0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Na zdjęciu u góry: Ukraiński żołnierz na linii frontu między Ukrainą a oddziałami separatystów w pobliżu miasta Sczastie, blisko Ługańska, 22 luty, Fot. Anatolij Stepanov / AFP

Coraz więcej zdaje się wskazywać na to, że rosyjska armia rzeczywiście może przygotowywać się do dalszych działań zbrojnych wymierzonych przeciwko Ukrainie.

„Około 80 procent wszystkich rosyjskich sił zgromadzonych wokół granic Ukrainy znajduje się obecnie na pozycjach wyjściowych do ataku i w rozwiniętych szykach. Chodzi o pozycje w odległości 5-7 kilometrów od granicy” – podaje wieczorem 23 lutego CNN, powołując się na słowa wysokiego urzędnika Pentagonu, które padły na prowadzonym w trybie off the record briefingu dla amerykańskich dziennikarzy.

Amerykański „Newsweek” podaje z kolei - powołując się na źródła w CIA - że wywiad Stanów Zjednoczonych miał przekazać 23 lutego prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu, że rosyjska armia szykuje się do rozpoczęcia pełnoskalowego ataku na jego kraj w ciągu najbliższych 48 godzin.

Miałby to być jednoczesny atak lotniczy, rakietowy i lądowy. Zarazem według danych amerykańskiego wywiadu operacja lądowa miałaby zostać poprowadzona przez Rosjan nie tylko z samozwańczych „republik” w Donbasie, ale także z terytorium Białorusi – skąd do Kijowa jest około 100 kilometrów drogami.

Dziennikarzom amerykańskiego „Newsweeka” udało się uzyskać potwierdzenie ze strony ukraińskiej, że do administracji Zełenskiego rzeczywiście dotarło takie ostrzeżenie. Ukraiński rozmówca „Newsweeka nie bez sarkazmu dodał jednak, że to już trzeci taki alarm w ciągu ostatniego miesiąca.

Rosyjski MSZ rozpoczął w środę ewakuację swojego personelu dyplomatycznego z placówek na terytorium Ukrainy – czyli z ambasady w Kijowie oraz konsulatów we Lwowie, Odessie i Charkowie – podaje rosyjski dziennik „Kommiersant” a za nim agencja TASS.

Według ukraińskich mediów w konsulatach w Odessie i Lwowie przed wyprowadzką rosyjscy dyplomaci pospiesznie palili stosy dokumentów. Wcześniej ewakuację personelu oficjalnie zapowiedziało MSZ Rosji.

View post on Twitter

Rosjanie wokół granic Ukrainy i w Ukrainie

Rzeczywiście jednak ostrzeżenie amerykańskiego wywiadu pokrywa się ze stanem faktycznym aktualnego rozmieszczenia rosyjskich sił. Rosja zgromadziła na granicach z Ukrainą ok. 150 tysięcy żołnierzy, w tym nawet pociski balistyczne Iskander, a także zaawansowane ofensywne systemy rakietowe jak TOS-1A i Buratino.

Jeśli dodamy do tego jeszcze kilkudziesięciotysięczne siły separatystów z obu „republik” uzyskamy najczęściej podawaną w mediach liczbę 190 tysięcy.

Część z tych sił w świetle prawa międzynarodowego już jest na terytorium Ukrainy. Rosyjskie jednostki zaczęły wkraczać do kontrolowanych przez separatystów „republik” na wschodzie Ukrainy – Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej – w poniedziałek 21 lutego wieczorem.

Chwilę wcześniej prezydent Rosji Władimir Putin w orędziu do Rosjan poinformował, że uznał „niepodległość” obu republik. Ich choć to akt całkowicie sprzeczny z międzynarodowym prawem, Rosja od tego momentu uparcie twierdzi, że jej armia wkroczyła do obu parapaństewek za ich zgodą i w roli „sił pokojowych”.

„Republiki” separatystów zajmują łącznie nieco ponad jedną trzecią obszarów obwodów donieckiego i ługańskiego na terytorium Ukrainy. Istnieją od 2014 roku, czyli od początku wojny w Ukrainie – a przetrwały wyłącznie dzięki stałemu rosyjskiemu wsparciu finansowemu, zbrojeniowemu i militarnemu.

Z kolei na terytorium Białorusi w pobliżu granicy z Ukrainą (w rejonie tzw. „zony” wokół byłej elektrowni atomowej w Czarnobylu) wciąż stacjonują rosyjskie siły w liczbie ok. 30 tysięcy żołnierzy, które pozostały tam – mimo wcześniejszych zapowiedzi dotyczących ich rzekomego wycofania – po zakończonych 20 lutego wspólnych rosyjsko-białoruskich ćwiczeniach wojskowych. Przez cały czas trwania ćwiczeń spekulowano, że mogą być one jedynie przykrywką wobec przygotowań do inwazji na Ukrainę. Teraz te domniemania zyskują na prawdopodobieństwie.

O możliwych scenariuszach dalszych ruchów Putina w Ukrainie mówił dziś w rozmowie z OKO.press dr Łukasz Adamski, badacz Rosji i Ukrainy. Według niego „w tym momencie Ukrainie grozi przede wszystkim eskalacja wojny w Donbasie - ale całkiem realną perspektywą są także ataki rakietowe na cele rządowe i wojskowe w Kijowie i Charkowie w celu zastraszenia Ukraińców”.

Więcej sankcji

W środę 23 lutego Stany Zjednoczone nałożyły sankcje na firmę Nord Stream 2 AG – czyli zarejestrowaną w Szwajcarii spółkę-córkę rosyjskiego Gazpromu odpowiadającą za budowę i zarządzanie gazociągiem Nord Stream 2.

Jego certyfikację zablokował wczoraj do odwołania kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden dziękował mu za to w dzisiejszym oświadczeniu: „Swoimi działaniami prezydent Putin dał światu przytłaczającą zachętę do odejścia od rosyjskiego gazu i innych form energii. Chciałbym podziękować kanclerzowi Scholzowi za jego bliskie partnerstwo i nieustanne zaangażowanie w rozliczanie Rosji z jej działań” – napisał Biden.

Dodanie do decyzji Scholza także amerykańskich sankcji przypieczętowuje los strategicznego dla Rosji gazociągu – szansa na jego funkcjonowanie może pojawić się jedynie po odwołaniu decyzji Niemiec i USA.

Na listę osób objętych przez USA sankcjami personalnymi trafili zaś synowie (sic!) trzech wysokich urzędników z otoczenia Putina - szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa Aleksandra Bortnikowa, zastępcy szefa Kancelarii Prezydenta FR Siergieja Kirijenki oraz byłego premiera i szefa Służby Wywiadu Zagranicznego Michaiła Fradkowa.

Sami urzędnicy byli już objęci amerykańskimi sankcjami. Teraz również aktywa ich synów w zasięgu amerykańskich instytucji nadzoru zostaną zamrożone, a amerykańskie firmy, instytucje i osoby prywatne zostaną objęte zakazem prowadzenia z nimi interesów.

Dzień wcześniej prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden nazwał działania Władimira Putina wobec Ukrainy „początkiem inwazji”. I nałożył na Rosję następujące sankcje:

  • Odcięcie rosyjskiego rządu od obrotu długiem publicznym na zachodnich rynkach
  • restrykcje wobec dwóch banków: państwowego banku rozwoju VEB i PSB (Promswiazbank).

Tu można przejrzeć pełną listę amerykańskich sankcji wobec Rosji i Rosjan - obejmuje ona również te nałożone przed rozpoczęciem ostatniego kryzysu.

Ukraina się szykuje

Ukraina tymczasem nie pozostaje obojętna na ostatnie posunięcia Putina i ostrzeżenia zachodnich służb wywiadowczych. 23 lutego Rada Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy zarekomendowała Radzie Najwyższej (parlamentowi Ukrainy) wprowadzenie stanu nadzwyczajnego w związku z rosyjską agresją.

Stan nadzwyczajny ma tylko w niewielkim stopniu odbić się na codziennym życiu obywateli Ukrainy – w jego ramach możliwe jest na przykład wprowadzanie godziny policyjnej na określonych obszarach. Ewentualne rekomendowanie wprowadzenia stanu wojennego RBiOU pozostawia sobie chwilowo w odwodzie.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wydał natomiast 23 lutego dekret o mobilizacji żołnierzy i oficerów przydzielonych do rezerwy operacyjnej pierwszej fali mobilizacyjnej ukraińskiej armii. Nie, nie oznacza to jeszcze powszechnej mobilizacji – ta zarządzona przez Zełenskiego dotyczy rezerwistów ze stałymi przydziałami do konkretnych jednostek.

Rezerwa pierwszej fali mobilizacyjnej armii ukraińskiej liczy ok. 130 tysięcy żołnierzy i służy do błyskawicznego uzupełnienia stanu osobowego jednostek, z których część – podobnie jak w większości krajów Europy – w stanie pokoju pozostaje w stanie tzw. częściowego skadrowania (służy w nich tylko niezbędna do zachowania minimum zdolności do działania liczba żołnierzy i oficerów).

Rada Najwyższa Ukrainy poparła zaś tego samego dnia w pierwszym czytaniu specjalną ustawę pozwalającą obywatelom na noszenie broni długiej. To prawo ma oczywiście związek z sytuacją na wschodzie kraju i ma umożliwić obywatelom Ukrainy ewentualną samoobronę przed rosyjskim atakiem.

Ukraińskie władze i samorządy analizują też scenariusze ewentualnego kryzysu uchodźczego, który może nastąpić we wschodniej Ukrainie. Mer Lwowa Andrij Sadowy w rozmowie z „Politico” poinformował, że jego miasto jest gotowe na ewentualne przyjęcie od 100 do 200 tysięcy uchodźców ze wschodu kraju (Lwów ma ok. 1 mln mieszkańców). W ocenie Sadowego cała zachodnia Ukraina byłaby w stanie dać schronienie około 3 mln uchodźców.

Polacy w Kijowie i nowa fala unijnych sankcji

W Kijowie był dziś prezydent Andrzej Duda, spotkał się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim i prezydentem Litwy Gitanasem Nausėdą. Wszyscy trzej podpisali deklarację, w której Duda i Nausėda zobowiązują się do wspierania Ukrainy w drodze do kandydatury na członka Unii Europejskiej.

Po spotkaniu Duda zadeklarował, że wprawdzie z żalem, ale jest gotów poprzeć sankcje, „które uniemożliwią obywatelom Rosji podróżowanie do krajów Unii Europejskiej. Ale jeśli Putin nadal będzie się tak zachowywał, depcze prawo międzynarodowe, atakuje pokojowe państwa, to te dalekosiężne kroki będą konieczne” – mówił prezydent Duda.

23 lutego w Kijowie jest też Donald Tusk, który jako szef Europejskiej Partii Ludowej zwołał w tym mieście jej szczyt – po to by przywódcy europejskiej chadecji mogli zademonstrować solidarność z Ukrainą.

Szef Rady Europejskiej Charles Michel zwołał natomiast na jutro (24 lutego) nadzwyczajny jej szczyt poświęcony sytuacji na Ukrainie.

View post on Twitter

Szczyt odbędzie się w Brukseli – przywódcy państw Unii mają na nim rozmawiać o kolejnych sankcjach wobec Rosji i o kolejnych formach pomocy dla Ukrainy i jej obywateli. Jak dotychczas unijne sankcje przede wszystkim ograniczyły dostęp Rosji do możliwości pozyskiwania kredytów na rynkach międzynarodowych. Część wprowadzonych restrykcji ma charakter personalny. Bardzo bolesnym ciosem dla Rosji było zaś wspomniane wyżej wstrzymanie certyfikacji gazociągu Nord Stream 2 przez Niemcy.

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze