0:000:00

0:00

Europosłowie i europosłanki PO zaskoczyli część swoich wyborców. 14 marca 2017 w Brukseli Parlament Europejski głosował nad rezolucją "Równość kobiet i mężczyzn w UE w latach 2014–2015". Większość delegacji PO wstrzymała się od głosu - wśród nich Danuta Hübner (premierka gabinetu cieni Kongresu Kobiet) i Agnieszka Kozłowska-Rajewicz (była pełnomocniczka ds. równego statusu kobiet i mężczyzn).

Pod wpływem pytań i niezbyt pochlebnych opinii dotyczących głosowania Danuta Hübner zmieniła decyzję:

Zapytaliśmy innych europosłów o powody wstrzymania się od głosu. Ich odpowiedzi nie zawsze są zbieżne.

Przeczytaj także:

Róża Thun: europarlament nie ma kompetencji

"Rezolucja porusza ważne kwestie, ale uważam, że zajmowanie się tematami, które nie są w gestii UE - jak np. równouprawnienie - jest mydleniem ludziom oczu.

W rezolucji jest mnóstwo punktów, co do których nie mamy żadnych kompetencji. Jestem wrogiem nielegislacyjnych aktów, bo rozmywają się akty legislacyjne i nie mamy czasu na rzeczy, na które mamy wpływ.

Instytucje europejskie mają kompetencje, żeby uchwalać prawo w tych dziedzinach, które oddały jej państwa członkowskie. Jakich? Na przykład sprawami klimatycznym lepiej zajmować się wspólnie, a edukacją, kulturą i tematami etycznymi - na poziomie państwowym.

Jest mnóstwo wspólnych spraw gospodarczych, np. zasady przepływu usług, stawki minimalne. I to państwa członkowskie muszą wdrożyć. Ale są dziedziny - jak związki partnerskie, jak aborcja - gdzie kraje członkowskie nie mają gestii wspólnej. Nikt za nas tego nie załatwi. To jest dyskusja, którą można przeprowadzić poza parlamentem europejskim. W takich kwestiach konsekwentnie się wstrzymuję.

To nie zwalnia mnie z obowiązku, żeby w Polsce się angażować. Nie upieram się, że mam racje. Wyobrażam sobie, że dla niektórych środowisk to może być bardzo ważne. Nie wykluczam, że muszę to przemyśleć".

Michał Boni: rezolucja niespójna, zawiera nieistotne kwestie

„W naszej grupie politycznej (chadeckiej) mamy ustaloną zasadę swobody wyboru („free vote”) w przypadku kwestii ideowych i ideologicznych. W kraju od lat upominam się o równe prawa - współpracuję ze stowarzyszeniem Kampania przeciw Homofobii. W różnych głosowaniach głosuję w duchu równości praw i zgodnie z prawami człowieka, również jeśli chodzi o orientację seksualną. Pierwsza z przyjętych 14 marca rezolucji była logiczna i spójna w swojej konstrukcji, natomiast druga, która wywołuje spory, budzi wiele zastrzeżeń - jest za bardzo o wszystkim.

Rezolucja - tak jak o niej dyskutowaliśmy, narusza w paru punktach zasadę subsydiarności, czyli wykracza poza kompetencje UE . Ale oprócz tego, rzeczy ważne były w niej były przemieszane z mniej istotnymi.

Rezolucje nie są wiążące, ale są instytucjonalnym sygnałem. Ta rezolucja miała złą konstrukcję. Uznałem, że nie będę głosował przeciwko, bo nie odrzucam przyjętego w niej kierunku, ale ze względu na jej konstrukcję wstrzymałem się od głosu.

Teraz przeczytałem ją dokładnie jeszcze raz. I wyciągając wnioski z debaty wokół tej rezolucji - ominąłbym wątpliwości dotyczące konstrukcji i mieszania wszystkiego ze wszystkim - i nie wstrzymałbym się, ale zagłosował za."

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz: poruszono kwestie ideologiczne

"Wstrzymałam się przy końcowym głosowaniu raportu autorstwa E. Urtasuna na temat równości kobiet i mężczyzn w UE w 2014-2015 roku, gdyż z jednej strony doceniam wagę podjętego tematu, zaś z drugiej nie odpowiada mi rozłożenie akcentów w sprawozdaniu. W mojej ocenie kluczowe dla osiągnięcia większej równości kobiet i mężczyzn jest pokonanie różnic ekonomicznych, a więc takie sprawy, jak luka płacowa, emerytalna i zatrudnieniowa, podczas gdy raport kładzie największy nacisk na kwestie praw reprodukcyjnych, budzących najwięcej emocji i zupełnie niepotrzebnych dyskusji.

