Anna Zalewska wreszcie dostrzegła problem podwójnego rocznika. W projekcie podziału subwencji oświatowej zwiększa nakłady na szkoły w małych miastach, bo to w nich są wolne miejsca. MEN chce, by uczniowie, którzy nie dostaną się do wymarzonych liceów blisko domu, podróżowali właśnie do innych miejscowości. Minister szykuje pokolenie uczniów wędrujących
W związku z reformą edukacji, w czerwcu 2019 roku o miejsca w polskich liceach ubiegać się będzie dwa razy więcej uczniów i uczennic niż rok wcześniej i rok później. Dane z Systemu Informacji Oświatowej mówią o 372 tys. absolwentów szkół podstawowych i 359 tys. absolwentów gimnazjów. W sumie - 731 tys. uczniów.
W największych miastach - takich jak Warszawa - będzie to nawet 2,5 rocznika. Zamiast 18 tys. uczniów i uczennic, o miejsca w stołecznych liceach powalczy 44 tys. uczniów.
Do tej pory Minister Edukacji Anna Zalewska problem kumulacji roczników bagatelizowała. 6 kwietnia 2018 podczas Kongresu Powiatów we Wrocławiu uspokajała samorządowców i rodziców, mówiąc że w 2019 roku żadnego "podwójnego rocznika nie będzie w związku z niżem demograficznym". "Gdy mówimy, że mamy to policzone to nie chełpimy się, ale zgodnie z Systemem Informacji Oświatowej mamy to policzone" - zapewniała minister. Miesiąc później, w maju, na Europejskim Kongresie Samorządów powtórzyła, że "w tej chwili w Systemie Informacji Oświatowej widzimy prawie 50 tys. wolnych miejsc. Mamy tak dramatyczny niż demograficzny".
Okazuje się jednak, że Ministerstwo Edukacji Narodowej problem nie tylko dostrzega, ale próbuje go po cichu (i po swojemu) rozwiązać. Pierwszy o sprawie napisał "Głos Nauczycielski". W uzasadnieniu projektu rozporządzenia ws. sposobu podziału części oświatowej subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego w roku 2019 czytamy, że wydatki na działalność szkół ponadpodstawowych i ponadgimnazjalnych w związku z przyjęciem podwójnego rocznika zwiększą się, odpowiednio:
Ministerstwo zakłada, że 44,5 proc. uczniów trafi do liceów, 40,5 proc. do techników, a 15 proc. do szkół branżowych.
Największą zmianą jest jednak przeniesienie części subwencji do szkół w powiatach ziemskich. Ministerstwo przyjmuje, że we wrześniu 2019 roku w mniejszych miejscowościach liczba uczniów w klasach pierwszych zwiększy się o 10 proc. "Zakłada się, że w powiatach ziemskich nastąpi wyższy wzrost liczby uczniów niż wynikający z rekrutacji dwóch roczników dzieci, związany z dysponowaniem przez te szkoły wolnymi miejscami" - czytamy w uzasadnieniu. A to oznacza, że MEN planuje, by to właśnie te szkoły przyjęły uczniów, dla których nie wystarczy miejsca w dużych miastach.
Teraz już wiemy, co miała na myśli minister Anna Zalewska deklarując, że jej resort "ma wszystko policzone". Ogólna liczba miejsc w szkołach w kraju może zgadzać się z liczbą uczniów, którzy przystąpią do rekrutacji. Problem polega na tym, że miejsc zabraknie tam, gdzie ich potrzeba.
Część uczniów i uczennic będzie zmuszona dojeżdżać do innego, mniejszego miasta, bo to właśnie tam - jak sam zaznacza MEN - są te mityczne "wolne miejsca".
W podziale subwencji uwzględniono zresztą, że liczba wychowanków w internatach i bursach w związku z podwójnym rocznikiem wzrośnie o 11 proc., dlatego i budżet na działalność tych placówek musi zostać podniesiony.
Reforma edukacji stworzyła już nauczycieli wędrujących - pisze "Głos Nauczycielski". Chodzi o pedagogów, którzy są zmuszeni uzupełniać godziny do pełnego etatu w dwóch, trzech, a nawet czterech szkołach - i to nie tylko w dużych miastach. I ostrzega, że nowa propozycja MEN może stworzyć podobne zjawisko wśród młodzieży - tzw. "uczniów wędrujących".
Dorota Łoboda, aktywistka edukacyjna, radna Warszawy z KO, przewodnicząca stołecznej Komisji Edukacji i założycielka Fundacji "Rodzice Mają Głos" uważa pomysł MEN za nierealny. "Z teorii MEN wynika, że jeśli uczeń lub uczennica nie dostanie się do liceum w swoim mieście, to system wskaże miejsce w miejscowości nieopodal. To samo od lat widzimy na przykładzie rekrutacji do przedszkoli, gdzie rodzice i ich dzieci są odsyłani do placówek kilka dzielnic dalej.
Kierunek do dużego miasta jest naturalny. Dlatego wiele szkół - takich jak Staszic w Warszawie - prowadzi bursy, żeby zdolna młodzież spod Warszawy mogła uczyć się w najlepszych placówkach. Nie wyobrażam sobie odwrotnego kierunku.
Myślę, że samorządy w miastach będą stawały na głowie, żeby zwiększyć liczbę miejsc w istniejących szkołach. Jedyne, co może realnie zrobić MEN to dosypać pieniędzy.
W tym momencie nie ma już dobrego rozwiązania. Wiemy, że będzie podwójny rocznik; że będzie trudniej dostać się do dobrych szkół; że samorządy muszą tworzyć nowe miejsca i przyciągnąć nauczycieli do zawodu. Ale nie każde miasto jest tak zamożne jak Warszawa i może przeznaczyć dodatkowe miliony na podwyżki, wynajmowanie przestrzeni i tworzenie filii szkół. Subwencja oświatowa wystarcza na nauczycielskie pensje.
W tym rozporządzeniu widać też, że minister wycofała się z innej deklaracji. Chciała premiować szkoły, które likwidują zmianowość. Pewnie zrozumiała, że to po prostu niemożliwe. Szkoły musiałyby tworzyć większe oddziały tylko po to, by zmniejszyć współczynnik zmianowości".
Projekt rozporządzenia ws. podziału subwencji oświatowej MEN opublikowany 9 listopada 2018 jest na etapie konsultacji.
Więcej o kumulacji roczników przeczytasz tutaj.
Edukacja
Anna Zalewska
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Dorota Łoboda
kumulacja roczników
reforma edukacji
samorząd
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze