Ministerstwo Zdrowia poinformowało w środę 3 marca o wykryciu 15 698 osób zakażonych SARS-CoV-2.
Liczba aktualnie zakażonych osób, która spadła już do 200 tys. znowu podskoczyła do prawie 250 tys. Wzrost zakażeń widać już również w szpitalach i w liczbie osób pod respiratorami, które wracają do wskaźników sprzed trzech miesięcy.
Ponad 15 tys. zakażeń – brzmi to jak komunikat pisany pod koniec października ubiegłego roku, kiedy pędziła ku górze jesienna fala. Dwa tygodnie później mieliśmy ponad 25 tys. przypadków średnio w tygodniu, w szpitalach brakowało miejsc dla chorych na COVID, a listopad stał się miesiącem, kiedy zmarło najwięcej mieszkańców Polski być może od II wojny światowej.
Czy grozi nam powtórka? Sytuacja jest rzeczywiście niebezpieczna w związku z tym, że rozprzestrzenia się po Polsce tzw. brytyjski wariant koronawirusa B.1.1.7, który może być ok. 50 proc. bardziej zaraźliwy. W próbkach zbadanych w Olsztynie i Gdańsku stanowił już ponad trzy czwarte. Poza tym wszyscy już chyba jesteśmy bardzo zmęczeni ciągłym zachowywaniem dystansu, noszeniem maseczek, ograniczaniem kontaktów z przyjaciółmi i znajomymi. Nic dziwnego: już jutro, 4 marca, będziemy obchodzić rocznicę wykrycia pierwszego przypadku koronawirusa w Polsce.
Ale jeśli spojrzeć uważniej na dane, to widać, że ta fala nie rozpędza się tak szybko, jak jesienna: liczba nowych przypadków wzrasta wolniej – tydzień do tygodnia o 29 proc., a w poprzednim tygodniu o 40 proc. Również na wykresach przedstawiających przyrost nowych przypadków do tych obecnie aktywnych widać, że krzywa nie rośnie tak stromo jak we wrześniu i październiku.


To samo można powiedzieć o liczbie zleceń na testy PCR ze strony lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej. To teraz jedno z głównych źródeł wiedzy o dynamice zakażeń, bo w Polsce przede wszystkim testuje się osoby z objawami.

Co może być czynnikiem spowolniającym rozprzestrzenianie się bardziej zakaźnego wariantu? Już 1,2 mln, czyli ponad 3 proc. osób mieszkających w Polsce zostało zaszczepione dwoma dawkami szczepionki przeciw koronawirusowi. Jak wynika z analizy Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Polskiego Zakładu Higieny, do końca grudnia ok. 16,5 proc. ludności Polski przeszło już zakażenie i przeważająca większość z nich powinna być odporna. Razem nie są to jednak wartości, które mogłyby powstrzymać rozprzestrzenianie się epidemii.
Jeśli jednak spojrzymy na stopień ograniczeń wprowadzonych przez rząd, mierzonych indeksem GSRI, widać, że startujemy z zupełnie innego pułapu niż jesienią. Innymi słowy, nie dopuszczamy do tego, żeby bardziej zaraźliwy wirus mógł swobodnie krążyć pomiędzy setkami tysięcy osób.
Polska wyspą w morzu zakażeń?
Sytuacja u naszych południowych sąsiadów tymczasem – na razie – jest o wiele gorsza. Czechy miały w ostatnich tygodniach najwięcej zgonów na milion na świecie! W środę aktualnie zakażonych było tam prawie 155 tys. na 10 mln mieszkańców, a w szpitalach przebywało ponad 8 tys. osób. Dla porównania, w prawie cztery razy ludniejszej Polsce mamy dwa razy mniej chorych na COVID.
Polskie szpitale zaczęły przyjmować chorych w ciężkim stanie ze Słowacji, gdzie również wybuchły zachorowania. Dwie osoby z Prešova trafiły we wtorek do szpitala w Gorlicach. Dla słowackich pacjentów zarezerwowano 10 miejsc w małopolskich szpitalach.
Kolejny szczyt zachorowań widać również w Ukrainie, gdzie w ciągu ostatniej doby trafiło do szpitali 3,5 tys. osób. W zbliżonej pod względem liczby mieszkańców Polsce w ciągu ostatnich dni hospitalizujemy po kilkaset osób więcej dziennie.

Przeczytaj także:
„Musimy wykonać mały kroczek wstecz”. Rząd wprowadza nowe obostrzenia
24 lutego 2021
Szczepionki działają – przynajmniej na lekarzy
Ministerstwo Zdrowia podało we wtorek dane, z których wynika, że wśród lekarzy – pierwszej grupie szczepionej przeciw COVID-19, gdzie zaszczepiło się 94 proc., radykalnie spada liczba zakażeń.

To optymistyczne dane, bo wbrew powszechnej intuicji wcale nie jest tak, że wszystkie szczepionki chronią przed zakażeniem. Osoba odporna nadal może przenosić wirusy. Jeśli wierzyć rządowemu harmonogramowi, to
- już w drugiej połowie marca powinniśmy też zauważyć wzrost tempa szczepień: koncerny, które z różnych przyczyn nie dostarczały dawek na czas, obiecują je uzupełnić do końca kwartału;
- 15 marca mają ruszyć szczepienia przewlekle chorych;
- a 22 marca osób 60 plus (preparatem AstryZeneki, który jest dopuszczony obecnie do 70. roku życia, dlatego część osób 70 plus będzie musiała jeszcze poczekać na szczepionki Pfizera i Moderny).
Według rządowych danych zaszczepionych jest już 1,2 mln osób powyżej 75. roku życia i 320 tys. powyżej 70. roku życia.
RzD nadal nie może się zdecydować kto kieruję walka z zarażą. Niejaki Horban (główny doradca) plecie niebywałe głupoty. Minister zdrowia protestuje (szczepienia nauczycieli). Morawiecki fantazjuje – państwowa szwalnia maseczek miała być w ub roku (czerwiec), będzie może przed obecnymi wakacjami. Podobnie będzie z uruchomieniem licencyjnej produkcji szczepionek. Znowu jakiś kumpel Morawieckiego dostanie ogromną pensje za pozorowanie roboty. Minister zdrowia ogłasza otwarcie państwowych przychodni dla dzieci i osób starszych. Lekarze mają go i pacjentów w d… Byłby bardzo ostrożny w ocenie postępów walki z COVID. Przykladowo: ogłaszane jest ponad 3,3 mln szczepionych. Oczywiste kłamstwo. To są "ukłucia". Przeważa szczepionka, która można uznać za wykonaną po dwu ukłuciach.
Obawiam się że optymistyczna informacja że idąc w trzecią fala nie jest tak dynamiczna jak druga jest oparta na użyciu błędnego wskaźnika. Porównanie nowych przypadków do aktywnych gdy od dłuższego czasu mamy poziom około 5-10k nowych dziennie nie jest miarodajne bo mianownik teraz jest znacznie większy. Lepsze będzie miara tempa nowych przypadków do wielkości z analogicznego dnia poprzedniego tygodnia w ujęciu dziennym lub okna 7-dniowego.
Na wykresach Michała Rogalskiego jest taki porównanie i sugeruje ono raczej podobna dalej jak druga z tym że obecnie wygląda jakbyśmy byli w maksimum tygodniowego tempa przyrostu (tj. Punkt siodłowy lub inaczej mówiąc moment żerowania drugiej pochodnej tej miary)
Kompletnie nie rozumiem, dlaczego Pani zajmuje się szczepionkami. One nie skończą tego cyrku. Zgodnie z wypowiedzią kowidowego celebryty dra Grzesiowskiego, szczepionki nie położą kresu epidemii. Co zresztą widać po zaszczepionych. 94 proc. lekarzy jest zaszczepionych, a nie chcą wrócić do pracy i wolą teleporady. Nauczyciele też są zaszczepieni, a już przedłużono naukę zdalną na uczelniach do końca roku. Ten cyrk nigdy się nie skończy.
Sens teleporad nie wynika tylko z ryzyka zakażenia lekarzy, tylko z ryzyka zakażenia pacjentów. Nawet zakładając, że zamknięto by poczekalnie gdzie zakażeni przebywaliby ze zdrowymi, umawiano na godziny (co jest w praktyce dość średnio wykonalne) to i tak po kilkunastominutowej wizycie w gabinecie, trzeba gabinet dezynfekować i przewietrzyć, co sprawia że zamiast 15 minut na pacjenta za które płaci NFZ trzeba na niego przeznaczyć 40-50 minut. Co jeszcze bardziej ograniczyłoby dostęp do lekarzy.
To samo jeśli chodzi o lekcje w szkole, problem nie jest w zakażeniu nauczycieli tylko w przenoszeniu zakażeń między uczniami, a potem przenoszeniu do rodzin.