Jacek Sasin ujawnił kolejne szczegóły ustawy o rekompensatach za podwyżki cen prądu. Potwierdzają się założenia: brak rekompensat dla wąskiego grona osób o najwyższych dochodach i zwroty dopiero w 2021 roku. Rząd wyda 2,4 mld zł, by spełnić bezmyślną obietnicę i zrekompensować wydatek, którego większość konsumentów nawet nie zauważy
Dotychczasowe szacunki kosztów i spekulacje o rekompensatach opierały się wyłącznie na słowach Jacka Sasina z programów radiowych i telewizyjnych. Teraz - w końcu - mamy zapowiedź ustawy. Padła 4 lutego 2020 w rozmowie z RMF FM, a do projektu dotarli dziennikarze "Dziennika Gazety Prawnej".
Co więc znajduje się w projekcie?
Według projektu budżet państwa ma na rekompensaty wydać 2,4 miliardy złotych. Zapewne będzie to kosztować nieco więcej. Jednak "w celu ograniczenia oddziaływania wzrostów cen energii na obywateli" rząd chce wydać nawet 10 miliardów. Na co ma pójść tak duża kwota? Szczegółów jeszcze nie znamy.
O planach rekompensat pisaliśmy w OKO.press w tekście "Rekompensaty za »niewielkie miliardy«. Rząd dokłada do węgla i oddala się od transformacji".
Prąd dla zdecydowanej większości z nas produkują cztery firmy: Tauron, Energa, Enea i PGE. Ceny kontroluje Urząd Regulacji Energetyki. Firmy składają wnioski cenowe do URE, a urząd je akceptuje lub nie. Pod koniec 2018 roku rząd zamroził ceny prądu dla odbiorców indywidualnych na 2019 rok.
W grudniu 2019 zaakceptował nowe ceny na 2020 rok tylko Tauronowi, do 3 stycznia URE zaakceptował taryfy u pozostałych firm - ich ostateczna wysokość jest znacznie poniżej oczekiwań wymienionych spółek. Zapowiedział jednocześnie rekompensaty dla odbiorców indywidualnych, także tych, którzy mają umowy z prywatnymi spółkami energetycznymi, np. warszawskim Innogy.
Wg nowych taryf ceny prądu dla gospodarstwa domowego wzrosną średnio o 7-9 złotych miesięcznie. To przeciętnie ok 96 złotych rocznie na rachunku.
Ostatecznie wysokość rachunku zależy rzecz jasna od indywidualnego zużycia prądu.
Widełki ryczałtowe zwrotów według zużycia wyglądają tak:
Według "DGP" autorzy projektu ustawy piszą, że najczęściej spodziewają się rekompensaty w wysokości "około 100 złotych", czyli zapewne drugiej stawki.
To nadmierny optymizm. Ostatni duży raport GUS o zużyciu energii elektrycznej w gospodarstwach domowych pochodzi z 2015 roku. Już według niego średnie zużycie na osobę w Polsce wynosiło między 755,5 kWh a 821,1 kWh (w zależności od klasy urządzeń elektrycznych). W jednym gospodarstwie domowym przeciętnie mieszka 2,8 osoby. To daje średnie zużycie na gospodarstwo domowe między 2115 kWh a 2289 kWh. A to mieści się w trzecim progu, za który przysługuje rekompensata w wysokości 190,06 złotych.
Medianowe gospodarstwo zużywa 1990 kWh energii. Czyli znacznie ponad połowa gospodarstw będzie uprawniona do dwóch najwyższych stawek rekompensaty. Z tego samego badania dowiadujemy się, że w 2015 roku rozkład zużycia w gospodarstwach domowych wyglądał tak:
Tutaj również widać, że przedział między 500 a 1200 kWh nie będzie najczęstszym. Obejmuje on około 20 proc. gospodarstw, 12 proc. z przedziału 501-1000 i kilka z kolejnego, czyli 1501-2000. A pamiętajmy, że jest to badanie z 2015 roku. Zużycie energii nieustannie rośnie, a przedział poniżej 500 kWh obejmuje mniej niż 2 proc. gospodarstw. Należy raczej spodziewać się, że liczebność przedziału 500-1200 kWh się od tego czasu zmniejszyła.
Wicepremier Sasin mówił już, że rekompensat nie otrzymają ci, którzy łapią się na drugi próg podatkowy 32 proc. Wpada się w niego, gdy nasze zarobki przekroczą 85 528 złotych brutto rocznie. To 7127 złotych miesięcznie. To obecnie około 4 proc. Polaków. Mamy też część przedsiębiorców, którzy zdecydowali się płacić podatek linowy 19 proc. i nie płacą podatków według skali - tacy podatnicy to ok. 2 proc. wszystkich (większość z nich ma dochody przekraczające wspomniany drugi próg podatkowy, dlatego go unikają). Co z nimi? Nie wiadomo.
Pamiętajmy też, że rachunku nie otrzymuje każdy Polak, ale gospodarstwa domowe. W Polsce jest ich ok. 15 milionów. W przypadku decyzji o tym, czy rekompensata się należy, czy nie, ważny jest dochód osoby, która nominalnie opłaca rachunki.
Co w wypadku mieszkań wynajmowanych, w których nominalnie rachunek płaci właściciel? Czy jeżeli liczony będzie średni dochód gospodarstwa domowego, to będzie się go rozkładać na dzieci? Co w momencie, gdy w ciągu roku rachunek zostanie przepisany na inną osobę? To istotne szczegóły, nie wiemy, czy projekt ustawy na nie odpowiada.
Rząd przewiduje, że koszt zwrotów wyniesie 2,4 mld. Według naszych wyliczeń koszt samych rekompensat, gdyby uwzględnić dane o zużyciu energii z 2015 roku, wyniósłby 2,8 mld złotych. Ale trzeba pamiętać, że przez pięć lat zużycie wzrosło, więc koszt może być wyższy. O ile? Trudno w tym momencie powiedzieć.
Do tego dochodzi jeszcze koszt obsługi systemu rekompensat. Według dokumentu, na który powołuje się "DGP", ministerstwo aktywów chce, aby rekompensatami zajmowały się same spółki energetyczne. To może obniżyć koszt, ale go nie zniesie.
Dlatego wygląda na to, że „niewielkie miliardy”, o których mówił Sasin w styczniu, to prawdopodobnie kwota, która przekroczy 3 miliardy złotych (wicepremier zresztą mówił o tym 4 lutego).
W ustawie znajdziemy też deklarację, że "razem rząd przeznaczy ok. 10 mld zł w celu ograniczenia oddziaływania wzrostów cen energii na obywateli". Na razie nie wiemy, co kryje się pod tą kwotą, który stanowiłaby około 2 proc. rocznego budżetu państwa. Wysłaliśmy ministerstwu pytania - czekamy na odpowiedź.
Czy rekompensaty w ogóle mają sens? Z pewnością warto łagodzić skutki wzrostu cen najuboższym, ale rekompensaty dla pozostałych to bardzo wątpliwa decyzja - znacznie lepiej byłoby wydać te pieniądze na transformację energetyczną, która długofalowo zapobiegałaby dalszemu wzrostowi cen prądu.
W trzecim kwartale 2019 przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wynosiło ponad 4,9 tys. złotych brutto. Dla dużej części Polaków miesięczny koszt 8 złotych na całe gospodarstwo domowe (czyli w wypadku małżeństwa 4 złote na osobę) byłby właściwie niezauważalny. Nawet przy dużym zużyciu, byłoby to najwyżej około 20 złotych miesięcznie.
Tymczasem rachunki za prąd są też narzędziem kształtowania właściwych decyzji konsumenckich. W wywiadzie dla OKO.press Wojciech Kukuła z Client Earth mówił:
"Ceny energii są znakomitym narzędziem stymulującym poprawę efektywności energetycznej. Jeżeli jednak konsumpcja energii elektrycznej jest dotowana, to nie ma żadnego bodźca, żeby wymienić np. domowe sprzęty na bardziej efektywne".
Okazuje się też, że Polacy są gotowi zapłacić za prąd więcej, jeżeli tego wymaga odejście od węgla. Tak wynika z badania United Surveys dla "Dziennika Gazety Prawnej" i RMF FM. Badani odpowiadali na pytanie :"Czy w celu powstrzymania zmian klimatycznych zgodziłbyś się na podwyżkę kosztów ogrzewania/energii, by zastąpić węgiel innymi paliwami, które emitują mniej zanieczyszczeń?" 59 proc. odpowiedziało, że tak.
Z tego samego badania dowiemy się, że 64 proc. Polaków uważa, że należy odchodzić od węgla, aby zmniejszyć emisje CO2.
Polacy rozumieją więc, że transformacja jest konieczna i pociąga za sobą koszty. A rząd po raz kolejny staje się zakładnikiem nie do końca przemyślanej obietnicy. Chcąc dotrzymać słowa z kampanii wyborczej, generuje koszt, którego w większości można było uniknąć. Wartość rekompensat dla większości obywateli będzie znikoma.
Jednocześnie nasz plan transformacji energetycznej wymaga ogromnych inwestycji. Zamiast inwestować w sektor odnawialnych energii, rząd wkłada miliardy złotych w podtrzymywanie energetyki opartej na węglu. Ceny energii będą dalej rosnąć, a jeżeli spóźnimy się z przekształceniem polskiej energetyki, to będą rosnąć coraz szybciej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze