Badam pacjentkę, która jest przed terminacją ciąży. To dramatyczny moment w jej życiu. I ona nagle słyszy zza okna: "Doktor Jagielska wstrzykuje chlorek potasu i zabija dzieci”. Gizela Jagielska, która wykonuje aborcje, opowiada OKO.press o nękaniu przez fundacje pro-life
„Lekarze odmawiają aborcji ze strachu i wygodnictwa. Jeżeli tego nie robią, nie narażają się na nękanie, które spotyka – na przykład – mnie. Umówmy się. Aborcja rzadko kiedy jest mile widziana w środowisku lekarskim. Oczekuję oficjalnego oświadczenia od Naczelnej Izby Lekarskiej, że nie zgadza się z tym, co mnie spotyka. Będę konsekwentnie prosiła o pomoc dalej” – mówi w rozmowie z OKO.press Gizela Jagielska, specjalistka położnictwa i ginekologii, zastępczyni dyrektora do spraw medycznych w szpitalu w Oleśnicy w województwie dolnośląskim.
Julia Theus, OKO.press: Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że w szpitalu w Oleśnicy wykonujecie najwięcej aborcji w całym województwie dolnośląskim. W 2023 roku przeprowadzono w nim 82 aborcje. W całej Polsce oficjalnie ciążę przerwało 161 kobiet, ale żadnej będącej konsekwencją gwałtu. Jak to możliwe?
Gizela Jagielska: To prawda. Robimy dużo aborcji w skali kraju. Ale ani razu nie wykonałam aborcji z powodu gwałtu w trakcie swojej pracy. A najpierw przez ponad 10 lat pracowałam w szpitalu klinicznym, w którym też przeprowadzaliśmy aborcję. W Oleśnicy pracuję od 7 lat i nigdy nie spotkałam pacjentki, która jest w ciąży z gwałtu. Procedury wykonywania aborcji z powodu gwałtu są zbyt skomplikowane. Kobieta musi opowiedzieć przed prokuratorem, co się wydarzyło. I przyznać: „tak, zostałam zgwałcona”.
To dlatego kobiety po gwałcie wybierają inną ścieżkę i często myślą o aborcji farmakologicznej.
Oficjalne dane dotyczące aborcji mogą być zaniżone. W 2020 roku – do października, czyli wyroku TK – przeprowadzono 1076 legalnych zabiegów przerwania ciąży. Teraz to 161 aborcji rocznie. To nie tak, że te 900 kobiet rocznie nagle zniknęło.
W niektórych szpitalach aborcje są wykonywane, ale kodowane niezgodnie z prawdą. Oznacza to, że – na przykład – lekarz wykonuje aborcję, ale wpisuje do systemu, że była to „ciąża obumarła” albo „poronienie w toku”. Aborcję szpitale traktują jako poronienie albo w ogóle nie rejestrują tego zabiegu.
Dlaczego?
Ludzie się boją. W Małopolsce lekarz został zwolniony ze szpitala za wykonywanie aborcji. Wpisując inny kod do systemu, można tego uniknąć. Medycy nie chcą być kojarzeni z procedurą aborcji, nie chcą narażać się na słowa krytyki czy hejt, który spotyka nas w Oleśnicy. Fundacje pro-life mają nas na celowniku cały czas.
Każdego tygodnia przed szpitalem stoi kilka osób z banerami antyaborcyjnymi. Przez megafon krzyczą: „W szpitalu w Oleśnicy zabija się co roku dzieci z powodu problemów psychicznych”.
Chodzi o aborcje w związku z zagrożeniem zdrowia kobiety z powodu zagrożenia zdrowia psychicznego. Odmawiają różaniec, wieszają plakaty z danymi naszego szpitala i piętnują nas jako lekarzy i lekarki, którzy wykonują aborcję. To samo dzieje się przed naszymi gabinetami prywatnymi.
To dobrze zorganizowana grupa ludzi. Mają nagłośnienie, dziewięć banerów, samochód, który jest oklejony hasłami antyaborcyjnymi. Jeżdżą nim w kółko wokół szpitala i puszczają z megafonu antyaborcyjne hasła. To uciążliwe. Szczególnie teraz, latem, kiedy w szpitalu otwieramy okna. Wszystko słychać.
Jak często to się dzieje?
Przestałam liczyć. To się dzieje cały czas i trwa godzinami. Przyjeżdżają rano i odjeżdżają wieczorem.
Pani w tym czasie przyjmuje pacjentki?
Proszę sobie wyobrazić. Badam pacjentkę, która zgłosiła się na terminację ciąży, albo taką, która właśnie traci ciążę. To dramatyczny moment w jej życiu. I ona nagle słyszy zza okna: "Doktor Jagielska wstrzykuje chlorek potasu i zabija dzieci”.
Co krzyczą te osoby, kiedy stoją pod pani gabinetem?
Mają megafon i skandują: „Powstrzymajmy zabijanie dzieci przez doktor Gizelę Jagielską”. Prywatnie – w mailach i na messengerze – dostaję groźby, obraźliwe komentarze – jestem nazywana
“naczelnym rzeźnikiem tak zwanego szpitala w Oleśnicy”.
A także „doktorem Mengele” czy „gestapowskim człowieczkiem, bo lekarz ma leczyć, a kobieta ma obowiązek rodzić”. Jestem oskarżana o „promowanie morderstwa i nawoływanie innych kobiet do bezwstydu”.
Boi się pani?
Nie boję się, że zrobią mi krzywdę. To osoby, które wiedzą, że jak użyją przemocy fizycznej, to spotka je kara. Stosują więc przemoc psychiczną. Ja jestem tu mniej ważna. Wychodzę ze szpitala i idę do domu. Jestem lekarką, to moja praca.
Najbardziej martwię się o kobiety, które zostają w szpitalu, z tym, co je spotkało. I dodatkowo z tym, co słyszą za oknem. Często w najtrudniejszych momentach swojego życia.
Ostatnio w dniu antyaborcyjnej akcji przyjmowaliśmy dwie pacjentki do terminacji ciąży z trisomią 21, czyli zespołem Downa. Zdrowie i życie tych kobiet było zagrożone. To ciąże, które były chciane. Każda taka ciąża to mała tragedia. Te kobiety cały dzień słuchały o „zabijaniu dzieci”.
Martwię się, bo robi to duże wrażenie na pacjentkach, które tego słuchają. Szkoda mi kobiet, które czekają na poród, albo tracą właśnie dziecko, leżą w szpitalu i muszą to znosić.
Co mówią te kobiety?
Kobiety, które czekają na terminację ciąży, milczą, bo często są w kryzysie psychicznym.
Oburzają się pacjentki, które mają zdrowe ciąże. Pytają: „Jak można pozwolić, żeby coś takiego działo się przed szpitalem?”.
Naprzeciwko szpitala jest szkoła i dzieci tego słuchają.
Ludzie są oburzeni tym faktem. Władze miasta robią, co mogą. Postawili przed szpitalem zakaz zatrzymywania, bo wcześniej busy były zaparkowane na stałe.
Zgłaszamy to na policję. Policja przyjeżdża, spisuje te osoby. Potem zgłasza jako wykroczenie. Ostatnio dostaliśmy dwa wyroki sądu z marca 2023 roku. Fundacja dostała upomnienie, ale nic sobie z tego nie robi. Na tym się kończy. ”Akcję” pod szpitalem zgłasza do urzędu wojewódzkiego jako zgromadzenie publiczne. I wtedy policja ich ochrania.
Ostatnio pacjentka opowiedziała mi o filmie o szpitalu w Oleśnicy, który został umieszczony na kanale YouTube przez pro.tv. Na nagraniu jeden z pracowników fundacji mówi, że to szpital, w którym wykonuje się najwięcej aborcji w Polsce, że „giną w nim dzieci”. „A doktor Gizela Jagielska chwali się tym”.
Fundacja pro.tv przekonuje, że aborcja to morderstwo i „nie może być metodą leczenia chorób psychicznych”. Nawołuje do „powstrzymania zabijania dzieci” w szpitalu w Oleśnicy.
Nazywa go „miejscem selekcji ludzi”.
Grupa Proelio [przedstawia się jako działającą „na rzecz ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci, małżeństwa, rodziny, dzieci i wolności sumienia” – red.] zbiera podpisy pod petycją, żebym została zwolniona ze szpitala, żebym poniosła konsekwencję za to, co robię.
Kręcą filmy, w których nazywają mnie mordercą.
A pani uważa, że zabija dzieci?
To absurdalne. Wykonuję aborcję, czyli świadczenie medyczne, które w Polsce jest legalne. Kobiety, które przyjmuję, mają do tego wskazania. Nie uważam, żebym robiła coś nieodpowiedniego czy nielegalnego. Działam w ramach obowiązującego prawa.
Aborcję najczęściej wykonuję u kobiet, które wcale jej nie chciały. To nie są osoby, które – jak sugerują grupy pro-life – przychodzą, bo ich ciąża „to wpadka”, bo się nie zabezpieczały. Takie osoby najczęściej wykonują aborcję farmakologiczną i nie docierają do szpitala.
Ostatnio przerywałam ciążę u pacjentki, która miała wiele czynników ryzyka. Przeżyła zatrzymanie krążenia w wyniku zatorowości płucnej i miała wskazania kardiologiczne do terminacji, bo mogłaby nie przeżyć ciąży.
My przyjmujemy pacjentki w wyższych ciążach, które były chciane, często z leczenia niepłodności. Najczęściej te kobiety są w kryzysie psychicznym. To inne kobiety niż te, które wyobrażają sobie ludzie stojący pod moim szpitalem.
Rzecznik Praw Obywatelskich informował, że lekarze odmawiają aborcji, gdy powodem jest zagrożenie zdrowia psychicznego. Pani takie aborcje wykonuje?
Tak. Takie aborcje przeprowadzamy u pacjentek, które kierują do nas psychiatrzy. Miałam wiele pacjentek, którym lekarze odmówili aborcji z powodu zagrożenia zdrowia psychicznego. Jedna z nich dostała odmowę i wysłano ją na oddział psychiatryczny.
Dlaczego lekarze odmawiają przerwania ciąży nawet jeżeli kobieta ma skierowanie od psychiatry?
Prawdopodobnie ze strachu i wygodnictwa. Jeżeli tego nie robią, nie narażają się na nękanie, które spotyka – na przykład – mnie. Umówmy się.
Aborcja rzadko kiedy jest mile widziana przez dyrekcję szpitala.
Bo stawia szpital „w złym świetle”. My się nie boimy, ale nasz szpital cały czas jest wspominany w tym złym aspekcie. Naciski pojawiają się z różnych stron.
Jak to nie jest mile widziana przez dyrekcje szpitali?
Dyrektorzy szpitali boją się, bo są zależni od organu założycielskiego. Każdy dyrektor ma nad sobą kogoś. Jeżeli organem założycielskim szpitala są struktury samorządowe, w których rządzi partia prawicowa, to jest jasne, że dyrektor szpitala nie będzie spoglądał na to przychylnym okiem. Bo będzie się bał, że zostanie zwolniony.
Tak stało się po wyroku Trybunału Konstytucyjnego?
Stygmatyzacja aborcji w środowisku lekarskim była od zawsze. Pacjentki wstydziły się aborcji. Nie chciały robić jej w najbliższym szpitalu. Nie chciały, żeby ktoś się dowiedział.
Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaczęliśmy o tym głośno rozmawiać. Odkąd pamiętam nie było tak, że o aborcji mówiło się jak o normalnym świadczeniu medycznym. Zawsze to było coś, co trzeba było ukrywać.
Fundacje pro-life atakowały nas już wcześniej. Po zaostrzeniu prawa aborcyjnego to nękanie się nasiliło, szczególnie w ciągu ostatnich miesięcy.
Z całą sytuacją pomaga mi radzić sobie FEDERA. Po pomoc zgłosiłam się też do Dolnośląskiej Izby Lekarskiej oraz Naczelnej Izby Lekarskiej. Zamieszczały w internecie posty, że pomogą lekarzom, którzy spotykają się z hejtem. Oczekiwałam oficjalnego oświadczenia, że nie zgadzają się z tym, co się dzieje, że stoją po stronie lekarzy. Nic takiego się nie wydarzyło.
Prawnicy Dolnośląskiej Izby Lekarskiej odpowiedzieli, że:
„ta sprawa jest za duża”.
„My to raczej zajmujemy się takimi, gdzie na przykład lekarz ma jakieś niepozytywne komentarze na Znanym Lekarzu”.
Rozśmieszyła mnie ta odpowiedź. Gdybym miała problem z komentarzami na portalu internetowym, to nawet nie wpadłabym na pomysł, aby angażować izbę lekarską w taką sprawę. Natomiast z Naczelnej Izby Lekarskiej, pomimo moich dwóch próśb, do teraz nie otrzymałam odpowiedzi.
Będę konsekwentnie prosiła o pomoc dalej. Uważam, że powinni wypowiedzieć się na ten temat. Nie może być tak, że lekarzy nęka się za coś, co jest składową naszej pracy, a udzielenie tego świadczenia medycznego jest zgodnie z prawem. Wykonuję swoją pracę zgodnie z obowiązującymi standardami medycznymi, z prawem polskim. I z tym, co mój szpital ma wpisane w umowie z Narodowym Funduszem Zdrowia (!). Bo
aborcja znajduje się w koszyku świadczeń.
Powinnam dostać wsparcie od korporacji, w której pracuje, skoro jestem nękana.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze