0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Tobias SCHWARZ / AFPTobias SCHWARZ / AFP

W dyskusji wokół kryzysu na granicy polsko-białoruskiej od początku powtarzano, że wpuszczenie migrantów do Polski jest tylko czasowe – mają być umieszczeni w ośrodkach, ich wnioski azylowe mają być rozpatrzone, część osób uzyska ochronę, a większość będzie musiała być deportowana. Ten postulat, pozornie logiczny, zgodny z prawem międzynarodowym i polskim, zupełnie pomija fakt, że większości osób, które nie dostały w Europie azylu, w praktyce nie da się deportować. Zostają w Europie nie tylko na czas procedur, które rzadko trwają krócej niż kilkanaście miesięcy, ale najczęściej na wiele lat. A wielu z nich prawdopodobnie na stałe – choć trudno to w tym momencie oszacować, bo kryzys migracyjny na wielką skalę trwa dopiero od dekady.

O jakich liczbach mówimy?

Szacując skalę deportacji z Europy trzeba brać pod uwagę, że nie wszyscy cudzoziemcy odsyłani do krajów pochodzenia to osoby, które dostały negatywne decyzje azylowe. Tysiące migrantów, którzy docierają do Europy nielegalnie, nigdy nie składa wniosków o ochronę międzynarodową – zwłaszcza jeśli pochodzą z krajów o niskim odsetku uznawalności wniosków, takich jak Egipt, Maroko czy Pakistan. Wielu cudzoziemców, którzy dostają nakaz deportacji, wjeżdża do Europy legalnie, ale zostaje tu po wygaśnięciu wiz czy pozwoleń na pobyt.

Unia Europejska promuje programy dobrowolnych powrotów do krajów pochodzenia.

Migranci, którzy chcą z nich skorzystać, mogą, przynajmniej w teorii, liczyć na lepsze warunki powrotu, np. włączenie w programy reintegracji zawodowej. Muszą jednak zadeklarować współpracę z władzami państw, w których przebywają. W przeciwnym wypadku mogą być deportowani przymusowo – choć w przypadku niektórych państw np. Iraku, to również okazuje się często niemożliwe. Migranci mogą być odsyłani do swoich krajów pochodzenia lub gdy kraje te są uznawane przez Unię Europejską za niebezpieczne, do państw tranzytu.

Między rokiem 2018 a czerwcem 2023 roku, do Wielkiej Brytanii dotarło nielegalnie łodziami ponad 101 tysięcy osób. W tym samym okresie deportowano 1319 z nich, czyli około 1,3%. W latach 2019-2020 najwięcej osób było odsyłanych do kraju tranzytu, głównie Niemiec i Francji. Procedury zawracania migrantów do krajów UE, przez które tranzytowali nie odbywają się od początku 2022 roku, bo wraz z brexitem Wielka Brytania przestała też być częścią unijnych porozumień azylowych. Od 2022 roku większość przypływających była odsyłanych do krajów pochodzenia – głównie do Albanii, w mniejszym stopniu do Iraku i Iranu. Najwięcej deportacji odbyło się do Albanii, z którą Wielka Brytania nawiązała w 2022 umowę, próbując ograniczyć rekordową skalę nielegalnej migracji z tego kraju.

W 2022 roku do Włoch dopłynęło nieregularnymi szlakami ponad 105 tysięcy migrantów, głównie z Egiptu (20,5 tysiąca) i Tunezji (ponad 18 tysięcy). Ponad połowa z nich nie składała wniosków azylowych i podlegała natychmiastowej deportacji. Udało się ją wykonać w przypadku 2234 Tunezyjczyków i 316 Egipcjan. W tym roku do Włoch dotarło także niemal 50 tysięcy migrantów z Bangladeszu, Syrii, Afganistanu, Wybrzeża Kości Słoniowej, Gwinei, Pakistanu, Iranu i Erytrei. Do tych krajów pochodzenia udało się deportować jedynie 23 osoby. Łącznie w 2022 roku Włochy odesłały jedynie 3916 migrantów, którzy nie spełniali kryteriów przyznawania ochrony międzynarodowej, lub w ogóle o nią nie wnioskowali.

Przeczytaj także:

Niemcy nie mogą deportować 280 tysięcy migrantów, którzy nie dostali azylu

Z niemożliwością deportowania migrantów zmagają się też Niemcy. Pod koniec 2023 roku przebywało tam ok. 280 tysięcy osób, których wnioski o ochronę zostały odrzucone, a oni otrzymali decyzję o wydaleniu. Ok. 80% z nich nie może być odesłanych z przyczyn prawnych i formalnych – np. braku dokumentów potwierdzających tożsamość i niechęci krajów pochodzenia do współpracy z niemieckimi służbami. W 2023 roku Niemcom udało się odesłać 16 430 tysięcy osób, a rok wcześniej – niecałe 13 tysięcy.

Większość deportowanych pochodziła z Gruzji, z którą Unia Europejska dość sprawnie współpracuje przy procedurach powrotowych. Inaczej sprawa wygląda jednak w przypadku krajów takich jak Iran, Irak czy Nigeria, których obywateli bardzo trudno jest deportować, nawet gdy otrzymali już taką decyzję. Pod koniec października 2023 roku w Niemczech przebywało ok. 26 tysięcy Irakijczyków, którzy dostali już odmowę udzielenia azylu i nakaz powrotu do kraju. Przez cały poprzedni rok udało się deportować jedynie 77 osoby. W 2023 roku skala deportacji do Iraku podwoiła się – do końca października deportowano 164 osoby. Był to prawdopodobnie efekt niejawnej umowy migracyjnej, którą według doniesień niemieckiej prasy rząd miał zawrzeć z Irakiem w połowie roku.

Skala deportacji z Europy powoli wzrasta. W pierwszej połowie 2023 roku Unia Europejska, głównie z pomocą agencji Frontex, deportowała 18 tysięcy migrantów – o 60% więcej, niż w tym samym okresie w 2022 roku. Jednocześnie, w 2023 roku do krajów UE dostało się nieregularnymi szlakami prawie 290 tysięcy osób, w dwóch poprzednich latach – łącznie prawie 340 tysięcy; a od początku roku 2024 – ponad 26 tysięcy. Statystyki te obejmują jedynie osoby zarejestrowane – czyli głównie te, które dotarły drogą morską do Włoch, Grecji czy Hiszpanii. Nie wlicza się do nich osób, które wjechały do UE przez Białoruś lub Rosję. W teorii dane powinny uwzględniać osoby dostające się do Unii drogą lądową z Turcji (przez Grecję lub Bułgarię), ale ponieważ nieregularną migrację na szlakach lądowych jest dużo trudniej wykryć, to wiele osób w ten sposób podróżujących również może być nierejestrowana.

Większość osób pochodziła z Syrii, Afganistanu, Tunezji, Maroka i Egiptu, Bangladeszu.

Kraje pochodzenia migrantów nie współpracują

Powodów niemożności deportowania migrantów jest wiele – od względów humanitarnych, przez indywidualne trudności – np. zły stan zdrowia migranta – i brak współpracy ze strony ich krajów pochodzenia, po nasilające się zjawisko przybywania do Europy bez dokumentów.

Unia Europejska nie wykonuje obecnie deportacji do Jemenu, Syrii, Erytrei, Somalii, Palestyny i Afganistanu.

Z wieloma innymi krajami ma podpisane różne formy porozumień o readmisję ich obywateli.

Część umów zostało zawartych już kilkanaście lat temu, niektóre są modyfikowane z biegiem czasu i nie wszystkie dobrze funkcjonują w praktyce. Formalne umowy UE zawarła ze wszystkimi krajami bałkańskimi, z Ukrainą, Mołdawią, Gruzją, Armenią, Azerbejdżanem, Turcją, Pakistanem, Makau, Wyspami Zielonego Przylądka, Hongkongiem, Rosja oraz Sri Lanką. Do 2021 obowiązywała również ta z Białorusią, wypowiedziana jednak w odpowiedzi na nałożone przez UE sankcje. Oprócz tych umów Unia Europejska podpisała także porozumienia z Gwineą, Bangladeszem, Etiopią, Gambią, Wybrzeżem Kości Słoniowej oraz Afganistanem. Nie są one jednak formalnie wiążące, przez co trudno je w praktyce egzekwować.

Poszczególne państwa nawiązują też osobne dwustronne umowy z państwami, z których przybywa do nich najwięcej migrantów o niskim odsetku uznawalności wniosków azylowych. Hiszpania od lat ma takie porozumienie z Marokiem, które co kilka lat odnawia. Wielka Brytania nawiązała je w 2022 roku z Albanią. Pod koniec 2023 roku Niemcy podpisały takie umowy z Gruzją i Mołdawią i zapowiedziały kolejne, m.in. z Marokiem. Włochy zawarły natomiast porozumienia z Tunezją, Egiptem i Nigerią. Współpracują też z Gambią, Senegalem i Wybrzeżem Kości Słoniowej, jednak tylko w wąskim zakresie – kraje te nie przyjmują z powrotem wszystkich swoich obywateli, a tylko tych, którzy zostali skazani we Włoszech za przestępstwa.

Na początku 2022 roku Komisja Europejska opublikowała zestawienie krajów, z którymi UE współpracuje w zakresie readmisji migrantów, wraz z komentarzami co do efektywności z tych procedur. Z raportu wynika, że w ostatnich latach najmniej kooperatywne uznano Gambię, Bangladesz i Irak. Ze swoich zobowiązań w zakresie przyjmowania obywateli niedostatecznie wywiązują się też Pakistan, Turcja i Azerbejdżan – choć w przypadku tej drugiej podkreślano też obciążenie systemu ogromną liczbą uchodźców z Syrii. W raporcie podkreślano natomiast dobrą współpracę ze wszystkimi krajami Bałkanów oraz z Mołdawią, Gruzją, Armenią i Sri Lanką i zwracano uwagę na konieczność zawarcia lub rozszerzenia umów z Tunezją, Marokiem, Algierią i Nigerią.

Migranci pozbywają się dokumentów

Brak współpracy ze strony krajów pochodzenia nie zawsze oznacza odmowę przyjęcia swoich obywateli. Często jest to po prostu niewystarczająca współpraca w zakresie ustalania ich tożsamości i wydawania dokumentów potrzebnych do podróży. Migranci na wszystkich szlakach europejskich masowo pozbywają się swoich paszportów i dowodów tożsamości, by uniemożliwić lub chociaż odsunąć w czasie deportację. Czasem podają się za obywateli innych krajów lub zaniżają swój wiek, bo nieletni migranci, przybywający do Europy bez opieki, nie mogą być deportowani.

W 2021 roku ok. 45% osób docierających do Niemiec i proszących tam o ochronę międzynarodową nie miało przy sobie żadnego dokumentu.

Rok wcześniej odsetek ten wynosił 52%, a w roku 2017 – 60%. Dokumentów najczęściej nie posiadali obywatele Afganistanu, Algierii, Pakistanu, Nigerii, Maroka i Iranu. Niemiecka policja, próbując ustalić ich tożsamość, wysyła zapytania do służb w ich krajach pochodzenia lub do konsulatów. Wnioski o pomoc w identyfikacji migrantów często pozostają bez odpowiedzi. W rozmowie z portalem InfoMigrants szef Rady ds. Uchodźców w Kolonii wyjaśniał, że migranci nie zawsze niszczą dokumenty, by uniknąć deportacji: czasami robią to z obawy przed policją w swoim własnym kraju (i wtedy na czas podróży posługują się fałszywymi), a czasem paszporty zabierają im przemytnicy.

W pierwszej połowie 2022 roku,40% cudzoziemców proszących o azyl w Irlandii nie miało przy sobie dokumentów. Większość z nich składała wnioski o ochronę po przylocie na lotnisko w Dublinie, co oznacza, że musieli niszczyć lub wyrzucać swoje paszporty pomiędzy odlotem a dotarciem do strefy kontroli paszportowej w Irlandii. W roku 2023 prawie 70% migrantów (3285 osób) składających wnioski o azyl na lotnisko w Dublinie również nie miało przy sobie żadnego dokumentu. Irlandzka Rada ds. Uchodźców tłumaczyła na swojej stronie internetowej, że migranci mogą niszczyć swoje własne dokumenty (lub fałszywe, na których podróżują) ze strachu, że „jeśli okażą paszport po przyjeździe, zostaną natychmiast wydaleni z powrotem do kraju pochodzenia lub kraju, z którego przybyli".

W latach 2021-2023 szlakami śródziemnomorskimi do Unii Europejskiej dotarło łącznie co najmniej 57 tysięcy osób bez żadnych dokumentów.

Sposób na uniknięcie deportacji: zaniżanie wieku

Unia Europejska nie wykonuje także deportacji osób małoletnich, które przybyły tu bez opiekunów. Są oni umieszczani w ośrodkach, a w niektórych krajach (np. w Hiszpanii) mogą być łączeni z rodzinami zastępczymi, które deklarują opiekę nad nimi. Małoletni nie mogą być także wydalani do krajów trzecich – w Hiszpanii, która na mocy umowy z Marokiem odsyła tam wszystkich przybywających drogą lądową migrantów, teoretycznie nie może robić tego w przypadku małoletnich. Jednak podczas kryzysu w Ceucie w 2021 roku hiszpańskie służby zawróciły do Maroka ok. 9 tysięcy migrantów, w tym wiele nastolatków. Ostatnio sąd najwyższy w Hiszpanii uznał, że masowe odesłanie nieletnich do Maroka było złamaniem prawa.

Wielu migrantów, którzy przypływają do Europy szlakami śródziemnomorskimi zaniża swój wiek, by uniknąć deportacji. Czasem dość znacznie – w ostatniej dekadzie Wielka Brytania odnotowała 52 przypadki osób podających się za małoletnie, które faktycznie były po 30-stce. Skala tego procederu w ostatnich latach rośnie. W 2020 roku 384 migrantów docierających do Wielkiej Brytanii podało się fałszywie za małoletnich, a w 2021 roku było to już ok. 1500 osób.

Do ustalania wieku migrantów najczęściej stosuje się prześwietlenia zębów lub kolan. Organizacje humanitarne sprzeciwiają się tym testom, nazywając je inwazyjnymi i dyskryminującymi.

Jednocześnie jednak ich przeprowadzanie w niektórych krajach ujawnia masowość zjawiska zaniżania wieku. W Szwecji już w 2017 roku po przebadaniu prawie 8000 migrantów, którzy zadeklarowali, że są nieletni, okazało się, że ok. 6600 miało co najmniej 18 lat. W podobnym okresie w Niemczech badania medyczne wykazały, że swój wiek zaniżyło 2/3 migrantów podających się za nieletnich.

Testy biometryczne są też przeprowadzane na wielką skalę w Hiszpanii, gdzie każdego miesiąca dociera wiele małoletnich migrantów z Maroka i Afryki subsaharyjskiej. Jesienią 2023 roku, gdy tysiące osób dotarło na Wyspy Kanaryjskie, władze nie były jednak w stanie przeprowadzić szczegółowych badań i oceniały wiek migrantów „na oko”. Hiszpańskie organizacje humanitarne, które wyrażały wcześniej zdecydowany sprzeciw wobec testów (organizacja Ayuda al Refugiado nazwała je „dyskryminującymi i nielegalnymi”) protestowały też przeciwko pobieżnej ocenie wieku. Zdaniem NGO-sów wielu migrantów docierających na Wyspy Kanaryjskie zostało błędnie zaklasyfikowanych jako dorośli, gdy w rzeczywistości mieli 15-16 lat.

Protesty przeciwko detencji

Migranci w procedurach powrotowych są najczęściej umieszczani w ośrodkach detencyjnych. W zależności od kraju taka detencja może trwać od kilku dni do nawet dwóch lat. Niektóre kraje europejskie zaostrzyły w ostatnim czasie przepisy dotyczące detencji, by usprawnić deportacje i zapobiegać ucieczkom migrantów. Detencja spotyka się z krytyką organizacji humanitarnych, które podkreślają złe warunki panujące w ośrodkach i protestują przeciwko długotrwałemu ograniczaniu wolności migrantów.

We Włoszech istnieje 10 centrów detencji, do których trafiają migranci, którzy powinni być deportowani. Są to zarówno osoby, które otrzymały już decyzję o wydaleniu z kraju, jak i te, które po dopłynięciu do Włoch nie składały wniosku o azyl, wiec podlegają natychmiastowej deportacji. Maksymalny czas przebywania w tych ośrodkach to 18 miesięcy.

Organizacje humanitarne często podnoszą temat fatalnych warunków panujących w centrach detencji, które nazywają „czarnymi dziurami”.

Podkreślają też, że umieszczanie w nich migrantów z krajów, z którymi Włochy nie podpisały umowy o readmisję, jest bez sensu – większość tych ludzi, choć nie dostaną żadnej formy ochrony, i tak nie może być deportowanych. Spędzą więc kilkanaście miesięcy w zamknięciu, po czym wyjdą na wolność, a ich sytuacja znacząco się nie zmieni.

Opinię o nieskuteczności detencji podziela także wiele polityków – zarówno opozycyjnych wobec rządu Meloni, jak i regionalnych, z różnych opcji politycznych, którzy sprzeciwiają się powstawaniu centrów detencyjnych w ich regionach. Jeden z polityków prawicowej, antymigracyjnej Ligi skrytykował nieefektywność systemu, porównując go do „opróżniania Morza Śródziemnego za pomocą wiadra”

Detencja jest we Włoszech stosowana wobec migrantów, którzy dostali już decyzję o opuszczeniu kraju. We wrześniu 2023 roku rząd przedstawił dekret umożliwiający umieszczanie w zamkniętych ośrodkach także części osób, które dopiero złożyły wnioski o ochronę. Migranci oczekujący na decyzję azylową do tej pory mogli swobodnie przemieszczać się po kraju, ale w świetle nowych przepisów obywatele krajów uznanych za bezpieczne (Tunezji, Algierii, Wysp Zielonego Przylądka, Wybrzeża Kości Słoniowej, Gambii, Ghany, Maroka, Nigerii i Senegalu) mają być od razu umieszczani w detencji.

Władze uzasadniają to tym, że zdecydowana większość migrantów z tych krajów nie otrzyma ochrony międzynarodowej i powinna być deportowana – umieszczenie w strzeżonym ośrodku ma więc zapobiec ich ucieczkom. Alternatywą dla detencji może być wpłacenie kaucji w wysokości ok. 5000 euro. Organizacje humanitarne skrytykowały ten pomysł, nazywając go „nieludzkim” i „absurdalnym”. Argumentowały, że migranci po dotarciu do Włoch nie mają takich pieniędzy.

Pomysł wpłacania kaucji jako alternatywy dla detencji był czasem podnoszony w dyskusji wokół polskich ośrodków strzeżonych. Migranci dostający się do Polski przez Białoruś lub Słowację byli w nich umieszczani niemal automatycznie, zarówno na czas oczekiwania na decyzję azylową, jak i po odrzuceniu wniosków, gdy znajdują się już w procedurach powrotowych. Przez pierwsze kilkanaście miesięcy kryzysu na granicy polsko-białoruskiej czas oczekiwania na decyzję azylową często przekraczał maksymalny czas detencji (6 miesięcy dla osób w procedurach azylowych), więc migranci byli wypuszczani z ośrodków jeszcze przed otrzymaniem decyzji. Większość z nich wyjeżdżała wtedy na Zachód, a ich wnioski były umarzane.

Kraje Europy Zachodniej próbowały odsyłać migrantów z powrotem do Polski, bo na mocy unijnego prawa ich wnioski powinny być procedowane w pierwszym kraju, do którego wjechali. Tylko w pierwszej połowie 2023 roku Niemcy zgłosiły, że planują odesłać do Polski 3377 migrantów, a inne kraje unijne – łącznie 3950.

Wielu migrantów z krajów takich jak Irak czy Egipt pozostawało w detencji przez kilkanaście miesięcy. Niektórzy dlatego, że dostali już negatywne decyzje azylowe i byli w procedurach powrotowych, inni mieli już decyzję o deportacji, ale nie można było ich zrealizować m.in. przez brak dokumentów. Część strajków głodowych, które wybuchały w ośrodkach, rozpoczynali właśnie migranci, którzy nie chcieli lub nie mogli być odesłani do krajów pochodzenia. Podczas wielu strajków podnoszono apele o przyspieszenie procedur, które ciągnęły się przez wiele miesięcy.

Największy strajk w ośrodku w Przemyślu we wrześniu 2023 roku wybuchł jednak właśnie wtedy, gdy procedury zostały znacznie przyspieszone. W rozmowie z Balkan Insight rzecznik prasowy Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, któremu podlega ośrodek w Przemyślu powiedział, że większość z 94 strajkujących osób jest już w procedurach deportacyjnych i oczekuje albo na potwierdzenie tożsamości, albo na wydanie lub wykonanie decyzji powrotowej. Jeden z migrantów osadzonych w Przemyślu, z którymi rozmawiał Balkan Insight, również przyznał, że jedną z przyczyn strajku było właśnie przyspieszenie procedowania wniosków i związane z tym ryzyko, że cudzoziemcy zostaną deportowani, zanim uda się im opuścić ośrodek. Fakt znacznego przyspieszenia procedur potwierdziła też w rozmowie z portalem Zuzanna Kaciupska, prawniczka Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.

Jak deportować ludzi, którzy zaczynają już układać sobie życie w Europie?

Trudności z deportowaniem cudzoziemców w pierwszych miesiącach po ich przyjeździe do Europy przeradzają się z czasem w jeszcze większe dylematy. Dla osób, które wydały kilkanaście tysięcy euro, przebyły niebezpieczną podróż, a potem często spędziły długie miesiące w detencji, deportacja jest ostatecznym przekreśleniem marzeń o życiu w wybranym kraju. Jeśli migranci nie przebywali w detencji, tylko przez co najmniej kilkanaście miesięcy mogli już prowadzić życie w kraju, do którego przyjechali i zaczęli się w nim aklimatyzować, decyzja taka staje się jeszcze trudniejsza.

Klaus Bachmann pisał na łamach „Gazety Wyborczej”, że długość trwania procedur azylowych i powrotowych w Niemczech „oznacza, że [cudzoziemiec] pozostaje w tym państwie przez kilka lat, aż do ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy. W tym czasie jego dzieci będą chodziły do szkoły, będą miały przyjaciół, nauczycieli i być może nawet będą znały język tego kraju lepiej niż swój język ojczysty. To wszystko daje gwarancję, że będzie dużo chętnych, aby taką rodzinę obronić przed deportacją. Dzieci przecież nie mają z Irakiem nic wspólnego, może nawet już nie mówią po arabsku – deportować je byłoby takim samym okrucieństwem jak deportacja dowolnego innego dziecka z Europy do Iraku. Dlatego w końcu prawdopodobnie zostaną tutaj, w Europie, nawet jeśli w momencie wjazdu rodzina nie spełniała warunków do uzyskania azylu politycznego lub ochrony przed wojną i prześladowaniami.”

„To sprawia, że inni starają się robić to samo, ponieważ nasza iracka rodzina, która równie dobrze mogłaby pochodzić z Afganistanu, Syrii, Nigerii czy Egiptu, nie zachowuje wszystkiego w sekrecie, ale opowiada o tym krewnym i znajomym w Iraku.

To tzw. efekt przyciągania, badacze migracji nazywają go „pull effect".

Do tego dochodzą inne czynniki, takie jak dostęp do rynku pracy czy wysokie świadczenia socjalne, które ułatwiają tej rodzinie spłatę długów, jakie narosły w trakcie podróży: wobec krewnych w domu, czasem nawet wobec całej wioski i wobec przemytników, którzy w ogóle umożliwili jej dotarcie tak daleko”, pisze Bachmann.

Niemcy tną świadczenia, zaostrzają detencję i podpisują umowy o readmisję

Niemiecki rząd przyznał jakiś czas temu, że wysokie świadczenia socjalne dla osób, które nie są już w procedurach azylowych, nie dostały statusu uchodźców, lecz decyzję odmowną i tzw. Duldung (pobyt tolerowany, którego udziela się migrantom z negatywną decyzją azylową, których nie da się jednak deportować) są zbyt wysokie i mogą być „czynnikiem zachęcającym”. Wysokości zapomóg nie da się obniżyć, bo są chronione konstytucyjnie, ale ustawą przegłosowaną pod koniec 2023 roku Niemcy chcą ograniczyć dostęp do części świadczeń.

„Czynnik zachęcający” ma też ograniczyć zamiana gotówkowej formy, w jakiej do tej pory wypłacane były świadczenia, na karty płatnicze. Ma to uniemożliwić przesyłanie pieniędzy ze świadczeń socjalnych rodzinom w krajach pochodzenia. Jest to dla migrantów ważne, bo pozwala nie tylko pomagać rodzinie, ale też spłacać dług zaciągnięty na podróż. Transfery pieniężne od migrantów mają być też jednym z powodów, dla których niektóre państwa nie chcą przyjmować z powrotem swoich obywateli – pieniądze docierające bezpośrednio do rodzin bywają skuteczniejszym sposobem na walkę z ubóstwem, niż międzynarodowe programy rozwojowe i w wielu krajach stanowią znaczny odsetek PKB.

W lutym 2024 roku niemiecki parlament uchwalił ustawę, ułatwiającą deportację osób, których wnioski azylowe zostały odrzucone.

Nowe prawo upoważnia niemieckie służby do dostępu do dokumentów, które pomogą w ustalaniu tożsamości i krajów pochodzenia migrantów i znosi obowiązek wcześniejszego informowania ich o deportacji, które będą mogły teraz odbywać się z zaskoczenia, także w nocy. Ustawa pozwala także na wydłużenie detencji dla osób oczekujących na deportację z obecnych 10 dni do 28. Cudzoziemcy, którzy są w trakcie procedur powrotowych, ale nie otrzymali jeszcze decyzji, będą mogli być umieszczani w ośrodkach pre-deportacyjnych na 6 miesięcy (do tej pory limit wynosił 3 miesiące).

Od 2023 roku Niemcy zintensyfikowały też zawieranie umów repatriacyjnych z krajami pochodzenia migrantów. W październiku niemiecki rząd negocjował takie porozumienia z Kolumbią, Mołdawią, Gruzją, Kenia, Kirgistanem i Uzbekistanem. Pod koniec roku zacieśnił też współpracę z Irakiem i Marokiem. Ministra spraw wewnętrznych Nancy Faeser podkreśliła wagę zawierania takich porozumień i zapowiada negocjację kolejnych. W zamian za lepszą współpracę w przyjmowaniu swoich obywateli i ustalaniu tożsamości tych, którzy przybyli bez dokumentów, Niemcy oferują krajom liberalizację wizową, pomoc w integracji repatriowanym migrantom i zwiększenie puli wiz dla pracowników sezonowych czy międzynarodowych studentów.

Podobne umowy z państwami, z których przybywa najwięcej cudzoziemców niespełniających kryterium przyznawania azylu, zawierają też inne państwa. Hiszpania skupia się na umowach z Marokiem, a ostatnio także z Senegalem i Mauretanią. Włochy rozważają negocjację porozumienia m.in. z Gwineą, z której przypływa w ostatnim czasie duża ilość migrantów. Dotychczas wiele państw UE stosowało wobec krajów, które odmawiały współpracy w przyjmowaniu swoich obywateli „strategię kija” – np. groźby zmniejszenia międzynarodowej pomocy lub znacznego ograniczenia wiz ich obywatelom. Obecnie coraz więcej krajów europejskich państw skłania się jednak ku nawiązywaniu obustronnej współpracy – w zamian za lepszą kooperację przy ustalaniu tożsamości swoich obywateli, wydawaniu im dokumentów podróżnych i przyjmowaniu z powrotem, państwa UE oferują krajom pochodzenia migrantów liberalizację wizową, zwiększenie inwestycji i programów pomocowych, czy wsparcie powracających cudzoziemców w reintegracji w swoim kraju.

Na zdjęciu: jezydzi protestujący przed berlińskim Reichstagiem przeciwko deportacjom do Iraku, 19 października 2023. Mężczyzna trzyma plakat z napisem „Irak nie jest bezpiecznym miejscem dla jezydów".

;

Udostępnij:

Małgorzata Tomczak

Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.

Komentarze