0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Mateusz Skwarczek / Agencja GazetaMateusz Skwarczek / ...

Jego retoryka przypomina tę, którą posługują się członkowie partii rządzącej. Hierarcha regularnie myli ambonę z mównicą sejmową, dając wyraz skrajnie prawicowym poglądom, które współgrają z wizją świata prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego (w zakresie ingerencji Kościoła w państwo), szefa MON Antoniego Macierewicza (abp Jędraszewski nie ukrywa, że teoria o smoleńskim zamachu jest mu bliska czy ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła (w zakresie ograniczania praw kobiet i odbierania im tych, które już mają).

Nie inaczej było podczas drogi krzyżowej, która poprowadził w Wielki Piątek na Wawelu. Prawo do aborcji (w Polsce jedno z najbardziej restrykcyjnych na świecie) nazwał „prawem kobiety do zabijania własnego dziecka”.

„Czy to jest prawo? Czy to nie jest szczyt cynizmu i bezprawia?” – pytał retorycznie. Uznał, że do „wartości europejskich należy w interpretacji wielu osób prawo kobiety do tego, by zabijać własne dziecko”.

I choć PiS sprzyja ruchom pro life i optuje za kolejnymi obostrzeniami w ustawie, to czarne marsze w październiku 2016 roku pokazały, że jeśli mu to się to opłaca, to jest w stanie iść na pewne ustępstwa.

Kocha życie nienarodzone

Przy okazji pochwalił postawę dr Bogdana Chazana, byłego dyrektora szpitala Św. Rodziny w Warszawie, mówiąc, że ginekolog znany z radykalnych poglądów „został zwolniony właśnie dlatego, że nie chciał zabić dziecka”.

To nieprawda i manipulacja: szpital wypowiedział Chazanowi umowę po wynikach kontroli ratusza w jego szpitalu. Lekarz odmówił wykonania aborcji w szpitalu – choć istniały do tego wskazania medyczne ze względu na wady płodu – powołując się przy tym na klauzulę sumienia.

Miał do tego prawo. Ale odmówił też pacjentce wskazania szpitala, gdzie mogłaby dokonać zabiegu – a to już wbrew prawu, bo do takiego postępowania zobowiązują go przepisy.

Europa jest zła, bo „coraz mniej tych ludzi, o których moglibyśmy powiedzieć językiem pana Jezusa, że są z prawdy”. O prawdzie było zresztą więcej, bo polski hierarcha uważa, że dziś nie ma już na nią miejsca. Dlaczego? Bo „ważne są tylko narracje odwołujące się do emocji, do ludzkich uprzedzeń, lęków. Narracje budowane przez mistrzów współczesnej mistyfikacji i kłamstwa. Mistyfikacje.

Wierzy w zamach

W siódmą rocznicę katastrofy prezydenckiego tupolewa w Smoleńsku arcybiskup mówił w kazaniu na Wawelu, że „po katastrofie staliśmy się ofiarami bezwzględnej mistyfikacji”. Dodał jednak, że prawda jest coraz bliżej, bo „mgła nad Smoleńskiem ustępuje". Msza odbyła się po upublicznieniu ustaleń podkomisji smoleńskiej, z których wynikało, że mogło być tak (choć nie musiało), iż przyczyną katastrofy była eksplozja ładunku termobarycznego.

Przeczytaj także:

Słuchając metropolity krakowskiego można było odnieść wrażenie, że to nie kazanie, ale polityczny wiec PiS. „Dzisiaj w siódmą rocznicę mamy wszyscy odczucie, że mgła nad Smoleńskiem ustępuje i że wreszcie przybliżamy się do chwili, w której poznamy prawdę”, mówił hierarcha, wpisując się w narrację czołowych polityków partii, którzy triumfalnie komentowali ustalenia podkomisji do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej. O tym, że prawda jest niedaleko, mówił i Jarosław Kaczyński, i Antoni Macierewicz.

Wiara, że kobiety nie mogą decydować o swoim życiu, przynależność do grupy zwolenników teorii zamachu smoleńskiego, to nie jedyne punkty styczne Jędraszewskiego z PiS. Jest jeszcze otwarta niechęć do mniejszości, opozycji (ale tylko, jeśli jest lewicowa lub liberalna) i ostrożnie niechętny stosunek do ekumenizmu, co pokazał, zrywając w 2013 roku z tradycją Ekumenicznej Drogi Krzyżowej w Łodzi. Ówczesny metropolita łódzki uznał, że uroczystości trzeba przywrócić jej katolicki charakter.

Ma zaufanie do władzy

Konwencję antyprzemocową oraz ustawę o in vitro arcybiskup zgodnie z dewizą „Znać Chrystusa” uważa - czemu dał wyraz podczas kazania z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego w 2015 r. - za „zdradę wobec wartości moralnych, dla których Powstanie [Warszawskie] wybuchło” oraz „kłamstwo o człowieku”. To jak echo wypowiedzi posłanek PiS, które ustawę antyprzemocową uznały za „zdradę polskiej tradycji”, a dzieci poczęte metodą in vitro – która uwłacza kobietom - pogardliwie określają „mrozakami”, jak ekspertka MEN Urszula Dudziak. Abp Jędraszewski wie, dlaczego tak źle się dzieje:

"obecnie przychodzi do nas lewacka czerwona zaraza".

Ta zaraza sprzyja mniejszościom, w tym seksualnym, a homoseksualizm hierarcha uważa za „ułomność”. "Jest wiele osób przejawiających skłonności homoseksualne, które wiedzą o swojej ułomności i walczą, a nie obnoszą się z nią" – powiedział podczas otwartego spotkania z wiernymi w łódzkiej archikatedrze w lutym 2016 roku.

„Nazywa się faszystami tych, którzy mają odwagę wyrazić obiektywną prawdę. Wprowadza się myślenie akceptacyjne, przyjmuje się, że jest to normalne”,

mówił, wyrażając swoją „obiektywną prawdę”.

Kolejna odsłona tej prawdy: czarne marsze setek tysięcy kobiet w całej Polsce, które wyszły na ulice w geście protestu przeciw planom zaostrzenia ustawy aborcyjnej, to zdaniem Jędraszewskiego „manifestacja cywilizacji śmieci”, które bronią „anty-ewangelii”.

"To co się dzieje, te czarne marsze, są przerażającą współczesną manifestacją cywilizacji śmierci. Chce się dzisiaj bronić anty-ewangelii. Można by powiedzieć, czarnej ewangelii (...). Potrzebna jest modlitwa o zwycięstwo cywilizacji miłości nad tą czarną cywilizacją śmierci.

Na początku tej mszy świętej szedłem przez Katedrę. Patrzyłem na wasze twarze. Wszystkie uśmiechnięte. Zwłaszcza rodziców, którzy przynieśli małe dzieci (...). Popatrzmy na zdjęcia tych, którzy biorą udział w czarnych procesjach. Jakie tam są twarze. I jak bardzo różnią się od waszych",

mówił hierarcha 3 października w łódzkiej Archikatedrze.

Autonomia bliskości, czyli Jędraszewski kontra Polak

Abp Jędraszewski to jedna z najbardziej wyrazistych, obok abp. Stanisława Gądeckiego - z którym łączą go poglądy, sympatie polityczne oraz skłonność do uprawiania polityki w kościele, a także niefortunnych, a często wręcz szkodliwych wypowiedzi - postaci polskiego kleru. To jednak inny rodzaj charyzmy niż ten, który charakteryzował jego poprzedników w Krakowie.

Poglądy zastępcy przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski są szeroko znane. Tym łatwiej zrozumieć szok i nieprzychylne reakcje, kiedy papież Franciszek wybrał go na metropolitę Krakowa - miasta kardynałów Karola Wojtyły, Franciszka Macharskiego i Stanisława Dziwisza, z których każdy, jak pisał w „Polityce” Adam Szostkiewicz, „w jakiś sposób podtrzymywał tu tradycję otwartego Kościoła soborowego”, a wyrazem tej krakowskiej otwartości jest także działalność redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Abp Jędraszewski, były biskup pomocniczy poznański i łódzki, żadnych bliższych relacji z miastem i tym środowiskiem nie miał. Dla krakowian decyzja Watykanu była rozczarowaniem, bo, jak pisał Szostkiewicz,

"metropolita arcybiskup krakowski to w tradycji polskiej jedna z centralnych postaci Kościoła rzymskokatolickiego, na dodatek następca św. Jana Pawła II. Kto nim jest, ma w polskim katolicyzmie wciąż wielkie symboliczne znaczenie".

Choć trzeba przyznać, że abp Jędraszewski, filozof i profesor teologii, lubi otwarte spotkania z wiernymi. Jego „Dialogi w Katedrze”, które prowadził w Łodzi od 2013 roku, cieszyły się wielką popularnością.

Spektrum tematów, które podejmował przez cztery lata comiesięcznych spotkań, było szerokie – od wiary, ojcostwa, godności pracy, przez nałogi, zdradę małżeńską, tożsamość płciową, po patriotyzm i związki religii z polityką. W świetle jego działalności polityczno-duszpasterskiej szczególnie ciekawy wydaje się ten ostatni temat.

Podczas spotkania w październiku 2016 roku, a więc na chwilę przed objęciem stanowiska metropolity krakowskiego, odwoływał się do konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes, i mówił:

"W tej konstytucji zostały naznaczone granice: Kościoła i Państwa. Kościół i Państwo, są niezależne i autonomiczne. Ta autonomia, nie oznacza, że są to dwie dalekie od siebie i wrogie instytucje. Tu nie chodzi o obcość. Modelem obcości jest dziś laicka Francja. Państwo i Kościół to instytucje, które są autonomiczne wobec siebie, ale przyświeca im dobro wspólne, które musi być ze strony Kościoła i Państwa dostrzeżone. To jest autonomia bliskości, gdyż jest jakieś dobro wspólne, nad którym państwo ze swojej strony i Kościół ze swojej, chce się pochylić. Im więcej będzie płaszczyzn wspólnego działania, tym dla danego narodu lepiej".

I choć polska konstytucja ani konkordat takiej kościelno-państwowej „autonomii bliskości” nie przewidują, ta koncepcja jest abp Jędraszewskiemu szczególnie bliska. Bliższa niż prymasowi Wojciechowi Polakowi, który mówił przed świętami w Polskim Radiu:

"Musimy przemyśleć sobie, co znaczy dobro we wspólnych kategoriach. Co dla nas znaczy wyjście np. poza zamknięte układy partyjne w celu rozumienia dobra całego narodu." Zapytany o absurdalną uchwałę Sejmu, w myśl której polski parlament ma uczcić setną rocznicę objawień fatimskich, dodał, że „takie akty powinny być w kościele, nie w Sejmie”.

Abp Jędraszewski wydaje się twierdzić, że poza partyjne układy wcale nie trzeba wychodzić. Chętnie miesza się w politykę. Wprawdzie papież Franciszek uważa i mówi otwarcie, że "dobry katolik miesza się w politykę", to jednak sam od tej włoskiej trzyma się z daleka, zostawiając ją parlamentowi i nigdy nie komentując. "Zatracono dziś umiejętność obalania murów w Europie" - mówił papież z okazji 60-lecia podpisania Traktatów Rzymskich. Metropolita Jędraszewski, uprawiając z ambony "autonomię (politycznej) bliskości", raczej te mury wznosi.

;

Komentarze