1 listopada zawarto porozumienie kończące strajk w LOT. Zarząd przywrócił do pracy Monikę Żelazik i 67 osób zwolnionych za strajk. Wycofał też wobec nich żądania pieniężne. Spełnienie elementarnych warunków, które umożliwią dalsze rozmowy, wymagało 2 tygodni dramatycznego strajku. To miara kompromitacji prezesa, ale i kryzysu praw pracowniczych w Polsce
„Zakończono strajk, ale spór zbiorowy z pracodawcą trwa" – mówiła wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Agnieszka Szelągowska o drugiej w nocy 1 listopada w hallu siedziby PLL LOT.
Strajk pilotów i stewardess rozpoczął się 17 października 2018 o 05.00 rano. Bezpośrednią przyczyną strajku było zwolnienie z pracy szefowej Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Moniki Żelazik.
Podczas strajku prezes Rafał Milczarski
W negocjacjach, w których udało się osiągnąć porozumienie, prezes Milczarski nie uczestniczył. Porozumienie jest sukcesem strajkujących, ale nie kończy sporu zbiorowego w PLL LOT.
Osiągnięcie bardzo elementarnego porozumienia, które umożliwia dalsze rozmowy, wymagało aż dwóch tygodni dramatycznego strajku. Co to właściwie mówi o tej państwowej spółce, o rządzie, który na to pozwolił i o sytuacji pracowników w Polsce?
Według porozumienia zawartego 1 listopada zarząd PLL LOT zobowiązał się do przywrócenia do pracy Moniki Żelazik. Szefowa Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego, została zwolniona w czerwcu. Przywrócenie jej do pracy było podstawowym postulatem strajku. Wg art. 17 ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych strajk może być zorganizowany bez zachowania ustawowych zasad „jeżeli bezprawne działanie pracodawcy uniemożliwiło przeprowadzenie rokowań lub mediacji, a także w wypadku, gdy pracodawca rozwiązał stosunek pracy z prowadzącym spór działaczem związkowym". Państwowa Inspekcja Pracy uznała w sierpniu, że zwolnienie Żelazik było niezgodne z prawem i nałożyła na członków zarządu mandaty wysokości 1000 zł (PLL LOT ma 6 mld zł rocznego obrotu; wysokość mandatów, jakie nakłada PIP nie pomaga w odstraszaniu firm od łamania praw pracowniczych).
Do pracy wróci też 67 osób zwolnionych podczas strajku. Jak doszło do zwolnień?
„Zostaliśmy zaproszeni jako międzyzwiązkowy komitet strajkowy” – mówiła OKO.press Szelągowska. „Gdy rozmawialiśmy, wszedł kolega i pokazał mi na telefonie, że ludzie na dole dostają wypowiedzenia dyscyplinarne. Pokazałam ten telefon – to był email z wypowiedzeniem – i zapytałam, co zarząd spółki ma do powiedzenia na ten temat.
Wtedy wyjęto z teczki zwolnienia dyscyplinarne dla mnie i Adama Rzeszota. Przerwaliśmy to spotkanie i chcieliśmy wyjść. Prezes lotu nam chciał to uniemożliwić siłą wręczając nam te wypowiedzenia. Popchnął Adama Rzeszota, przyparł go do ściany i chciał koniecznie wręczyć mu wypowiedzenie. Udało mi się przemknąć koło prezesa i wyjść na zewnątrz. Kiedy wychodziliśmy, cały czas za nami szedł prezes i odczytywał treść tego wypowiedzenia. To jest tak żenujące, że trudno uwierzyć. Odczytywał cały czas to wypowiedzenie, jak adwokat w amerykańskich filmach”.
Uchylona zostanie nagana nałożona na kpt. Adama Rzeszota na początku października. „Zostałem ukarany naganą za, jak to określił członek zarządu, »szkalowanie linii lotniczych«. Było to na spotkaniu Rady Dialogu Społecznego. Tam takie rzeczy powinno się omawiać i szukać rozwiązań, żeby problemy, które się omawia, ustąpiły" – tłumaczył Rzeszot w TOK FM. Szef Związku Zawodowego Pilotów mówił o locie, który odbył się niezgodnie z procedurami.
Zarząd PLL LOT zobowiązał się nie dochodzić od organizatorów, kierujących strajkiem lub uczestników strajku roszczeń finansowych za straty związane z akcją strajkową.
W sierpniu wystawił związkowcom rachunek na 1,7 mln zł. za straty spowodowane zapowiedziami strajku z kwietnia 2018. Podczas właśnie zakończonego strajku piloci, którzy brali w nim udział, otrzymali pisma przedsądowe, z żądaniem zapłaty po 600 tys. zł odszkodowania. Taką postawą zarząd właściwie zagwarantował sobie, że strajkujący nie odpuszczą.
Wreszcie zadeklarowano rozpoczęcie od 7 listopada rozmów na temat zmian w regulaminie wynagradzania w PLL LOT. Obie strony zobowiązały się do „zachowania spokoju społecznego" przez co najmniej 24 miesiące, jeśli będą przestrzegane postanowienia podpisanego porozumienia.
Te ostatnie punkty przypominają, że spór w firmie wcale się nie kończy – przywrócono jedynie stan, w którym negocjacje zarządu z pracownikami są możliwe, bo spółka wycofała się z ataku na związkowców.
Zatrudnieni w PLL LOT od lat domagają się przywrócenia regulaminu płac, który został zawieszony w 2013 roku, gdy spółka znalazła się w poważnych tarapatach finansowych. Sytuacja firmy jest w tej chwili dużo lepsza, trwa też koniunktura na rynku lotniczym. Mimo to, uśmieciowienie zatrudnienia w PLL LOT postępuje. Pensje opierają się na nieregularnych dodatkach w różnej wysokości, więc np. choroba skutkuje niższymi zarobkami. Piloci i stewardessy, którzy chcą pracować dla LOT-u, muszą założyć jednoosobową działalność gospodarczą.
“To jest dla mnie coś niezrozumiałego, paraliżującego, żeby ktoś, kto lata 20 lat w zamkniętej konserwie, pozostaje bez przerwy do dyspozycji pracodawcy, pracuje w niedziele i wszystkie święta, wstaje o każdej porze dnia i nocy (deficyt snu jest najbardziej odczuwalny w tym zawodzie) dostawał 3-3,5 tys. brutto” – mówiła w wywiadzie Monika Żelazik.
“Pracujemy 45 godzin miesięcznie, które musimy wylatać, ale to 45 godzin spędzone w powietrzu, nie w samolocie na płycie lotniska, który np. z powodu burzy czeka kilka godzin na start. Możesz mieć np. 117 godzin pracy, ale tylko 45 godzin lotu. I za to dostajesz te 2,5 tys. zł, 3,5 tys. zł, lub 4,5 tys. zł brutto – to jest kwota bazowa”.
W kwietniu 2018 odbyło się referendum strajkowe. Większość pracowników poparła strajk (807 za, 73 przeciw, 5 wstrzymujących się). Spółka zaskarżyła jednak referendum do sądu, a ten zablokował strajk tuż przed jego rozpoczęciem w ramach zabezpieczenia powództwa. Zwolnienie Żelazik nastąpiło niedługo potem.
Jak dowiedziało się OKO.press „samozatrudnienie" nie ogranicza się do załóg samolotów.
„Na rozmowie kwalifikacyjnej na moje pytanie, czy mam szanse na umowę o pracę uzyskałam odpowiedź, że mogę sobie wybrać czy chcę pozostać na samozatrudnieniu czy też podpisać umowę o pracę” – opisywała nasza rozmówczyni, pracownica biura LOT. „Kiedy rekrutacja dobiegła końca, a ja dostałam pracę, okazało się, że to co członek HR obiecywał względem umów jest już niebyłe i oferta jest ważna tylko, jeśli zgodzę się na umowę na zasadach B2B (kontrakt między dwiema firmami – przyp. OKO.press)”
Jak mówiła, doskwiera jej m.in. brak możliwości pójścia na zwolnienie lekarskie, bo za 5 dni zwolnienia lekarskiego przysługuje jej ok. 40 zł. Albo na urlop macierzyński. A osób w jej sytuacji jest więcej.
„To jest wstyd, żeby takie rzeczy działy się w państwowej spółce” – stwierdziła.
Obecnie w PLL LOT prawie połowa personelu nie jest zatrudniona na umowach o pracę, lecz wykonuje usługi w ramach jednoosobowej działalności gospodarczej. Strajk sprawił, że chyba po raz pierwszy wypychanie na samozatrudnienie zostało nazwane i potępione w szerszej debacie publicznej. To sukces związkowców.
"Zgodnie z artykułem 22. § 1. Kodeksu pracy »Przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca – do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem« – przypomniał Piotr Szumlewicz, przewodniczący rady OPZZ woj. mazowieckiego (PLL LOT od niego również domaga się odszkodowania za pisanie o sytuacji w firmie; ten pozew o ile nam wiadomo nie został wycofany). "W kolejnych paragrafach tego samego artykułu czytamy, że »nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w § 1«”
Zmuszanie do zakładania własnej działalności gospodarczej jest szczególnym absurdem w państwowej spółce, bo oszczędność polega tutaj głównie na pozbawianiu wpływów Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który otrzymuje niższe kwoty składek. Państwo łupi pracowników, a przy okazji samo siebie. Ale wypychanie na samozatrudnienie jest zjawiskiem na dużą skalę szczególnie w sektorze prywatnym. Obok umowy o dzieło i umowy zlecenie to najpowszechniejszy sposób pozbawiania pracowników kodeksowych praw.
Choć nie brakuje zawodów, w których prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej jest naturalnym i uzasadnionym rozwiązaniem, z badań GUS wynika, że ponad połowa samozatrudnionych pracuje w tej formie nie z własnego wyboru – pracodawca uzależnił powierzenie im pracy od założenia przez nich działalności gospodarczej.
Samozatrudnieni nie mają prawa do strajku.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze