W 2017 roku Angela Merkel zostanie sama. Partnerem nie będzie dla niej ani administracja Trumpa, ani rząd w Warszawie, ani nawet Fillon w Pałacu Elizejskim. Ciąg dalszy noworocznych przewidywań naszych autorów
Przez cały rok OKO.press sprawdza wypowiedzi, weryfikuje informacje, punktuje tych, którzy mówią nieprawdę, docenia prawdomównych. Trzymamy się faktów. Z okazji Świąt i nadchodzącego Nowego Roku wyjątkowo pozwalamy sobie na spekulacje.
Zapytaliśmy kilkoro autorów: co się wydarzy w 2017 roku? Jakie wnioski wyciągają z wydarzeń 2016? Opublikowaliśmy już teksty: Edwina Bendyka („Przyszłość sama nie nadejdzie”), Jarosława Makowskiego („PiS będzie tracił poparcie, ale niewiele dobrego z tego wyniknie”), Aleksandry Przegalińskiej („Koniec sztucznej inteligencji, koniec Appla, koniec prawdy”) i Krzysztofa Ostaszewskiego („Likwidacja ochrony zdrowia”).
Czego spodziewam się po roku 2017? Tego, że będzie co najmniej równie nieprzewidywalny, jak rok 2016. Wprawiający w zdumienie ekspertów, polityków i dziennikarzy polityczny dreszczowiec, jaki zaczął się wraz Brexitem, będzie trwał. Nieprzewidywalność w roku 2017 będzie biła z co najmniej kilku źródeł.
Po pierwsze, znad Potomaku. Wielką niewiadomą pozostaje faktyczna polityka administracji Trumpa, pod koniec stycznia wprowadzającej się do Białego Domu. Nie wiemy, czy tacy wybrańcy prezydenta-elekta jak Rex Tillerson zyskają akceptację Senatu. Być może na samym początku republikańskiego prezydenta czeka walka z jego własnym zapleczem.
Trump wybrał do gabinetu miliardów i milionerów niechętnym interwencji państwa w gospodarkę, regulacjom, płacy minimalnej i związkom zawodowym. Na razie wszystko zapowiada, że taki gabinet może prowadzić wyłącznie politykę uderzającą w najbardziej żywotne interesy tych wyborców, którym Trump głównie zawdzięcza zwycięstwo – robotników i niższej klasy średniej przerażonej globalizacją. Czy faktycznie wyborcy Trumpa na własnej skórze szybko poczują, jak głupiego wyboru dokonali? Gdzie wtedy pójdą? Te kwestie określą kierunek wewnętrznej polityki w Stanach w najbliższych latach.
Dla nas najważniejsze pytanie, to polityka zagraniczna prezydenta-elekta.
Najprawdopodobniej czeka nas nowy amerykański reset z Rosją i transakcja „pomoc Rosji w Syrii w zamian za koncesje dla Moskwy w Europie Wschodniej”.
Jak głęboki będzie to reset i jak wpłynie na nasze relacje z Waszyngtonem to pytanie kluczowe dla przyszłego bezpieczeństwa Polski. Większość możliwych scenariuszy jest co najmniej niepokojąca.
Korzystną dla Polski politykę wobec Rosji i Ukrainy będzie z kolei trudno utrzymać z innego powodu: zmieni się władza we Francji. Jeśli wygra któryś z dwójki faworytów – Le Pen lub Fillon – stosunki Paryża i Moskwy znacznie się ocieplą.
Wybory we Francji będą utrzymywać do samego końca w napięciu cały kontynent. Jeszcze rok temu powiedziałbym, że najbardziej prawdopodobny scenariusz to kandydat centroprawicy pokonujący ze znaczącą przewagą w drugiej turze Marine Le Pen. Dziś nie jestem już taki pewny, czy front republikański faktycznie w drugiej turze zadziała – bo że wejdzie do niej Le Pen jestem mocno przekonany. Jeśli liderka Frontu Narodowego zawiesi na kołku rasizm i kontrowersyjne poglądy, może jej się udać spozycjonować jako dobrej matce broniącej francuskiego modelu społecznego przed neoliberałem Fillonem. A wtedy ma realne szanse na zwycięstwo.
Sukces Le Pen byłby jeszcze większym szokiem dla Europy niż Brexit.
Skończyłby z Unią w jej obecnym kształcie, a być może z Unią w ogóle. Unię bez Wielkiej Brytanii można sobie bowiem wyobrazić, bez francusko-niemieckiego rdzenia integracja europejska nie ma żadnego sensu. Trudno nawet przewidywać, jakie konsekwencje mogłoby mieć dla gospodarki i polityki kontynentu wejście wspólnoty europejskiej w spiralę dezintegracji.
Byłaby to z pewnością największa zmiana warunków politycznej i gospodarczej gry w tej części świata od czasów upadku muru berlińskiego, jeśli nie końca II wojny światowej.
Nawet jeśli francuski polityczny thriller nie zakończy się katastrofą, nie będzie można spokojnie odetchnąć. Czeka nas kolejny – wybory do Bundestagu w Niemczech. Czy Angela Merkel powszechnie obwołana ostatnią obrończynią liberalnych wartości wobec fali populizmu przetrwa wyborczy test?
Mimo wszystko wydaje mi się, że tak.
Chadecy wygrają i utrzymają się przy władzy. Z istotnym prawdopodobieństwem w ramach wielkiej czarno-czerwonej koalicji.
Merkel wyjdzie jednak z tych wyborów osłabiona wewnętrznie i zewnętrznie. Wewnętrznie, gdyż słabszy z pewnością niż przed czterema laty kryzys CDU/CSU jeszcze bardziej ośmieli jej krytyków. Alternatywa dla Niemiec w Bundestagu będzie osaczać obie chadeckie partie z prawej flanki.
Zewnętrznie, bo na świecie w 2017 roku Merkel zostanie sama. Partnerem nie będzie dla niej ani administracja Trumpa, ani rząd w Warszawie, ani nawet Fillon w Pałacu Elizejskim. Ten ostatni ma zupełnie inny pomysł na politykę wschodnią niż ta dotychczas firmowana przez Berlin.
Co czeka nas w Polsce? Znów trudno powiedzieć. Ostatni kryzys parlamentarny potwierdza strukturalną niestabilność wpisaną w rządy PiS. Nie sądzę jednak, by doprowadziła ona już w 2017 do znaczącego przetasowania – dekompozycji obozu władzy i wcześniejszych wyborów. Co najwyżej „jeśli”. Jeśli Beata Szydło zużyje się jako „zderzak”, może zostać wymieniona na kogoś innego.
Ktokolwiek ją jednak zastąpi, państwo sterowane będzie realnie z Nowogrodzkiej. W ten sam sposób, w jaki sterowana jest przez Jarosława Kaczyńskiego partia. Przez ciągły kryzys, przesilenia, konflikty, testowanie bojem granic. Po ponad roku widać, że PiS niewiele nauczyło się z okresu 2005-2007 i nie potrafi po prostu rządzić w spokojny, opierający się na procedurach sposób. W treści polityki czeka nas kontynuacja tego samego:
trochę socjalu, trochę autorytaryzmu, sporo narodowo-katolickiej pedagogiki.
Pewnie jakieś majstrowanie przy ordynacji samorządowej i grillowanie konkurentów do władzy w miastach i sejmikach przez służby.
Na ile skorzysta na tym wszystkim opozycja? Tu także nie spodziewam się niczego nowego. Na prawdziwy przełom i sprawdzenie w praktyce taktyk oporu wobec PiS przyjdzie poczekać do wyborów samorządowych.
Jakub Majmurek - publicysta związany z Krytyką Polityczną
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Komentarze