„To twoja wina, że tamten człowiek był torturowany. Nieważne, że masz siedem lat i nie miałeś szans zrobić niczego naprawdę złego. Popełniłeś zbrodnie, przez które komuś wbijali gwoździe w dłonie. Rytuał spowiedzi wyrabia to poczucie winy od ósmego roku życia. Nagle raz w miesiącu należy poddać swoje życie szczegółowej analizie i wymyślić wszystko, co powinniśmy byli zrobić lepiej, posługując się szczegółowymi listami grzechów.
Źródłem największego zła i nieczystości jest twoje własne ciało. Ten niepokój i obrzydzenie zostaje w wyuczonych odruchach na lata.
Miłość w katolicyzmie jest przede wszystkim autodestrukcyjna. Nie ma większej miłości niż oddanie za kogoś życia, nie wolno opuszczać przemocowych relacji, poświęcenie i umniejszanie siebie prowadzą do świętości.
Może to zabrzmi trywialnie, ale z Kościoła katolickiego wyszłam z przekonaniem, że coś ze mną nie tak, że nie umiem kochać” – napisała na FB Halszka Bezkurkow. Za jej zgodą publikujemy to bardzo osobiste i zarazem wnikliwe świadectwo wychowania katolickiego jakie odebrała, prób buntu i wreszcie wyjścia z Kościoła. Zachęcamy do dyskusji.
To będzie najdłuższy post w ostatnich miesiącach i chyba dla mnie najtrudniejszy.
Chcę w nim powiedzieć o krzywdzie, co zawsze jest niekomfortowe, krzywdzie, która boli tak, że rozpieprza od środka.
A równocześnie mam poczucie, że wiele osób przeczyta ten post, nawet jeśli przytakując ogólnej wymowie, to jednak z poczuciem, że mówienie o zwykłym katolickim wychowaniu w kategoriach przemocy jest przesadą. Przecież to doświadczenie większości osób w tym kraju i większość z nich nie widzi w tym żadnej krzywdy. Wcale mnie to nie dziwi.
Dostrzeżenie własnego zranienia praktykami, które w naszym społeczeństwie uznaje się za oczywiste, zajęło mi kilkanaście lat.
Wychowanie w kościele katolickim jest też doświadczeniem różnorodnym. Czym innych jest dorastanie w religii sprowadzonej do sporadycznych kulturowych rytuałów, a czym innym, kiedy uczysz się modlić rano, wieczorem i przed każdym posiłkiem, a rodzinne przyjęcia kończy wspólne śpiewanie apelu jasnogórskiego. Inne doświadczenie będzie mieć mężczyzna, kobieta i osoba queerowa. Różny jest też kościół „Tygodnika Powszechnego” od kościoła Radia Maryja, ale doświadczenie wychowania w „lepszym” kościele, o którym będę pisać, niekoniecznie jest mniej krzywdzące.
Bo wbrew głosom powszechnym wśród liberałów,
problem z Kościołem katolickim nie polega na tym, że piękną religię miłości niszczą pazerni księża zaangażowani w politykę. Przemoc, przekraczanie granic, to nie dewiacja, w którą wpadł główny nurt kościoła w Polsce, ale porządek wprost wynikający z dogmatów tej instytucji.
Dlatego moje doświadczenie wychowania religijnego nie jest z pewnością uniwersalne, ale nie jest też zupełnie wyjątkowe. Wynika z samego kanonu katolickiej doktryny i nie wierzę, żebym była jedyną osobą, która widzi je po latach jako przemocowe.
Poniżej moja (niewyczerpująca tematu) lista siedmiu toksycznych praktyk i nauk w wychowaniu katolickim.
1. Patriarchat i hierarchia. Koloratka tylko dla mężczyzn
Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że Kościół katolicki jest największym strażnikiem patriarchatu w naszej kulturze. Zarówno w samym nauczaniu, często sprowadzającym kobietę do funkcji rozrodczych i wprost nakazującym poddanie się woli mężczyzny, jak i w strukturach władzy czy niemal niewolniczej, służebnej pracy sióstr zakonnych.
Warto jednak pamiętać, że nawet na tym zupełnym marginesie Kościoła, gdzie pojawiają się krytyczne głosy o poniżaniu kobiet w tej instytucji, nawet w tych bardzo rzadkich przypadkach, kiedy pyta się je o zdanie, kobieta nigdy nie staje w debacie o doktrynie, kwestiach społecznych czy nawet swojej roli i swoich prawach na równi z mężczyzną.
Kobieta w Kościele katolickim nie ma mocy stanowienia prawa ani przekazywania bożego głosu. Tę rolę i autorytet a priori mają wyłącznie rozliczni mężczyźni niepotrzebujący żadnych kwalifikacji poza koloratką.
Są oni przyzwyczajeni do wypowiadania ostatecznych sądów na tematy, które w żaden sposób ich nie dotyczą, i sprzeciw, w szczególności młodszych kobiet, traktują z emocją, którą można opisać jako coś między duszpasterską troską a pobłażaniem.
Kościół katolicki jest strukturą ściśle hierarchiczną w najgorszym wydaniu. Nieważne jak głupim i podłym człowiekiem byłby lokalny ksiądz, wierni, nawet jeśli przemogą wyuczony respekt, nie mają żadnej mocy, aby zrzucić go ze stanowiska. Mogą jedynie kornie zwrócić się do mężczyzny wyższego od niego hierarchią, który, w zależności czy mamy do czynienia ze zwykłą podłością, czy przestępstwem ściganym z urzędu, zaleci wiernym wyrozumiałość lub dyskrecję i skieruje przestępcę do kolejnej parafii.
Wychowanie w wierze katolickiej zawsze wiąże się ze zinternalizowaniem całego bagna patriarchatu, w którym potem grzęźnie się przez lata po opuszczeniu instytucji Kościoła.
2. Poczucie winy oderwane od kontekstu, spowiedź jako akt przemocy
To twoja wina, że tamten człowiek był torturowany. Nieważne, że masz siedem lat i nie miałeś szans zrobić niczego naprawdę złego. Popełniłeś zbrodnie, przez które komuś wbijali gwoździe w dłonie. Wprawdzie był wszechmogący, więc sam wybrał tę powolną agonię, ale to jest twoja, dziecko, wina i powinnaś być mu dozgonnie wdzięczna, bo nigdy nie uda ci się tego długu za nie wiadomo co konkretnie spłacić.
Poczucie winy jest jedną z najbardziej destrukcyjnych emocji. Odgrywa pewną rolę w regulowaniu relacji społecznych, kiedy przekroczymy czyjeś granice i powinniśmy, w konkretnej sytuacji, naprawić wyrządzoną szkodę.
Ale poczucie winy oderwane od kontekstu, przekonanie, że nigdy nie postępujemy wystarczająco dobrze, jest toksyczne i wyniszczające psychiczne. A właśnie taką winą posługuje się Kościół.
Obarcza nas grzechem pierworodnym zanim mogliśmy podjąć jakąkolwiek świadomą decyzję i nakazuje wdzięczność, że tę winę za zbrodnie, których nie popełniliśmy, z nas zdejmuje.
Rytuał spowiedzi wyrabia to poczucie winy od ósmego roku życia. Bo nagle przepraszanie i zadośćuczynienie przestaje być aktem empatii kiedy wyrządziliśmy komuś krzywdę.
Nagle raz w miesiącu należy poddać swoje życie szczegółowej analizie i wymyślić wszystko, co powinniśmy byli zrobić lepiej, posługując się szczegółowymi listami grzechów.
I nie wolno stwierdzić „wszystko zrobiłam tak dobrze, jak mogłam, a jak coś nie wyszło, to trudno”, bo to już grzeszenie pychą. Jak można nie widzieć przemocy psychicznej w zmuszaniu kilkuletnich dzieci do opowiadania swoich osobistych spraw, swoich niby-zbrodni obcym mężczyznom?
Oczywiście, osobom wierzącym rytuał spowiedzi nieraz przynosi ulgę, ale jest to ulga, która nigdy nie byłaby potrzebna bez wyuczonej winy. To znany mechanizm manipulacji.
Wmówione poczucie winy, od którego uwolnić może tylko sam wmawiający, to typowy element przemocy zatrzymujący ofiary w toksycznych relacjach.
Moja mama czasem wspomina, jakim byłam perfekcyjnym dzieckiem: „Tylko dom, szkoła, kościół”. A jakoś równo, w każdy pierwszy piątek miesiąca szłam wymienić tę samą listę wykroczeń, że byłam niedostatecznie miła, niedostatecznie pomagałam, niedostatecznie skupiałam się na modlitwie. Poczucia winy za absolutnie wszystko nie umiem się wyzbyć w swoich relacjach do dziś.
3. Afirmacja cierpienia. Święte tortury, praktyki umartwiania
Już o tym pisałam, ale napiszę raz jeszcze, bo to moim zdaniem jeden z najbardziej toksycznych elementów katolickiego wychowania. Kościół katolicki fetyszyzuje cierpienie. Zbawienie w dogmacie katolickim przychodzi przez uświęcone tortury, które z niewiadomego powodu były wszechmogącemu bogu potrzebne, żeby wybaczyć nam niepopełnione jeszcze występki.
Te święte tortury [Jezusa Chrystusa] stanowią absolutne centrum katolickiej wiary, to one są ostatecznym dowodem bożej miłości. Dlatego nie należy unikać cierpienia doświadczanego w życiu codziennym.
Życiorysy świętych pełne są praktyk umartwienia, czyli celowego zadawania sobie cierpienia, które traktowane jest jako modlitwa i praktyka zbliżająca do boga.
Przeraża mnie, że nie ma w przestrzeni publicznej głosów wskazujących jak toksyczna jest ta narracja z punktu widzenia zdrowia psychicznego. W cierpieniu nie ma nic chwalebnego. Odczuwanie cierpienia jest sygnałem obronnym, informacją, że ktoś albo coś robi nam krzywdę. Narracja Kościoła katolickiego wpajana od dziecka nie tylko niszczy naturalny mechanizm rozumienia własnych granic, dostrzegania, że dzieje się coś złego i trzeba powiedzieć „nie”.
Zaburza też empatię jako intuicyjny fundament wyborów etycznych, bo czyjeś cierpienie też przestaje być dla nas sygnałem, że robimy coś złego, skoro może być nieuniknione w wypełnianiu boskiego planu.
Ta afirmacja cierpienia kształtowała w dzieciństwie moją relację z moim ciałem i moją tożsamością. Podejmowanie wyborów wbrew sobie, tych, które intuicyjnie wydawały mi się najdalsze od tego, co chcę i czuję, wydawało mi się koniecznym elementem duchowego wzrostu. Żeby osiągnąć doskonałość, trzeba było klęczeć tak długo aż boli, w dni postne nie jeść nic, rezygnować z ulubionych rzeczy na rok, unikać dumy i satysfakcji ze swoich działań, wpajać sobie cechy, z którymi wewnętrznie się nie zgadzałam.
Dwanaście lat po opuszczeniu Kościoła bardzo powoli uczę się rozpoznawać własne cierpienie jako sygnał doznawanej krzywdy i wyznaczać swoje granice, ale idzie mi to opornie.
4. Ciało. Obsesja na punkcie seksualności, budzenie obrzydzenia i niepokoju
Kościół katolicki ma obsesję na punkcie seksualności. Stoi ona w absolutnym centrum jego nauk moralnych.
Wszystkie najgorsze grzechy potencjalnie „zagrażające” katechizowanym dzieciakom i nastolatkom dotyczą ciała, i nigdy nie chodzi tu np. o wrażliwość na drugą osobę, ale zawsze o złamanie jednego z długiej listy seksualnych tabu, których znaczenie często poznaje się na lekcjach religii.
Inne grzechy, te naprawdę dotyczące czyjejś krzywdy i cierpienia, wspominane są gdzieś na marginesie.
Walka z pogardą, biedą, nierównościami, to zadanie dla chętnych nie rozliczane podczas spowiedzi, traktowane niemal zawsze jak bonusowe akty miłosierdzia podszyte pobłażliwą troską o „maluczkich”, nie jak elementarna sprawiedliwość społeczna. Dlatego, niezależnie jak postępujesz w sytuacjach prawdziwej krzywdy, czy opowiadasz się za wyrównywaniem szans, czy budujesz relacje z poszanowaniem granic i tożsamości drugiej osoby,
źródłem największego zła i nieczystości jest twoje własne ciało. Ten niepokój i obrzydzenie zostaje w wyuczonych odruchach na lata.
Nieważne jak rozpracujesz temat na poziomie intelektualnym, ile potrafisz opowiedzieć o ciałopozytywności i świadomej zgodzie na seks. Może kiedyś będę wreszcie odczuwać przyjemność i bliskość nie ryzykując zapadnięciem się nagle w rozpieprzające poczucie „nieczystości”? Ale nie mam tej pewności, bo toksyczne nauki Kościoła wżerają się w ciało, sterują emocjami jako fantomowe czucia dawno amputowanych „wartości”.
5. Ale przynajmniej religia miłości, nie?
O miłości w Kościele katolickim mogę powiedzieć tyle, że jest to rzeczywiście często używane słowo. Co więcej, Kościół ma u nas taki monopol językowy, że nikt znaczenia, które temu słowu nadaje, nie podważa. Co jednak nazywa się miłością w religii katolickiej? Co głosi najpopularniejszy slogan?
Bóg jest miłością. Tak, ten bóg, który obarcza nas winą za jakieś grzechy sprzed tysiącleci, żeby potem miłosiernie nas zbawić przez przyjęcie na siebie niepotrzebnych tortur. A my powinniśmy być za to wdzięczni.
Może to zabrzmi trywialnie, ale z Kościoła katolickiego wyszłam z przekonaniem, że coś ze mną nie tak, że nie umiem kochać.
Dopiero po latach zorientowałam się, że ta niezdolność dotyczy toksycznego rozumienia miłości wpojonego mi przez Kościół, z którym od dawna się przecież nie zgadzam. Bo miłość w katolicyzmie jest przede wszystkim autodestrukcyjna.
Nie ma większej miłości niż oddanie za kogoś życia, nie wolno opuszczać przemocowych relacji, poświęcenie i umniejszanie siebie prowadzą do świętości.
A we mnie wciąż tliło się jakieś poczucie granicy. Skoro nie zniszczyłabym siebie dla drugiej osoby, to nie spełniam warunków. Kościół uczy miłości toksycznej. Miłości, w imię której wywołujesz cierpienie, bo chcesz dla bliskiej osoby zbawienia wymagającego porzucenia jej niezgodnej z wymaganiami religii tożsamości, jej przekonań, jej bliskich relacji.
Tego, jak wyglądają prawdziwe, zdrowe uczucia nauczyłam się w środowisku queerowym. To tam zobaczyłam miłość opartą na radykalnym poszanowaniu tożsamości i granic drugiej osoby, na wyrażaniu własnych, na kochaniu tego, kim osoba jest zamiast przycinania jej według religijnych wzorców. I okazało się, że jednak umiem.
6. Gaslighting*, czyli wątpliwości to brak pokory
Kiedy miałam 13 lat, pierwszy raz zaczęło mi się coś w doktrynie katolickiej poważnie nie zgadzać. Wtedy jeszcze nie w przemocowych postulatach społecznych, ale na fali pierwszych zainteresowań filozofią, w jednym z dogmatów na temat natury człowieka. Kiedy przedstawiłam swoje argumenty na spotkaniu grupy religijnej, nikt nie podjął ze mną dyskusji.
Usłyszałam, że brakuje mi pokory.
I chociaż czułam wewnętrzny bunt przeciwko takiej ocenie, jego zduszenie i praktykę korności przyjęłam jako zadanie duchowe na kilka kolejnych lat. W Kościele katolickim stosowanie psychicznej manipulacji dla utrzymania wątpiących członków jest codziennością.
Pytania można zadawać tylko pretekstowo, jako praktykę w potencjalnych dyskusjach z niewierzącymi. Jeśli prowadzą do realnego zwątpienia, osobę próbuje się zatrzymać poprzez wywołanie poczucia winy (przypowieść o niewiernym Tomaszu mówi wszakże wprost, że najbardziej błogosławiona wiara to ta, która nie oczekuje oparcia w faktach), wykorzystanie emocji wywołanych załamaniem dotychczasowego światopoglądu, wmawianiem wiary.
Kilka lat później po raz kolejny spróbowałam porozmawiać z księdzem (celowo wybrałam akademicki, apostolski zakon jezuitów!) na temat praktycznie już utraconej wiary, konfrontując go z pogańskimi źródłami poszczególnych sakramentów.
Nie podjął dyskusji, spotkała mnie jedynie pobłażliwa, autorytarna ocena, że “skoro przyszłam z nim rozmawiać, to znaczy, że w głębi duszy wierzę”.
To był mój ostatni dzień w Kościele katolickim, ale nie ostatni raz, kiedy członkowie Kościoła zaprzeczali moim wyrażonym wprost uczuciom i przekonaniom.
Od bliskich osób usłyszałam, że w kościele byłam szczęśliwsza, że powinnam praktykować ze względu na szacunek dla pamięci moich nieżyjących już wtedy babć, że tak naprawdę wierzę, tylko sobie wymyślam. A utrzymywanie kogoś w toksycznym środowisku przez manipulację, wywoływanie poczucia winy i podważanie czyichś emocji i rozumowań leży niepokojąco blisko gaslightingu.
[*Gaslighting to manipulacja psychologiczna, która polega na budzeniu w jakiejś osobie poczucia, że coś jest z nią nie tak, podważania jej przekonań, tak, by stopniowo przejmować kontrolę nad jej widzeniem rzeczywistości. Nazwa wywodzi się od nazwy sztuki teatralnej a potem filmu z Ingrid Bergman jako ofiarą przemocy „Gaslight” – w Polsce tłumaczonego jako „Gasnący płomień” – od red.]
7. Sacrum i tabu
To mój trzeci post o Kościele w ostatnich miesiącach i za każdym razem przed publikacją czuję niepokój. Wszyscy w tym kraju zostaliśmy nauczeni, że Kościół można krytykować tylko w bardzo ostrożnych słowach, ponieważ uczucia religijne znaczą więcej niż odbieranie wolności, tożsamości i zdrowia psychicznego.
W debacie publicznej Kościół zachowuje się jak dzieciak z osiedla, który kopie cię bez ostrzeżenia, a kiedy próbujesz się bronić, oznajmia, że mama zabroniła go popychać.
I my pozostajemy w bezsilnej złości, bo tak jak w dzieciństwie było wiadomo, że nie wolno przeciwstawiać się czyimś rodzicom, tak teraz wiemy, że
nie wolno naruszać czyjegoś sacrum, choćby nam tym sacrum łamali kości.
Nie jest mi też łatwo mówić o swoich emocjach, bo taki głos w debacie publicznej nie istnieje. Nie mówimy o zwykłej przemocowości katolickich praktyk, ledwie udaje nam się czasem wypomnieć prawdziwe zbrodnie, jak systemowe ukrywanie przestępstw seksualnych.
Ale chyba właśnie dlatego, jeśli ktoś z was czuje te doświadczenia i emocje, o których piszę, podejmijcie temat, puśćcie to dalej, napiszcie o swojej krzywdzie. Bo naprawdę nie wierzę, żeby moje doświadczenie było jednostkowe, bo czuję, że jeśli ja boję się mówić o nim w kategorii przemocy, to ten głos może być komuś jeszcze potrzebny.
Czyli wybrała Pani "nihilizm" 😆
katolicyzm to nihilizm – wiara w coś co nie istnieje, a więc zupełnie w nic
Wiara czy istnieje czy nie ciągle jest tylko wiarą .
Ci co wierzą że Bóg istnieje i Ci co nie wierzą nie mają na poparcie swojej wiary żadnych dowodów ( dlatego to jest wiara).
Racjonalne jest podejście agnostyckie – nie wiem czy istnieje czy nie, jak będą dowody to się zdecyduję.
Osobiście nie wierzę w to że Boga nie ma jak i nie wierzę w to że jest – po prostu nie wiem.
Tak, tak, ale to aluzja do pierdół wygłaszanych przez naszego wodza-idiotę. 🙂
Bardzo dobry, ważny artykuł. Dziękuję, popieram.
Niestety. Żaden nihilizm. Nie ma rzeczy niemożliwych. Duchy, kryptydy, paranormalia są faktem. 😉
Gdyby kryptydy były faktem, nie nazywałyby się kryptydami, tylko zwierzętami 😉
To pani chciała zostać zakonnicą? .Każdy myślący człowiek nawet mocno wierzący potrafi powiedzieć nie. Jeżeli czuje że kościoł mnie przytłacza, zle sie w nim czuje , to są kościoły nieparafialne. W kwesti przemocy psychicznej , po to są przykazania że by je przestrzegać, w tych przykazaniach jest napisane : w niedziele i świeta we Mszy św uczestniczyć, posty nakazane zachowywać, przynajmniej raz w roku spowiadać sie i w czasie wielkanocnym komunie św przyjmować.
Przepraszam, czy mógłbym zapytać o czym Pani pisze?Może pomyliły się Pani wypowiedzi/artykuły/komentarze? To się czasem zdarza…
Proszę wybaczyć ale Pana komentarz jawi mi się jako pozbawiony szerszych horyzontów myślowych. Powyżej mocno merytoryczna wypowiedź na którą Pan odpowiada jakąś skołtuniałą uwagą 🙂
Jeszcze gorzej…
Co to za insynuacje? "Każdy myślący człowiek" wie, że prawdziwość to skutek sprawdzenia relacji. Prawdą nazywamy zgodność. Fałszem brak zgodności.
Wiara opiera się na ZAWSZE fałszywej logicznie zasadzie, że coś urojonego (jakaś hipoteza, często sprzeczna na pierwszy rzut oka), czego nie sprawdzamy, nie dowodzimy, nazywa się prawdą.
Bez względu w jakim otoczeniu, w jakiej parafii, tresowanie umysłu wiarą jest fałszywe, złe. Kościół tresuje ludzi wiarą, by przejmować nad nimi władzę, by czynić ich niewolnikami.
Przecież w artykule nie chodzi o przykazania…
To chrześcijaństwo jest nihilistyczne. Proszę przeczytać książkę „Chrześcijaństwo a ludzkość”, tam jest to szerzej omówione w jednym z rodziałów: https://docer.pl/doc/s8s5xss
Mniej więcej w podobnym wieku obudziło się we mnie poczucie że to przemoc ubrana w piórka miłości bliznieg i nic się tam nie spina. Zylam w poczuciu winy aż do pewnego
dnia kiedy zdecydowalam że facet w sukience, teoretyk życia nie ma prawa decydować o tym czy jestem dobrym człowiekiem. Odeszlam odczuwając ulgę ze wreszcie mogę żyć w zgodzie ze sobą i miłością prawdziwą a nie katolicką hipokryzją I manipulacją.
Jak widzisz, on nigdy nie decydował. Tylko był dla Ciebie by służyć radą. Jeśli tego nie chciała, to odeszłaś. Proste. Po co dorabiać teorię o "decydowaniu za ciebie"?
Ależ oczywiście że oni chcą decydować za wszystkich i o wszystkich. Wystarczy uważnie posłuchać języka, jakim posługują się w swoich wypowiedziach.
Brajue wątku antysemickiego, rasizmu i prześladowania ze względu na kolor pacnokci.
3=, siadaj.
Traktujemy ukrywanie pedofilii jak jakąś patologię trawiącą KRK, a to zwyczajnie emanacja przemocowego, bezkompromisowego jądra ideologicznego tej organizacji, które to autorka pięknie obnażyła ze złotego papierka i przeanalizowała.
Artykuł jest doskonały.
Problem fabryki poczucia winy rozpoczyna się na dobre przed pierwszą komunią…
Obraz na początku artykułu pokazuje przedstawicieli sekty Natanka, podczas gdy artykuł jest o Kościele Katolickim.
No może faktycznie to małe niedociągnięcie. Ale z drugiej strony sekta Natanka to przecież mały pikuś w przeciwieństwie do KK.
Polski KK składa się z przeróżnych sekt i sam jest sektą, która ma słaby związek z nauczaniem np. ostatniego papieża. Mamy sektę toruńską, biskupią, jasnogórską, pielgrzymkową, budowniczych olbrzymów, natankowców, sektę "za życiem", sektę katofaszystów z rządu i okolic czy nowość – katonarodowców od Bęczkowskiego, czy jak on tam się nazywa. No i mamy ludzi modlących się do JP2, przekonanych złudnie, że był porządnym człowiekiem (choć, po prawdzie, to nie jest kwalifikacja wymagana od świętego).
Zgrabnie.
ciekawe spostrzeżenie
Bo był porządnym człowiekiem.
Papież? Każdy z nich miał szansę uratować tysiące dzieci przed zwyrodnialcami w sutannach. Miał szansę wydać dekret, napisać dokument wymuszający na klerze eliminowanie z jego szeregów pedofilów, poprzez wydawanie ich świeckiemu wymiarowi sprawiedliwości. Żaden z tych tzw papieży tego nie zrobił. Nawet obecny, choc w c
1. czerwca 2019 miał szansę na to…
Świetny tekst, gratuluję wglądu, wnikliwości i wrażliwości.
Pozdrawiam serdecznie, ateista od 1979 r.
Taka też była moja droga dointelektualnej niezależności. Tyle, że ja weszłam na tę drogę w wieku 9. lat. Była to droga przez mękę, mając całe otoczenie przeciw sobie. Wygrałam z jednym wyjątkiem: poczuciem winy. Już na emeryturze, świadoma piętna jakie zostawiło w mojej psychice wy chowanie w środowisku katolickim, doszłam do wniosku, że właśnie to poczucie winy, głęboko we mnie wyrzeźbione, było/jest przyczyną moich wielu błędów i …depresji. Oszczędziłam tego swoim dzieciom. Żadnych chrztów i żadnej styczności z tą opresyjną instytucją – są mi wdzięczni. Pozdrawiam Joannę, świetny tekst.
Pozwolę sobie dorzucić dwa przykłady: homilia dla dzieci, kościół jezuitów, dzieci składały na karteczkach swoje prośby do Matki Boskiej, kapłan im tłumaczył w tym stylu "Matka Boska bierze te karteczki po kolei i karteczki grzecznych dzieci odkłada na prawo, i ich prośby się spełnią, a karteczki niegrzecznych dzieci kładzie po lewej stronie i ich prośby się nie spełnia, Maciuś był grzeczny, to dostanie rowerek, Jas był grzeczny i jego mamusia wyzdrowieje, Grzes był niegrzeczny i tatuś nie przestanie pić i bić mamusi" i tak dalej. Horror, dziś zaluje, że nie było mnie stać na głośny protest tylko wyjście z kościoła. To nie jedyny raz, kiedy wychodziłam pocieszając się, że "dłużej klasztora niż przeora"…..
Rozmowa o odrabianiu lekcji z religii: Mamo, Pan Bóg musi być kobietą. Skoro sakrament małżeństwa dotyczy tylko osób różnej płci, a sakrament kapłaństwa to zaślubiny z Bogiem, a milosc homoseksualna jest grzechem, to Pan Bóg musi być kobietą…..
Podziwiam znowu ostrosc i celowosc pani slow.
Dziękuję, ale ja tylko przytoczyłam wypowiedzi. Mój jest tylko żal poniewczasie za brak odwagi cywilnej i złudne pocieszenie…
Przykład kolejnej przemocowej sytuacji wprost z KK, trafnie zauważony przez Panią, chyba już nigdy nie opuści mojej głowy.
dzieciak – spostrzegawczy i jaka trafność !!
Żadna ostrość i celność.
Kapłaństwo to nie ślub z Bogiem tylko z Kościołem, który jest Oblubienicą Chrystusa, a kapłaństwo nawiązuje do tego. Tutaj tylko język polski miesza, ale Ecclesia to rodzaj żeński.
Powinna Pani napisać wskazówki metodyczne i zająć się zawodowo kształceniem katechetów, jeżeli jeszcze Pani tego nie robi. Może w programie znajdą się również treści o wartości rozdziału "tronu i ołtarza", godności człowieka w jego ciele, które nie jest źródłem zła i zepsucia, a miłość fizyczna nie jest wyłącznie kopulacja w celu prokreacji, dwojga osób związanych węzłem malzenskim, że antykoncepcja nie jest "piekielnym wynalazkiem szatana" tylko medycyny i wyrazem wolnej woli człowieka, jednocześnie srodkiem zapobiegającym wielu tragediom, nie tylko niechcianym ciążom, że skrócenie cierpienia na etapie prenatalnym jest bardziej humanitarne niż zmuszanie go do krótszego lub dłuższego cierpienia, powodującego tragedię całej rodziny, lub tylko kobiety, często zostawionej samej, że przemoc, jakakolwiek, jest złem większym niż obrona lub ucieczka przed nią, że ludzie są równi wobec prawa niezależnie od koloru skóry, orientacji seksualnej, płci i przekonań, itd. Wówczas, Pani wiedza i werwa edukatorska będą mogły posluzyc naprawde dobrej sprawie.
Świetna analiza i mądre przemyślenia oby więcej takich
myślących ludzi. Indoktrynacja
kk będzie trwała tak długo, aż ludzie zaczną samodzielnie myśleć i analizować. Może to następne pokolenie?
Mam obawy. Samodzielne myślenie i wyciąganie wniosków to proces żmudny i energetycznie wyczerpujący. Łatwiej kierować się stereotypami i prawdami objawionymi głoszonymi przez różnej maści mędrców-manipulatorów.
Wraz ze zdobywanym doświadczeniem życiowym, świadomość wzrasta, a dzisiaj o to doświadczenie jest prościej w dobie wszechobecnego dostępu do informacji. Sam przeszedłem drogę od osoby mocno zakorzenionej w Kościele Katolickim do osoby wierzącej w Boga, która od toksycznego Kościoła zupełnie się odcięła, w zaledwie 3 lata.
Co takiego zostało nazwane przez Pana "toksycznym Kościołem" od którego Pan się odciął? Wedle mojego rozumienia – skoro jest Pan człowiekiem wierzącym w Boga, chciałam zapytać gdzie praktykuje taki człowiek oraz jakimi narzędziami się posługuje aby móc się nazwać wierzącym (w pełnym tego słowa znaczeniu).
Gdzie praktykuję? Wszędzie, gdzie jestem. Po prostu jestem osobą, która wierzy, że wszystko nie kończy się na wszechświecie i za całą złożonością świata stoi jednak jakoś projektant. Nie muszę nawet praktykować, by być osobą wierzącą.
Mam tę przyjemność mieć rozbrat z kościelnymi od ok. 10 roku życia i być z dużo dłuższym stażem niż autorka. Udało mi się też ominąć ich zabawy z młodocianymi. Ciekawym doświadczeniem było przeczytanie w krótkim okresie czasu, niemalże jednym ciągiem, całej wydanej serii Mitologie Świata. Także kilka innych pozycji o ideologiach. Zgrabnie ujął problem religii Sakutaro, Hagiwara [1886-1942]: Spłoszyć i przerazić stado baranów na trawie burzą straszliwą, błyskawicami i hukiem gromu, a potem ukazać im promień cichej miłosiernej wiosny ― oto trik stosowany przez wszystkie religie. Wymuszanie posłuszeństwa jest ważne dla chętnych sprawowania bezwzględnej władzy, a każdy władca chętnie podpiera się wiarą, że jest w prostej linii od boga lub nawet samym bogiem. Starożytni mawiali, że to jest nic nowego pod słońcem, co w oryginalnej łacinie brzmi: nihil novi sub sole i od razu wiadomo skąd wziął się nihilizm(!).
Bardzo dziękuję za ten tekst, nie ma w nim ani słowa przesady na temat opisywanych mechanizmów katolickiego wychowania.
Również mam doświadczenie, że otrzymane przeze mnie katolickie wychowanie, kumulujące się w okresie uczęszczania do katolickiego gimnazjum, to głownie wychowanie we wstydzie, strachu i poddaństwie.
Do wymienionych punktów mogę dodać kilka następnych, pewnie w części pokrywających z powyższymi.
– dewastacja poczucia własnej wartości – czyli klepane na okrągło "nie jestem godzien". Uczeń czy uczennica są oduczane niezależnego osądu czy podejmowania decyzji poprzez wstyd i szykany.
– normalizacja życia w strachu i poczucia zagrożenia – terroryzowanie piekłem, do którego z pewnością trafisz, jeśli popełnisz jakiś grzech ciężki (co wcale nie jest takie trudne) i z drugiej strony brak jakiejkolwiek gwarancji, że trafisz do nieba, zachowując się dobrze. Tak wychowanego człowieka łatwo manipulować w późniejszym życiu, wystarczy rzucić hasło "lewaki idą po twoje dzieci" albo "imigranci będą gwałcić nasze kobiety" i aktywować mechanizm obronny, zamykający katolika na jakąkolwiek dyskusję czy przyswajanie nowych informacji
– eksternalizacja sprawczości – pozbawia się nas naszej własnej decyzyjności, mówiąc, że "wszystko jest w rękach boga" lub "taki jest boży plan". Zauważam nawet, że banalne stwierdzenie "Jezus cię kocha" to tego przykład – osoba, która to mówi do mnie, chce najpewniej mi oznajmić, że to ona mnie kocha, to ona chce dla mnie dobrze, ale to pozytywne uczucie jest to wydzierane z jej rąk i umieszczane w abstrakcyjnym, zewnętrznym ośrodku, nad którym nie mamy kontroli. Pozbawieni jesteśmy zdrowego mechanizmu wyrażania uczuć
cd…
– w wychowaniu seksualnym chłopców – dodatkowo obsesja na temat masturbacji, ujęta jako "samogwałt". Ze słownika pojęć czysto katolickich, to koszmarne słowotwórstwo jest chyba najbardziej toksyczne. Utrzymywanie w seksualnej frustracji otwiera "wychowawcom" dalsze pole do manipulacji i zdominowania osobowości kolejnymi przemocowymi metodami
– rozwijając wątek hierarchiczności – struktura władzy w kościele jest czysto autorytarna i antydemokratyczna. Wcale mnie to nie dziwi, że większość społeczeństwa ma bardzo pasywny stosunek do polityków czy hierarchów, którzy łamią demokratyczne struktury państwa czy życia społecznego. Ani w kościele, ani w szkole na dobrą sprawę, nie jesteśmy uczone i uczeni podejmowania decyzji w sposób kolektywny, demokratyczny czy obywatelski. Od naszych najmłodszych lat, cała szablon jest już dla nas przygotowany: szkoła, kościół, miejsce pracy, nigdzie w tym nie ma miejsca na demokrację i nawet na dyskusję nad zmianą czegokolwiek. Organizacje religijne świetnie przysługują się utrzymaniu życia w antydemokratycznym porządku
cd..
– gardzenie pojęciem równości – młoda osoba w kościele, czy de facto jakikolwiek wierny, nie ma podmiotowości, nie może krytykować hierarchii, za to może być przez nią krytykowany, która to krytyka bez problemu może się przerodzić w gnębienie. Zalicza się do tego "święta dyskryminacja", czyli interpretowanie przez władze pojęcia wolności do wyznawania religii jako pozwolenia na łamanie wolności kogoś innego.
– antynaukowość – wszelaka ciekawość do odkrywania innych prawd o świecie, poza tymi katolickimi, albo nawet chęć do zrobienia czegoś "po swojemu", miażdżona autorytetem. Wszelakie zdania odrębne mają być zastąpione wiarą, a pomagają temu np. modlitwy i rytuały, które, gdy powtarzane, są metodą powstrzymywania myśli czy refleksji nad samym sobą. Religia nie tylko nie daje metody na poznawanie i odkrywanie świata, ale aktywnie je zwalcza
– monopolizacja moralności – wszystko, co dobre we świecie, to zasługa boga, a co złe, to przez grzesznego człowieka, ulegającego szatanowi. Objawia się to w dyskursie również zmyślonym argumentem o cywilizacji "judeo-chrześcijańskiej". W szkole byłem karmiony tym poczuciem wyższości "naszej" moralności nad innymi (nienazwanymi, ale wiadomo o co chodzi).
Świetnie sformułowane.
Dodam jeszcze z punktu widzenia kobiety:
– kult 'czystości przedmałżeńskiej' i dziewictwa, czyli jeszcze jedna odsłona obsesji seksualnej KK;
– praktyczny zakaz antykoncepcji, nawet stosowanie środków barierowych jako grzech, nie mówiąc o innych sposobach zapobiegania ciąży;
– praktyczny zakaz aborcji i narracja stawiająca w centrum uwagi prawa zarodków i płodów, pomijając prawa kobiet;
– przekonanie o moralnej wyższości nad Zachodem i resztą zgniłego świata…
„To twoja wina, że tamten człowiek był torturowany.\"
NIE!
To wasz system jest spadkobiercą jego morderców!
To hegemonia hierarchii waszego syndykatu instytucjonalnego fałszu, zwyrodnienia i zbrodni w imię doczesnych dóbr materialnych, których nigdy wam nie za wiele.
To jedyna potrzebna do przetrwania nam i kolejnym pokoleniom i normalnego rozwoju prawda.
Pani Halszka twierdzi, że jej doświadczenie wychowania religijnego wynika z samego kanonu katolickiej doktryny. Trudno polemizować na temat tej doktryny z osobą, która jej nie zna. A o tej nieznajomości świadczy niewątpliwe przekonanie, że katolicyzm ma cokolwiek wspólnego z niektórymi tezami zawartymi w artykule, jak na przykład:
"nie wolno opuszczać przemocowych relacji", "źródłem największego zła i nieczystości jest twoje własne ciało", "nie należy unikać cierpienia doświadczanego w życiu codziennym".
Autentycznie rozumiem niechęć pani Halszki do głębszego zapoznania się z podstawami wiary katolickiej, po tym jak została wychowana w jej karykaturalnej formie. I w zupełności zgadzam się z opinią, że takie wychowanie nie jest w naszym kraju czymś wyjątkowym – na co wymownie wskazuje liczba osób odnajdujących w tym artykule również swoją historię.
Uważam jednak, że chcąc merytorycznie dyskutować o doktrynie religii katolickiej należy się z nią uczciwie zapoznać. A koncepcja przemocy jako filaru tej doktryny świadczy o głębokiej nieznajomości tematu.
Doktryna opisana w tekście jest powszechnie nauczana i praktykowana jako katolicyzm w Polsce. Możliwe, że istnieje jakiś inny katolicyzm, ale nie występuje on w praktyce. Dlatego bezsensownym jest dyskutowanie nad niepraktykowaną społecznie religią – legendarną "wiarą katolicką", której przymioty są podobno tak inne – to zadanie co najwyżej dla niszowych historyków religii i socjologów do rozważań, dlaczego w praktyce jest inaczej.
Nie zgodzę się z opinią, że "nie występuje on w praktyce", a tym samym z tezą, że dyskusja o nim jest bezsensowna. Ale myślę, że w tej kwestii każdy z nas pozostanie przy własnym zdaniu.
Natomiast analiza historyczno-socjologiczna "rozjechania się" idei z rzeczywistością byłaby na pewno ciekawa.
Zachęcam do wykonania takiej analizy historycznej lub zapoznania się z gotowymi. Zapewniam, że wnioski wypowiedziane na głos będą obrażać uczucia religijne.
Otóż to.
W praktyce rzeczywiście nie istnieje żaden inny katolicyzm, a jedynie, tak jak w moim przypadku, odcięcie się od w wielu miejscach toksycznego nauczania Kościoła Katolickiego i skupienie się tylko na swojej wierze i miłości. To przyniosło mi ogromną ulgę i czuję, że niemal natychmiast stałem się lepszą wersją siebie, która potrafiła zaakceptować nie tylko swoje słabości, ale też w pełni i ze zrozumieniem otworzyć się na te u innych.
To brzmi tak jak tłumaczenie, które słyszę od moich znajomych gdy ich pytam czy nie przeszkadza im pedofilia w kościele. Odpowiadają mi wtedy, że ich to nie dotyczy bo ich ksiądz jest ok. Tu jest tak samo, źle cię nauczano, to jest karykatura, wiara katolicka jest ok tylko sama ja sobie znajdź. W artykule opisana jest nauka wiary w Polsce, tak się jej uczy. Mało mnie obchodzi, że gdzieś ktoś wiarę katolicką pojmuję inaczej. Nie jestem teologiem, zresztą nie są nimi również w większości zwykli księża, którzy nas wiary uczą. Ubolewanie, że autorka była wychowywana w karykaturalnej wierze jest zwyczajnie niegrzeczne. W taki sposób kościół katolicki wychowuje nas w Polsce i tyle w temacie. Proszę takie uwagi kierować do nauczających, a nie do uczniów.
Pani Alicjo, co jest niegrzecznego w stwierdzeniu faktu, że autorka była wychowywana w karykaturalnej wierze? To nie jest obraza, tylko opis rzeczywistości. I oczywiście zgadzam się z tym, że odpowiedzialność za to spoczywa na nauczających, nie na uczniu. Pani Halszka ma pełne prawo do, słusznej z resztą, krytyki nauczania Katolicyzmu. Kwestionuję jedynie tezę, że opisane problemy Katolicyzmu wynikają z samych jego korzeni, doktryny. I wyraźnie wskazuję przykłady z artykułu, które z doktryną katolicką nie mają nic wspólnego.
"Mało mnie obchodzi, że gdzieś ktoś wiarę katolicką pojmuję inaczej" – to nam trochę zamyka drogę do dalszej dyskusji.
Stwierdzenie "istnieją problemy doktrynalne w wierze katolickiej, nawet najlepiej pojmowanej" jest tezą tego artykułu, i ta hipoteza jest broniona. Osiągane jest to przez podawanie elementów które są dogmatami tej wiary, i podawanie ich bezpośrednich negatywnych skutków. Są podawane przykłady sankcjonowania patriarchatu i nierówności płci, spowiedź jako akt wywoływania winy, kult męczenników powodujący złudzenie że cierpienie jest dobre, które moim zdaniem są mocnymi argumentami, a te rzeczy są nieodłączną częścią Kościoła rzymskokatolickiego. OK, zgadzam się że niektóre argumenty są już za mocno wysunięte (na przykład przenoszenie księdza przestępcy z parafii na parafię z dogmatów nie wynika, i tu autorka moim zdaniem za bardzo odleciała, nawet jeśli chodziło o pokazanie że to nie zależy od nikogo poza biskupem, bo wtedy też biskup te dogmaty łamie przy takim zachowaniu). Nie zmienia to że inne argumenty pozostają, a nawet jeden taki przykład już tę tezę udowadnia.
"Mało mnie obchodzi, że gdzieś ktoś wiarę katolicką pojmuję inaczej" jako zamknięcie dyskusji – Cóż, jeżeli ktoś zamierza twierdzić że "ja jestem katolikiem, ale nie uznaję (spowiedzi, nieomylności papieża, nierówności płci, kultu męczenników…)", to też ciężko prowadzić dyskusję. Katolik dla takiej dyskusji musi oznaczać osobę wyznającą wszystkie dogmaty Kościoła, a wtedy łapie się w tezę tego artykułu. Nie twierdzę że nie można wyznawać wiary "katolicyzm, ale bez spowiedzi", ale nazywanie jej katolicyzmem jest mylące.
Ja idealnie wpisuję się w opis "katolika wyprutego z katolicyzmu". Jestem po prostu osobą wierzącą, nie będącą członkiem żadnego Kościoła. Wierzę, że istnieje jakiś wyższy byt odpowiadający za ogrom złożoności wszechświata, jednak w wielu miejscach nie zgadzam się z nauką Kościoła. Dlatego moją praktykę ograniczam do codziennych starań, by żyć jak najlepiej tylko mogę.
@Jacek Włodarczyk: zatem nie jest Pan Katolikiem a Chrześcijaninem, a to dwie różne sprawy
I znów ten paternalizm i ogólniki, których sens sprowadza się do stwierdzenia "co ty wiesz o życiu, dziecko". I to ma zamykać dyskusję, bo wróci się do niej, jak "dziecko" już "dorośnie", czyli doceni głębię i wielkość katolickiej doktryny. Kłopot w tym, że religie są wymyślane przez ludzi, a to, co może było kulturową normą dwa tysiące lat temu (i co się częściowo udało zakonserwować na te dwa tysiące lat) dziś, mówiąc kolokwialnie i nieco wulgarnie "wali truposzem". A jednak wciąż są tacy, którzy twierdzą, że ktoś widocznie przytknął nos nie do tego, co trzeba. Ta "właściwa" tradycja i doktryna wonieje bowiem, niczym kwietna łąka. A przecież nie kto inny, jak ojciec Tadeusz wzywał, żeby szamba nie nazywać perfumerią…
Nie było moim celem przedstawienie wyczerpującej i pogłębionej repliki na cały atykuł. Możemy więc stwierdzić, że ogólnikiem jest moje twierdzenie o nieznajomości tematu (doktryny) przez panią Halszkę, ale nie odniósł się Pan do tego właśnie ogólnika.
Nie jestem też pewien czy słowa "co ty wiesz o życiu, dziecko" wkłada Pan w moje usta, ale gwarantuję, że jest mi daleko do takiej postawy.
Panie Krawczyku! Pańska nieświadomość tego co Pan robi, nie powoduje, że to co Pan robi nie istnieje.
Gdyby zechciał Pan przedstawić krótka analizę porównawcza doktrynalnych różnic między prawdziwym i karykaturalnym katolicyzmem, ze wskazaniem na konkretne zapisy? Przypuszczam, że nie tylko ja chętnie zapoznam się z Pańska analiza historyczno-socjologiczna rozjechania się idei z rzeczywistością. Bez ironii.
Formuła komentarza pod artykułem uniemożliwia pełną odpowiedź, ze względu na objętość 😉
Więc tylko hasłowo – rozmijanie się idei z rzeczywistością jest udziałem każdego z nas, bo nikt nie jest idealny. W wymiarze wspólnotowym wynika to z faktu, że większość formalnie wierzących (świeckich i duchowieństwa) to de facto niewierzący. Tych, którzy usłyszeli Dobrą Nowinę i za nią poszli jest ok. 10%. To z kolei ma przyczyny bardzo złożone, m. in. umasowienie chrześcijaństwa (jakość przechodząca w ilość), upaństwowienie religii czy Kościoła, nadmierna rytualizacja itd.
Jeśli chodzi o konkretne dogmaty, szczególnie rażące jest opisywanie przez autorkę śmierci Jezusa jako sadystycznej tortury, potrzebnej Bogu, żeby wynagrodzić za winy sprzed tysięcy lat, których osobiście nie popełniliśmy, wpędzić nas w poczucie winy i zmusić do wdzięczności. Fałszem jest tu niemal każde słowo. Ta śmierć była potrzebna nam, nie Bogu. Nie miała nas obciążyć winą, tylko od niej uwolnić. Nie miała nas wpędzić w jakiś dług wdzięczności, lecz pokazać, że miłość jest zupełnie za darmo, że nie "musimy" zupełnie nic. Że Miłość wykracza poza handlową logikę długu i odpłaty, że przenosi relację na zupełnie inny poziom.
Dziękuję za Pana głos.
"Jeśli chodzi o konkretne dogmaty, szczególnie rażące jest opisywanie przez autorkę śmierci Jezusa jako sadystycznej tortury, potrzebnej Bogu, żeby wynagrodzić za winy sprzed tysięcy lat, których osobiście nie popełniliśmy, wpędzić nas w poczucie winy i zmusić do wdzięczności. Fałszem jest tu niemal każde słowo". NAPRAWDĘ?
Podstawowym dogmatem chrześcijaństwa jest śmierć Jezusa jako OFIARY ODKUPIEŃCZEJ za grzech pierworodny (…żeby wynagrodzić za winy sprzed tysięcy lat, których osobiście nie popełniliśmy!) i wszystkie inne grzechy, które zostały popełnione i zostaną popełnione do końca świata. Jezus wypada tu naprawdę dobrze (bezkresna miłość), tylko niestety Bóg Ojciec wypada tu bardzo źle (żądny ofiary bożek, który nie jest w stanie przebaczyć swoim biednym stworzeniom jak tylko za cenę krwi niewinnego, czystego baranka, bo "zapłatą za grzech jest śmierć". Ten podstawowy dogmat chrześcijaństwa jest zakamuflowanym, ubranym w piękne słowa, pierwotnym rytuałem ludzkości, która składa ofiarę NIEZNANEMU, by okiełznać własny strach i poczucie winy.
Panie Jurku, widać po Pana wypowiedzi, że jest Pan jednym z tych, którzy wierzą, że zostali zbawieni przez krew Baranka (ewangelik? zielonoświątkowiec?). OK, szanuję Pana wiarę, ale nie akceptuję Pana stwierdzenia, że "fałszem jest tu niemal każde słowo". Nie ma Pan monopolu na prawdę o Bogu ( chociaż chrześcijanie tak po cichu sądzą) i nie ma Pan nawet monopolu na jedynie słuszne rozumienie Biblii. Proszę więc nas nie pouczać w jej interpretacji…
No niestety, dla wielu samo hasło katolicyzm = przemoc, zło, a każdy kto wierzy jest z natury głupcem, wariatem i złem wcielonym…
To może powiesz mi, ile z religii katolickiej rozumie kilkumiesięczne dziecko, które po ochrzczeniu uznajesz jako katolika? A ile rozumie kilkuletnie posłane do komunii? Ono powtarza bezkrytycznie tylko to, co się mu wtłoczy do głowy. I większości zostaje tak do śmierci. To co katolickie jest dobre, a to co nie katolickie jest złe. Dlatego obecnie Owsiak jest nielubiany przez władzę.
Katolicyzm nie szanuje innych i zwalcza wszystko, co nie jest katolickie, więc sam na szacunek nie zasługuje.
Ateizm to nie jedyna alternatywa dla katolicyzmu. Jest mnóstwo innych religii i ścieżek duchowych – ile z ich poznałeś? Nie masz więc żadnego porównania. Ja mam i uważam, że katolicyzm, tak jak wszystkie religie monoteistyczne to religia przydatna jedynie władcom i kapłanom, dla zwykłego człowieka natomiast bliższe są te oparte o kult przyrody.
Religii, o której Pan pisze w Polsce nie zaobserwowałam, natomiast powszechnie występuje ta w artykule. Dlatego może zacząłby Pan od pouczania hierarchów kościelnych i księży, którzy te farmazony (jak Pan twierdzi) dystrybuują do ludu.
Chciałam jeszcze zwrócić uwagę, że te wszystkie cierpienia prowadzą do zbawienia wyłącznie maluczkich. Księża wszelkich stopni muszą mieć wygody, personel usługowy, dostatek i bogactwa. Albo tam jest coś małym druczkiem napisane, albo oni po prostu wiedzą, że boga nie ma, a religia to sposób na wyłudzanie dóbr materialnych od wiernych i władzy.
To współczuję, bo ja doświadczyłem głównie tej, o której pisze pan Robert. Oczywiście nie znaczy to, że wszystko jest w porządku. Nie jest. Natomiast pouczanie księży to jedno. Druga rzecz to jednak poprawianie autorki, która uważa że pseudokatolickie wychowanie, jakie jej zafundowano to katolicyzm. Nie. To jest coś, co jest dalekie katolicyzmowi.
Przepraszam bardzo… To ile trzeba stracić życia, żeby te prawdziwe podstawy wiary katolickiej poznać? 10, 20, 30 czy 100 lat? Chyba jednak utrata dziecięcej naiwności pozwala nam świetnie zobaczyć te rzekome prawdziwe podstawy.
Doświadczenie autorki to katolicyzm wysokiej próby, ponadprzeciętnie zaangażowany, większość tzw wierzących praktykujących nie poświęca doktrynie, nauce kościoła, treści Ewangelii i nauczania papieskiego ani nie zna ani nie stara się poznać. Uznanie, że autorka nie wie, o czym pisze jest protekcjonalne z pana strony.
Szkoda, że od razu nie przedstawiasz argumentów, byłoby mi łatwiej wejść w polemikę. Przemocowego związku katolik lub katoliczka nie może opuścić ze względu na doktrynę nierozerwalności małżeństwa. Kościół Katolicki zostawia więc jedną alternatywę – separację, co oznacza, że ofiara przemocy będzie mogła żyć w odosobnieniu od sprawcy, ale będzie z nim dożywotnio powiązana tzw. sakramentem małżeńskim i pozostanie skazana na życie w samotności, nie mogąc założyć rodziny – zgodnie z oficjalną doktryną Kościoła Katolickiego. Natomiast ta możliwość separacji nie jest bynajmniej elementem doktryny, a raczej "luką" w prawie kościelnym, którą można w tej dramatycznej sytuacji wykorzystać. Przy czym gros kapłanów, którzy będą ofiarę zniechęcać do separacji i do pozostania w przemocowym związku w imię "niesienia swojego krzyża" trudno zaliczyć do dewiantów, jest to wręcz stały element katolickiego krajobrazu Polski i, uwaga, takie nauczanie również nie jest z doktryną sprzeczne. Można nawet się kłócić, że są z tą doktryną bardziej spójne ze względu na nierozerwalność małżeństwa właśnie, ale także że względu na gloryfikację cierpienia, która owszem, niestety jest nierozerwalną częścią chrześcijańskiej etyki. Niegdyś prowadziła do skrajnych patologii, jak samookaleczenie, dziś ta doktryna uległa przekształceniom, pewnemu złagodzeniu, ale nadal jest czynna i obecna. Co do teologii ciała ciekawi mnie, jaką próbę obrony jej chcesz podjąć? Oczywiście "ciało jest źródłem największego zła" to hiperbola, ale Kościół jak najbardziej doktrynalnie tłamsi seksualność, co prowadzi do nieuniknionych zaburzeń psychicznych i rozwojowych. Przykładowo masturbacja jest traktowana jako grzech, nie mówiąc już o seksie homoseksualnym lub poliamorii.
To prawda. Wystarczy wziąć do ręki dokumenty Kościoła, Ewangelię czy, obecnie, naukę papieża Franciszka. Ale to łatwo powiedzieć, w praktyce wcale nie jest łatwe, szczególnie dla młodzieży. Doświadczenia autorki są bardzo popularne, choć wychowywała się jednak w wyjątkowo "pobożnej" rodzinie. Obecnie, (wydaje mi się, może się mylę) podobne wzorce panują w szkołach "Sternika" i są kuźnią wyborców Konfederacji.
Osobiście, mam podobne "traumy" z dzieciństwa, choć nikt mnie do niczego nie zmuszał ( modlitwy, spowiedzi). Wystarczyła nauka katechizmu dla dzieci (nie ma nic wspólnego z Katechizmem Kościoła Katolickiego) i wyciąganie prostych wniosków. Do tego słowa pieśni, kazania itp. Gdy doszłam już osobiście, że to nie tak i próbowałam przekazać "moją" wiarę dzieciom, nazywały mnie heretyczką, bo w kościele i na religii mówią inaczej. One od Kościoła odeszły a ja zostałam z poczuciem bycia heretyczką. Dopiero portale jezuickie, Tygodnik Powszechny, Więź, książki i wypowiedzi mądrych kapłanów ( o. Żmudziński, ks. Kaczkowski, czeski teolog ks. Halik, także w części popularny youtuber o. Szustak) sprawiły, że poczułam się znów pełnoprawnym członkiem Kościoła Powszechnego.
Cóż, przez lata traktowałem ludzi wierzących jako niegroźnych wariatów, a ekscesy historyczne traktowałem jako historyczne. Wychowanie w późnej komunie uczyło dystansu do katolicyzmu, ale nie nienawiści. Zostałem przez rodziców wysłany na religię i nawet komunię, ale był to ostatni obowiązek religijny. Nigdy nie uwierzyłem i już jako dziecko uznałem, w całej swej arogancji dziecka, że to idiotyzm. Dorosłość nie zmieniła mojego zdania, ale starałem się być uprzejmy wobec ludzi wokół, którzy dalej wierzyli. Ostatnie kilka lat całkowitej degeneracji KK i jego kongregacji pozbawiło mnie resztek uprzejmości. Tak, katolicy są niebezpiecznymi wariatami. Wariatami o zbrodniczych skłonnościach, niemoralnej ideologii i pozbawionych elementarnej empatii. Dokładnie jak napisałaś. I trochę ubolewam, że w czasie ostatnich demonstracji nie palono kościołów i nie wieszano biskupów – jak nam to Kościuszko pokazał. Dziś się technicznie ludzi nie wiesza za ciężkie przestępstwa. Zlikwidowano karę śmierci, co uznaję za nasze cywilizacyjne osiągnięcie. Ale wciąż latarnię można zastąpić dożywociem, majątek przeznaczyć na zadość użyczenia wszystkim złamanym i skrzywdzonym, a kościoły zamienić na użyteczne przestrzenie – biblioteki, galerie, restauracje, przychodnie, sale koncertowe itd. itd. – tak by rzeczywiście służyły ludziom, a nie były tylko rozsadą nienawiści, urojeń, miejscem dewiacji i łamania psychiki.
100% zgoda. Niestety KK nie jest nieszkodliwy jak na przyklad CoE w Anglii….
Całkowicie zgadzam się z tą opinią.
Radykalnie, ale trafnie. Niestety, aby dostrzec, że kościół nie jest żadny pozytywnym źródłem zasad, trzeba się od tego kościiła (a więc często i od najbliższych) odsunąć na odpowiedni dystans, a to zazwyczaj trudne.
Przede wszystkim należy wykorzenić przekonanie, że Kościół = Bóg/Jezus. Chrześcijaństwo to Wiara, Kościół Katolicki (w szczególności Polski) to Instytucja o znamionach orgaizacji mafijnej. Być może na początku, w 2-3. wieku jeszcze można było stawiać znak równości między Kościołem a Wiarą, jednak każda kolejna Autoryzowana Publikacja tak zwanych "Ojców Kościoła" i Świętych odsuwała Instutycję z jej Dogmatami od istoty Wiary…
Dziękuję. Mądry tekst. Oburzamy się na przestępstwa funkcjonariuszy kościoła. A nie oburzamy się na codzienną indoktrynację. Sam niestety jej podlegałem. Potem mówimy, że przemocowe zachowania zaszczepione przez kościół to nasza uświęcona wiekami tradycja albo kultura.
Po opuszczeniu kościoła, zwłaszcza tego polsko-rzynsko-katolickiego, który jest porąbany totalnie, kolejnym krokiem powinno być pozbycie się wiary w istnienie duszy. Dusza, w dawnych czasach może i była nienajgłupszym pomysłem, ale dzisiaj bez trudu można wszystkie cechy jej przypisywane wyjaśnić naukowo, materialistycznie. Jeśli to zrozumiemy, to już żadna religia nam nie zawróci w głowie.
Troszkę skoryguję może (sam jestem ateistą): Kościół Katolicki (szczególnie Polski) to Instytucja, Wiara w duszę to część Wiary Chrześcijańskiej (wynikająca z Judaizmu). Można wyrzec się kościoła a nie wyrzekać się Boga, to są dwie różne sprawy.
Nigdy nie lubiłam kościoła, msze, spowiedź, komunia napawały mnie lękiem, który nazwałam lata później. Wolność mentalną odzyskałam po przeczytaniu Boga urojonego Dawkinsa i zrozumiałam że nie jestem odosobniona w moich poglądach. Polecam!
👌Tak. Czytajmy, bo religijność to rodzaj nieuctwa zazwyczaj.
Dlatego tez KK niezbyt natarczywie zacheca do zglebiania ich nauki. Za duzo niewygodnych tresci 😆
Poruszyła Pani wiele ważnych kwestii , dziękuję! Jest nad czym się pochylić.
" porządek wprost wynikający z dogmatów – " Nie, bo dogmaty sa narzedziem a narzedzie mozna zmienic. W tym wypadku narzedzie jest wybrane do zadania. Stanowi to ze nie dogmaty sa podstawa poblemu a ludzie ktorzy je z pretekstem w taki sposob ustawili.
"Miłość w katolicyzmie jest przede wszystkim autodestrukcyjna" Tak!:
Milosc do fikcji postaci boskiej jako idea staje sie wazniejsza od prawdziwych zyjacych ludzi. W dodatek jest perfidnie znieksztalcona stwazajac przez interogacje od dziecinstwa nalug do tej milosci ktory prowadzi do skrajnych depresji ulzonych tylko i wylacznie posluszenstwem. Dlatego katolikowi jak kazdemu czlonkowi sekty jest tak trudno sie tego swinstwa posbyc.
Milosc=Posluszenstwo!
Antyklerykalizm jest ptrzebny. Ale musi być tolerancyjny światopoglądowo, bez zakładania, że ateizm jest jedyną alternatywą dla katolicyzmu, a osoby wierzące (niekoniecznie katolicy!) są naiwne, zaślepione czy niedojrzałe.
Mozna wszystkie cechy usprawiedliwic oprocz zaslepienia. Wiara szczegolnie katolicka jest tak oprozniona wszystkich logicznych podstaw ze trudno jej uwazac nawet za wymysl umyslowo zdrowego czlowieka. Tolerancja dla wariatow? Ktorzy szalenstwo uzywaja jako swieta podstawe by krzywdzic inych? Raczej NIE!
Ja bym sie moze i zgodziła z powyższym ale jest sporo warunków do spełnienia: KK nie werbuje dzieci, nie indortrynuje ich zanim naucza sie myśleć i nie utrudnia wyjścia. Jak narazie jestem formlanie w organizacji, ktora spełnia warunki "organizacji przestępczej".
Prosze pani, wszystko co pani twierdzi jest zaprzeczeniem zeczywistosci.
W którym miejscu? Wskaz mi.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Antyklerykalizm jest potrzebny, natomiast zaślepione spojrzenie na wierzących już nie.
@CIA
I w taki sposób niestety niemożliwe jest dogadania się, jeśli obie strony nawzajem będą się obrażać uważać za wyższe moralnie.
Pan sie myli. Przynajmiej ja znajacy bledy ludzkosci i wlasne jestem zawsze gotowy by posluchac. Nie chodzi mi o tepienie tylko dla tepienia. Gotowosc zrozumienia i porozumienia musi byc zawsze podstawa z obu stron. Inaczej jestesmy zakutymi fundamentalistami wiar ktora ateistyzm akurat nie jest, jest to szukanie prawdy. Co nie znaczy ze nie mam prawa uznac katolicyzm jako szalenstwo pod ciezarem dowodow. I prosze mi udowodnic moje zaslepienie. Moze mie pan przekona?:)
Każdą wypowiedz zaczyna pan od slow "pan sie myli". Po czyms takim az nie chce sie odpowiadać bo sugeruje pan rozmówcy ze jest pan wyrocznią delificka i posiadaczem jedynej slusznej prawdy. Proponuje zmienic na "nie zgodzę się z Panem".
Umówmy się, możemy się tutaj wyzywać ale dopóki bog nie zejdzie z nieba tak żebyśmy oboje go zobaczyli i nie zrobi nam sesji "Q&A" jestemy w dyskusji bez rozstrzygnięcia. Proponuje mniej aroganckie podejscie do rozmówcy.
Sprowadza Pani dyskusję do pyskówki.
1) Czy nizbywalny chrzest noworodka nie jest "werbowaniem dzieci"
2) Czy niepodlegająca żadnej kontroli z zewnątrz katecheza dzieci od wieku przedszkolnego nie jest ich indoktrynacją?
I wreszcie Pani stwierdzenie, że spór jest jałowy dopóki "bóg' nie zstąpi z nieba i go nie rostrzygnie, powoduje, że dyskusja staje się naprawdę bezcelowa.
@Marek Marczuk
Proszę przeczytać mój komentarz jeszcze raz bo ewidentnie nie zrozumial Pan nic a nic. Ja przeczytałam przed chwila aby przekonać się czy aby napewno nie bylo za ostro. Nie bylo. Zarzuciłam osobie powyżej ze uzywa zbyt ostrego języka, którego nie wypada używać w dyskusji której de facto nie da się rozstrzygnąć bo jest kwestią wiary i swiatopogladu. Nie jest to bynajmniej pytanie: czy trawa jest zielona, na co jedna osoba powiedziała – nie, jest czerwona. Na co faktycznie wypada odpowiedzieć "myli się pan" czy nawet "opowiada pan bzdury". Każdy mowi do czego przygotowały go wlasne doświadczeń, swiatopglad i wiara lub jej brak. Ateisty nie przekona pan do boga mowiac "myli sie pan".
Reszty nie bede komentować bo wg mnie jest nie na temat w świetle powyższego problemu.
Też przeczytałem Pani komentarz ponownie i faktycznie – nie zrozumiałem. Jak się tak buduje zdania z dwukropkiem, to niestety łatwo o mylne odczytanie intencji.
Niestety Pani również nie zrozumiała mojej uwagi.
"Przynajmiej ja znajacy bledy ludzkosci i wlasne jestem zawsze gotowy by posluchac." a kim Pan jest, by znać błędy ludzkości, tzn jest Pan może wszechwiedzącą istotą? Właśnie zrobił Pan dokładnie to, o czym pisałem. Uważa się Pan za wyższego moralnie, dlatego (według Pana) ma Pan monopol na prawdę i moralność. To nie jest dobry sposób na osiągnięcie porozumienia.
Zgadzam się całkowicie. Jednak religijność powinna być wyborem świadomym. Jeśli dzieciom wtłacza się do głowy bezkrytycznie gotowe formułki, zapędza się stadnie do świątyni. Jeśli ktoś w Polsce jest katolikiem, to nie był to jego świadomy wybór, został zindoktrynowany, a więc zaślepiony. Znam natomiast ludzi, którzy w wieku dorosłym poszli w stronę religijności zgodnej z ich poglądami, świadomie. Co ciekawe, nie znam ani jednej osoby, która przesłany z Jakiejś religii na katolicyzm, zawsze jest to marsz w drugą stronę.
Dzieciom narzuca się też język i to co jedzą. Straszne. Każdy jak osiągnie dorosłość robi co chce.
Bardzo dziękuję za artykuł. Szczególnie uznanie dla punktu 3. Kult cierpienia jest wszechogarniający, nawet lekarze w Polsce go wyznają (ciekawe ilu robi to podświadomie). Tam gdzie chory mógłby nie cierpieć bardzo często nie podaje się odpowiedniej dawki leków przeciwbólowych. Przykład: chorzy na raka w terminalnym stadium nie dostają odpowiednich leków przeciwbólowych, umierają w ogromnym cierpieniu. Tak było w mojej rodzinie. Zresztą daleko nie trzeba szukać, tak robiła Matka Teresa z Kalkuty, chorzy u niej nie dostawali leków przeciwbólowych bo jak twierdziła, Chrystus też cierpiał na krzyżu.
Matka Teresa to przyklad prawdziwego antychrysta. Ile kasy wyciągnęła od bogatych a ile z tego faktycznie poszlo na leczenie? Stara glupia babsko sama leczyła sie w najlepszych klinikach a o jej umieralniach niektórzy majacy nieprzyjemność pracowac z nia pisali ze lepiej tym ludziom byloby umierać na ulicy. Dość swietych krow KK!
Znam całkiem sporo osób latami leczących się z nerwic i depresji jako efekt katolickiego modelu wychowania. Sam też z tego tutułu miałem pewne problemy. Trzeba głośno o tym mówić. To my jesteśmy ofiarami kościoła katolickiego i żądamy sprawiedliwości!
Owszem, gabinety psychologów sa pełne. KK mial wplyw na edukację zawsze i rany jakie zostawił na każdym pokoneiu sa ogromne.
Świetny tekst. Masz talent dziewczyno. Racjonalna analiza. Nie przestawaj. Pisz też o innych aspektach życia, które są na pozór skomplikowane.
Zdania czasami zbyt rozbudowane ale akurat tutaj czytelnik zakuma 😉
Sam jestem Chrześcijaninem ale widzę sprawę podobnie jak Ty. Powodzenia!
"+Różny jest też kościół „Tygodnika Powszechnego” od kościoła Radia Maryja" niby różny, ale jeden bez drugiego nie mógłby istnieć. Dlatego Kościół sobie wyhodował dwie główne partie – PO i PiS (oraz satelitki), które tak samo nie mogą istnieć jedna bez drugiej.
Żaden polityk nie zrobi kariery bez wsparcia Kościoła.
W tej '' analizie'' widać podstawowe braki znajomości podstaw filozofii chrześcijańskiej i katolicyzmu jako wyznania. Jest to niestety częste ze wnioski wyciąga sie z obserwacji i własnych doświadczeń a ze nie maja one żadnego lub prawie żadnego związku z faktami no nie ma znaczenia. Ta ''analiza'' to typowy dla teorii krytycznej sposób podejścia do problemu- nie wymaga sie ani wiedzy, ani umiejętności logicznego, a wręcz jakąkolwiek systematyczna wiedzę, fakty i logiczne myślenie jest negowane i piętnowane.
Co do samej osoby to miała pecha ze w domu nie miała wsparcia (rodzice raczej nie wierzący).
Jakis dowod Ropa czy znowu bredzisz jak zawsze'?
Np patrz Grzesiu a ty jesteś modelowym przykładem wychowania katolickiego – odporny na nowoczesna wiedze (a co za tym idzie na zmiany), wierzacy bez analizowania faktow z przeciwnych stron a przede wszystkim pozbawiony jakiejkolwiek empatii do drugiego człowieka (to jest moim zdaniem najcięższy grzech kosciola katolockiego). Ten brak empatii widać na każdym kroku w naszej pięknej Polsce.
Z trolami takimi jak ty nie dyskutuje z zasady.
Poczytaj komentarze tutaj albo jeszcze lepiej: zajrzyj do jakies grupy ateistow bo takie sa. Posluchaj tych ludzi bez prob nawracania. Odejście z KK nigdy nie było dla nich łatwe i naprawdę przypadki tzw "buntu przeciw establishmentwi" to rzadkość. W Polsce nie wybiera się katolicyzmu ale wybiera się ateizm (I inne religie) dlatego większość tych ludzi jest bardzo świadoma, ma za sobą lekturę biblii (czego katolicy akurat nie robia) i innych pism kościelnych. Dysonans między etyka człowieka z początku 21 wieku a tego opisanego w biblii (bog zabija miliony, szatan akurat zabił z 7 czy 9 osob, czystki etniczne, kazirodztwo, niewolnostwo, handel ludzmi, gwałty, pedofilia bo w prawie Izraelitów 13 latke można było poślubić wszytko okraszone chęcią władzy i mizoginizmem) jest dzis tak ogromny jak nigdy. KK stracił swoją racje bytu.
Ah uprzedzając twój kolejny argument: stary testament jest refleksja kultur starożytnych regionu i prawa sie od nich nie różnią. Nowy testament powstawał około 4 wieku (kanon, gdyż ewangelii było znacznie wiecej) i czerpał z filozofii tego regionu, jest zatem mocno okraszony filozofią grecka dlatego jest bardziej "oświecony". Biblia bynajmniej nie jest jedynym pismem zawieracym jedyne prawdy moralnoe, ale zlepkiem wczesnych kultur i jako taka powinna wylądować na śmietniku obok Ateny i bogów egipskich.
Widzisz tak sie sklada ze wszystkie kierunki progresywne i hedonistyczne spowodowaly tylko i wylacznie kleske krajow/ regionow gdzie je wyznawano/ praktykowano. Poczwszy od starozytnych grekow, rzymiam a skonczywszy na komunistycznej Rosji. Dlaczego? Odpowiedz sobie sama.
Nie wiem czy jest sens cokolwiek pisać bo Pan panie Ropczynski jest tutaj dyżurnym trollem Oko.press: "nie wiem ale się wypowiem". Wyobrażam sobie Pana jako starszego Pana z wąsem i złością do świata.
Ile krajów w których katolicyzm jest praktykowany upada albo jest w stanie upadku? Nazistowskie Niemcy (Pius XII ich mocno wspierał i finansowal), faszystowskie Wlochy czy Hiszpania, cala Ameryka Południowa, większość Afryki. Tak się na Pana nieszczęście sklada ze kraje które odniosły największy sukces to a) kraje wywodzace się z protestantyzmu (USA, Kanada, cała polnocno-zachodnia Europa, Australia, kiedyś rozmawiałam z Filipińczykiem który powiedział mi że żałuje iż jego kraj podbili Hiszpanie a nie brytyjczycy… ) b) kraje bardzo zsekularyzowane gdzie nastapil całkowity rozdział państwa od kościołów. Gdybym miała oceniać katolików z perspektywy moich doświadczeń brytyjskich, uznałabym ich za nieszkodliwych dziwaków. Oceniając z polskiej perspektywy – uważam że są groźną sektą z którą należy się rozprawić.
Podobnie uważam większość protestantów za mniej szkodliwych (nie wszystkich bynajmniej). Poza tym ze w ich doktrynie sumienie faktycznie ogrywa ważna rolę i czytaja pismo sami (rzecz nieznana katolikom) to nie mają struktury władzy!
Chyba wie Pan dokąd zmierzam? Panski argument jest zbyt wybiórczy aby czegoś dowodził.
Zegnam i miłego trollowania
Kurcze, jestem pod wrażeniem za to wiedzy, umiejętności logicznego wywodu i analizy "Grzegorz Ropczyński"… Nawet rodziców autorki w dwie sekundy żeś przeanalizował, ocenił i opisał!? Imponujące! Gdzie się można tego nauczyć? 🙂
Że chce ci się takie wynurzenia tworzyć…
Kurczę, jak ja się cieszę, że ludzie zaczęli bez strachu mówić wreszcie prawdę. Bo faktycznie, nie o pedofilię tu się rozchodzi, skoro same ofiary mówią "na szczęście (sic!) nie straciłem wiary". Czyli są zadowolone z faktu, że uznają za fakt baśnie, dzięki którym ich oprawca mógł je bezkarnie geałcić. Na to chyba powinna być jakaś nazwa typu syndrom diecezjalny albo coś w tym stylu.
No kurde, ten cały katolicyzm jest całkowicie oderwany od europejskiej kultury. Kultury, w której srksualność zawsze była bardzo ważna, a która dla katolicyzmu jest czymś zakazanym. Pierwsi ludzie w Europie pojawili się 45 tys. lat temu, od tego czasu zaczęło się kształtowanie naszej europejskuej kultury. A nasza, tu w Polsce 1500 lat temu, bo jesteśmy Słowianami i to są masze początki tu nad Wisłą, od tego czasu nasi przodkowie bratają się z tutejszą przyrodą. Przyroda – kolejny temat, jako żywo dziś znów jest ona partnerem, a nie "poddaną". Zobaczcie stare podania ludowe – tam ludzie rozmawiają ze zwierzętami, rośliny mają moc, ziemia rozstępuje się i wymierza sprawiedliwość – jak to wszystko wpisuje się w obecne potrzeby nadania przyrodzie podmiotowości. A w chrześcijaństwie co najwyżej osioł, na którym można jechać. To umiłowanie cierpienia katolickie, to wszystko kompletnie nijak się ma do naszej europejskiej kultury. A do tego jeszcze OCHYDNY wizerunek sadystycznie zamordowanego człowieka przybitego do desek. Jak można tak sadystyczny obraz pokazywać dzieciom??? Cierpienie, smutek, absurdalne zakazy – nijak to się ma do naszej europejskiej mentalności.
Pan stwozyl raczej niezdolnie relacje animizmu do entpersonalizacji czlowieczenstwa i natury spowodowanym ideologii kapitalistycznego katolicyzmu ale w gruncie sensu ma pan racje. Moze entperzonalizacja jest lichym slowem. Nie jestem Polakiem i trudno mi znalesc lepsze, ale chodzi o odczepienie/odlaczenie uczuciowe od zywych istot i natury.
A co do Jezusa: Dzieci nie tak latwo zniszczyc . One wszystko widza i rozumia i tego trzeba sie bac.
Kolego, czy ty w ogóle czytałeś tzw Pismo Święte? Z twoich odpowiedzi wynika ze raczej nie bo posługujesz się tym co dla KK jest wygodne dlatego znalazło się w kanonie czytań. KKK art 121-125 nakazuję Ci wierzyć w cale pismo, którego ewidentnie nie znasz.
Nie zrozumialem pani. Guglowalem to ale tez nic nie pomoglo?
Psalm 121
A song of ascents.
1 I lift up my eyes to the mountains—
where does my help come from?
2 My help comes from the Lord,
the Maker of heaven and earth.
3 He will not let your foot slip—
he who watches over you will not slumber;
4 indeed, he who watches over Israel
will neither slumber nor sleep.
5 The Lord watches over you—
the Lord is your shade at your right hand;
6 the sun will not harm you by day,
nor the moon by night.
Reszta te same dyrdymaly.
Wierzymy w całe Pismo, ale podlega ono interpretacji, jak każdy tekst stworzony przez człowieka, nie czyta się go wprost, "na pałę". ST zawiera "sprawy niedoskonałe i przemijające" (KKK art.122)
@Jerzy Pawelski
Źródłem interpretacji może być wszystko, równierz gwiazdy na niebie albo szum wiatru. Katolicyzm jednak nie pozwala na interpretacje, jeśli chcesz być katolikiem, musisz posłusznie przyjmować interpretację kapłanów.
Źle pan googlowal. KKK to ani Ku Klux Klan ani pismo tzw święte. Pan to powinien wiedzieć, ja nie jestem katoliczką. KKK = Katechizm Kościoła Katolickiego, po biblii najważniejszy dokument podsumowujacy doktryne KK. Reszta to "dyrdymały". W dodatku kompletnie nie na temat.
Ps. niech się Pan nie popisuje angielskim, jestem mgr brytyjskiego uniwersytetu, biblia jest również wydana po polsku.
@Trzej Ptaszkowie Otóż to! Taki wymog jest również opisany w KKK (nie mogę znaleźć bezpłatnego wydania w internecie w tej chwili, a takich pomyj nie chce w domu trzymać albo nie daj boze za nie płacić). Nie tylko mowi ze pismo mogą interpretować tylko biskupi ale takze ze biskupi maja prawo zmieniać doktryne (pod wpływem ducha świętego, nie wiem ile ten duch ma %)
Ech.. zbyt dużo przeinaczeń żeby polemizować. Czym jest chrześcijaństwo według agnostyków wrażliwych? "Gdyby nawet niebo było puste, święty jest człowiek, który się modli – napisała Simone Weil". Cytat z eseju J. Surdykowskiego, którego końcówkę szczególnie polecam: https://wiadomo.co/surdykowski-bog-wszechswiat-nauka-sens/?fbclid=IwAR3T-vbaZYCyBSkrw5fKzSjFIkLJudvM_1S4x4EF47f2-5ZwbJhz0eWCpDI
Artykuł, który polecasz, unaocznia jeszcze jedną paskudną cechę chrześcijaństwa – pogardę wobec innych religii. Mamy tu więc "Boga" i "bożka". Problemrm chrześcijaństwa jest to, że nie powstało naturalnie z żadną kulturą, a jako sekta judaizmu. Działa jak pasożyt – pojawia się w istniejących już kulturach, przejmuje lokalną obrzędowość, niszczy lokalną religię, a następnie ogłasza, że ono tam jest "od zawsze" i wszyscy mieszkańcy mają "chrześcijańskie korzenie".
Jak widać brak instytucji kościelnej niczego w tym temacie nie zmienia, chrześcijaństwo nie potrafi pokojowo funkcjonować w wielokulturowym świecie.
Natomiast artykuł o katolicyzmie to żadne przeinaczenia, tylko osobiste doświadczenia. Gdyby nie zapisywanie dzieci do KK, to grupa ta miałaby za mało członków, żeby uzyskać rejestrację związku wyznaniowego w MSWiA. Dorośli ludzie rezygnują z KK na rzecz ateizmu albo innych religii, w drugą stronę to nie działa.
No nie miałaby za mało członków – 100 osób to by się jednak na pewno znalazło… 🙂
Proponowałbym dodać punkt ósmy, który nie jest oczywisty i prawdopodobnie nie ogranicza się do wiary chrześcijańskiej. Chodzi mi o przekonanie o sprawiedliwości świata (ang. just-world fallacy), według którego ludziom wmawia się, że ich cierpienie czy życiowe niepowodzenia mogą mieć jakiś głębszy sens i są konieczne do osiągnięcia zbawienia. Skoro przydarza się nam krzywda i kiedy będziemy dobrzy to sprawiedliwy bóg nam tą krzywdę wynagrodzi. Prowadzi to do przekonania, że człowiek nic nie musi zmieniać w swoim życiu bo sprawiedliwość w końcu nadejdzie, czy to na ziemi czy w niebie. I tak ludzie trwają w toksycznych relacjach bici przez partnerów, czy wykorzystywani przez pracodawców. Przecież postawienie się swojemu oprawcy to byłby grzech pychy i wątpienie w boską sprawiedliwość…
Jest to mechanizm przesuniencia wlasnej odpowiedzialnosci na nigdy!
Ten punkt, podobnie jak poprzednie wynika z fałszywej wizji chrześcijaństwa. Nigdy nie oznaczało ono nakazu bierności wobec zła.
Pod warunkiem, że to zło nie pochodzi od samych klechów lub powiązanych z nimi funkcjonariuszy, bo wtedy się tych którzy takie zło wytykali zwykło na przykład palić na stosach, ewentualnie (co za miłosierdzie!) jedynie torturować i wrzucać do lochów. Ostatnio takich ludzi się tylko gnoi w miarę możliwości.
Czyżby? Widocznie ci papieże i arcybiskupi to jakaś niechrześcijańska sekta, a opowieści o nadstawianiu drugiego policzka i przestrogi "nie sądźcie…" wraz z koronnym argumentem sądu ostatecznego, to zapewne jakieś buddyjske naleciałości?
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Bozia stworzył nas na swoje podobieństwo (podobno), więc aborcjonistów, pedałów, księży też… Pieprzyć taki zjechany plan
PS Komentarz nie jest pusty.
Uu, cenzura emotikonów? Kiepsko, Oko, kiepsko 🙂
Nie wypowiadał się na temat aborcji. Natomiast in vitro jak najbardziej i stosunki pedalskie też: Apostołowie się całowali, a kobiety im własnymi włosami nogi myły.
Artykuł czyta się z ogromnym smutkiem, że w Polsce jest możliwe tak wykrzywione i nierozumiejące swojej religii wychowanie pseudokatolickie, bo katolickim tego nazwać nie można. Współczuję autorce i innym, którzy uważają że samo istnienie katolicyzmu jest wielką ich krzywdą, niemniej naprawdę nie każdy katolik robi tak, jak jest wyżej. A jeśli tak robi, świadczy to o głębokim niezrozumieniu (może nie z własnej winy?), tego w co wierzy.
To jest wypaczony obraz katolicyzmu. Ja na przykład NIGDY nie usłyszałem, że wątpliwości to brak pokory. Zarówno na katechezie jak i poza nią słyszałem za to, że to naturalne i wiara bez wątpliwości zmienia się w ślepy fanatyzm. "Trwanie w przemocowych relacjach", tego też Kościół nie nakazuje (a tylko ta bardziej zamknięta jego część). Natomiast inną sprawą jest, że po coś istnieje okres narzeczeństwa, by móc drugą osobę poznać. Jeśli ktoś bierze ślub po roku, dwóch znajomości, to nie ma co się potem dziwić, że różne niespodzianki mogą się pojawić. Właśnie dlatego ślub powinien być bardzo poważną decyzją życiową. Jednak znam księży, którzy absolutnie nie nakazują trwania przy takiej przemocowej osobie.
cd.
"To twoja wina, że tamten człowiek był torturowany. [..] Popełniłeś zbrodnie, przez które komuś wbijali gwoździe w dłonie" – to też świadczy o wypaczonym rozumieniu tego, o co w tym chodzi. Nie chodzi o poczucie winy za zbrodnie popełnione parę tysięcy lat temu. Chodzi o poczucie winy, jeśli się zrobiło coś TERAZ. Chyba jeśli ktoś kogoś pobije, komuś coś ukradnie i tak dalej (uniwersalne rzeczy, nie dotykam tu przykazań dotyczących konkretnie rzeczy związanych z religią) to raczej nie powinien być z tego dumny, prawda?
Przykre, że taki artykuł szerzy nieprawdziwy obraz tego czym katolicyzm być POWINIEN (warto zaznaczyć w tym miejscu, że nie twierdzę że takie pseudokatolickie wychowanie nie ma miejsca – ma, i niestety nie prowadzi do refleksji, że w ten sposób wychowa się ateistę a nie osobę wierzącą). Gdyby tekst bardziej dotyczył tego, jak bardzo się praktyka z teorią rozjechała, to byłoby bardziej na miejscu. To, co tu widzę, to opis sekty, nie katolicyzmu, w jego normalnym i szanującym drugiego człowieka wydaniu.
Moje doświadczenie z KK jest podobne jak autorki. Myślę że katolicy którzy wierzą ze jest to dobra droga sa dobrzy po prostu, zwyczajnie są dobrymi ludźmi. Ich wiara lub jej brak nic nie zmieniłyby w tej postawie. Pismo tzw święte, encykliki i katechizm to naprawdę nie sa mile lektury i jasne jest dlaczego nie katolicy chętnie używają ich na poparcie swoich tez. Zresztą KK chętnie zniechęca do czytania choćby dlatego (dlatego w krajach katolickich czytelnictwo jest na najniższym poziomie)
Pani wiezy w milosc a nie w boga.
To nie jest żaden argument. To czego pan usiłuje tutaj dokonać jest trikiem dzięki któremu KK jeszcze jakoś przędzie choć już dawno nie powinien. KK nie ma monopolu na etykę, nie ma też monopolu na miłość czy inne uczucia tzn "wyzsze" choc bardzo chętnie sobie do nich prawo rości.
Chciałabym zobaczyć przypadek w którym jakis klecha zadaje to pytanie ateiscie lub prawie-ateiscie a on na to "no tak, cholera, nie myślałem o tym! Jednak mnie przekonałeś". Nie ma takiego przypadku i być nie ma prawa bo ateisci widza to czy jest "zagrywka słowna". Jeśli panu kiedyś opadną z oczu klapki religii to zrozumie Pan o czym mówię. W przeciwnym razie to puste gadanie.
Ps. W następnym kroku trollowania ma Pan stosować argument ad personam, w razie gdyby miał Pan problemy
I dlatego niesamowicie współczuję Pani takich doświadczeń (na szczęście mi się nic takiego nie przydarzyło). Co do zniechęcania do czytania – myślę, że Kościół nic nie musi robić, jako Polacy czytamy naprawdę mało i generalnie coraz mniej. Dobrze, że Pani dostrzega, że są dobrzy katolicy. I niestety wrzucając ich do jednego worka ze wszystkimi robi się im niesamowitą krzywdę uogólnieniem zwaną.
Uważam, że dobrzy katolicy powinni być pierwsi aby buntować się przeciwko takim postawom KK jakie widzimy. Ja mogę sobie powiedzieć że co mnie to (w Polsce akurat ten element jest trudny) ale w ich interesie leży aby ten burdel wyprostować i wprowadzić KK do 21 wieku gdzie dostep do informacji to 2 kliknięcia a swiat jest bliższy niż kiedykolwiek (patrz różnorodność kultur i religii jest bardziej widoczna niz kiedykolwiek).
I taka postawa istnieje, a jakże. Osobiście rozpowszechniałem informację o maratonie pisania listów do abp. Jędraszewskiego o podanie się do dymisji (skutecznie, wiem o conajmniej jednej osobie, która dzięki mnie dołączyła do akcji). Pisałem także do parafii w Białymstoku (gdzie znalazła się pochwała narodowców po wydarzeniach na marszu równości). Mamy wreszcie listy, o których była mowa na OKO. Press https://oko.press/kaczynski-nie-ma-prawa-do-przemawiania-w-imieniu-polskich-katolikow-dwa-oswiadczenia/ Katolicy, ale tacy normalni powoli dojrzewają do protestowania wobec tego, co się dzieje w polskim Kościele. I sądzę, że w tej gestii Hołownia może dużo pomóc.
nie wiem, czy jestem dobrym człowiekiem, nie mnie to osądzać, wiem, że bez Ewangelii byłbym dużo gorszy niż jestem, bo to na niej stopniowo, w miarę zrozumienia, budowałem fundamentalne przekonania moralne.
O matko i córko! Wie Pan, że powielanie moralności i etyki Biblii w dzisiejszych czasach grozi więzieniem? Niektóre promowane tam zachowania są najzwyklej w świecie penalizowane przez KK i mam tu na myśli Kodeks Karny a nie Kościół Katolicki.
Bo nie ma żadnego szanującego drugiego człowieka katolicyzmu. Katolicyzm żąda wyłączności, podporządkowania. Mamy dziś efekt – nie wolno wam kobiety dokonywać aborcji, macie rodzić martwe płody, bo my tak chcemy. Takie zdanie popiera najwyższa władza kościelna. A jak ktoś mówi, sorry, ta religia mi nie pasuje – to nie ma uszanowania jego woli, tylko pojawia się szantaż, wrogość, utrudnianie – jak w każdej toksycznej sekcie. Szacunkiem byłoby pokazanie dziecku różnych religii, aby w wieku dorosłym mogło wybrać. Zapisywanie niemowlęcia w szeregi grupy wyznaniowej i wpajanie mu przez resztę życia, że jest katolikiem i bo to jedyne i słuszne to skrajny brak szacunku do człowieka. Niczym nie różni się to od np islamu, gdzie po ataku terrorystycznym rzesze muzułmanów mówią, że to nie byli prawdziwi muzułmanie bo islam to religia miłości. Każda sekta twierdzi, że u nich znajdziesz szczęście i prawdę i nigdzie indziej.
Żeby ludzie mogli zrozumieć jakąś religię, musieliby ją wybrać świadomie, krytycznie, porównawczo. Tym czasem katolicyzm w Polsce się siłą narzuca, dzieci się całymi szkołami zagania do świątyń, nie uczy się ich filozofii i religioznawstwa, mają tylko klepać formułki bo mają być katolikami i basta. A już przypadkiem żeby nie poznały jakiegoś innego systemu wierzeń albo filozofii, bo jeszcze zaczną myśleć i co wtedy.
Katolicyzm się w Polsce nie przyjął. Zakazuje seksu przed ślubem – 90% ludzi uważa inaczej. Ludzie kradną, zabijają, kłamią, czasem nawet w imię katolicyzmu. Bo najważniejsze w katolicyzmie jest to, żeby na ścianie wisiał krzyż, a nie coś innego i żeby wszyscy żyli tak, jak żąda katolicyzm, a jak nie chcą, to są nazywani zarazą, albo się tworzy na to paragrafy.
"Bo nie ma żadnego szanującego drugiego człowieka katolicyzmu." "Bo najważniejsze w katolicyzmie jest to, żeby na ścianie wisiał krzyż, a nie coś innego i żeby wszyscy żyli tak, jak żąda katolicyzm, a jak nie chcą, to są nazywani zarazą, albo się tworzy na to paragrafy." Bzdury, bzdury, jeszcze raz bzdury. Jeśli uważasz, że Jędraszewski czy Rydzyk są przykładnymi katolikami to się głęboko mylisz. Oni reprezentują zamkniętą, zaściankową część Kościoła, która nie ma nic wspólnego z tym, z czym powinien być katolicym. Może nie wiesz, ale najważniejsze w pseudokatolicyźmie faktycznie jest wiszenie krzyża, ale w katolicyźmie normalnym – najważniejsze jest przykazanie miłości, może o nim słyszałeś.
"Zakazuje seksu przed ślubem – 90% ludzi uważa inaczej. " Robiłeś gdzieś badania, że wiesz że dokładnie 90 %? To jedno, druga rzecz – tak, zakazuje. I ludzie raczej są tego świadomi. Mam wrażenie, że pewnie miałeś na myśli to, że ludzie się z tym zakazem nie zgadzają – a to inna sprawa.
Zgodzę się z jednym, jeśli komuś się siłą narzuca, wymusza się udział w Mszy itd. to to nie jest katolicyzm tylko wypaczanie go. O ewangelizacji prawem nie wspomnę, bo to też nie powinno mieć miejsca.
"Ludzie kradną, zabijają, kłamią, czasem nawet w imię katolicyzmu." – tak było, jest i raczej zawsze będzie. Niezależnie czy to ateiści, katolicy, muzułmanie, prawosławni, buddyści czy jeszcze jakąś inną religię wyznający. Ba, kara śmierci nie odstrasza ludzi przed robieniem takich rzeczy, więc tym bardziej duchowni i etycy mogą jedynie starać się zredukować ilość takich zachowań.
Bardzo fajne są te twoje opowieści o tym, czym powinien być katolicyzm, ale każdy, kto postarał się nawet tylko trochę liznąć historię kk, nie mówiąc już o tych, którzy trochę na ten temat czytali, jak też i każdy, który miał do czynienia z nauczaniem religii i kk w tym kraju doskonale wie, jaki jest ten realnie istniejący katolicyzm: okrutny, nienawidzący, przemocowy, dławiący krytyczne myślenie, dbający o kasę i wpływy. A najgorszą jego cechą jest właśnie to, na co zwróciła uwagę autorka: wychowanie ludzi w sposób, który dławi ich osobowość w imię interesów klechów. Wyjście z tego zajmuje niektórym dużo czasu, a są tacy, którym się to nigdy nie udaje i zawsze pozostają w kościelnych sidłach. Na szczęście chyba jednak coś się w tym względzie zmienia.
Twoje komentarze potwierdzają tylko, że każdy wierzący ma swoją religię i nie ma dwóch takich samych.
To stawia twój katolicyzm na równi z czajniczkiem Russella.
Marku, tak to już ze wszystkim bywa – każdy ma swoją wizję świata, swój jego model, swoją rzeczywistość. Natomiast pewne grupy w ramach danej religii można wyróżnić. Jedną są właśnie pseudokatolicy, którzy nie rozumieją krzywdy, którą wyrządzają wychowaniem opisanym w artykule. A inną są katolicy tacy jak ja.
Nieuprawnione jest natomiast stwierdzenie "To stawia twój katolicyzm na równi z czajniczkiem Russella." jak do tej pory nie wykazano nieprawdziwości istnienia jakiegokolwiek boga, nie wykazano też prawdziwości. Dlatego wiara jest wiarą a nie wiedzą.
Wiesławie, odpowiem tylko raz, bo powtarzałeś kilka razy to samo jakie to moje komentarze nie są fajne (za uznanie dziękuję). Historia KK nie ma nic do rzeczy, jakim katolikem jest się współcześnie. Nie miałem na nią wpływu. Natomiast może nie do końca być zrozumiałe dlaczego piszę czym "powinien być katolicyzm". Taka wersja jaka "powinna być" jest wersją, do której powinni dążyć katolicy. I proszę mi wierzyć, jest równie realna jak ten okrutny katolicyzm. Dużo zależy od człowieka i wychowania jakie otrzymał. Ateiści czy osoby wierzące w inne religie też mogą być okrutni. Też mogą swoje idee wpajać w sposób okrutny, nienawidzący i przemocowy. To nie jest domena wyłącznie pseudokatolików (albo inaczej fanatyków). Nauczanie KK, z którym miałem do czynienia jest bliższe wersji, która "powinna być" niż Rydzkowej/Jędraszewskiej/pisowskiej. Szkoda, że w Polsce jest ono przysłaniane przez tą złą wersję i doświadczeń takich współczuję, ale nie można na ich podstawie oceniać katolików jako wszystkich.
Powtarzam – osoby dorosłe nie wybierają katolicyzmu, bo jest absurdalny. Jedyne co zapewnia egzystencję katolicyzmowi to zapisywanie do niego niemowląt i wpajanie im przez całe życie, ż to jedyna słuszna droga.ma nawet mimo to coraz więcej ludzi odchodzi z tej sekty. Tak, sekty, bo tak właśnie działa sekta. Co ciekawe, KK straszy sektami, tym czasem nie słyszałem, by w Polsce działy się jakieś przestępstwa w grupach religijnych innych niż katolicyzm. Ponieważ doktryna KK jest taka, że bycie katolikiem choćby zbirem to dobro, a nie katolikiem choćby wspaniałym altruistą to zło.
"Ponieważ doktryna KK jest taka, że bycie katolikiem choćby zbirem to dobro, a nie katolikiem choćby wspaniałym altruistą to zło." Bzdura niesamowita. Słyszałeś wypowiedzi Franciszka? "Lepiej być ateistą niż hipokrytą", a także rozmowa z Emanuelem, który pytał papieża czy jego zmarły ojciec ateista może trafić do nieba, jeśli był dobry. Papież nie zaprzeczył, ba zasugerował wprost, że Bóg nie porzuci jego zmarłego ojca.
Co do sekt – to, że nie słyszałeś, to jeszcze nie świadczy, że takie rzeczy się nie dzieją także w Polsce, choćby wyłudzanie pieniędzy. https:// natemat.pl/17121,w-polsce-jest-okolo-300-sekt-czym-przyciagaja-swoich-wyznawcow
Fajny komentarz. Ciekawy jestem, czy w tym kraju jest jakaś organizacja, która jest skuteczniejsza w wyłudzaniu pieniędzy niż kk. I bardziej znana ze swojej hipokryzji. Każdy, kto choć pobieżnie zwraca uwagę na to, co się w tym kraju dzieje może łatwo podać mnóstwo przykładów na te zjawiska, które dobitnie pokazują, że nikt nie może się równać z kk w obu tych dyscyplinach.
Jestem ateistka troszeczkę, choć niewiele, krócej niż autorka i mam bardzo podobne spostrzeżenia. U mnie wyprowadzka za granicę i duże ograniczenie kontaktów z rodakami bardzo pomogło.
Myślę że wszytkie te opisane problemy sprawaiaja ze od KK odchodzi sie trudno. Na początku jest zawsze duzo wątpliwości, ważenie możliwości (takich jak odbebnianie tej szopki na wszelki wypadek albo żeby babcia nie marudziła) i brak zaufania do siebie. Dokładnie tak jak w przemocowych relacjach. Ale a czasem wszytko staje się klarowne i chyba już nie ma odwrotu.
Teraz nie mam żadnych związków emocjonalnych czy wątpliwości do KK i religii także. Po prostu abrakadabra tak samo jak wiara w bogów egipskich czy szintoizm. Ot, cześć kultury, która niestety w polskim przypadku niesie namacalne zagrożenie. Często zastanawia mnie czy panowie w różowych sukienkach sami w to wierzą bo cała ta ich doktryna i ceregiele w kościele przekraczają granicę absurdu. Ciekawe czy starożytni sumerowie wiedzieli ze mamią lub bo dziś to wiedza powszechna…..
Mozna spokojnie ustalic ze wierza w to samo co pani.;;)
Przewinęłam komentarze i widzę że spedzil Pan/ Pani duzo czasu aby trollowac każdego z kim pan/ pani sie nie zgadza. Proszę przeczytać jeszcze raz pańskie zdanie powyżej. I jeszcze raz. Teraz prosze sie zastanowić czy oni wnosi jakąś treść czy nie jest przypadkiem zwyczajnym polskim przeprzeniem spod znaku "nie wiem ale sie wypowiem".
Szanowni Państwo,
Jakichkolwiek byście nie przytaczali argumentów za lub przeciw religii, jakiejkolwiek, nie zmieni to faktu, że religia jest doskonałym narzędziem do zarządzania ciemną masą. Na dodatek narzędziem samofinansującym się. Bo nie dość, że zastraszone, pokorne barany dają się strzyc, to jeszcze same za to płacą. A pasterze wiodą pasożytniczy tryb życia opływając w dostatki. Z rozkładu normalnego wynika, że większość ludzi to ciemna masa, więc baranów nigdy nie zabraknie. Ktoś kiedyś powiedział: "tylko nie mów służbie, że boga nie ma, bo zacznie kraść srebra." Nie ten bóg to inny. Hołota musi czegoś się bać żeby można było nad nią zapanować. Bez pasterza stado baranów samo się zatratuje.
To co napisałeś dotyczy religii monoteistycznych, objawionych. Kompletnie jest błędne względem religii politeistycznych, naturalnych. To dlatego w średniowieczu władcy wymuszali wprowadzenie religii monoteistycznych.
Dokładnie….te ogromne katedry i szaty i msze i gadanie transcendentalne…:)
nie wiem, czy autorka czyta jeszcze te komentarze, w każdym razie cisnie mi się na usta cytat z młodego Stuhra "ale mi nie poszło". nie poszło Jej jak cholera z KK. spotykała na swojej drodze ludzi, którzy dla dobra kosciola i wiernych nigdy nie powinni się w ramach tej organizacji znaleźć. współczuję i życzę szczęscia na nowej drodze życia.