Tymczasem zagadnienia związane z rynkiem pracy są nieideologicznie i w kontekście kryzysu ekonomicznego i zatrudnieniowego bardzo pilne, bo mogą pomóc nie tylko kobietom w ich indywidualnym życiu, ale także gospodarkom państw członkowskich.

Uważam też, że raport zbyt lekko traktował kwestie subsydiarności i za mocno forsował rozwiązania „siłowe”, które budzą naturalny opór zainteresowanych. Na przykład pomysł, by firmy same badały się pod katem wielkości luki placowej, jest dobry, ale przewidziana w raporcie wiodąca rola państwa w tym procesie wydaje mi się nietrafionym pomysłem".

OKO.press rozmawiało także z Lidią Geringer de Oedenberg, europarlamentarzystką wybraną z listy SLD, która głosowała za rezolucją:

"Grupa Socjalistów i Demokratów z Parlamentu Europejskiego, której jestem członkinią, zawsze wspierała i aktywnie promowała prawa kobiet i walczyła z wszelką dyskryminacją. W ramach rezolucji, która została przyjęta w zeszły wtorek, Parlament Europejski nawołuje Komisję Europejską oraz państwa członkowskie do wprowadzenia prawnej ochrony kobiet i osób LGBT przed molestowaniem w miejscu pracy, przejawami seksizmu i podżeganiu do nienawiści.

Chociaż sytuacja wyraźnie się poprawiła w większości krajów Unii Europejskiej w ciągu ostatnich lat, kilka państw, na przykład Łotwa, Bułgaria, i niestety też Polska, nie poradziły sobie z implementacją wszystkich aspektów ochrony, czym odbiegają znacznie od standardów państw Europy Zachodniej.

Na szczęście, Parlament Europejski jest bardziej progresywny w kwestiach związanych z prawami kobiet i mniejszości seksualnych. Niemniej jednak, zdania eurodeputowanych były bardzo podzielone. Z ogromnym smutkiem odnotowałam, że z Polski, jedynie posłowie z grupy S&D [Socjaliści i Demokraci] i Danuta Jazłowiecka (Europejska Partia Ludowa) poparli tę rezolucję".

O co chodzi z subsydiarnością

W trzech wypowiedziach europosłów, a także w oficjalnym stanowisku delegacji PO pojawia się zasada subsydiarności, która

"wyklucza interwencję Unii w sprawach, które mogą zostać skutecznie uregulowane przez państwa członkowskie na szczeblu centralnym, regionalnym lub lokalnym, oraz legitymizuje wykonywanie przez Unię uprawnień w sytuacji, gdy państwa członkowskie nie są w stanie w wystarczający sposób osiągnąć celów proponowanego działania i gdy działanie na poziomie Unii może przynieść wartość dodaną".

Zdaniem europosłów PO Polska powinna sobie z równouprawnieniem poradzić sama na poziomie państwowym. Zapytaliśmy prof. Artura Nowaka-Fara z Polskiego Stowarzyszenia Prawa Europejskiego, jakie znaczenie mają rezolucje przyjmowane w PE i o co chodzi z zasadą subsydiarności:

"Rezolucje nie są wiążące, są wyrazem woli poglądów Parlamentu Europejskiego.

Mają wymiar niepragmatyczny, czyli nie są obliczone na zmiany zachowania ludzi. Mogą być używane jako zalecenia dla państw członkowskich albo innych organów UE, są rodzajem miękkiej perswazji.

Biorąc pod uwagę sposób działania PE i jego polityczną dynamikę, argumenty dotyczące złamania zasady subsydiarności mogą być gołosłowne. Żeby sprawdzić, czy dany akt narusza zasadę subsydiarności, powinno się zrobić porządną ocenę skutków regulacji, ale ze względu na charakter rezolucje na poziomie PE takiej ocenie nie podlegają Powiedzenie, że jakiś akt narusza zasadę subsydiarności, jest raczej wyrazem poglądów tej większości, która w głosowaniu nad danym aktem brała udział."

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze