0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

W sobotę 7 grudnia 2024 w Gliwicach Rafał Trzaskowski zostanie oficjalnie kandydatem KO na prezydenta. To tam ujawni pierwsze punkty swojego prezydenckiego programu.

Co wiemy o planach sztabu Trzaskowskiego w przeddzień konwencji?

„Nawrocki to poważny rywal. Wiemy, że będzie mu rosło”

W środowiskach wokół koalicji rządzącej można się spotkać z opiniami, że PiS zaraz wymieni swojego kandydata, Karola Nawrockiego, na kogoś innego. Choćby Przemysława Czarnka. Takie opinie są widomym znakiem lekceważenia kandydata PiS-u. Taki słaby, że nic nie zwojuje i za dwa miesiące trafi do kąta.

Inny ton słychać w wypowiedziach sztabowców Rafała Trzaskowskiego, z którymi rozmawiałyśmy. Nawet niepytani zaczynają od deklaracji: „Nie lekceważymy”, „Traktujemy poważnie”. A gdyby nawet komuś przyszło do głowy co innego, to Donald Tusk już w dniu oficjalnej prezentacji kandydata „obywatelskiego” dał instrukcję: „Kto zlekceważy konkurentów – przegra wybory”.

View post on Twitter

Nic dziwnego: Platforma Obywatelska nie otrząsnęła się z traumy po przegranych wyborach prezydenckich w 2015 i (o czym nie należy zapominać!) w 2005 roku (gdy Donald Tusk przegrał z Lechem Kaczyńskim). Politycy PSL-u lubią wypominać Platformie, że jej kandydat wygrał wybory prezydenckie tylko raz, a kandydat PiS-u – trzy razy.

Wszystkie znaki na niebie (szybujące wysoko sondażowe poparcie) i ziemi (chaos i konflikty w PiS) wskazują na to, że tym razem będzie inaczej i Trzaskowski ma wygraną w kieszeni. Jego sztab woli jednak dmuchać na zimne. To zrozumiałe, bo niepewność wygranej raczej powinna mobilizować.

„W styczniu, lutym, w marcu Nawrocki będzie zwiększał poparcie” – mówi jeden z członków sztabu Rafała Trzaskowskiego. I śmieje się: „Pewnie będą was zapraszać do mediów, żebyście to komentowały: »Co się stało? Kandydat PiS nagle taki popularny! Co się dzieje z Trzaskowskim?!« Zdajemy sobie sprawę, że tak będzie. Jesteśmy na to przygotowani.

Dla naszych wyborców to może być zaskakujące. Niektórzy myślą, że Rafał już wygrał wybory. A my wiemy, że to będzie ciężka walka do samego końca”.

Przeczytaj także:

Nasi rozmówcy są przekonani, że Nawrocki nie tylko wejdzie do drugiej tury, ale też będzie miał zbliżone poparcie do Trzaskowskiego. Nie możemy wykluczyć, że to jedna ze strategii sztabu: ustami dziennikarzy przekonać ludzi, że nic nie jest przesądzone i w ten sposób więcej osób włączyć w kibicowanie Trzaskowskiemu, a w efekcie doprowadzić do urn. Trzaskowski jest bowiem figurą paradoksalną: obrońcą tytułu, którego nigdy nie zdobył. I nie może sobie pozwolić na rozleniwienie własnej bazy.

Ale słyszymy też: „Oni są zdolni do wszystkiego”. PiS nie ma już dziś publicznych mediów ani rządowych instytucji. Nie ma też hamulców. Autor spinu z 2005 roku o „dziadku z Wehrmachtu”, Jacek Kurski, wciąż kręci się w okolicach sztabu. W jednym zdaniu współpracownicy Trzaskowskiego mówią, że prezydent stolicy to najlepiej prześwietlony kandydat w Polsce, a w drugim, że nie wiedzą, czego się spodziewać po PiS-ie.

A raport o Nawrockim, który w oczach wielu wyborców KO już pogrzebał kandydata PiS? Trafił do opinii publicznej na początku kampanii, prawdopodobnie celowo ujawniony przez ludzi wokół Nawrockiego. Po co? Żeby w kwietniu czy w maju był już nieświeży, a wyborcy zdążyli się oswoić z informacjami, które zawiera – przypuszcza osoba z najbliższego otoczenia Trzaskowskiego. A wymiana kandydata nie wchodzi w grę, bo PiS już za dużo zainwestował w Nawrockiego.

Motywator rządu

Sztabowcy Trzaskowskiego przyznają, że będzie on musiał balansować na cienkiej granicy. Być emanacją koalicyjnego rządu, który powstał dzięki głosom ponad 11,5 mln obywateli. A jednocześnie jakoś wyrażać frustracje tej części wyborców i wyborczyń, którzy czują się rządem rozczarowani.

Ze sztabu Trzaskowskiego można usłyszeć, że ma on spełnić rolę przyspieszacza. Kogoś, kto wskazuje rządowi, gdzie nawalił i domaga się naprawienia błędów albo wrzucenia wyższego biegu. Może chodzić na przykład o sprawy związane z sądownictwem czy o związki partnerskie (o czym za chwilę). Może też wskazywać, co rząd powinien zrobić, żeby poprawić byt obywateli w sensie finansowym (o tym też za chwilę).

Trudno sobie wyobrazić Donalda Tuska, który kiwa głową ze zrozumieniem: „Pan kandydat każe, pan premier musi”. Ale nie takie rzeczy widzieliśmy.

„Wiemy, że w jakimś momencie Rafał będzie musiał się trochę zdystansować od rządu” – słyszymy. Może to być karkołomne zadanie, jeśli kampania prezydencka miałaby przebiegać pod hasłem: „Skończmy to, co zaczęliśmy. To ostatnia bitwa, panie i panowie”, czyli: „Ostatecznie pogonić PiS”.

Gospodarka, głupcze

Jeśli jest jedna rzecz, której z amerykańskiej kampanii prezydenckiej nauczyły się wszystkie polskie sztaby wyborcze, od prawa do lewa, to jest nią przekonanie, że silną motywacją wyborców i wyborczyń były kwestie finansowe.

„Aby pokonać Trumpa, Harris musi więcej mówić o gospodarce” – pisał tydzień przed wyborami w „Guardianie” Robert Reich. Reich był sekretarzem pracy w administracji Billa Clintona. Tego prezydenta USA, który w kampanii w 1992 roku używał hasła „Gospodarka, głupcze!”.

„[Harris] musi jasno i prosto powiedzieć Amerykanom, dlaczego żyje im się tak ciężko, mimo że wszystkie wskaźniki ekonomiczne wskazują na coś przeciwnego” – pisał Reich. „Amerykanie chcą odpowiedzi na pytanie, dlaczego wciąż zmagają się z problemami ekonomicznymi. Jeśli Trump udzieli im odpowiedzi – choćby niepopartej faktami i demagogicznej – a Harris tego nie zrobi, 5 listopada to on może zwyciężyć” – prorokował Reich. I tak właśnie się stało. A dziś stratedzy z obozu rządzącego traktują to jako przestrogę.

Dlatego kwestie gospodarcze będą jednych z trzech, czterech głównych wątków kampanii Rafała Trzaskowskiego.

Co konkretnie zaproponuje? Pierwsze propozycje mają paść w sobotę.

Inna nauka zaczerpnięta z kampanii Kamali Harris: skup się na kilku kwestiach, nie mów o wszystkim. Wyborcy mieli problem z wymienieniem propozycji kandydatki Demokratów. W kampanii Trzaskowskiego ma być inaczej.

Postulaty gospodarcze mają być też kluczem do zjednania sobie elektoratu Konfederacji, który – jeśli wierzyć badaniom – może osiągnąć nawet kilkanaście punktów procentowych. Sztab prezydenta Warszawy podkreśla, że ta grupa jest wyjątkowo niejednorodna, nie ma jednej uniwersalnej ścieżki dotarcia do niego. Wykluczają zarazem jakiekolwiek miłe gesty w stosunku do samych polityków Konfederacji.

Kobiety, młodzi

Sondaże z ostatnich miesięcy pokazują, że gdyby wybory parlamentarne miały odbyć się teraz, Prawo i Sprawiedliwość mogłoby utworzyć z Konfederacją koalicyjny rząd. Przyczyną tego, jak wskazują analitycy, jest demobilizacja w kluczowych grupach demograficznych. Którzy wyborcy tym razem zostaliby w domu?

„Dokładnie ci, którzy przesądzili o wyniku październikowych wyborów. A więc: młodzi, kobiety młode i w średnim wieku, mieszkańcy i w szczególności mieszkanki wielkich miast, zwolennicy i zwolenniczki partii demokratycznych, liczący na spełnienie wyborczych obietnic, m.in. w zakresie praw kobiet” – czytamy w raporcie „Ukryty kryzys władzy” Sławomira Sierakowskiego i Przemysława Sadury.

Sztab Trzaskowskiego wskazuje młodych i kobiety jako grupy, które trzeba będzie odzyskać w kampanii. Tymczasem sprawa aborcji utkwiła w martwym punkcie. Zamiast liberalizacji, są wytyczne dla lekarzy i prokuratorów. Nie to obiecywano w kampanii wyborczej i kobiety mają pełne prawo czuć się rozczarowane. Sukcesem na miarę politycznym możliwości obecnej koalicji byłaby ustawa o częściowej dekryminalizacji. Ale tu trzeba by było przekonać brakujących do większości posłów PSL-u.

Rzeczą, która mogłaby podnieść wiarygodność koalicji w tych grupach, byłoby uchwalenie ustawy o związkach partnerskich. „Związki to oczywistość. To po prostu powinno być już załatwione” – słyszymy w sztabie.

Znowu, los projektu o związkach zależał będzie od dobrej woli partnerów z PSL.

W trasę poza Warszawą

Sztab Rafała Trzaskowskiego będzie dbał o to, żeby prezydent Warszawy pozbył się łatki polityka przemawiającego tylko do elektoratu z dużych miast. Plan jest taki, by możliwie jak najczęściej pojawiał się w miejscach trudnych dla reprezentanta koalicji rządzącej. Widać, że sztab realizuje te zadania już w czasie prekampanii.

W środę 3 grudnia Trzaskowski spotkał się z Ochotniczą Strażą Pożarną w Grębkowie. W tej niewielkiej gminie w powiecie węgrowskim w wyborach parlamentarnych w 2023 roku PiS zdobył 61,4 proc. poparcia. Koalicja Obywatelska zaledwie 11,8 proc. i została wyprzedzona przez Trzecią Drogę (12,7 proc.).

OSP – zawsze na pierwszej linii, zawsze najbliżej ludzi.#Trzaskowski2025 pic.twitter.com/3CeMtgrSmp

— Rafał Trzaskowski (@trzaskowski_) December 5, 2024

„Spotkanie w Koziej Woli w Świętokrzyskiem to nie tylko dużo uśmiechu czy znakomity żurek, ale też rozmowa o istotnych problemach. Koła gospodyń wiejskich działają prężnie i robią kapitalną robotę dla lokalnych społeczności, ale też zwracają uwagę na problemy komunikacyjne, wyludnianie się mniejszych miejscowości czy trudności w dostępie do opieki potrzebnej seniorom” – tak Rafał Trzaskowski relacjonował spotkanie z kołami gospodyń, które odbyło się pod koniec listopada.

Wzięły w nich udział KW-usie z Koziej Wólki, Niezapominajki z Sokołowa, Jagódki z Wąsosza, 18-stki z Czarnej, koło ze Skarżyska Kościelnego oraz członkinie powiatowej rady Kół Gospodyń Wiejskich w Końskich.

Tak, chodzi o te Końskie, do których Trzaskowski w 2020 roku nie pojechał. Wśród komentatorów popularna jest teza, że to wydarzenie mogło zaważyć na wyniku wyborów prezydenckich. Otoczenie Rafała Trzaskowskiego tę tezę jednak odrzuca. Co zatem przesądziło? „Wszystko opisał Kurski w swoim raporcie” – słyszymy. Chodzi o dokument, który były szef TVP stworzył po wygranych i zarazem przegranych przez PiS wyborach z 15 października. Kurski przekonuje w nim, że winne temu były błędne „zmiany w przekazie i kondycji Telewizji Polskiej w ostatnim roku przed wyborami, które odebrały Prawu i Sprawiedliwości od 5% do nawet 7% poparcia”.

Nie pójdzie do Kanału Zero

Rafał Trzaskowski nie ma tym razem przeciwko sobie zaprzęgniętej w partyjną machinę Telewizji Publicznej. Większość odbiorców zarządzanej przez polityków PiS TVP przejęła teraz Telewizja Republika. Tam prezydent Warszawy, jak wskazują jego współpracownicy, nie ma czego szukać i nie zamierza się pojawić. Trzaskowski nie wybierze się także do Kanału Zero, jeśli pojawiłaby się taka propozycja. Po pierwsze, to nie jest baza wyborcza koalicji, po drugie – KZ w ich ocenie stosuje nieczyste chwyty. W KO ogromne oburzenie wywołała niedawna audycja, w której kilkoro dziennikarzy, w tym Krzysztof Stanowski i Robert Mazurek, zadzwoniło na żywo w nocy do europosłanki Marty Wcisło, żeby powiedzieć jej, że wygrała „nagrodę dla najpiękniejszego umysłu polskiej polityki”.

Wywiady w mediach zresztą w ogóle nie mają być priorytetem. Sztab chce skupiać się na spotkaniach w terenie. Debata, zdaniem otoczenia prezydenta Warszawy, powinna być jedna. Nie wyobrażają sobie, żeby wszystkie telewizje po kolei zaganiały kandydatów na nagrania. To nie tylko obniża ich rangę, ale też utrudnia logistykę.

Jest wysoce prawdopodobne, że pojawi się propozycja debaty w formulę, jaką Rafał Trzaskowski zorganizował w Lesznie w dniu debaty w Końskich. W „Arenie prezydenckiej” wzięły udział osoby reprezentujące 20 redakcji. Były tam nie tylko OKO.press, TVN24, Onet, Wirtualna Polska, czy Gazeta Wyborcza, ale także Telewizja Republika, Gazeta Polska, Najwyższy Czas i TVP3.

;
Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze