0:000:00

0:00

Do ostatniej chwili wszystko wskazywało na to, że zgodnie z prawem 11 listopada trasą rondo Dmowskiego - błonia Stadionu Narodowego przejdzie „14 Kobiet z Mostu”. Ich wydarzenie zostało zarejestrowane przez miasto, miało być ochraniane przez policję. Narodowcy, których marsz w świetle wyroków sądowych utracił uprzywilejowany status wydarzenia cyklicznego, planowali zgromadzić się w sposób spontaniczny. Dopuszczali także możliwość zmiany trasy.

Jednak we wtorek 9 listopada szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk poinformował, że instytucja przejmuje formalnie organizację Marszu Niepodległości. Oznacza to, że wydarzenie uzyska rangę uroczystości państwowej, której przysługuje pierwszeństwo.

W środę 10 listopada "14 Kobiet z Mostu" opublikowało komunikat o odwołaniu swojego wydarzenia. O powodach tej decyzji i planach na 11 listopada rozmawiamy z Elżbietą Podleśną, aktywistką i jedną z "14".

Przeczytaj także:

Sebastian Klauziński, OKO.press: Ogłosiłyście, że odwołujecie swoje wydarzenie „Niepodległa dla Wszystkich”, które miało przejść przez Warszawę w święto niepodległości. Dlaczego?

Elżbieta Podleśna, aktywistka, jedna z „14 Kobiet z Mostu”: Naszym priorytetem jest bezpieczeństwo. Przepychanie się z państwem i nacjonalistami możemy uprawiać solowo, ale nie chcemy narażać na to innych. Oczywiście, każdy ma prawo indywidualnie podejmować decyzje co do formy i udziału w obchodach.

Trasy też nie zamierzałyśmy zmieniać. Mógłby powstać jakiś szum informacyjny, ludziom mogłby się te trasy pomieszać i niepotrzebnie sprowokować jakieś niebezpieczne sytuacje.

Poza tym nasze wydarzenie zostało zarejestrowane na tej konkretnej trasie i na tej trasie jest legalne. Miałyśmy też w planach zrobić przystanek w miejscu, w którym 11 listopada 2017 roku rozwinęłyśmy nasz baner, żeby symbolicznie pokazać, że stawiamy tamę faszyzmowi.

No, ale

jeśli faszyzm ma nie tylko błogosławieństwo państwowe, ale się z państwem scala, to my już go nie możemy zatrzymać.

Postanowienia sądów wskazywały, że to wy macie prawo przejść trasą z ronda Dmowskiego pod Stadion Narodowy. Mimo kilku prób ze strony obozu rządzącego, jeszcze do wczoraj wydawało się, że wam się uda. Co poczułyście, kiedy okazało się, że PiS wyciągnął rękę do narodowców i objął ich zgromadzenie państwową opieką?

Byłyśmy tym przytłoczone. I to nawet nie ze względu na to, że nasze zgromadzenie się nie odbędzie - chociaż na tej trasie jest jedynym legalnym, zgodnie z literą i duchem prawa, wydarzeniem.

To przytłaczające, bo żeby zatrzymać tę inicjatywę, państwo sięgnęło po takie metody. Ten sojusz z neofaszystowskimi ruchami jest tak ewidentny, że już bardziej się nie da. Tak dalece posunięte zawłaszczenie przestrzeni, głosu... Znalezienie tego urzędu ds. kombatantów - serdeczne wyrazy współczucia, że pod czymś takim się podpisali.

Kto teraz państwu zabroni robienia tej imprezy? Kto państwo ma teraz ukarać, że nie powiadomiło zarządcy drogi publicznej 30 dni przed imprezą? Państwo stało się przedziwnym podmiotem, które uzurpuje sobie prawa, jakich nie powinno mieć.

Neofaszyści, którzy zawsze przedstawiali się jako wielcy antysystemowcy, idą ręka w rękę z PiS-em i ręka w rękę z policją - to jedyna zabawna rzecz w tej całej sytuacji.

Co planowałyście na waszym wydarzeniu?

To miała być Niepodległa dla Wszystkich. W pierwszej kolejności głos miały zabrać osoby, które uczestniczą w pomaganiu uchodźcom na granicy - to miał być największy i najważniejszy punkt programu. Tam, na granicy, jest w tej chwili Niepodległa, wśród ludzi, którzy organizują się wokół dobrego celu - ratowania i wspierania tych, którzy próbują ocalić lub poprawić swoje życie. To jest działalność zastępcza za państwo, która wymaga uruchamiania postaw bohaterskich, często na skraju wytrzymałości.

Zaprosiłyśmy też osoby LGBTQIA, chciałyśmy, żeby opowiedziały, czym dla nich miałaby być Niepodległa, jak wyobrażałaby sobie życie w niej. Chciałyśmy opowiedzieć o Niepodległej jako domu, czyli miały zabrać głos osoby zajmujące się kryzysem bezdomności. Wypowiedzi dla nas nagrały Powstanki - Wanda Tkaczyk-Stawska i Anna Przedpełska-Trzeciakowska, swoje wystąpienia napisały Olga Tokarczuk i Agnieszka Holland. Planowałyśmy oddać głos osobom walczącym o prawa kobiet, prawnikom, wolnym mediom, tym, którzy walczą z antysemityzmem… przepraszam, może o kimś zapomniałam, mówię z pamięci.

Chodziło o to, żeby nagłośnić to, co jest w Polsce za ciche. Większość się sama broni, my chciałyśmy dać głos tym, którzy mają go mało.

Mimo to, że wasze zgromadzenie nie dojdzie do skutku, w swoim komunikacie napisałyście, że – jako „14 kobiet z mostu” – coś na 11 listopada szykujecie.

Postanowiłyśmy, że za pieniądze, które zebrałyśmy na organizację „Niepodległej dla Wszystkich" kupimy rzeczy potrzebne dla uchodźców i jutro zawieziemy na granicę. Bo, jak mówiłam, tam teraz jest Niepodległa.

Co wydarzyło się w sądach?

Przypomnijmy, co do tej pory wydarzyło się w związku z tegorocznym Marszem Niepodległości:

  • „14 kobiet z mostu” zarejestrowało na 11 listopada dwa zgromadzenia – od godz. 10.00 do 13.30 na rondzie Dmowskiego, a kolejne w godzinach 14:00-17:00 na trasie z ronda na błonia Stadionu Narodowego. To trasa, którą w poprzednich latach chodził Marsz Niepodległości. Aktywistki wykorzystały fakt, że narodowcy nie odnowili na czas rejestracji marszu jako zgromadzenia cyklicznego;
  • wojewoda z PiS Konstanty Radziwiłł zarejestrował ponownie MN jako zgromadzenie cykliczne, dając mu tym samym pierwszeństwo na trasie;
  • decyzję wojewody zaskarżył warszawski ratusz, argumentując, że status zgromadzenia cyklicznego nie może zostać przyznany, ponieważ formalnie w 2020 roku Marsz Niepodległości nie został zarejestrowany z powodu pandemii. Odbył się de facto jako zgromadzenie spontaniczne;
  • 27 października Sąd Okręgowy poparł argumentację miasta i uchylił decyzję wojewody o rejestracji. Następnie 29 października Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji;
  • Zbigniew Ziobro, wykorzystując uprawnienia Prokuratora Generalnego, złożył w sprawie marszu w piątek 5 listopada skargę nadzwyczajną. Wnioskował także o środek zabezpieczający w postaci wstrzymania wykonania wyroku Sądu Apelacyjnego, co miałoby umożliwić przeprowadzenie MN jako wydarzenia cyklicznego – z pierwszeństwem na trasie w centrum Warszawy;
  • w poniedziałek 8 listopada Sąd Apelacyjny przekazał skargę nadzwyczajną do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, ale odrzucił wniosek Ziobry o zabezpieczenie;
  • tego samego dnia wieczorem IKNiSP poinformowała, że z powodu braków formalnych w dokumentacji odsyła akta sprawy z powrotem do Sądu Apelacyjnego, celem uzupełnienia.

W tym momencie stało się oczywiste, że narodowcom nie uda się z pomocą PiS na czas wymusić sądownie pierwszeństwa na trasie rondo Dmowskiego – Stadion Narodowy. Przypomnijmy,

przegrana narodowców w kolejnych instancjach nie oznaczała, że marsz nie może się odbyć w ogóle. Cały czas mogli oni zgłosić zgromadzenie na zasadach ogólnych. Warunkiem zarejestrowania go była jednak zmiana trasy, ale narodowcy traktowali to jako plan awaryjny. I słusznie, bo rękę do nich wyciągnęło państwo.

Marsz państwowy, czyli jaki

Jak pisaliśmy, z tego, że Marsz Niepodległości będzie miał „charakter państwowy” wcale nie wynika, że ma pierwszeństwo przed jakimikolwiek innymi zgromadzeniami w tym miejscu i czasie. Nie istnieją bowiem żadne regulacje prawne, które by precyzowały, czym są „uroczystości państwowe” i jaki jest ich stosunek do zgromadzeń publicznych.

Pomysł zadekretowania wyższości zgromadzeń państwowych nad zwykłymi pojawił się w projekcie nowelizacji prawa o zgromadzeniach z 2015 roku, ale po protestach m.in. Rzecznika Praw Obywatelskich PiS się z niego wycofał. Ustawa o zgromadzeniach mówi ostatecznie tylko o tym, że „przepisów ustawy nie stosuje się do zgromadzeń organizowanych przez organy władzy publicznej”.

Interpretacja tego przepisu przez PiS jest taka, że w państwo może sobie organizować zgromadzenia bez żadnych ograniczeń. Ale tak naprawdę organy władzy publicznej obowiązuje zasada legalizmu, czyli działanie na podstawie i w granicach prawa. Nie istnieje żaden przepis, który mówiłby o tym, że nagła potrzeba nadania przez władzę „państwowego charakteru” jakiemuś wydarzeniu kasuje odbywające się w tym miejscu legalnie zarejestrowane wydarzenie.

Na to, że takie podejście to po prostu sankcjonowane siłą obchodzenie prawa o zgromadzeniach OKO.press zwracało uwagę w 2018 roku, gdy premier i prezydent ogłosili biało-czerwony marsz 11 listopada, który miał zastąpić zarejestrowany na tej samej trasie Marsz Niepodległości.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Komentarze