Narodowa Służba Zdrowia, upaństwowienie ratownictwa, przychodni i szpitali. Duże zmiany w prawie farmaceutycznym. Do tego ignorowanie przez rząd potrzeb środowiska medycznego, które apeluje o poprawę warunków leczenia pacjentów. Tak maluje się krajobraz ochrony zdrowia na 2017 r. Słowem: będzie się działo!
Przez cały rok OKO.press sprawdza wypowiedzi, weryfikuje informacje, punktuje tych, którzy mówią nieprawdę, docenia prawdomównych. Trzymamy się faktów. Z okazji Świąt i nadchodzącego Nowego Roku wyjątkowo pozwalamy sobie na spekulacje.
Zapytaliśmy kilkoro autorów: co się wydarzy w 2017 roku? Jakie wnioski wyciągają z wydarzeń 2016? Opublikowaliśmy już teksty: Edwina Bendyka („Przyszłość sama nie nadejdzie”), Jarosława Makowskiego („PiS będzie tracił poparcie, ale niewiele dobrego z tego wyniknie”) i Aleksandry Przegalińskiej („Koniec sztucznej inteligencji, koniec Appla, koniec prawdy”).
Jedną z najważniejszych zapowiadanych zmian w ochronie zdrowia będzie… zlikwidowanie ochrony zdrowia. A dokładniej NFZ - głównego chłopca do bicia wadliwie działającego systemu opieki zdrowotnej. Jednym z koronnych argumentów za jego wycofaniem jest jego rzekomo niska koszto-efektywność. Tymczasem koszty administracyjne stanowią zaledwie ok. 1 proc. budżetu Funduszu. W porównaniu do innych państw Unii Europejskiej NFZ jest najtańszą w utrzymaniu instytucją finansującą świadczenia dla pacjentów (ok. 6-8 proc. dla UE).
Kompetencje NFZ przejmie Ministerstwo Zdrowia (część z nich od dawna się dubluje). Rozliczać świadczenia będą nowo utworzone Wojewódzkie Urzędy Zdrowia.
Co z 70 mld zł ze składek, co roku wydawanymi na leczenie Polaków? Środki na funkcjonowanie służby zdrowia trafią na rachunek Państwowego Funduszu Celowego „Zdrowie”. Będą to głównie wpływy z podatku dochodowego od osób fizycznych i dotacje z budżetu.
O ironio, samo ministerstwo przyznaje, że nakłady na ochronę zdrowia są za małe i wynoszą ok 4,5 proc. PKB. Średnia państw OECD to 6,7 proc. PKB. Z pomocą spieszy rząd, który obiecuje wzrost stawki do upragnionych i zalecanych przez WHO 6 proc… do 2025 roku. Nie wspomina przy tym, że przez pierwsze 2 lata zamierza obniżyć nakłady do poziomu 4,38 proc.
Biorąc pod uwagę, że zapowiadane szumnie zmiany mają nastąpić za dwie kadencje sejmu, przypomina to sytuację, w której ktoś bierze pożyczkę i obiecuje, że dopiero jego wnuki zaczną ją spłacać.
Na marginesie: najbardziej koszto-efektywny system ochrony zdrowia na świecie jest w Singapurze i polega w znacznej mierze (69 proc., w Polsce 29 proc.) na współpłaceniu przez pacjenta.
Zastąpienie ochrony zdrowia Narodową Służbą Zdrowia to sentymentalna podróż do czasów PRL. Szkoda że to nie kadr z filmów produkcji WFDiF, a zapowiadana rzeczywistość. Na wrześniowej manifestacji Porozumienia Zawodów Medycznych Konstanty Radziwiłł przyznał (przy akompaniamencie gwizdów demonstrantów), że dąży do nacjonalizacji systemu opieki zdrowotnej.
Na zmianie szyldów jednak nie koniec. Szeroko zakrojone zmiany zakładają istnienie tylko publicznego (niekomercyjnego) Państwowego Ratownictwa Medycznego i likwidację specjalistycznych zespołów ratownictwa medycznego (karetki „S”, dawne „R”). Efekt? W karetce nie będzie lekarza.
Wprowadzenie zasady „powszechnego zabezpieczenia prawa do świadczeń” dla wszystkich obywateli Polski sprawia, że leczenie ma być dostępne dla wszystkich, a dalsze losy systemu eWUŚ stoją pod znakiem zapytania.
Problemy na zupełnie nową skalę rozpocznie zapowiadana na lipiec 2017 zmiana systemu kontraktowania placówek medycznych, zakładająca istnienie tzw. sieci szpitali. 91 proc. pieniędzy przeznaczonych na lecznictwo szpitalne będzie rozdzielone między placówki zakwalifikowane do sieci. To oznacza, że zostaną one zwolnione z konieczności ubiegania się o umowy z płatnikiem w dotychczasowym, konkursowym trybie, a pieniądze otrzymają w ramach puli ryczałtowej.
Ważniejsze jest to, co się stanie ze szpitalami zepchniętymi na margines. Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że „podmioty nie zakwalifikowane do systemu będą miały relatywnie mniejszą szansę na uzyskanie finansowania”. Nieoficjalnie mówi się, że z blisko 1400 szpitali mających obecnie kontrakt z NFZ finansowania może nie uzyskać nawet 400. Dla prywatnych, jednoprofilowych placówek (np. chirurgii jednodniowej) oznacza to wyrok, dla pacjentów - zmniejszenie konkurencyjności usług.
Na tym nie koniec. Nakłady zostaną przekierowane na przyszpitalną AOS (Ambulatoryjna Opieka Specjalistyczna, czyli np. poradnia kardiologiczna, cukrzycowa itp.). Spowoduje to najpewniej, że będą zanikać samodzielne - i z reguły niepubliczne - placówki „na mieście”. Z jednej strony ułatwi to koordynowanie opieki nad pacjentem po wypisaniu go ze szpitala („proszę się zgłosić do naszej poradni za miesiąc”), z drugiej sprawi, że specjaliści niezadowoleni z warunków pracy (50 pacjentów na 8 godzin pracy w poradni przyszpitalnej) „odpłyną” do sektora prywatnego, a przywiązani do nich pacjenci - będą płacić z własnej kieszeni (co już się odbywa, ale na mniejszą skalę).
Tymczasem ma powstać równoległy system opieki koordynowanej przez POZ, który ma otrzymać specjalny budżet na diagnostykę i konsultacje specjalistyczne w AOS. Teoria brzmi dobrze, ale pomysł rodzi wiele wątpliwości, m.in. kto ma prowadzić pacjenta specjalistycznego, skoro zarówno POZ, jak i szpital mają kierować pacjenta do poradni.
W 2017 wprowadzone zostaną zasady refundacji dla wyrobów medycznych. To oznacza, że pacjent będzie mógł dopłacić do np. lepszej soczewki albo endoprotezy. Dla firm farmaceutycznych inwestujących w rozwój w Polsce przewidziano preferencyjne warunki w ramach Refundacyjnego Trybu Rozwojowego.
Z perspektywy lekarzy najważniejszy jest pomysł, by leki refundowane były zgodnie ze wskazaniami (aktualną wiedzą medyczną), a nie jak dotychczas, z Charakterystyką Produktu Leczniczego. Z powodów proceduralnych i ubezpieczeniowych „charakterystyka” zawiera często dużo węższe wskazania niż te, w których dany lek faktycznie może być stosowany (przykładem niech będzie częsta konieczność stosowania leków off-label u dzieci).
Projekt „apteka dla aptekarza” zakłada, że właścicielem większościowym apteki ma być farmaceuta, a nie, jak dotychczas, choćby mechanik samochodowy. To sprawi, że znikną apteki sieciowe, a powrócą małe, lokalne placówki. Próżno wyrokować, czy taka zmiana zmniejszy ceny za leki dla pacjentów. Pewnie zmniejszy monopol, ale też osłabi pozycję negocjacyjną małych aptek wobec hurtowni.
Po czerwcowej manifestacji rezydentów MZ zaproponował „podwyżkę” o... 75 groszy za godzinę pracy. Spotkało się to z kolejną falą oburzenia i było przyczynkiem do zawiązania PZM i zorganizowania jeszcze większej, wrześniowej, połączonej manifestacji zawodów medycznych.
Kolejne spotkania z ministrami, a nawet prezydentem było tylko grą pozorów i udawaniem, że kogokolwiek interesują problemy środowiska lekarskiego. Wszystko wskazuje na to, że 2017 upłynie pod znakiem zmiany paradygmatu i wyborem: emigracja albo niska stawka godzinowa bez limitu pracy.
Jaki był rok 2016 dla młodych lekarzy? Jaki będzie 2017?
Krzysztof Ostaszewski - lekarz, redaktor naczelny portalu Będąc Młodym Lekarzem. Członek Porozumienia Rezydentów, organizacji walczącej o warunki pracy lekarzy w trakcie specjalizacji. W trakcie specjalizacji z onkologii klinicznej. Prywatnie wielbiciel rowerowych podróży po świecie.
Komentarze