Komenda Stołeczna Policji na swój sposób uczciła święto Konstytucji – łamiąc prawo do wyrażania poglądów. Aktywista z transparentem „Adrian, zamilcz dzisiaj” został usunięty z placu, na którym miał przemawiać Andrzej Duda. Bo napis rzekomo „obraża głowę państwa”. Językoznawcy: nieprawda.
Zbigniew Komosa, znany z comiesięcznego składania wieńca pod pomnikiem smoleńskim, w dniu Konstytucji 3 maja poszedł na Plac Zamkowy, gdzie odbywały się państwowe uroczystości. Miał też przemawiać prezydent Andrzej Duda.
Stanął w dobrze widocznym miejscu na murku przy fosie jak dziesiątki innych ludzi. Baner na 3-metrowym kiju aktywista trzymał do góry nogami i napisem w stronę murku. „Ale i tak od razu widziałem, że zagęściło się wokół od policji — ze dwóch tajniaków i czterech mundurowych stało w pobliżu. Chyba zastanawiali się co zrobić, bym tego baneru nie pokazał”, dywaguje Komosa.
I wymyślili.
10 minut przed startem uroczystości, ok. 11:50, mundurowi powiedzieli osobom na murku, że ten jest „zabytkowy” i mają z niego zejść.
Komosa uważa, że to pretekst, by tylko jego się pozbyć z tak dobrze widocznego miejsca. „Na innych murkach przy fosie też stali ludzie i nikt ich nie zganiał. Tamte już nie były zabytkowe?”, śmieje się.
Razem z banerem dotarł do 6-7 rzędu zebranych, vis-à-vis trybuny honorowej – to już widać na jego nagraniu. Szybko, dyskretnie, otoczyło go kilku mundurowych, próbując odczytać ciągle trzymany przy ziemi banner. Podniósł go, dopiero gdy zaczęły się uroczystości.
Po hymnie podszedł do niego policjant (imiennik na mundurze: K. Dadas): „Mógłby pan schować ten transparent?”
„A dlaczego?”
„W związku z obchodami 3 maja, nie ma co robić zamieszania”
Komosa nie schował go.
Ale po próbie interwencji, z tłumu wokół padły pod jego adresem hasła: „ubek”, „idź pan stąd”, „wynocha” - widać, że na uroczystości przyszli głównie zwolennicy rządzącej partii.
Funkcjonariusz wrócił po kilku minutach z innymi mundurowymi. Chciał aktywistę wylegitymować. Na jakiej podstawie praktycznej? „Obraza głowy państwa”, twierdzi policjant.
Komosa nie zgodził się z tym, że napis kogokolwiek obraża, ani też na legitymowanie. Mundurowi wynieśli go więc siłą z tłumu, rozrywając mu kurtkę na plecach. Niektórzy zgromadzeni wołali: „Brawo policja”, „Won stąd!”.
„To było surrealistyczne doświadczenie – w święto Konstytucji, policja łamała ją, a ci ludzie, którzy przyszli ją świętować, kibicowali tym, którzy ją deptali. Straszne!”, komentuje.
Odstawili go kilkadziesiąt metrów dalej. Tam do otoczonego Komosy podszedł kolejny funkcjonariusz — na nagraniu ręką zakrywa imiennik. Najpierw każe Komosie schować baner, a potem dopytuje „co oznacza ten transparent”.
„A co to pana obchodzi? To jakaś cenzura jest teraz?”, ripostuje aktywista.
Funkcjonariusz twierdzi, że ma podejrzenie, iż napis obraża głowę państwa. Aktywista dopytuje się: dlaczego tak uważa. Policjant patrzy na transparent, jakby zapomniał, co na nim jest. „Otóż to, że na placu Zamkowym znajduje się w chwili obecnej prezydent, a pan usilnie podnosi transparent, z jakimś imieniem i »zamilcz dzisiaj«. Do kogo się to odnosi, proszę mi powiedzieć?” - nie wiadomo dlaczego mundurowy nie chce wypowiedzieć słowa „Adrian”.
„Jest taki kolega Adrian i założyliśmy się, że taki transparent wystawię” - mówi Komosa. Nam potem komentuje: „Głupie było pytanie, to głupia i odpowiedź”.
Komosa nie podał swoich danych, odmówił okazania dowodu, ale najwyraźniej już wcześniej funkcjonariusze wiedzieli, z kim mają do czynienia, bo zrezygnowali z jego legitymowania. Aktywista próbował wyjść z otoczenia, ale mundurowi zatrzymali go siłą. Wywiązała się szarpanina. Protestujący krzyczał w stronę tłumu: „Z jakiego powodu jestem zatrzymany?! Proszę mnie puścić!”.
I skandował: „Konstytucja! Konstytucja!”. Jego głos niósł się mocno, bo odbijał się od ścian muru.
Usłyszeli go stojący nieopodal w tłumie. Sporo osób odwróciło się, przechodzący też zwrócili uwagę. Zebrała się grupa gapiów, jakiś przechodzień wyraźnie próbował interweniować w sprawie aktywisty.
Komosa mówił do policjantów, że ma już 2 wyroki, które stwierdzają, iż może sobie stać z transparentem – to jego obywatelskie prawo. Chciał je odczytać. Ale policjanci jakby nie słyszeli – zupełnie nie byli tym zainteresowani. „Mieli to gdzieś. Prawo dla nich nie istniało”, komentuje aktywista. W szamotaninie wyrwali mu transparent łamiąc jego sztyl.
Kilka zbulwersowanych osób dopytywało się mundurowych: „Co wy robicie?”, „Tak świętujecie 3 maja?”.
Dwa lata temu Komosa też stał samodzielnie, nieopodal, pod pomnikiem Zygmunta III Wazy. Trzymał transparent: „Nowy polski ład = Trybunał Stanu”. Policjanci zabrali mu nieprawomyślny baner. Sprawę zatrzymania jego i transparentu, aktywista wygrał w sądzie.
Za drugim razem, rok temu, na pl. Piłsudskiego, z grupą przyjaciół nie zdążyli nawet rozłożyć baneru: „Naród żąda publikacji raportu (smoleńskiego – red.)”, gdy policja ich zaatakowała i siłą im go wyrwała. Jak stwierdził potem sąd – łamiąc prawo.
Co najmniej dwóch z mundurowych, którzy wyrywali Komosie transparent 3 maja tego roku, mimo słonecznego dnia i kilkunastu stopni ciepła zasłaniało twarze kominiarkami, a imienniki – kamizelkami. Komosa zapytał się dowodzącego nimi, czemu mają zakryte twarze. „Ze względu na warunki atmosferyczne”, tłumaczył K. Dadas.
Jeden ze świadków interwencji podszedł do funkcjonariusza dowodzącego nią i odczytał mu zapisy konstytucji o wolności i zakazie dyskryminowania. „Jak to się ma do tego zdarzenia?”, dopytywał. Policjant odesłał go „do rzecznika prasowego”, choć rzecznik odpowiada tylko na pytania dziennikarzy.
„Chciałem tylko zauważyć, że w dniu święta Konstytucji, ta została złamana na Placu Zamkowym” - tłumaczył interweniujący przechodzień.
Komosa chciał, by do protokołu zatrzymania jego baneru mógł dopisać zdanie, że policja działała niezgodnie z prawem i konstytucją. Mundurowi mieli zagwozdkę — na nagraniu widać ich długie debaty, gdzie taką formułkę może obywatel dopisać. Po 5 minutach ustalono gdzie. Komosa podyktował więc mundurowemu: „Policjanci działali bezprawnie bez podania prawdziwej podstawy faktycznej oraz łamiąc artykuły Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej”. Zapis znalazł się w protokole.
Funkcjonariusz Dadas poprosił Komosę, by jeszcze został — oddadzą mu baner. „Ale 10 minut potem ktoś zadzwonił i stwierdził, że jednak tego nie zrobią”, relacjonuje aktywista.
Po całej akcji znów śledzili go tajniacy – w 2022 roku policja śledziła Komosę w okresie składania przez niego wieńców, przez co najmniej pół roku, aż ten przyłapał dwójkę tajniaków w parku i skłonił do okazania legitymacji przed kamerą.
Tym razem aktywistę śledziła czwórka mężczyzn. „1.5 godziny po interwencji, ale tajniaki dalej mi towarzyszą”, napisał na FB. W tle widać mężczyzn siedzących blisko niego w kawiarni. Komosa twierdzi, że potem dwójka z nich podążała za nim i jego kolegą. Jednego z nich znów zaskoczyli i nagrali, pytając: „Dlaczego nas śledzicie?”.
Rzecznika KSP, nadkom. Sylwestra Marczaka zapytaliśmy:
Nie dostaliśmy odpowiedzi. Czekamy na nie.
Zapytaliśmy prof. Michała Rusinka – literaturoznawcę z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który zasiada w Radzie Języka Polskiego – co obraża prezydenta RP w haśle „Adrianie, zamilcz dzisiaj”.
„Żaden językoznawca czy polonista nie znajdzie niczego obraźliwego w tym określeniu”, mówi Rusinek. Zna już przypadek odebrania Komosie banera. Porównuje to do sytuacji demonstranta na Placu Czerwonym, który stał z pustką kartą, a i tak go milicja putinowskiej Rosji zatrzymała.
Prof. Rusinek tłumaczy, że hasło Komosy z baneru odwołuje się do „Ucha prezesa” serialu satyrycznego, w którym prezydent RP był prezentowany jako Adrian. „I Adrian zaczął funkcjonować (w publicznym obiegu – red.) jako twarz Andrzeja Dudy, która jest marionetkowa wobec rządu”, tłumaczy Rusinek.
Profesor UJ zgaduje, co policjanci mogli uznać za obraźliwe w tym stwierdzeniu. Wylicza:
Inna językoznawczyni, także z UJ, prof. Jolanta Antas, też uznaje, że hasło z baneru Komosy nie obraża. „Zamilcz”, to staropolskie słowo, a razem z „dzisiaj” to zaklinanie rzeczywistości z funkcją magiczną - „węże mu wyjdą z ust, jeśli zacznie mówić”. „Tak się mówi do notorycznego kłamcy albo do oszusta”, dodaje prof. Antas.
Pytamy aktywistę, po co to zrobił?
„Chciałem sprawdzić, czy w policja w święto Konstytucji ją złamie na rozkaz partii. I pokazać, jak partia jedynie słuszna obawia się nawet pojedynczych obywateli, którzy są jej przeciwni”.
Komosa zapowiada złożenie zażalenia na interwencję oraz zawiadomienie do prokuratury. Nie ma wątpliwości jednak, co stanie się z jednym i drugim. „Generał Szymczyk, sam chroniony przed partię rządzącą, nie da zrobić krzywdy swoim podwładnym, którzy muszą wykonywać jego rozkazy otrzymywane od partii rządzącej”.
Za składanie co miesiąc wieńców pod pomnikiem smoleńskim, z tabliczką, której treść irytuje rządzących, Komosa ścigany przez prokuraturę i policję. Wielokrotnie został pod pomnikiem brutalnie poszarpany przez żołnierzy WP, wyrywających mu jego własność. Dotychczas wygrał wszystkie procesy w tej sprawie, w tym dwa już w Sądzie Najwyższym – prokuratura standardowo się odwołuje do końca. Sądy zaczęły umarzać analogiczne sprawy wysyłane przez prokuratorów Ziobry.
Specjalnością Komosy są także samodzielne protesty. Gdy sam manifestował w 2020 roku pod Sądem Najwyższym przeciwko jego upolitycznianiu, policja groziła mu ściganiem za udział w „zgromadzeniu jednoosobowym”.
Gdy przed pałacem prezydenckim stanął z napisem „Precz z faszyzmem”, ponownie mundurowi zatrzymali go z banerem. Sprawę też wygrał w sądach.
Kiedy dyrektorem oddziału IPN we Wrocławiu miano uczynić Tomasza Greniucha – nacjonalisty, współzałożyciela ONR, kiedyś skinheada – Komosa wymalował na siedzibie IPN znak Polski Walczącej czerwoną farbą.
Policja i służby
Andrzej Duda
Komenda Główna Policji
kontrmiesięcznice
miesięcznica smoleńska
Zbigniew Komosa
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze