0:000:00

0:00

Wielu z nas zastanawia się dziś, jak to możliwe, że uzbrojona po zęby Rosja nie jest w stanie błyskawicznie pokonać Ukrainy, zgodnie ze swoimi planami - że ta wojna Putinowi nie tylko się nie udaje w sensie militarnym, ale jest też jest katastrofą Rosji w globalnej przestrzeni informacyjnej, a tymczasem głosem Zełenskiego zachwyca się cały świat (szkic do jego portretu - na końcu tekstu). Odpowiedź pierwsza jest oczywista: mocarstwo najeżdża na mniejszego, słabszego sąsiada, bez żadnego uzasadnienia poza ambicją despotycznego lidera, którego zdolność racjonalnego osądu budzi wątpliwości i strach.

Ale jest w tym coś znacznie więcej. Putin uosabia to, czego bez przesady boi się cały świat, zapewne nawet w krajach takich jak Chiny i Indie, które nie potępiły jego agresji. Zełenski natomiast stał się ucieleśnieniem marzeń ludzkości o odwadze i determinacji w obronie ojczyzny, z zachowaniem narracji głęboko demokratycznej, rzecz niebywała w warunkach tak strasznej wojny.

Podobny kontrasty widać w dwóch spotach, które mają zachęcać w Ukrainie i w Rosji do udziału w wojnie.

Uderzające jak są różne. Jak białe i czarne, jak niebo a ziemia. Jak demokracja i despotia. Jak człowiek i robot. Jak współczesny serial obyczajowy i przekaz z czasów stalinizmu czy nazizmu. Jak Zełenski i Putin wreszcie.

Pierwsze i drugie życie obu spotów

Łączy je długość - oba po minucie, nowoczesny język filmowy, dobra robota scenarzysty, montażysty, reżysera i aktorów. A także rok narodzin - 2014. Ani spot ukraiński, ani rosyjski nie są zatem ściśle rzecz biorąc dokumentem obecnej chwili, ale krążąc po sieci, gdzie je znaleźliśmy, nadal pełnią swoją rolę.

Spot ukraiński powstał w październiku 2014 roku, w czasach wojny w obronie wschodnich ziem Ukrainy, rok po wielkiej rewolucji godności, jaką był Euromajdan, pół roku po wypędzeniu prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza (wciąż przebywa w Rosji), pół roku po aneksji Krymu. Rosyjski został nakręcony w 2014 roku (miał wtedy blisko 300 tys. odsłon), ale w 2021 roku dostał od angielskojęzycznego kanału TV Russia Today drugie życie (dziś 4,3 miliony odsłon).

Oba te dokumenty - w czytelnym skrócie - pokazują coś, co widzimy na co dzień, co nas zachwyca (w Ukrainie) i przeraża (w Rosji). Dokładniej - w przekazie, jaki płynie w świat z Ukrainy i Rosji.

Z jednej strony, to przekaz w dużej mierze od prezydenta Wołodymyra Ołeksandrowycza Zełenskiego, komika, świetnego tancerza (wygrał ukraiński "Taniec z gwiazdami" w 2006 roku) i aktora, który zagrał w serialu "Sługa narodu" (2015) rolę nauczyciela, który trochę przypadkiem zostaje prezydentem Ukrainy.

Z drugiej strony, mówi do nas Władimir Władimirowicz Putin, eksfunkcjonariusz KGB (przez 15 lat), a potem już tylko i coraz bardziej polityk, rządzący Rosją od 2000 roku, pięciokrotnie jako prezydent i raz jako premier. Martwa twarz z wyrazem arogancji i pogardy, a zarazem śladem doznanych krzywd, jakby się czuł niedoceniony.

Co nam zatem mówią spoty?

Spot ukraiński: "żaden z nas nie urodził się dla wojny"

Spot "Każdy z nas" jest zachęta dla młodych i w średnim wieku ludzi w Ukrainie, nie tylko mężczyzn, bo w spocie pojawia się także kobieta ("Jestem studentką geologii"). Kolejne postaci przedstawiają się, sygnalizując nam swoją:

  • sytuację rodzinną: "Jestem ojcem/młodszym bratem/jedynakiem /wkrótce się żenię ...", tu także "świadek na ślubie";
  • zawody, jakie wykonują: "Jestem programistą /brygadzistą /"wujek Jura, taksówkarz"/kierowcą autobusu/nauczycielem w gimnazjum/ kierownikiem działu sprzedaży/ja mam swoją firmę (tę ostatnią kwestię "przedsiębiorca" wypowiada z trudem, bo niesie ranna osobę);
  • upodobań "Jestem fanem klubu Szachtar Donieck;
  • cech charakteru: "Najlepszy kolega w klasie", ale też "Sąsiad, który wali w kaloryfer" (domyślamy się, że chce uciszyć hałasy współmieszkańców bloku... może nie być postacią zbyt sympatyczną).

Mówią po rosyjsku, u dołu płynie tłumaczenie na angielski, które nadaje filmowi dodatkowy sznyt nowoczesności, a zarazem sprawia, że spot może oddziaływać na społeczność międzynarodową.

Wszyscy ci Ukraińcy (i Ukrainka) już są w armii, widzimy ich na warcie, w okopach, strzelających, wsiadających do samolotów wojskowych, ładujących pociski do samolotowych wyrzutni, idących do ataku mimo tego, że wybuchają pociski wroga. Ale także w chwili przerwy, "kierowca autobusu" karmi chlebem psa.

Przedstawiają się spokojnym głosem, co w zestawieniu z działaniami wojennymi, ma odbiorcę przekonać, że ludzie tacy jak oni - nie boją się walczyć. Może się zidentyfikować z przekazem, odebrać go jako skierowany "do mnie", takiego jakim jestem.

Jednocześnie rodzi się w głowie pytanie: dlaczego "wujek Jura, taksówkarz", "studentka geologii" czy "czekający na ślub" mają walczyć, ryzykując życie? To pytanie stawia sobie z pewnością wiele osób w Ukrainie.

Spot odpowiada na nie z całą odwagą szczerości i szacunku dla ludzi: "Żaden z nas nie urodził się dla wojny" - głosi tekst.

I następny: "Ale jesteśmy tu wszyscy, by bronić naszej wolności".

Spot rosyjski: "To, kim byłeś wcześniej, nikogo nie obchodzi"

A oto treść rosyjskiego spotu (nie ma napisów) w przekładzie mego redakcyjnego kolegi Edwarda Krzemienia. Przeczytajcie, zanim obejrzycie:

"To pierwszy dzień twojego nowego życia. To, co było wczoraj - nie ma znaczenia. To, kim byłeś wcześniej, nikogo nie obchodzi. Teraz ważne jest, kim będziesz dzisiaj. Co wiesz o sobie, do czego jesteś zdolny? Pytanie może zostać bez odpowiedzi, ale czy będziesz mógł potem spać spokojnie? Poznać siebie, poznać granice swoich możliwości. Precz z granicami, jesteś gotów przekraczać granice aż do ostatecznego wyczerpania. Tu codziennie ból nas hartuje, blizny to codzienność. To ty chcesz tu sobie coś udowodnić, dowódca jest tu tylko po to, byś mógł w nim dostrzec wroga, bo bez wroga nie ma walki, a bez walki nie ma zwycięstwa. Ale tak naprawdę, to ty jesteś głównym wrogiem, ty wczorajszy. Twoim zadaniem jest wykryć wroga, dorwać go, być od niego lepszym niż on i powrócić jako zwycięzca. Bo jutro pierwszy dzień twojego nowego życia".

Rosyjski film jest ilustrowany scenami z ćwiczeń na poligonie, a nie na wojnie, co osłabia jego wymowę w porównaniu z ukraińskim.

Główny przekaz jest dokładnie odwrotny niż ukraiński: żołnierz ma wymazać swoją tożsamość, ma narodzić się na nowo. Jest to sformułowane z całą brutalnością.

"To, co było wczoraj - nie ma znaczenia. To, kim byłeś wcześniej, nikogo nie obchodzi".

Ilustracja filmowa jest równie bezwzględna - żołnierzowi śnią się wspomnienia z podwórka, a także liryczna scena z dziewczyną (żoną?), ale przebudza się na sali, gdzie na pryczach koło siebie śpi kilku żołnierzy.

Śpią bez piżam, zapewne po to, byśmy mogli zobaczyć ich umięśniony tors i ramiona, co przypomina maczystowski kult męskiego ciała w wielu systemach totalitarnych.

Każde łóżko ma nad sobą jarzeniówkę, co wydaje się absurdalnym sposobem oświetlenia sypialni i dodatkowo zniechęca do skorzystania z koszarowego życia.

Straszna jest pierwsza scena golenia głowy na zero maszynką, budzi skojarzenia z przemocą więzień i obozów.

Żołnierze są pokazani jako nadludzie, z martwym wzrokiem utkwionym w dal (wypatrują wroga?), wszyscy są muskularni, super sprawni i bez wyjątku młodzi. Robią pompki (wciąż patrząc do kamery), z wprawą biegają po torze przeszkód z opon, wyskakują z samolotu na spadochronach, strzelają, a pocisk wylatuje z lufy w zwolnionym tempie, jak w tandetnych filmach sensacyjnych.

Przekaz jest klarowny: najpierw musisz pokonać samego siebie, stać się kimś innym. Do tego służy zaprzeczenie, a nawet nienawiść do samego siebie, a także - i to jest bodaj najbardziej zaskakujące - do swego dowódcy, który ma być twoim wrogiem nr 2 (pierwszym jesteś sam).

Ten przekaz - jakby się na nim skupić choćby na moment - jest

przerażającym opisem tresury i autotresury, jakiej poddać ma się młody człowiek - nienawidząc tresera i samego siebie - by stać się ludzkim robotem, maszyną do zabijania.

Ostatecznym argumentem ma być połyskujący z ciemności napis: "Siły zbrojne Rosyjskiej Federacji" i herb z dwugłowym orłem, który w prawej łapie zamiast berła trzyma miecz.

Szkic do portretu: komik Zełenski zostaje mężem stanu

Kontrast dwóch spotów jest wyrazistym symptomem różnic między dwoma krajami, które widać także w ich przywódcach.

Poświęcanie Putinowi większej uwagi nie ma tu sensu. Można tylko dodać, że jego przekaz jest oparty na piramidalnych wręcz kłamstwach, przepojony nienawiścią i pogardą dla Ukrainy, jest też pełen gróźb wobec Zachodu i w ogóle świata, w tym aluzji do broni jądrowej. O Putinie i jego propagandzie OKO.press napisało wiele tekstów.

Przeczytaj także:

O Putinie nie warto, co innego Zełenski, postać fascynująca. Zadziwiająca jest przemiana, jaką przeszedł: od komika do męża stanu. Zadziwiająca, ale z drugiej strony bycie wybitnym satyrykiem, a potem producentem telewizyjnym jest całkiem niezłą kwalifikacją do zawodu głowy państwa. Nie jest to casus - przywoływany czasem - Ronalda Reagana, który po prostu grał role twardzieli w westernach. Zełenski w swojej karierze estradowej pokazał wybitną inteligencję (w latach 1999-2003 wygrywał kolejne odsłony rywalizacji w "Klubie śmiechu i innowacji"). Był liderem kabaretowego teamu "95-j kwartał", jego talent wychodził poza granice Ukrainy, z żartów Zełenskiego śmieli się także Rosjanie i Rosjanki.

Zapewne nie było premedytacji w wyprodukowaniu i zagraniu głównej roli w serialu "Sługa narodu" (2015), ale jest w tym - trudno zaprzeczyć - intuicja może zaskakująca nawet dla samego Zełenskiego. Zełeńnski-aktor jako nauczyciel historii w wiejskiej szkole wypowiada długą tyradę przeciwko politykom, wspominając, że gdyby sam kandydował, to.... - co ktoś rejestruje telefonem z ukrycia (zobacz tę scenę). Filmik staje się wiralem, który wynosi Zełenskiego-aktora do władzy. Zostaje dobrym prezydentem, który próbuje uzdrowić skorumpowany i oligarchiczny kraj.

Inteligencja Zełenskiego szlifowana w formach satyrycznych, umiejętności organizacyjne i łapanie kontaktu z odbiorcami stają się dobrym wyposażeniem do sprawnego rządzenia i skutecznego komunikowania się w prawdziwym świecie polityki, która żyje on line.

Także w wymiarze zagranicznym. Putin jest przaśny, nawiązuje do kostycznej tradycji rosyjskiego cara/pierwszego sekretarza, z całą pompą i nadęciem oraz dystansowaniem się od świata, nasilonym przez obsesyjny lęk przed koronawirusem. Jest też starzejącym się mężczyzną (rocznik 1952), który usiłuje to ukryć, celebrując filmiki ze swoich osiągnięć w judo (kimono tuszuje sylwetkę) i coraz staranniej zaczesując resztki włosów na głowie. Jest sztywny, momentami nieruchomy jak figura woskowa.

Młodszy o pokolenie Zełenski (rocznik 1978) jest wyluzowany. Jakich poważnych rzeczy by nie mówił, pozostaje sobą - człowiekiem, który zwraca się do innych ludzi. Nawet najbardziej wzniosły patos, jakiego używa, go tego nie pozbawia, w każdej chwili jest gotów do lżejszych skojarzeń i dostrzega ironię historii. Potrafi obracać znaczeniami, jak dziś (27 lutego), gdy w dniu referendum białoruskiego zwrócił uwagę Białorusinek i Białorusinów, że biorą udział w znacznie ważniejszym referendum - "za" lub "przeciw" zbrodni wojennej.

Zełenski wygrywa wojnę na sympatię i podziw świata z Putinem także dlatego, że potrafi dobrze opowiadać.

Fenomen ukraińskiej demokracji, czyli Zełenski nie urwał się z choinki

Zełeński nie urwał się tu z ukraińskiej choinki.

Zwraca na to uwagę Aleksandra Hnatiuk, profesor w Instytucie Slawistyki PAN i na UW, autorka historycznych prac "Pożegnanie z imperium. Ukraińskie dyskusje o tożsamości" (2003), a także opowieści "Odwaga i strach" (2015) o postawach Ukraińców, Polaków i Żydów we Lwowie okupowanym przez Sowietów w czasie II wojny światowej. Jej zdaniem po rozczarowaniu skutkami Euromajdanu i wojnie hybrydowej z Rosją wszystko wskazywałoby, że w Ukrainie powinna zatriumfować prawicowa narodowa narracja. A tu odwrotnie - model tożsamości narodowej zmienia się z zamkniętej etnicznie na otwartą.

Kształtuje się świadomość "narodu politycznego składającego się z różnych narodowości".

"Chciało się płakać…, ale na płacz przyjdzie czas później. Gdy skończy się wojna, którą nazistowska Rosja wypowiedziała mojemu różnorodnemu, wesołemu, dobremu narodowi" - pisała mieszkanka Kijowa, w relacji, którą opublikowaliśmy 25 lutego (podkr. - PP).

Ostatni wątek w biografii Zełenskiego to jego żydowskie pochodzenie, po obojgu rodzicach. Długo nie akcentuje tego faktu, a w rozmowach z "Times of Israel" przed wyborami 2019 nie chce nawet potwierdzić, że jest Żydem (ale ochrzcił dziecko).

Po wyborach mówi, że według badań (Pew Research Center) poziom antysemityzmu jest w Ukrainie najniższy na świecie, a najlepszym dowodem jest to, że "jak wiadomo, mam żydowską krew. A jestem prezydentem. Ludziom jest to obojętne. Nikt mnie o to nie pyta".

Może sobie na to pozwolić skoro - stojąc na czele partii "Sługa Narodu" - wygrał wybory w I turze z ponad 75 procentowym poparciem (Petro Poroszenko miał 25 proc.).

Żelenski w Auschwitz: "Zachęcajcie nas, by się nie poddawać"

W lutym 2020 kamera OKO.press Roberta Kowalskiego zarejestrowała wystąpienie Zełenskiego na obchodach 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Do ostatnich żyjących świadków Zagłady mówił:

"Nie wyobrażam sobie, jaką trzeba mieć siłę, by coś takiego przeżyć. Jesteście niesamowitymi ludźmi, najsilniejszymi, najdzielniejszymi. Zachęcajcie nas, by nigdy się nie poddawać".

Najwyraźniej sam poczuł się zachęcony.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze