Po dwóch tygodniach deliberacji Brytyjczycy uderzyli w końcu w kolejnych rosyjskich oligarchów. Dla Romana Abramowicza oznacza to, że po prawie dwóch dekadach przestanie być właścicielem piłkarskiego klubu Chelsea. Co dla klubu znaczą sankcje i czy zmieni to coś w świecie piłki nożnej?
Sportowo był to zwykły ligowy mecz. Silniejsza drużyna przyjechała do niżej notowanego rywala po trzy punkty. Ale czasy nie są zwyczajne. W sobotę 5 marca Chelsea z Londynu grała w leżącym 400 km na północ Burnley. Przed rozpoczęciem meczu, piłkarze stanęli w kole środkowym, by wraz z dużą częścią kibiców wyrazić wsparcie dla zaatakowanej przez Rosję Ukrainy.
Część kibiców Chelsea chciała jednak zamanifestować coś innego: wsparcie dla właściciela klubu, człowieka Putina, który od 2003 roku zapewniał ich drużynie nieznane wcześniej sukcesy.
Skandowali: „Roman Abramowicz! Roman Abramowicz!”.
W tym samym czasie rosyjski oligarcha próbował się ich klubu pozbyć. Nie dlatego, że przestała go kręcić piłka nożna, ale dlatego, że wiedział, że za chwilę będzie za późno. Miał rację.
1o marca brytyjski rząd objął sankcjami kolejnych rosyjskich oligarchów, w tym właśnie Abramowicza. Zamroził ich aktywa w Wielkiej Brytanii – należy do nich założony w 1905 roku Chelsea Football Club. Przypadkiem akurat 10 marca klub obchodził urodziny.
Klub nie zostanie zamknięty, a piłkarze nie przestają grać w niebieskich barwach. Ale Chelsea nie może od już sprzedawać biletów na kolejne mecze (wejście mają już tylko posiadacze karnetów) ani klubowych gadżetów. Zablokowana została możliwość sprowadzania nowych piłkarzy, klub nie ma też możliwości przedłużania zawodnikom obowiązujących kontraktów.
Sprawa klubu jest nieistotnym szczegółem wobec walki Ukraińców i rosyjskich zbrodni wojennych. Ale pokazuje, jak łatwo było zapomnieć, kim jest człowiek odpowiedzialny za sukcesy jednej z czołowych drużyn piłkarskich Europy.
Roman Abramowicz kupił w 2003 roku klub z tradycją, ale bez wielkich sukcesów. Ostatnie (i jedyne) mistrzostwo kraju Chelsea zdobyła w 1955 roku. Za to przez dwie dekady Abramowicza wygrała mistrzostwo Anglii pięć razy, Ligę Mistrzów dwa razy - jest w tym sezonie obrońcą trofeum.
Żeby zostać właścicielem Chelsea, Abramowiczowi wystarczyło 140 mln funtów. Dziś taka kwota nie wystarczyła na transfer najlepszych zawodników. Rosyjski oligarcha nigdy nie kupował jednak klubu dla zysku.
Nabył drogą zabawkę, ale też zapoczątkował nowy trend sportwashingu, czyli ocieplania wizerunku dzięki inwestycji w popularne przedsięwzięcie.
Ale kim właściwie jest Abramowicz i dlaczego kibice mieliby się tym przejmować?
Historia Abramowicza to historia współczesnej Rosji. Jego dziadkowie od strony matki urodzili się w Ukrainie, a od strony ojca - w Białorusi, ale jako osoby żydowskiego pochodzenia schronili się w Litwie. W 1940 roku w ramach sowieckich czystek zostali wywiezieni do Rosji, a dziadek Nachman zginął w obozie NKWD. Urodzony w 1966 roku Roman stracił oboje rodziców, zanim skończył cztery lata (inne źródła mówią, że osierocony został już jako dwulatek). Matka umarła podczas operacji, ojciec zginał w wypadku na budowie. Abramowicz został wychowany przez krewnych w republice Komi na Uralu, a później przez babcię i wujka w Moskwie.
Droga do bogactwa prowadziła przez armię i zawarte tam znajomości.
Udało mu się uniknąć wyjazdu na wojnę do Afganistanu. W latach 90. handlował drewnem, cukrem, produktami spożywczymi, miał fermy świń i firmy naftowe. W 1992 roku trafił do więzienia za kradzież mienia państwowego.
Później razem z Borysem Bierezowskim stał się właścicielem firmy naftowej Sibnieft i tak zaczęła się jego prawdziwa fortuna. W czasach Putina Bierezowski wypadł z łask, Abramowicz utrzymał się na powierzchni.
W 1996 roku, w wieku 30 lat, zaprzyjaźnił się z prezydentem Rosji Borysem Jelcynem i zamieszkał w apartamencie na Kremlu. To Jelcyn uczynił go gubernatorem dalekowschodniej Czukotki. Abramowicz tę funkcję sprawował przez dwie kadencje, nawet wtedy, gdy był już właścicielem Chelsea. W wydanej przez Cambridge University Press książce „The Crisis of Russian Democracy. The Dual State, Factionalism and the Medvedev Succession” Richard Sakwa twierdzi, że to właśnie Abramowicz zasugerował Jelcynowi, że będący od 1998 roku szefem Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Władimir Putin będzie jego najlepszym następcą. Gdy Putin tworzył swój pierwszy rząd w 1999 roku, Abramowicz miał przepytywać kandydatów na ministrów, zanim zostali zatwierdzeni przez Putina.
Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę Abramowicz próbował publicznie przedstawić się jako zwolennik pokoju. Nie potępił jednak wprost ani wojny, ani Putina.
Nie wyglądało to przekonująco. Przy pierwszych rozmowach ukraińsko-rosyjskich pod patronatem Łukaszenki „Jerusalem Post” donosiło, że Abramowicz chce pomóc osiągnąć porozumienie. Ale na zdjęciach z rozmów go nie widać.
27 lutego Chelsea opublikowała krótkie, oficjalne stanowisko: „Sytuacja w Ukrainie jest przerażająca i dewastująca. Chelsea myśli o wszystkich w Ukrainie. Wszyscy w klubie modlą się za pokój”.
„Sytuacja”, a nie wojna i nie „Ukraińcy, a „wszyscy w Ukrainie”.
2 marca Abramowicz za pośrednictwem klubu ogłosił własne stanowisko. Potwierdził, że zamierza sprzedać klub. Ogłosił też, że zakłada fundację charytatywną, która przejmie wszystkie zyski ze sprzedaży klubu i przekaże je na rzecz „wszystkich ofiar wojny w Ukrainie”.
Tym razem padło słowo wojna, ale nie wiadomo, kto ją zaczął. Wygląda też na to, że ostatecznie żadnej fundacji nie będzie, bo formalnie Abramowicz nie jest już właścicielem klubu, a sprzedaż została wstrzymana.
Co dokładnie wynika dla klubu z decyzji brytyjskich władz? Pisaliśmy już o zablokowaniu kolejnych transferów, ale oficjalny dokument zawiera więcej informacji. Przeanalizowali to dziennikarze „The Athletic”.
Dzięki Chelsea Abramowicz stał się najbardziej rozpoznawalnym rosyjskim oligarchą. Nie jest najbogatszym z nich. Na liście Bloomberga jest na 130. miejscu. Na analogicznej liście Forbes’a - na 159. (liczby dotyczące majątków miliarderów są szacunkami, prasa i opinia publiczna nie mają pełnych danych, a aktywa na giełdzie zmieniają wartość). Na liście Forbes’a za 2021 rok był 142., jako Rosjanin - jedenasty. Przed nim choćby twórca i właściciel aplikacji Telegram Paweł Durow czy baronowie branż górniczej, energetycznej, hutniczej i naftowej, m.in. najbogatszy Rosjanin Aleksiej Mordaszow, Gienadij Timczenko czy Władimir Potanin.
Poza wąską grupą ludzi, których fascynują miliarderzy, mało kto ich jednak kojarzy. Kibiców jest znacznie więcej, a im Abramowicz był dobrze znany.
To on przez lata budował pozytywny wizerunek otoczenia prezydenta Putina. Nie kojarzył się z ludźmi, którzy zbudowali fortunę na znajomości z władzą i łapówkach. Był właścicielem Chelsea, jednego z najsilniejszych klubów piłkarskich na świecie.
Według współpracowników i osób z klubu, daleko Abramowiczowi do despoty. Starannie pielęgnuje wizerunek introwertyka, skromnego człowieka, który przychodzi na ważne spotkania po cichu, a obecni dopiero na końcu dowiadują się, że właściciel wszystkiego słuchał osobiście.
Chętnie fotografował się z trofeami (a klub za jego rządów zdobywał średnio jedno na rok) i najważniejszymi piłkarzami. Bez problemu znajdziemy w sieci zdjęcia uśmiechniętych legend klubu ostatnich dwóch dekad – Franka Lamparda, Johna Terry’ego, Cesara Aspilicuety – jak pozują razem z właścicielem do zdjęć. Przez lata nikt nie miał problemu z tym, skąd pochodziły pieniądze, dzięki którym Chelsea odnosiła kolosalne sukcesy.
Według danych zebranych przez portal Transfermarkt, Chelsea wydała w XXI wieku na nowych piłkarzy prawie 2,5 mld euro – najwięcej ze wszystkich klubów na świecie. Takie pieniądze przy przyzwoitym zarządzaniu są gwarancją sukcesu. Przed 18 pełnych sezonów w erze Abramowicza klub zdobywał średnio 2,05 punktu na mecz w lidze. Przez 18 sezonów w najwyższej klasie rozgrywkowej przez Abramowiczem (pomijamy sezon 1988/89 w niższej lidze) – 1,49 punktu na mecz.
Dlatego kibice są mu wdzięczni. Zagłuszali jego nazwiskiem aplauz dla Ukraińców podczas meczu ligowego z Burnley, skandowali je też w trakcie meczu Pucharu Anglii z Luton Town.
Związki właściciela klubu z Kremlem nigdy nie były dla większości fanów problemem, ani w 2014 roku po aneksji Krymu, ani w 2018 roku po zamachu na Siergieja Skripala i jego córkę przez rosyjskie służby na terenie Wielkiej Brytanii, ani nawet dziś.
Brytyjska i światowa piłka nożna wygląda dziś inaczej, niż w 2003 r., kiedy Abramowicz kupował Chelsea. Dziś odbiera mu się klub za bliskie związki z despotą, który wszczął wojnę przeciwko swojemu sąsiadowi. Ale ustanawia to precedens. W zeszłym roku liga zezwoliła na zakup innego klubu, Newcastle United, przez Public Investment Fund. Za neutralnie i technokratycznie brzmiącą nazwą chowa się rząd Arabii Saudyjskiej. I chociaż Saudowie zaprzeczają, że kupili klub z północy Anglii, to są to zaprzeczenia warte zapewnień ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa, że Rosja wcale nie zaatakowała Ukrainy.
Prezesem Public Investment Fund jest Mohammad bin Salman, następca tronu, twarz autorytarnego reżimu i minister obrony kraju, który od 2015 roku prowadzi krwawą wojnę w Jemenie. ONZ szacuje, że od początku wojny zginęło w niej 377 tys. cywili.
Dlaczego brytyjski rząd zabiera Abramowiczowi Chelsea, a jednocześnie pozwala, by jeden z dwudziestu klubów Premier League znajdował się w rękach saudyjskiego rządu?
Saudyjczycy pozazdrościli Zjednoczonym Emiratom Arabskim, których rząd jest de facto właścicielem najbardziej utytułowanego angielskiego klubu ostatniej dekady – Manchesteru City. Jego faktycznym właścicielem jest szejk Mansour bin Zayed Al Nahyan (prawnie to trochę bardziej skomplikowane). To członek emirackiej rodziny królewskiej i wicepremier emirackiego rządu. W rankingu Freedom Index ZEA znajdowały się w 2021 roku na 131. miejscu, pięć pozycji niżej od Rosji. Amnesty International raportuje, że w więzieniach w ZEA znajduje się ponad 20 więźniów sumienia, a w Emiratach polityczna opozycja jest zakazana.
Kraj jednak chce robić interesy z całym światem i nie chce się kojarzyć z zamykaniem dysydentów. Dlatego wkłada miliony funtów w jedną z najbardziej ekscytujących, grających ofensywny futbol drużynę. Twarzą Manchesteru City jest od 2016 roku hiszpański trener i innowator Pep Guardiola. Pod jego wodzą klub wygrał angielską ligę trzy razy, a łącznie w erze emirackiej – pięć razy. Aby ominąć finansowe regulacje, pieniądze płyną w ramach umów sponsorskich z państwowymi spółkami. Pieniądze od Manchesteru płyną od linii lotniczych Etihad, firmy telekomunikacyjnej Etisalat czy od Visit Abu Dhabi.
W analogiczny sposób pranie publicznego wizerunku prowadzą katarscy właściciele francuskiego Paris Saint-Germain. W półfinale Ligi Mistrzów w sezonie 2020/21 znaleźli się Chelsea, Manchester City, Paris Saint-Germain i Real Madryt.
Trzy z czterech mają bogatych zagranicznych właścicieli z państw autorytarnych, dwa są własnościami tych krajów.
Oczywiście problemów z komercjalizacją futbolu nie można sprowadzić tylko do bogatych właścicieli kilku topowych klubów. Chodzi o przekonanie, że tu żadne pieniądze nie śmierdzą. Sprawa Abramowicza powinna być impulsem, by ten poobijany moralnie biznes zreformować.
Naiwni fani lubią powtarzać, że nie wolno mieszać pięknej gry, jaką jest piłka nożna, z polityką. Tylko, że to polityka do piłki się miesza i w niej z przyjemnością rozpycha. Nadzieje, że po sprawie Abramowicza następią kolejne zmiany, są nikłe.
Rząd brytyjski ma dobre stosunki z Emiratczykami i z Saudyjczykami. Nikt im klubów nie odbierze.
Jedyną nadzieją są kibice, którzy powinni domagać się zmian. Najwierniejsi, ci którzy chodzą na stadion i jeżdżą za swoją drużyną po kraju, tego nie zrobią - o ich zachowaniu już pisaliśmy. I to nie tylko w Chelsea. Gdy Saudyjczycy przejmowali Newcastle, fani tańczyli pod stadionem, niektórzy przebierali się za następcę saudyjskiego tronu.
Tam, gdzie wpuścić wielkie pieniądze, kibice łatwo upijają się wizją szybkiego sukcesu i topowych piłkarzy na ich stadionach. Z tego upojenia nie jest łatwo wytrzeźwieć.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze