Stosunek Polek i Polaków do reformy edukacji odzwierciedla preferencje partyjne. Wśród wyborców opozycji źle reformę ocenia 73 proc. badanych, dobrze - 16 proc. I dokładnie odwrotnie myśli o niej elektorat PiS: "za" jest 77 proc., "przeciwko" - 14 proc. Sondaż IPSOS dla OKO.press
Sondaż IPSOS dla OKO.press ukończony w czwartek 29 sierpnia - tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego - potwierdza krytyczny stosunek Polek i Polaków do reformy edukacji PiS.
51 proc. badanych oceniło ją źle - w tym 35 proc. wybrało skrajną odpowiedź - zdecydowanie źle.
Dobrze ocenia ją 39 proc. Polek i Polaków, ale tylko 14 proc. - bardzo dobrze.
Podobne wyniki pokazał sondaż IPSOS dla OKO.press już w maju 2019 r. Wtedy, miesiąc po zawieszeniu największego w historii strajku w oświacie, źle oceniło ją 53 proc. badanych. Przychylnych było 33 proc. Polek i Polaków.
Oznacza to, że pomimo odkrywania kolejnych mankamentów reformy, stosunek do niej ustabilizował się.
Od maja języczkiem u wagi są szkoły średnie, które w roku szkolnym 2019/2020 przyjęły podwójny rocznik uczniów i uczennic. Opinia publiczna - w tym OKO.press - wielokrotnie informowały o piętrzących się trudnościach:
Dlaczego w obliczu wydawałoby się oczywistej złej zmiany dla polskiej szkoły opinia publiczna ani drgnie?
Stosunek do reformy to kalka preferencji partyjnych. Wśród wyborców PiS dobrze ocenia ją 77 proc. badanych, źle - zaledwie 14 proc. Opinia pozostałych wyborców jest rewersem tego, co myślą o reformie zwolennicy PiS.
Źle ocenia ją 73 proc. badanych, dobrze - 16 proc.
Najbardziej krytyczni są wyborcy:
A co o reformie myślą najbardziej zainteresowani? Nauczyciele to zbyt mała grupa statystyczna, by próbować odnaleźć ich preferencje w sondażu opinii publicznej. Nie obejmuje on też uczniów, którzy na własnej skórze odczuwają skutki deformy.
W naszym sondażu możemy próbować uchwycić jedynie oceny rodziców. Średni wiek posiadania dziecka w Polsce to 28 lat dla kobiety i 33 - dla mężczyzny. Oznacza to, że największą styczność ze szkołą - za pośrednictwem swoich dzieci - mają trzydziesto- i czterdziestolatkowie.
W tych grupach większość ocenia reformę negatywnie:
Resztę zmiennych (wykształcenie, płeć) da się sprowadzić do sympatii politycznych. Wyjątkiem jest miejsce zamieszkania.
W miastach powyżej 500 tys. mieszkańców poparcie dla reformy jest nikłe. Dobrze ocenia ją 19 proc. badanych, źle - 74 proc. W miastach 100-200 tys. podobnie: 63 proc. źle, 26 proc. dobrze.
W miastach do 20 tys. mieszkańców głosy rozkładają się prawie po równo: 48 proc. jest na "tak", a 44 na "nie". Za to na wsi reforma cieszy się największym uznaniem. Pozytywnie ocenia ją 50 proc. mieszkańców, negatywnie - 39 proc.
Nie bez znaczenia może być fakt, że skutki reformy edukacji w innym tempie docierają do dużych miast niż do mniejszych miejscowości czy wsi.
Gdy w dużych miastach słyszymy o przepełnieniu szkół, problemach lokalowych i kadrowych, dwuzmianowości, niedomykających się budżetach samorządów, w mniejszych ośrodkach - przynajmniej w części - narracja o tym, że podczas niżu demograficznego udało się zapełnić puste ławki i wykorzystać sale może być prawdziwa.
Reforma obciążyła duże miasta organizacyjnie i finansowo. Dla szkół poza centrum reforma może być wręcz szansą na rozwój - przynajmniej chwilowy. Dlaczego? Bo pieniądze w oświacie idą za każdym uczniem, a dodatkowo MEN w listopadzie 2018 r. zwiększył subwencję dla szkół w powiatach ziemskich.
Na wsiach i w małych miejscowościach reforma głównie odbiła się na pracownikach oświaty, którzy stali się kadrą wędrującą, uzupełniającą etaty w kilku znacząco oddalonych od siebie szkołach.
Mogli odczuć ją też absolwenci szkół podstawowych i gimnazjów, którzy w tym roku szkolnym chcieli dostać się liceów w dużych miastach. Na ich drodze stanęły: bezprecedensowa rywalizacja o miejsca w najlepszych szkołach i problemy z zakwaterowaniem w pękających w szwach bursach.
Ale długofalowo skutki likwidacji gimnazjów, które wydłużając rok edukacji ogólnej o rok i opóźniając moment selekcji stały się modelowym narzędziem wyrównywania szans edukacyjnych, rodzice i uczniowie odczują za kilka lat.
Czas zweryfikuje też jaki wpływ na kompetencje młodzieży mają pokawałkowane i anachroniczne podstawy programowe, jak uczniowie znoszą przeładowanie materiałem w klasach siódmych i ósmych szkoły podstawowej i jak przeciążeni pracą nauczyciele radzą sobie z obowiązkami wychowawczymi.
Jednak kluczowa w zrozumieniu stosunku do reformy jest polaryzacja debaty publicznej. To ona sprawia, że w dyskusjach o edukacji mamy dwie, nieprzecinające się narracje.
Gdy przed pierwszym szkolnym dzwonkiem część mediów obiegły informacje o systemie zmianowym, brakach kadrowych, ostatnich pracach remontowych pozwalających upchnąć uczniów podwójnego rocznika w liceach i trudności w realizowaniu dwóch równoległych podstaw programowych dla uczniów pierwszych klas, minister edukacji snuł zupełnie inną opowieść.
Najlepiej pokazuje to wywiad udzielony 2 września Polskiej Agencji Prasowej. Dowiadujemy się z niego m.in. że:
Rządowa maszyna propagandowa (mimo że wypuszcza komunikaty pełne sprzeczności) działa nienagannie.
Sondaż IPSOS dla OKO.press został przeprowadzony w dniach 26-29 sierpnia 2019, metodą CATI (telefonicznie), na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1006 osób.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze