0:00
0:00

0:00

Barbórka i odbywający się właśnie w Katowicach szczyt klimatyczny sprowokowały rządzących do skandalicznie ignoranckich i nieodpowiedzialnych wypowiedzi o energetyce opartej na węglu.

“Użytkowanie własnych zasobów naturalnych, czyli w przypadku Polski węgla, i opieraniu o te zasoby bezpieczeństwa energetycznego nie stoi w sprzeczności z ochroną klimatu i z postępem w dziedzinie ochrony klimatu” - stwierdził prezydent Andrzej Duda.

“Państwo górnicy, więcej węgla nam potrzeba!” - ekscytował się minister Tchórzewski, któremu marzy się nowa kopalnia na Śląsku.

Ten ostatni torpeduje też walkę ze smogiem - bez wątpienia chcąc się przypodobać branży wydobywczej. Zakaz sprzedaży najgorszego miału i odpadów kopalnianych zacznie obowiązywać dopiero za dwa sezony grzewcze, w 2020 roku.

Deklarowana przez rząd PiS miłość do górnictwa, choć - jak argumentował niedawno na łamach OKO.press Bartłomiej Derski - fałszywa i bałamutna, w części społeczeństwa roznieca na nowo niechęć do górników jako całej grupy zawodowej.

Wracają mity o niebotycznych zarobkach, przywilejach oraz słynnym “paleniu opon pod Sejmem” (pytanie do czytelników: kiedy ostatni raz górnicy palili opony na Wiejskiej?). Klęska polskiej transformacji energetycznej i wszechobecny smog - to wszystko się dzieje, by górnikom żyło się dobrze.

Tę opowieść o górnikach podchwytują politycy, ostatnio Jakub Bierzyński, dawniej główny doradca Ryszarda Petru, teraz doradca Roberta Biedronia. Ma to pewną zaletę - twierdzenia polityków OKO.press ma w zwyczaju sprawdzać.

Śmiercionośne powietrze

44 tysiące Polaków umiera by 80 tys. górników mogło zarabiać 13 tys miesięcznie.

Wirtualna Polska,03 grudnia 2018

Sprawdziliśmy

Fałsz. 44 tys. umiera przez powietrze, ale odpowiedzialne jest całe społeczeństwo. A górnicy zarabiają średnio znacznie mniej.

W ten sposób Bierzyński zachęcał na Facebooku do lektury swojego artykułu pt "Rząd nas truje" w Wirtualnej Polsce. Post miał kilkaset udostępnień, a więc spory zasięg, a artykuł zapewne jeszcze większy - uznaliśmy, że warto poświęcić mu uwagę.

Podobne twierdzenie o zgonach i zarobkach znajdziemy w tekście. Bierzyński dodaje jeszcze, że taniej byłoby zamknąć kopalnie, utrzymując wysokie pensje górników (rzekome 13 tys. zł miesięcznie). Roczne pensje zatrudnionych wypłacane w pełnym wymiarze kosztowałyby według jego obliczeń 12 miliardów złotych (zapewne pomnożył 13 tys. x 12 x 80 tys.)

Artykuł zawiera dużo ciekawych danych, a z alarmistycznym tonem trudno się nie zgodzić. Czy statystyki przedwczesnych zgonów są prawdziwe? Tak.

Polska w czołówce Europy

44 tysiące przedwczesnych śmierci to liczba oparta na danych Europejskiej Agencji Środowiska. W raporcie o jakości powietrza w Europie, opublikowanym w październiku 2018, znajdziemy informację, że w Polsce w 2015 roku z powodu zanieczyszczenia powietrza pyłem PM2,5 przedwcześnie zmarło 44 500 osób (liczba zaokrąglona).

To trzecia najwyższa liczba w Europie. Przed nami są tylko Niemcy (62 300 osób) i Włochy (60 600). Wyprzedzamy państwa z większą populacją od naszej - Wielką Brytanię, Francję i Hiszpanię.

To koszmarna liczba - dziesiątki tysięcy ludzi umiera w Polsce z powodu, który dałoby się znacząco ograniczyć. Jeszcze wyraźniej widać to w statystyce straconych lat życia (YLL - Years of Life Lost). Liczba ponad 533 tys. lat oznacza, że z powodu zanieczyszczeń Polki i Polacy nie tylko umierają przedwcześnie, ale umierają też względnie młodo.

Czy - abstrahując na moment od pytania, co właściwie ta odpowiedzialność oznacza - za to wszystko odpowiadają górnicy? Czy faktycznie 44 tys. ludzi rocznie umiera, by górnicy mogli dobrze zarabiać? Rozumiemy chwyty publicystyczne i chęć przyciągnięcia uwagi internautów, ale w tym przypadku Bierzyński posunął się za daleko.

Nie tylko węgiel i nie tylko górnicy

Spalanie w przemyśle i w domach jest głównym, ale nie jedynym źródłem emisji PM2,5. A choć w polskich gospodarstwach domowych pali się głównie węglem (w tym bardzo niskiej jakości, do czego polski sektor węglowy karygodnie się przyczynia), nie jest to jedyne paliwo.

W paleniu drewnem też nie ma nic ekologicznego. “W Warszawie dogrzewający się kominkami mieszkańcy zamożnych dzielnic oddychają często dużo gorszym powietrzem niż mieszkańcy blokowisk ogrzewanych przez miejską sieć ciepłowniczą” - ostrzega Polski Alarm Smogowy.

Trudno nam też nie zauważyć, że nie tylko górnicy palą kiepskiej jakości paliwem w przestarzałych piecach. Robi to znaczna część społeczeństwa, w całym kraju. Ludzie ci - jak wynika z badań CBOS - w większości nie zdecydowaliby się ponieść jakichkolwiek kosztów w celu ograniczenia zanieczyszczenia powietrza.

Nie jest też winą górników, że rozwój sieci centralnego ogrzewania jest w Polsce dalece niedostateczny. A rozlewanie się kiepsko zaplanowanych miast przyczynia się do tego, że ich mieszkańcy stają się uzależnieni od samochodów - na wyjątkową skalę. W Warszawie jest niemal trzy razy więcej samochodów na 1000 mieszkańców niż w Nowym Jorku.

Niska jakość powietrza w Polsce to efekt zaniedbań władz różnych szczebli (które ktoś przecież wybrał i - pozwolimy sobie zaryzykować twierdzenie - na ogół nie byli to górnicy) i zwyczajów konsumpcyjnych całego społeczeństwa. Sugerowanie, że jest inaczej, jest manipulacją.

13 tys. zł brutto? Znacznie mniej

Wysokość górniczych pensji podana przez Bierzyńskiego jest natomiast fałszywa - już nie tylko na poziomie interpretacji, ale i faktów. 13 tys. zł to mit, który był wielokrotnie wyjaśniany (m.in. przez serwis “money.pl” i ostatnio przez “Gazetę Wyborczą”).

Kwota wzięła się z GUS-owskiego przeciętnego wynagrodzenia w górnictwie grudniu 2017. Z tą liczbą jest kilka problemów.

  • W grudniu wypłaca się premie oraz trzynastki. Średnia jest wtedy wyższa w całym sektorze przedsiębiorstw, choć nie aż tak, jak w górnictwie.
  • Średnia z całego sektora jest zawyżana przez wynagrodzenia i premie zarządów.
  • Do tej sekcji GUS wlicza nie tylko kopalnie węgla, lecz także rafinerie i bardzo bogaty KGHM. A nie jest to bez znaczenia - cała branża nie jest już tak duża jak dawniej: 74 tys. pracowników w sektorze publicznym i 51 tys. w prywatnym (w 2016 roku).

(W samym górnictwie węgla kamiennego pod koniec 2017 pracowało 82 717 osób, z czego pod ziemią 63 721 osób. Jeszcze w 1990 było to ponad 390 tys. ludzi. W OKO.press pisaliśmy jak górnictwo w Polsce znika.)

Przeczytaj także:

A ile rzeczywiście zarabia się w górnictwie? Wg struktury wynagrodzeń GUS za październik 2016 roku robotnicy wykonujący proste prace w górnictwie zarabiali średnio 4271 zł brutto, nieco ponad 3 tys. zł na rękę. Operatorzy maszyn wydobywczych zarabiali 6209 zł brutto, a elektrycy - 6320.

Według raportu firmy badawczej Sedlak & Sedlak, mediana miesięcznych zarobków górników w Polsce w lutym 2018 wynosiła 4554 zł, czyli 3240 zł netto. Znacznie mniej niż kwota podana przez Bierzyńskiego.

Górnicy nie bez winy

Zatem: nie górnicy, a całe społeczeństwo, i nie za 13 tys. zł miesięcznie, a za znacznie mniej. Nie znaczy to jednak, że górnicy jako grupa zawodowa są bez winy. Przykład?

W lutym 2018 Ministerstwo Energii - po latach zwłoki - ogłosiło projekt rozporządzenia o wymaganiach jakościowych dla paliw stałych. Brak norm jakości węgla był jednym z zaniedbań polskich władz, które wymieniała Komisja Europejska w 2016 roku skarżąc Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE za fatalny stan powietrza i brak skutecznej walki z zanieczyszczeniami.

Jak się okazało, w rozporządzeniu chciano jednak zalegalizować sprzedaż miału węglowego z siarką i popiołem dla indywidualnych mieszkańców.

Określone tam parametry paliw stałych (w szczególności zawartość popiołów, siarki i wilgoci) w opinii NIK „uwzględniały w pierwszej kolejności aktualne możliwości krajowego rynku węglowego, a dopiero następnie rozpatrywano możliwość ich kształtowania pod względem celów środowiskowych”.

Opinie organizacji pozarządowych, samorządów i instytucji zajmujących się ochroną środowiska, Ministerstwo Energii po prostu zignorowało. Do konsultacji społecznych zaproszono natomiast spółki węglowe (Polską Grupę Górniczą, Jastrzębską Spółkę Węglową, Tauron Wydobycie, Bogdankę, Węglokoks) i związki zawodowe górników.

Byli zatem przedstawiciele kapitału (głównie państwowego) i górnicy (związki zawodowe), zabrakło miejsca dla strony społecznej, która ponosi koszty ekologiczne tych regulacji, czy - w tym przypadku - ich braku.

Jeśli górnicy uczestniczą w takiej chucpie, trudno się dziwić, że spora część społeczeństwa nie patrzy na nich potem życzliwie.

Brakuje solidarności

Z drugiej strony: górnictwo w Polsce znika i górnicy walczą do upadłego o zachowanie miejsc pracy. A znika, bo łatwy do wydobycie węgiel jest na wyczerpaniu, a polityka klimatyczna UE wymusza zmniejszenie emisji CO2 przez wzrost cen uprawnień do emisji CO2. I nie ma od tego odwrotu, wbrew temu, co sugerują rządzący.

Prąd z węgla będzie coraz droższy, a inne technologie coraz bardziej konkurencyjne. Zaciętą walkę górników o zachowanie stabilnych miejsc pracy wypadałoby przynajmniej zrozumieć i nie powielać mitów na temat pracy w górnictwie. A zrozumieć można tym łatwiej, że zamykanie kopalń kończyło się niejednokrotnie katastrofą społeczną - tak było m.in. w Bytomiu i Wałbrzychu.

Ostatnie zamieszki we Francji pokazują, że transformacja ekologiczna - żeby mogła się udać - musi być solidarna, a jej koszty muszą ponosić sprawiedliwie wszyscy. Tej solidarności w dyskusji o górnictwie brakuje.

;
Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze