba zakażeń koronawirusem, a nie zawirowań, których z racji ograniczonego dostępu do danych nie jesteśmy w stanie zrozumieć.
Również na tym wykresie, podsumowującym oficjalne dane o pandemii, widać, że liczba osób zakażonych zaczyna się zmniejszać. A po dodaniu tych 22 tys. zagubionych przypadków liczba wykrytych zakażeń wynosi 909 066. Raczej nie uda się nam uniknąć dotarcia do miliona.
Liczba osób, które rzeczywiście przeszły zakażenie jest kilkukrotnie większa, a więc sięga już kilku milionów. Więcej będzie można na ten temat powiedzieć, gdy zostanie zbadane, jaki procent populacji ma przeciwciała anty SARS-CoV-2.
Nie tylko Kevin (prawie) sam w domu
Według licznika uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, na świecie wykryto już 59,3 mln przypadków koronawirusa, zmarło 1,4 mln osób. Nie wiem, czy to kogoś pocieszy, ale nie będziemy sami w bożonarodzeniowych ograniczeniach kontaktów z bliskimi – w Hiszpanii liczba osób zasiadających przy wigilijnym stole nie będzie mogła przekroczyć sześciu. Niemcy rozważają, by ograniczyć świąteczne imprezy do dziesięciorga uczestników.
Za to Europejska Agencja Leków informuje, że do końca roku upora się z walidacją, czyli dopuszczeniem do użytku pierwszych szczepionek przeciwko koronawirusowi, które przeszły już III fazę badań klinicznych. Duże nadzieje budzi zwłaszcza preparat stworzony przez naukowców z Oksfordu i wyprodukowany przez koncern AstraZeneca – twórcy podali, że III faza wykazała średnio 70-procentową skuteczność preparatu, ale jeśli pierwsza dawka szczepionki jest o połowę mniejsza niż druga, skuteczność wzrasta do 90 proc. Odkryto to przy okazji pomyłki w dozowaniu. Produkt AstraZeneki jest oparty na innej technologii niż szczepionki Pfizera i Moderny – nie trzeba go przechowywać w bardzo niskiej temperaturze, co ułatwi dystrybucję.
AstraZeneca zapowiedziała, że będzie sprzedawać szczepionkę biedniejszym krajom po cenie produkcji, co spowodowało natychmiastowy spadek wartości jej akcji.
Po to jest takie działanie, aby osoby, które analizują dane nie mogły wykrywać ściemy. W historii było już 236 tyś. testów, których nigdy nie było, były ujemne ilości próbek do zbadania, gdy potrzebne były 2 testy aby stwierdzić, że ktoś jest zdrowy lub chory. Potem znikły dane o płci osób, które umarły. Teraz znikną lub będą moderowane dane z sanepidów.
Przecież rząd ten nie chce dla nas dobrze: https://wolne-forum-transowe.pl/art-naduzycia-wladzy-podczas-epidemii-covid-19
Jak to zniknęły?
Nastolatek kompromituje urząd kosztujący podatników dziesiątki mln zł. Szefa urzędu Morawiecki nazywa ministrem.
Co jeszcze musiał nawywijać GIS, że został wywalony na zbity pysk? Jakimi kłamstwami jesteśmy karmieni od początku epidemi w Polsce?.
Zatajanie danych o śmiertelnej chorobie zakaźnej, globalnie kosztującej życie ca. 1,5 mln ludzi, na którą nie ma jeszcze powszechnie dostępnej szczepionki nazywane jest obecnie, prawie pieszczotliwie "cenzurą".
Cenzura była za PRL-u. W zatajaniu zgonów pobili już ją o głowę latem. Nie mówiąc o aktywnych zakażeniach w przestrzeni publicznej.
Poniżej wzory dla rodaków o silnych nerwach, ciekawych prawdziwej sytuacji w kraju.
Realna ilość zakażeń = LO (liczba oficjalna) x 3 x π x oko x drzwi
Realna ilość zgonów = LO x 3 x π x oko x drzwi
Realna ilość wyzdrowień = LO – 6000 x π x oko x drzwi
To tylko wysoko szacunkowe kalkulacje. Nie ma powodów do paniki!
Można już sobie wyobrazić stopień oszustwa w danych, przed i w czasie wyborów prezydenckich i już się cieszyć na wybory za trzy lata.
Podstępnie umywając ręce, mordują was po kryjomu, bojąc się o swoje posady, oskarżając was wrzeeszczą wam w twarze, że macie krew na rękach i karcą za niesienie pomocy bliźnim i świadectwa prawdzie. Dzieci i kobiety oskarżają za czynne napaście na stróżów procederu, kiedy one demaskują wszystkie wasze winy nie będąc służbami wywiadowczymi… Wszystko to w imię Boga Honoru i Ojczyzny. A wy z nimi jeszcze rozmawiacie. Michał, masz pecha, że nie jesteś w Armii Boga, Krucjacie Młodych czy po prostu nazikibolem. Prawica załatwiłaby ci start w dorosłe życie, a tak skończysz tam gdzie Maria Curie-Skłodowska. Powodzenia życzę.
Jakby rząd chciał dla narodu dobrze zrobiłby jak w Szwecji. Rządzący w krajach z lockdown'ami mają gdzieś ograniczenia dla plebsów. Polityka w Polsce przypomina mi politykę w Kalifornii(i nie tylko). I tu i tam ludzie pozamykano w domach, ale rasy panów to nie dotyczy. Robią co chcą, maseczki tylko na kamery zakładają. Kto by pomyślał że PiS i partia demokratyczna USA mają tyle wspólnego.
Dotychczas w USA nie rządzili Demokraci, zaczną w styczniu.
Szwedzi mają co raz więcej wątpliwości co do rządowej strategi walki z epidemią.
Szwecja staje się pomału argumentem przeciwko teoriom spiskowym, negującym śmiertelne niebezpieczeństwo Covid-19. Premier Löfven obostrzając wczoraj przepisy covidowe, ciągle nie ma spójnego planu przeciwpandemicznej strategii swojego rządu.
Jak widać polityczna determinacja wypłaszczania krzywej zachorowań jest silniejsza od zdrowego rozsądku. Jednak prawdy i nieudolności nie da rady ukryć. Prędzej czy później trzeba będzie się z nią zmierzyć. Problem tylko w wielkości kosztów społecznych takiego działania. Ale mamy niestety takie rządy na jakie zasługujemy… Na uwagę jednak zasługuje zachowanie się elit intelektualnych. Czytając listy apele o zachowanie pamięci o JPII, czy wcześniejsze milczenie w czasie robienia wody z mózgów Polaków przez pana Macierewicza w sprawie katastrofy w Smoleńsku niezbyt dobrze o niej świadczy. Ta cześć społeczności winna być pierwszą na froncie walki o PRAWDĘ jakakolwiek ona by była. Czy tak jest? mam poważne wątpliwości.
Właśnie czarna sotnia się ujawniła. 1200, głównie profesorów, wystąpiło w obronie JPII.
To właśnie są ci, którzy wysyłają pospólstwo polerować pomniki, gdy tuż obok nich żywi masowo umierają. To prawdziwi sadyści i wyznawcy Baphometa. Tchóżliwie chowając się za krzyżem, krzyczą do swych siepaczy: "ukrzyżuj!" wytykając palcem swoje ofiary.
Obawiam się, że to jest determinacja wypłaszczenia obywateli.
Na oku nie widzę (jeżeli się mylę, proszę mnie poprawić):
– wypowiedzi RPO, który mówi, że należy dążyć do obowiązkowości szczepionki i wyszczepienia wszystkich – gdy naukowcy mówią, że wystarczy immunizacja drogą naturalną lub sztuczną (szczepienie) około 70% populacji, RPO nie odniósł tego do faktu, że art. 39 Konstytucji (który nadal działa nawet w stanie wojennym i wyjątkowym) nie pozwala na przymusowe/obowiązkowe stosowanie terapii eksperymentalnych,
– brak konkluzji co oznjacza przeprowadzenie testów przesiewowych, gdzie dodatnie trafią do puli wykrytych przypadków – przekroczenie magicznej bariery dla kwarantanny narodowej? Zapowiedziano, że te testy będą przeprowadzone minimum 2-krotnie (powtórka po tygodniu).
To już nie będzie Kevin sam w domu, ale Kevin sam w więzieniu, gdy w sejmie przegłosują tą kwarantannę narodową.
– Zapowiedziano kilka dni temu aby nie planować żadnych wyjazdów, urlopów poza kraj ani poza miasto po 1 stycznia 2021 (nie wiadomo jak długo – może miesiąc, może rok!). CZY TO DAJE DO POMYŚLENIA, CO PLANUJĄ?
Moim zdaniem RPO miał na myśli ogólnie dążenie do maksymalnego wyczepiania. Co do obowiązkowości to oczywiście sprawa dyskusyjna i byłbym przeciw. Sprawa druga: mówienie o prawie, tworzeniu prawa, czy o zapisach konstytucji w obecnym stanie naszego kraju zakrawa na kpinę. W walce z epidemiami jakie nas niewątpliwie czekają i będą nas atakować coraz częściej uważam trzeba zwrócić uwagę na trzy elementy: rozwój sektora badań naukowych, dwa poziom sprawności i wydolności systemu ochrony zdrowia i trzy większe możliwości podmiotów gospodarczych w kształtowaniu polityki bezpieczeństwa np. tak jak zapowiedź linii lotniczych: wejdziesz na pokład jak pokażesz aktualne szczepienie lub test.
Niestety, jeśli testuje się tylko objawowych to znaczy, że rząd zdezerterował z wywiadu epidemiologicznego i liczy tylko na to, że soft-lockdown dociągnie nas do szczepionki, co jest super naiwne.
Pewnie, po dwóch miesiącach (!) udało się przygasić wybuch wywołany beztroskimi wakacjami i początkiem roku szkolnego. Tyle że teraz ludzie są słusznie nastraszeni, ale to im może wkrótce przejść, szczególnie przy propagandzie sukcesu.
Śmiertelność i hospitalizacje per zakażenie też nie muszą być wcale stałe, wystarczy jakaś pozytywna korelacja między narażeniem na zakażenie i ryzykiem ciężkiego przebiegu choroby jeśli się już ją ma i będą spadać w czasie. Wystarczy spojrzeć jak koszmarnie rozjeżdża się model Rakowskiego w tym parametrach https://covid-19.icm.edu.pl/biezace-prognozy/
"udało się przygasić wybuch" Po czym pan/i to widzi? Po ostatnich dwoch dniach gdy tajemniczym czarem po 5000 zniknelo przy 55% pozytywnych?