Sobota 17 października przyniosła fatalne wiadomości.
- Rekordowo dużo, blisko 10 tys. nowych zakażeń wirusem SARS-CoV-2.
- Rekordowy dobowy przyrost liczby zakażonych (prawie 7 tys.).
- Największa od początku epidemii łączna liczba osób zakażonych (73,5 tys.).
- Największy wzrost i rekordowy poziom liczby hospitalizowanych (7,6 tys.), a także
- osób w ciężkim stanie pod respiratorem (ponad 600).
- Jedyna dobra, choć tragiczna wiadomość to 84 zgony, w ostatnich trzech dniach było więcej.
- Ale w perspektywie 2 tygodni jesteśmy w statystyce zgonów na 100 tys. już na szóstym miejscu w UE.
Prognoza ostrzegawcza. Kiedy system padnie?
Smutny przegląd dnia zacznijmy od tego, co szczególnie niepokoi – gwałtownie rosnącej liczby covidowych pacjentów w szpitalach. W sobotę ministerstwo zdrowia podało, że jest ich 7 612, co oznacza rekordowy wzrost w ciągu jednej doby – aż o 632 osoby hospitalizowane więcej niż w piątek. Na poniższym wykresie twarde dane (zaznaczone kolorem granatowym) uzupełniliśmy dwiema prognozami:
- czerwoną (przy założeniu średniego przyrostu z ostatniego tygodnia = 470 łóżek na dobę) i
- fioletową (przy założeniu wzrostu dziennego odnotowanego w sobotę = 632).
Jak widać daje to na koniec miesiąca odpowiednio 14,2 tys. lub 16,5 tys. łóżek dla pacjentów z COVID-19, czyli powyżej deklarowanej przez władze wydolności systemu.
Oczywiście te liczby mogą się zmienić zarówno na gorsze (dynamika wzrostu chorych może się dalej zwiększyć), jak na lepsze, jeśli zadziałają wprowadzone 10 października restrykcje, które od poniedziałku 19 października maja być radykalnie zaostrzone. Pomóc może zamknięcie szkół, zaszkodzić święto zmarłych, wizyty na cmentarzach, spotkania rodzinne, podróże po Polsce – chyba, że rząd zdecyduje się narazić polskiej tradycji i wprowadzi ograniczenia.
Podobnie niepokojący jest dobowy przyrost – o 64 osoby – chorych, których oddech wymaga podtrzymywania. Takich osób mamy już 604. I znowu przedstawiamy wykres danych realnych od początku epidemii (kolor niebieski) oraz dwie prognozy: czerwoną (przy założeniu dalszego wzrostu dobowego jak średnia w ostatnim tygodnia = 37) oraz fioletową (przy założeniu dobowych przyrostów jak w sobotę = 64).
Jak widać, czerwony wzrost wymagałby na koniec miesiąca 1 122 respiratorów, a fioletowy – aż 1 500, czyli więcej niż deklaruje rząd, przy wykorzystaniu wszystkich rezerw.
W dodatku problemem jest nie tylko liczba samych urządzeń, ale brak wykwalifikowanego personelu, co „łata się”, zwiększając liczbę łóżek na intensywnej terapii przypadających na jedną pielęgniarkę oraz zatrudniając lekarzy z I stopniem specjalizacji i studentów ostatnich lat medycyny. Pisał o tym w OKO.press anestezjolog prof. Cezary Pakulski.
Te prognozy oparte są wyłącznie na najprostszej matematyce i nie uwzględniają żadnych modeli rozwoju epidemii. Pokazują, co będzie jeśli utrzymają się trendy, jakie obserwujemy obecnie (por. wcześniejsze ostrzeżenia OKO.press).
Takie rachunki prowadzą do wniosku, że wskazane byłyby działania nadzwyczajne, przygotowanie dodatkowych łóżek i respiratorów, być może – jak w Czechach – szybka budowa polowych szpitali. A także rozwiązywanie problemu braku personelu i przeciążenia pracą lekarzy (w tym anestezjologów i zakaźników), ratowników medycznych czy pielęgniarek.
Już w tej chwili wydolność systemu opieki jest zachwiana, szpitale odmawiają przyjmowania pacjentów. Trudno sobie wyobrazić, co będzie się działo pod koniec października przy wyżej zarysowanym fioletowym scenariuszu: ponad dwa razy więcej chorych wymagających hospitalizacji i prawie trzy razy więcej osób niewydolnych oddechowo.
Niestety, można się spodziewać zapaści systemu, jaką w czasie pierwszej fali obserwowaliśmy w Lombardii, Francji czy w Hiszpanii.
Wobec obecnego tempa rozwoju epidemii nie jest jasne, czy nie pochopna była decyzja rezygnacji ze szpitali jednoimiennych, które gwarantowały opiekę pacjentom chorym na COVID-19, co zmniejszało groźbę transmisji wirusa w szpitalach. Do pewnego stopnia ministerstwo wraca zresztą do tamtej koncepcji w postaci „szpitali koordynacyjnych”, po jednym w każdym województwie.
Nowe zakażenia – prawie 10 tysięcy!
Alarmująca jest liczba nowych zakażeń dobowych 9 622. Jak widać na wykresie poniżej, średnia krocząca ostatnich 7 dni (6 791) idzie ostro w górę, ale nie dogania dzisiejszego wyniku, bo epidemia przyspiesza. Warto zauważyć, że w pierwszej fali epidemii w marcu-maju – niemal całkowite zamrożenie kontaktów społecznych – sprawiło, że liczba dziennych zakażeń była 20-30 razy mniejsza niż obecnie.
Przy tym tempie rozszerzania się epidemii uzyskalibyśmy na koniec miesiąca 18 tys. dziennych zakażeń przy wariancie czerwonym (utrzymania średniej wzrostu jak w ostatnim tygodniu), a przy fioletowej eksplozji jaką odnotowaliśmy w sobotę – ok. 36 tys. przypadków dziennie, czyli mniej więcej tyle (na milion mieszkańców), ile mają obecnie Czesi. I znowu: takie prognozy są obarczone ogromnym ryzykiem.
Rząd pozwala sobie niestety na prognozy jeszcze bardziej ryzykowne. 8 października premier Morawiecki rzucił, że „w przypadku takiej dynamiki jak obecnie, podwojenie liczby zakażeń będzie zachodziło mniej więcej co trzy dni”. Ta absurdalna prognoza oznaczałaby, że dziś powinniśmy mieć 34 tys. nowych przypadków, a 1 listopada więcej niż cały świat razem wzięty.
Minister zdrowia Adam Niedzielski, który w porównaniu ze swym poprzednikiem Łukaszem Szumowskim jest bardziej powściągliwy, popadł z kolei w hurraoptymizm. 1 października, gdy nowych zakażeń było 1 967, mówił o „eskalacji pandemii”. „Z naszych prognoz, które cały czas monitorujemy w Ministerstwie Zdrowia, wynika, że w najbliższym czasie – mówię o okresie dwóch tygodni – ta liczba będzie utrzymywała się w przedziale, w okolicach 1 500, nawet powyżej 2 000 zachorowań dziennie”. Pomylił się cztery – pięć razy.
Kolejny wykres pokazuje dobową zmianę liczby chorych: tutaj także sobotni przyrost jest rekordowy. Od piątku wyzdrowiało bowiem 2,4 tys. osób, ale skoro wykryto prawie 10 tys. nowych zakażeń, to przyrost aktywnych przypadków wynosi grubo ponad 7 tys.:
Bardzo szybko rośnie za to liczba testów, sobotni wynik (prawie 49 tys.), jest trzecim najlepszym rezultatem od początku epidemii, ale dwa dni wcześniej było już 64,5 tys.
Przekroczyliśmy liczbę 100 tys. testów (próbek) na milion mieszkańców, co znaczy, że co dziesiąty Polak i Polka był badany.
To jednak wciąż:
- pięć razy mniej niż w Izraelu,
- cztery razy mniej niż w Hiszpanii, a także USA i Wielkiej Brytanii,
- trzy razy mniej niż w Belgii, Portugalii, USA ,
- dwa razy mniej niż we Francji, Szwecji, Niemczech a także Chile,
- półtora raza mniej niż w Czechach i Rumunii.
Jak jest skala niedoszacowania zakresu epidemii? Eksperci szacują ciemną liczbę niewykrytych przypadków rozbieżnie – od dwóch nawet do 10 razy więcej niż wykrytych, czyli od 150 tys. do 750 tys. zakażonych osób.
Ministerstwo przyjęło strategię testowania przede wszystkim osób, które mają wyraźne objawy COVID-19, co sprawia, że trafność testów jest bardzo wysoka. Ostatniej doby wyniosła: 19,6 proc., co oznacza, że na pięć zbadanych próbek (z grubsza – osób), chora jest jedna.
Odsetek prawie 20 proc. jest wielokrotnie wyższy niż zalecany przez WHO maksimum 5 proc., co według światowych ekspertów ma gwarantować, że testy są dostatecznie szeroko prowadzone.
Co gorsze po kilku dniach stabilizacji na poziomie 15 proc., nastąpił znów niekontrolowany wzrost, który świadczy o tym, że testów robimy drastycznie za mało, by ograniczyć transmisję wirusa.
Jednocześnie gwałtownie rośnie liczba osób na kwarantannie. Zamkniętych w domu jest już 328 tys. osób, do tego 46 tys. pod nadzorem epidemiologicznym.
Umieramy na 6. miejscu w Europie
Wykres zgonów wygląda źle (84 osoby), ale tutaj na szczęście nie padł rekord z 16 października – aż 132.
W porównaniu z krajami UE liczba zgonów jest jednak w Polsce niepokojąco wysoka, w zestawieniu za ostatnie dwa tygodnie „awansowaliśmy” na szóste miejsce w UE.
Oznacza to, że na europejskim tle częściej umieramy niż chorujemy.
To nie znaczy, że jesteśmy tu liderami. W ostatnich trzech dniach w Czechach umiera po 50-60 osób na dobę, na Węgrzech 25-35, w Belgii 30-50 osób, w Rumunii 60-70. W Niemczech tylko 10-30, a w Szwecji po kilka dziennie.
Wykres, który podsumowuje sytuację jest kolejnym dowodem na ostry atak wirusa. Osób zakażonych (kolor czerwony) jest 73,5 tys., czyli cztery razy więcej niż w końcu sierpnia i pięć razy więcej niż w maksymalnym nasileniu I fali epidemii. To oznacza jednak, że zakażony jest „tylko” co 500 Polak/Polka, zakres daleki od europejskich rekordów. Choruje aż 700 tys. Francuzów (co 94 osoba), 171 tys. Belgów (co 78 osoba) i 93 tys. Czechów (co 116 osoba).
A świat? Rekord zakażeń, ale mniej śmiertelnych
Podsumowanie danych ze świata (16 października) wskazuje na to, że epidemia się rozszerza, ale zarazem wirus nieco łagodnieje: spada odsetek śmierci i przypadków krytycznych.
Od początku epidemii:
- chorowało już 39,7 mln osób, z czego:
- zmarło 1,1 mln (2,7 proc.),
- wyzdrowiało 29,7 mln, a
- chorowało 8,7 mln osób: z tego 2,7 mln w USA, 0,8 mln w Indiach, 0,7 mln we Francji, 0,4 mln w Brazylii, 0,3 mln w Rosji;
- z tego 71 tys. ciężko lub krytycznie;
- rekordowa była liczba nowych dziennych zakażeń 413 tys.;
- w ciągu doby zmarło 6,2 tys. osób (1,5 proc. liczby nowych zakażeń).
Podziękujmy tu wszystkim antycovidovcom i antymaseczkowcom. Chciałabym, żeby ktoś ich pospisywał ( np. z FB ) a potem w razie czego- nie brał do karetki, do szpitala i podłączał pod respirator.
Niech się sami leczą.
Na COVID, bo na głowę to już za późno.
Noo… w Szwecji ci antymaseczkowcy po prostu odpowiadają za setki tysięcy zgonów… ale serio?
Nie żyję w Szwecji. Żyję w Polsce.
I wirus to jakoś sprawdza? Zagląda do dowodu? xD
.
Przy czym zgadzam się, że ci, którzy zaprzeczają istnieniu wirusa, są chyba niespełna rozumu. Ale wokół maseczek robi się wielki szum, a jest tyle samo analiz za nimi, jak i przeciwko nim. Więc akurat od tych ludzi bym się odczepiła. Nikt maseczki bronić nie nosi, nawet jakby wszyscy wokół je zdjęli.
"Jak bardzo trzeba mieć problemy z ego, żeby uważać że założenie maseczki, która w razie czego ma ochronić innych żeby się od nas nie zarazili, jest ograniczeniem wolności na tyle dużym, że warto o to kruszyć kopie?"
To po pierwsze.
A po drugie- jeśli maseczkę nosi się tę samą miesiącami, nie praną, zaplutą, brudną, noszoną np. często w kieszeni spodni albo w torebce a potem zakładaną na facjatę i abarot, to faktycznie zgadzam się z 'analizą"- do rzyci z taką maseczką.
I nie, nie odczepię się, bo teraz to nagle co drugi Polak ma tytuł doktora medycyny, dyplom ukończenia studiów medycznych, specjalizację lekarza zakaźnika i jest najmądrzejszy w całej wsi.
@Kasia Złośnica
To może wróćmy do tego – w Szwecji nie noszą maseczek. Jakoś nie ma to wpływu na zakażenia.
Ale lepiej: Belgia i Holandia. Jeden kraj miał obowiązek zasłaniania ust i nosa, drugi nie. Praktycznie brak różnic w ilości zakażeń i zgonów. Nie moje słowa, tylko pani profesor Chazan z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Raczej jest to osoba z tytułem i dyplomem 😉
.
A teraz Ty mi powiedz, jaki trzeba mieć problem z ego, by samej się wypowiadać jako specjalistka, choć z pewnością nie jesteś epidemiologiem, ale wytykać to innym?
I jaki trzeba mieć problem z ego, by nie próbować się nawet wsłuchać w argumenty osób przeciwko maseczkom. Oczywiście nie o grzybicy, to jakieś głupoty. Ale na przykład: maseczkę powinno się zmieniać co pół godziny. My nie jesteśmy chirurgami na sterylnej sali operacyjnej. Zmieniasz? Powinno się ją umiejętnie zakładać i ściągać. Robisz tak? Nikt nie potrafi też podać jakiegokolwiek sensownego argumentu za ubieraniem maseczek na świeżym powietrzu (poza tłumami, ale zgromadzenia są zakazane), szczególnie gdy wiadomo, że zakażenie wymaga około 15 minut narażenia na ekspozycję. Do tego maseczki wprowadzają fałszywe poczucie bezpieczeństwa, przez co paradoksalnie łatwiej o transmisję wirusa. I wreszcie znam osoby, które mają napady paniki, gdy ubiorą maseczki. Nie pchają się do innych ludzi, są bardzo odpowiedzialne w tym względzie, ale maseczek nie noszą. Tym bardziej, że analizy badań i obserwacji na populacjach nie są jednoznaczne. Czyli te osoby są antymaseczkowe, nie antycovidowe.
@Kasia Złośnica C.D.
Przy czym ja rozumiem, że ulegamy złudzeniu, według którego inni widzą świat jak my. Ale tak nie jest. To że jedna osoba może w maseczce biegać nie oznacza, że druga nie zacznie się dusić – i to wcale nie ze względów fizycznych, ale właśnie psychicznych.
P.S. No i zanim padnie argument, jakim prawem się o tym wypowiadam, to akurat ego, empatia oraz zrozumienie innych jest w moim polu ekspertyzy jako osoby z wykształceniem psychologicznym. Logikę oraz statystykę też na studiach miałam, całkiem rozbudowaną, co również ułatwia poruszanie się w świecie raportów covidowych.
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru!
Ale na przykład: maseczkę powinno się zmieniać co pół godziny. My nie jesteśmy chirurgami na sterylnej sali operacyjnej. Zmieniasz? Powinno się ją umiejętnie zakładać i ściągać. Robisz tak?
Czekam na więcej argumentów negujących sens noszenia maseczek w pomieszczeniach zamkniętych z dużą ilością ludzi ( supermarkety, galerie, szkoły ).
@Ostara Mani – "druga nie zacznie się dusić " jeśli po pięciu minutach ktoś dusi się w maseczce to powinien skonsultować to z lekarzem, nie ma innej możliwości.
Powoływanie się na profesora Chazana to czysta kpina. To chyba najbardziej kontrowersyjny medyk w kraju , którego mottem życiowym jest ciągłe chodzenie pod prąd w trosce o rozpoznawalność medialną.
@Kasia Złośnica – Ale ja już skończyłam z Tobą dyskusję, bo nie masz nic merytorycznego do dodania. Pozdrawiam 🙂
@Krzysztof Danielak – Zwykle nie dyskutuję z osobami, które nie umieją przeczytać ze zrozumieniem mojej wypowiedzi, ale rozumiem, że każdemu może się zdarzyć 🙂 Proszę, przeczytaj jeszcze raz uważnie całość zawartą w obu komentarzach. Podpowiem słowo-klucz: psychika. Zakładam przy tym, że nie należysz do tych oszołomów, którzy na przykład negują istnienie depresji – do nich rzeczowe argumenty nie trafiają. Normalni ludzie są w stanie zaakceptować fakt, że inni mierzą się z problemami, o których możemy nie mieć pojęcia.
@Andrzej Kolasa – Też na początku pomyliłam osoby, ale na szczęście to nie on (ciężko było mu przyznać rację, mam do gościa zero szacunku). To pani profesor. I tylko wskazała ogólnodostępne dane, tak na marginesie. Ale rozumiem oburzenie, gdyby to o niego chodziło 🙂
"Skończyłam z tobą dyskusję"- czyli argumentów przeciw maseczkom w pomieszczeniach się nie doczekam?
Może , bo ich nie ma?
Jak widać, to Ty merytorycznie właśnie zaliczyłaś glebę.
@Kasia Złośnica- Nie. Nie dlatego. Raczej dlatego, że nie umiesz czytać tego, co piszę. Jeśli Ci tłumaczę, że znam antymaseczkowe osoby, które są odpowiedzialne i unikają tłumów – to ignorujesz to. Odnosisz się tylko do tego, co masz w swojej głowie. Sama też nie dałaś ANI JEDNEGO dowodu (badania) dotyczącego szkół, galerii czy supermarketów. Mało tego, w Holandii zrobiono badania w których wyszło, że szkoły nie odpowiadają za wielką transmisję koronawirusa. W poprzednim artykule na oko.press (jednym wcześniej niż ten) też było o tym, ale chyba to przegapiłaś. Nie napisałaś ani jednego merytorycznego argumentu w całej naszej dyskusji. Ani jednego. W przeciwieństwie do mnie. To bardzo wygodne tylko atakować i domagać się argumentów, samemu zaś nie pisać nic. Spychanie kogoś do obrony jest skuteczną sztuczką socjotechniczną… o ile ktoś jej nie przejrzy. Miłego dzionka 🙂
Podkreślanie tego, że nikt z czytelników tego artykułu oprócz ciebie nie umie czytać ze zrozumieniem też jest niezłą sztuczką.
Rozumiem, że "twoje" antymaseczkowe osoby mają wszystkie bez wyjątku możliwość pracy zdalnej, nie wychodzą w ogóle z domu, nie robią zakupów w sklepach, a może mieszkają na odludziu a gdy np. muszą udać się do przychodni, twierdzą przy drzwiach napotykając personel z termometrem "Nie założę maski, bo jestem antymaseczkowy." i wchodzą bez problemu?
Podkreślam- żyję w Polsce. Być może szkoły w Holandii mają inny system funkcjonowania ( mało liczne klasy, więcej pomieszczeń do wykorzystania ) w czasie pandemii, ale w szkołach polskich jest bardzo źle, jeśli chodzi o m.in.dystans społeczny.
Szkoły nie odpowiadają za "wielką transmisję wirusa", ale za mniejszą już tak, prawda?
45 minut ( razy 6, 7, 8 lub 9- bo tyle lekcji mają ponadpodstawowi uczniowie) w jednym pomieszczeniu z uchylonymi ( "bo zimno leci" ) oknami z 24 lub 34 osób ( vivat podwójny rocznik ) bez maseczek -mówiących , oddychających, często, gęsto- kaszlących lub smarkających ( bo rodzice wykopsują takie do szkoły)….serio, muszą być przeprowadzane jakiekolwiek badania, żeby stwierdzić, że są to "idealne" warunki do roznoszenia się każdego wirusa? W tym kovida?
@Kasia Złośnica – pozwól, że zacytuję artykuł z oko.press, do którego chyba trudno Ci zajrzeć: "Co ciekawe, wzrost zakażeń w grupie dzieci i młodzieży wyniósł we wrześniu zaledwie 3 proc., co może oznaczać, że to nie szkoły, ale zakłady pracy czy rodzinne uroczystości były głównymi źródłami zakażeń." To dotyczy Polski. Konkretne dane, nie gdybanie. A w innych krajach zbadano (tak, są BADANIA), że dzieci się wprawdzie mogą zarazić, lecz praktycznie transmisja z ich strony jest niewielka. Dużo niższa niż wśród dorosłych. A odporność zdobywają. Nie masz też bladego pojęcia, jak wygląda teraz w szkole, skoro piszesz o kaszlących/smarkających dzieciach – takie szkoła cofa do domu. Także przy alergiach, co jest idiotyzmem, ale tak jest – dosłownie dwa tygodnie temu spotkało to córkę sąsiadki, chodzącą do czwartej klasy. Także tyle odnośnie "żyję w Polsce".
I podkreślałam, że nie umiesz czytać moich wypowiedzi ze zrozumieniem, ponieważ w ogóle się do nich nie odnosiłaś. Dziękuję, że teraz się to zmieniło 🙂
Moje "antymaseczkowe" osoby proszą innych o robienie zakupów, do lekarzy chodzić nie muszą, ponieważ mają bardzo dobrą odporność i zażywają dużo ruchu na świeżym powietrzu, mieszkają w centrach miast (Warszawa, Gdańsk), ale nie pchają się na najbardziej zatłoczone ulice. Bo jakoś w tych miastach ulic jest więcej niż jedna. Co do jednego tylko się zgodzę – te osoby akurat mają możliwość pracy zdalnej, ewentualnie jedna jest na przykład na urlopie macierzyńskim. Ale w ramach dodatkowego wyjaśnienia: napad paniki jesteś zwykle w stanie oddalić o kilka minut w sytuacji kryzysowej. Czyli jesteś w stanie na przykład zasłonić usta i nos na, powiedzmy, przejście tunelem, gdzie jest bardzo dużo osób. Ale już przy mijaniu kogoś na chodniku nie ma sensu, by to robiły. Za duży stres, a sensu nie ma w tym żadnego. Dlatego są "antymaseczkowe".
Pozdrawiam i znikam spod tego artykułu, co miałam napisać, napisałam.
Zanim znikniesz- przeczytaj.
"Nie masz też bladego pojęcia, jak wygląda teraz w szkole, skoro piszesz o kaszlących/smarkających dzieciach – takie szkoła cofa do domu."
Bullshit. Do kwadratu. Pracuję w szkole. Podstawowej. I codziennie obserwuję, jak nauczyciele prowadzą klientów do pielęgniarki, która dzwoni i prosi, żeby rodzice je odebrali, bo dzieciak został przysłany chory. Zdarza się, że rodzic się nie zgadza.
I jeszcze jedno- transmisja z artykułu o którym wspominasz, może i być niewielka. Ale kto pracuje w szkole obecnie? Większość nauczycieli, która nie poszła na zwolnienia i urlopy dla poratowania zdrowia, jest w wieku 50+ a niektórzy 60+. Nie jest to już przypadkiem grupa ryzyka? Czyli osoby, które powinny być szczególnie chronione?
Oby te twoje 'antymaseczki 'nie trafiły w najbliższym czasie z jakimś medycznym problemem do szpitala/ośrodka zdrowia ( absolutnie tego nie życzę nikomu ), bo będą musiały pogwałcić niezależność swojej twarzy i założyć jednak maskę przed wejściem. Chyba, że wybiorą opcję koczowania pod szpitalem i dalszego nabierania odporności na świeżym powietrzu oraz czekania aż wirus sam przejdzie. Inni wchodzący mogą im podrzucać zakupy. Salve.
A ja podziękuję tobie za myślenie, ponieważ oprócz wirusa nie zauważasz poważniejszego wroga – naszego rządu! To jego wina, że:
– wprowadza bezsensowne, niepoparte naukową wiedzą obostrzenia typu: zamykanie siłowni, zamykanie fitness, zamiast wprowadzić tam dystans (działanie niekonstytucyjne), które spowoduje bunt, bo oni będą tracić finansowo, państwo jest rozbrajane gospodarczo kawałek po kawałku,
– nie zapewniono ludziom prawa do prywatności (aplikacja Kwarantanna Domowa, która była przez jakiś czas obowiązkowa, izolatoria z bramkami biometrycznymi, skanerami biometrycznymi, skanerami do dokumentów),
– nie zareagowali w porę, że dzieciaki rozniozły wirusa, celowo, aby doprowadzić starszych do śmierci (mniej na emerytury),
– absurdalne ograniczenia – demonstracje do 10 osób, gdy w tłocznym autobusie może siedzieć nawet 36 osób – gdzie jest większe zagrożenie? 10 osób na wolnym powietrzu, czy 36 w niewietrzonym autobusie?
– maski nie są potrzebne na dworzu, jednak są wprowadzane, w Niemczech na przewiewnych terenach nie trzeba ich nosić,
– o telemedycynę zaczyna umierać dużo ludzi na inne choroby, jak łatwo zauważyć – co piąty może być przypadkowo covid-dodatni,
Brakuje jeszcze przymusowych szczepień wszystkich ludzi na COVID, po to by zaczęli chorować na choroby takie jak wyszły w III fazie badań "przypadkowo" (w przypadki nie wierzę, ochotnicy byli zdrowi!),
Dodatkowo w tym czasie: dodatkowe podatki, ustawa kagańcowa, rozbrojenie Trybunału, przejęcie kontroli nad Sądem Najwyższym. teraz chcą wyj…ć RPO. Chcecie w takim kraju żyć? Jeżeli nie, mam złą wiadomość, pora pakować walizki, bo wybiją nas do reszty w te 3 lata! Depopulacja o 80% zgodnie z planami NWO.
Część z tego, może być prawdą, ale… to nie zwalnia ludzi z myślenia. Zaprzeczanie istnienia wirusa, tylko dlatego że rząd nie umie zadbać o obywateli jest delikatnie mówiąc skrajną głupotą i nieodpowiedzialnością.
Nie, póki rząd nie naprawi tego co wyżej (ludzie boją się korzystać ze służby zdrowia lub nie mogą, latami niszczyli służbę zdrowia) to pająków sobie ludzie mogą nadmuchać sami. Twoja wypowiedź nie jest sprzeczna z prawdą, ale okoliczności w jakich ją robisz sugerują, że próbujesz znów odciągnąć uwagę od błędów rządu. Nikt (poza niemyślącymi – niektórzy z opozycji) nie neguje istnienia wirusa. Problem z tym, że wszyscy mówią o ustawach, rozporządzeniach i zarazkach zamiast skupić się na tych którzy stoją u źródeł wszystkich tych problemów — koronawirusie rządowym. Plakaty z pompowanym wirusem pokazują tylko niezbicie jak manipuluje się liczbami – by nasz zastraszyć i by o lęk (obniżona odporność) umarło jeszcze więcej – zaliczanie przypadków raka, zawału serca do covid tylko dlatego że znaleziono JEDNĄ KOPIĘ RNA WIRUSA. To pompowanie wirusa, podobnie jak nakaz nauki stacjonarnej i nieprzerwanie jej w porę (sama jestem za tym, że należało spróbować, ale należało reagować, bo wielu rzeczy o wirusie nie wiemy).
Bywa że ludzie przestaną wierzyć w istnienie wirusa – jest ich mało, ale nie dziwię się że są – skoro rząd nas wybija, zakłamuje statystyki i bawi się jakby wirusa nie było. Problemem jest nasz rząd a nie wirus! Pora zacząć rozmowę o rządzie i pomyśleć co można z tym zrobić.
Jest źle i niestety można tylko temu zaradzić tylko stosując się do apeli lekarzy. Natomiast rząd mamy taki na jaki zasługujemy, nie spadł nam z księżyca tylko żeśmy sobie go wybrali. Natomiast niedowiarkom polecam artykuły wylinkowane. https://www.onet.pl/?utm_source=wiadomosci.onet.pl_viasg_wiadomosci&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&pid=71470190-ab21-4550-8ffe-b7bdf52ab540&sid=b177a2c9-166f-4113-9b28-185bbe554807&utm_v=2
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/jerzy-polaczek-ma-koronawirusa-stan-zdrowia-apel-o-odpowiedzialnosc/2by8ctx?utm_source=wiadomosci.onet.pl_viasg_wiadomosci&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2
Mamy do wyboru WIEDZA albo WIARA….. mamy do wyboru kasa z podatków do kieszeni (wszelkie plusy), albo dobra opieka zdrowotna, edukacja i sprawne państwo….
Andrzeju, tylko jest taki problem, że sami lekarze nie są zgodni co do tego jakie środki są odpowiednie a jakie nie. Każdy mówi co innego. Potrzeba jest więc kogoś kto zbierze apele lekarzy, zbierze wiedzę medyczną na temat epidemii i sprawdzi, czy i które z twierdzeń ma PODSTAWY NAUKOWE. Na pewno nie znajdziemy podstaw naukowych do noszenia masek na niezaludnionej ulicy czy w parkach – co więcej ich nieodpowiednie użycie – szczególnie przekraczanie czasu jej noszenia – dodatkowo naraża na zarażenie. Jedni epidemiolodzy mówią "odporność zbiorowa", inni mówią "siedź w domu i się dezynfekuj", jeszcze inny, profesor Pająk (który mnie najbardziej przekonał) mówi mniej więcej "dzieci i mobilni powinni zostać zakażeni i nabrać odporności, w tym czasie trzeba seniorów i schorowanych chronić przed kontaktem z nimi". I weź tu sobie polaku słuchaj co mówią lekarze, gdy wykonamy to co mówi nasz lekarz, znajdziemy się gdzieś po środku tych modeli i wybuchnie epidemia…
Tego to już nawet nie piszę, bo w moim języku nie ma już parlamentarnych słów na określenie ludzi z rządu…zapomniałaś wspomnieć o najważniejszym- ktoś w wakacje krzyczał, że wirusa już nie, że jest w odwrocie i że jest bezpiecznie…a lud uwierzył na słowo…
Szkoda mi słów na tego nie-rządnego człowieka XD. Odpowiednim określeniem pozostającym jeszcze cenzuralnym jest "koronawirus rządowy".
Zabawne – wrzuciłam komentarz pod inny artykuł, pojawił się pod tym… O.o
Tutaj mam tylko jedno do powiedzenia: prawdopodobnie ilość zarażonych jest kilkukrotnie wyższa. Co jest o tyle dobre, że może (oby!) uda się zapewnić odporność zbiorową i uchronić grupy największego ryzyka…
To też nie pod tym artykułem.
Tak, jedyne co osiągniemy tą metodą to odporność zbiorowa, niestety nie wiemy jak długo ona potrwa, bo nie wiemy ile czasu nasz układ odpornościowy z użyciem przeciwciał i limfocytów B/T będzie pamiętał tą infekcję.
Wspomnę tylko, że – przykro to pisać – jest na tej planecie nas za dużo. Potrzebujemy jeszcze 6 planet takich jak ziemia i przenieść się na nie równomiernie. Wtedy gdy będzie nas 7 razy mniej, choroby takie jak:
Polio (R0=5-7), Różyczka (5-7), Grypa (1.4), Krztusiec (5.5), Ospa prawdziwa (3.5-6), SARS-CoV-2 (2-6) przestaną się rozprzestrzeniać.
Wirusy zdają się być naturalnym mechanizmem obronnym matki ziemi przeciwko nadmiernemu rozprzestrzenieniu danego gatunku na ziemi – w tym człowieka.
https://bpa-pathology.com/covid19-pcr-tests-are-scientifically-meaningless/?fbclid=IwAR1MZlZ4QJTDjZrg_qjxreWeroZBX4KPVI0Mx2IEB–5lu2uz7WsY7wT_hc
Wydaje mi się że w tym i kilku poprzednich artykułach błędnie interpretujecie podwajanie liczby zakażonych w ciągu …. dni. Tu nie chodzi o podwajanie dziennej liczby przypadków tylko sumy, ale powinniśmy to liczyć moim zdaniem od września żeby wynik był miarodajny. Na wiosnę robiliście to dobrze i wykresy jasno to pokazywały, teraz robicie to źle. Fajnie jakbyście zobaczyli jak to było u was pokazywane na wiosnę i wrócili do tego 🙂 pozdrawiam
pochodna funkcji wykładniczej jest funkcją wykładniczą. Podwajanie dziennej liczby przypadków prowadzi do podwajania ogólnej liczby przypadków tak czy siak.
Przy 175 tys przypadkow i 10tys dziennego przyrostu podwajanie następuje po 18 dniach nawet jeśli liczba dziennych przyrostów nie wzrasta.
W artykule powyżej i w poprzednich dniach błędnie podaje się, że podwajanie liczby w ciągu … dni to podwajanie dziennych przyrostów
"Przekroczyliśmy liczbę 100 tys. testów (próbek) na milion mieszkańców, co znaczy, że co dziesiąty Polak i Polka był badany." – to chyba nie jest prawda… przecież jest wiele przypadków, w których jedna osoba była badana wielokrotnie, więc to tak prosto się nie przekłada, że 10% osób było badanych
https://bpa-pathology.com/covid19-pcr-tests-are-scientifically-meaningless/?fbclid=IwAR1MZlZ4QJTDjZrg_qjxreWeroZBX4KPVI0Mx2IEB–5lu2uz7WsY7wT_hc
Dzięki za tę uwagę, sam zwracałem uwagę na różnicę między liczba osób testowanych a liczba próbek i po naszej interwencji mz podaje te liczby osobno. Ale róznice są małe, jeśli podają prawdę – 4 proc.Pozdrawiam
"jeśli podają prawdę" – słowo klucz w sytuacji wielokrotnego poprawiania liczb i 230 tys. testów, których nie było.