0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Marcin Stepien / Agencja Wyborcza.plMarcin Stepien / Age...

Związek Nauczycielstwa Polskiego oczekuje niezwłocznych rozmów z premierem Mateuszem Morawieckim pod patronatem prezydenta Andrzeja Dudy. Temat? Fatalna sytuacja w oświacie. Jeśli do spotkania nie dojdzie do 31 sierpnia, związkowcy są gotowi rozpocząć procedurę wejścia w spór zbiorowy.

Wyobraźnię rozpala wizja masowej akcji protestacyjnej, powtórki strajku z 2019 roku, ale do realizacji tego scenariusza jest jeszcze bardzo daleko.

Jak mówi OKO.press prezes ZNP Sławomir Broniarz, spór zbiorowy ma przede wszystkim wymusić negocjacje.

"Chcemy rozmawiać szeroko o bardzo trudnej sytuacji w oświacie. Z danych kuratoriów wynika, że brakuje ponad 13 tys. nauczycieli. Według nas to wciąż niepełny obraz. Gdy zajrzymy do arkuszy organizacyjnych, okaże się, że nauczyciele już dziś mają wpisane osiem, dziewięć, dziesięć godzin ponadwymiarowych. Dyrektorzy oferują czasem pracę na dwóch etatach. Co to oznacza? Że brakuje nauczycieli. Według naszych szacunków chodzi nawet o 20 tys. osób" — mówi Broniarz.

Przeczytaj także:

O lepsze wynagrodzenia, o prawdziwą politykę edukacyjną

Procedura sporu zbiorowego wymusza rozmowę o warunkach pracy. Przypomnijmy, że zgodnie z ustawą z 1991 roku, formalnie akcję protestacyjną przeciwko pracodawcy można podjąć np. z powodu niskiego wynagrodzenia. ZNP wskazuje, że czerwcowy pomiar inflacyjny wyniósł 15,6 proc., a podwyżka zaproponowana nauczycielom to 4,4 proc.

W OKO.press pokazywaliśmy, jak w ostatnich latach płace nauczycieli rozjeżdżały się z sytuacją płacową Polek i Polaków. W 2021 roku zarobki najbardziej doświadczonego pedagoga (operujemy tu kwotą wynagrodzenia zasadniczego, czyli podstawy bez dodatków czy nadgodzin) było o ponad 1,6 tys. zł niższe niż średnia w gospodarce narodowej.

Najnowszy pomysł rządu to podniesienie wynagrodzenia adeptom zawodu (wraz ze zmianami w awansie). Ta korekta ma tylko jeden cel: nie doprowadzić do absurdalnej sytuacji ze stycznia 2022, gdy młody nauczyciel zarabiał mniej niż ustawowa płaca minimalna i musiał pobierać wyrównanie.

Jak tłumaczy Sławomir Broniarz, rząd w kwestii wynagrodzeń porusza się w świecie fikcji.

"Podczas ostatniego spotkania z wiceministrem finansów Arturem Soboniem oglądaliśmy tabele średniego wynagrodzenia, które wskazywały, że nauczyciel dyplomowany zarabia 6,8 tys. zł brutto. Wynagrodzenie zasadnicze to 4,8 tys. zł. I nie chodzi nam o to, że nie ma w Polsce nauczycieli, których zarobki odpowiadają uśrednieniu. Są, ale nikt nie mówi, z czego to wynika: z pracy ponadwymiarowej, dodatków funkcyjnych, czy dopłat samorządowców, np. w formie dodatku motywacyjnego.

Oferta pracy w oświacie jest dziś nierówna: zależy od tego, ile kto może harować, w jakiej specjalizacji się porusza, w jak majętnej gminie pracuje. Naprawdę są nauczyciele, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Chcemy zacząć rozmawiać o rzeczywistości, a nie o propagandzie"

— mówi prezes ZNP.

Ograniczenia wynikające z przepisów dotyczących sporu zbiorowego, nie mają jednak ograniczać debaty.

"Chcemy rozmawiać szeroko o braku polityki edukacyjnej. Minister Przemysław Czarnek porusza się dziś po peryferiach. Zamiast zająć się prawdziwymi problemami, takimi jak warunki pracy, fatalne nastroje, okrojenie i unowocześnienie podstawy programowej, on wdraża absurdalny podręcznik do nowego przedmiotu Historia i Teraźniejszość. Sprawa oświaty dotyczy ponad 5 mln Polek i Polaków: uczniów, nauczycieli i niepedagogicznych pracowników szkół. To nie jest temat marginalny" — tłumaczy Broniarz.

ZNP: Stroną powinien być minister

Co jeśli do rozmów nie dojdzie lub dialog wciąż będzie pozorowany? ZNP nie chce zdradzać szczegółów. "Mamy rozpisany plan do 1 września 2022. Z ankiet przeprowadzonych wśród nauczycieli wynika, że największym powodzeniem cieszy się duża akcja protestacyjna w Warszawie, ale na drugim miejscu jest procedura sporu zbiorowego" — mówi Broniarz.

I dodaje, że do sensownego przeprowadzenia sporu zbiorowego potrzebna jest zmiana przepisów.

Związkowcy chcą, by stroną w sporze zbiorowym mogła być rada ministrów lub minister edukacji. "Dziś jesteśmy zmuszeni toczyć bój ze swoim kolegą. Naszym pracodawcą jest szkoła, więc automatycznie występujemy przeciwko dyrektorowi" — tłumaczy Broniarz.

Tak było w 2019 roku, gdy w spór zbiorowy z pracodawcą weszło 80 proc. placówek oświatowych w kraju (dane MEiN z tamtego okresu są o 1/3 niższe niż dane ZNP). Wielu dyrektorów mówiło wówczas, że woleliby strajkować ze swoimi zespołami, bo i tak realnie nie mają żadnego wpływu na poziom wynagradzania kadry.

Czy taka zmiana wystarczyłaby jednak, by nauczyciele znów wystąpili we wspólnym zrywie? Nie można zapominać, że choć dla niektórych było to doświadczenie konsolidujące, inni do dziś czują się upokorzeni.

"Są wakacje. Nauczyciele mogą nam powiedzieć: nie zaprzątajcie nam głowy. Póki co, nie chcemy nikogo stawiać pod ścianą. Chcemy rozmowy, chcemy wymiany argumentów. Jeśli nic się nie zmieni, mamy przygotowane różne scenariusze" — przyznaje Broniarz.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze