0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

Funkcjonariusze w cywilu od pół roku śledzili Komosę (na zdjęciu u góry w czerwonej kurtce). Gdy ich złapał na gorącym uczynku, woleli wylegitymować się w relacji live, niż wzywać przełożonego. Teraz prokuratura ściga aktywistę z ustawy o ochronie danych osobowych grożąc mu karą do dwóch lat. Wcześniej obie instytucje przegrały wszystkie sprawy, jakie wytoczyły Komosie. KSP nadal nie ujawniła, czemu go śledziła.

Zbigniew Komosa od lat w każdą miesięcznicę składa pod pomnikiem smoleńskim wieniec z napisem sugerującym odpowiedzialność Lecha Kaczyńskiego za tę katastrofę lotniczą. To tak irytuje PiS, który buduje wizję zamachu smoleńskiego, że rządzący wytoczyli wobec aktywisty szereg dział – nasłali na niego prokuraturę, policję, a nawet wojsko. I to już dziesiątki razy. Wieniec był przez mundurowych najpierw wykradany cichaczem, potem siłą brutalnie wyrywany i niszczony przy świadkach i dziennikarzach. Prokuratura oskarżała aktywistę o znieważenie pomnika, ale wygrał wszystkie sprawy, także w Sądzie Najwyższym. Mimo tego wytacza mu kolejne.

W 2022 roku po tych klęskach sądowych ktoś zaczął śledzić Komosę – zauważył, że w dniu składania wieńca ma ogon z osób w cywilu. Był przekonany, że to policjanci, nie wiedział jednak, dlaczego to robią. Dopiero 10 listopada udało mu się zaskoczyć dwóch mężczyzn, którzy za nim podążali w Ogrodzie Saskim już po złożeniu wieńca. Nie miał pewności, co się stanie, więc włączył relację live na Facebooku i pokazywał na żywo, co się dzieje. Panowie zaskoczeni w parku najpierw kręcili, potem zmieniali wersje i kłamali. Wreszcie, gdy Komosa chciał wzywać patrol mundurowych, przyznali, że są z policji. Ale wmawiali mu, że pilnują porządku w parku. Nie chcieli ściągnąć swojego przełożonego, czego domagał się aktywista. Woleli wylegitymować się przed kamerą Komosy.

Na nagraniu live widać nie tylko ich twarze ale także legitymacje – Komosa nagrał je, bo chciał mieć dowód. „Nie miałem pojęcia że się wylegitymują, nagrywałem to, co się działo na bieżąco i nie kalkulowałem. A sytuacja rozwijała się bardzo dynamicznie. Wiedziałem tylko, że oni mnie śledzili” – tłumaczy aktywista.

Przeczytaj także:

W komendzie? Nie, bo obawiam się o życie

Po 3,5 miesiąca od tych wydarzeń, pod koniec lutego 2023 roku Komosę odwiedził dzielnicowy z wezwaniem na policję. Nie chciał powiedzieć, czemu nie wysłali tego zawiadomienia pocztą. „Może to był taki pokaz siły, forma zastraszenia, wywołania efektu mrożącego – że policjant zapuka i wzbudzi strach i panikę?” – śmieje się Komosa. Dostał pismo z adnotacją „bardzo pilne!”. Wezwanie na przesłuchanie w charakterze podejrzanego o czyn z art. 107 ustawy o ochronie danych osobowych. Mówi on: „Kto przetwarza dane osobowe, choć ich przetwarzanie nie jest dopuszczalne albo do ich przetwarzania nie jest uprawniony, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch.”

Komosa już domyślał się, że chodzi o sytuację z 10 listopada 2022. Zadzwonił na podany przez policję numer, by poinformować, że nie stawi się 13 marca na przesłuchaniu.

„A kiedy?”– pytała asp. Angelika Żukowska.

„Gdy gen. Szymczyk poda się do dymisji lub zostanie zwolniony z funkcji Komendanta Głównego Policji” – oznajmił. Po drugiej stronie słuchawki nastąpiła konsternacja. Komosa wytłumaczył, że

z powodu odpalenia RPG przez komendanta głównego Policji w budynku Komendy Głównej i braku wyciągnięcia konsekwencji wobec sprawcy nie stawi się na komendzie, bo „obawia się o swoje życie i zdrowie”.

Policjantka pouczyła go, że w tej sytuacji będą musieli go doprowadzić siłą. To Komosa wiedział i był na to przygotowany. Poprosił, by dopisała w notatce z rozmowy, że „nie uciekam od odpowiedzialności i że na wszystkie zarzuty odpowiem przed sądem”. Poinformował swoją rodzinę, że może zostać nagle zatrzymany. Ustanowił też z góry swojego obrońcę – Jerzego Jurka, który broni go od dawna pro bono w wielu sprawach aktywistycznych.

I czekał.

Ale policja nieoczekiwanie zmieniła zdanie – poinformowała go telefonicznie, że zostanie przesłuchany w prokuraturze. Na to się zgodził. „Policja najwyraźniej przyznała mi rację, że moje obawy co do stawiennictwa u nich są uzasadnione” – komentuje aktywista.

4 kwietnia w Prokuraturze Rejonowej Warszawa Śródmieście postawiono mu zarzuty „nieuprawnionego przetwarzania danych osobowych” w nagraniu w którym ujawnił imiona, nazwiska i wizerunki dwóch funkcjonariuszy – komisarza Piotra Sydona i podkomisarza Rafała Wilamowskiego. W OKO.press pisaliśmy, że przynajmniej w pierwszym przypadku istniał taki policjant, więc dane mogą być autentyczne, i niekoniecznie jest to fikcyjna, operacyjna tożsamość.

„Cała policja kłamie w tej sprawie”

Jerzy Jurek, prawnik reprezentujący Komosę, przyznaje, że policyjni tajniacy mogą oczywiście spacerować po parku, prowadzić działania operacyjne, obserwację „na wszelki wypadek”, czy zbierać informacje na temat jakiegoś przestępstwa. Te działania mogą być utajnione lub objęte poufnością. Ale twierdzi, że w tej sprawie jest nieco inaczej. „To co robili, było ostentacyjne. Taka ostentacyjna obserwacja w pewnych sytuacjach może być oceniania przez pryzmat złośliwego niepokojenia – to wykroczenie – albo wręcz nękania – to już przestępstwo. Bo wzbudza u śledzonego poczucie zagrożenia”, tłumaczy Jerzy Jurek.

Komosa dodaje: „Pan Dzierżak, który na piśmie stwierdzał, że nie byłem wtedy śledzony, oraz, że to co mówią policjanci na filmie – iż mnie nie śledzą – jest prawdą, po prostu kłamie. Jak cała policja w tej sprawie. To mam zamiar udowodnić przed sądem” - zapowiada aktywista.

Dodaje, że to kolejny raz, gdy policja sama łamiąc prawo, oskarża o jego łamanie ofiarę. „Bo czymże innym jest bezpodstawne śledzenie kogoś po mieście? Kogoś, kto nie zrobił nic niezgodnego z prawem, na co ma potwierdzenie wielu sądów, w tym Najwyższego?” – pyta retorycznie Komosa.

Policja: nic nie wiemy

Rzecznikowi prasowemu KSP, nadkomisarzowi Sylwestrowi Marczakowi wysłaliśmy już dwukrotnie nagranie z funkcjonariuszami Policji w cywilu, którzy się legitymują i zapytaliśmy:

  • Od jak dawna funkcjonariusze KSP śledzili Zbigniewa Komosę, jak często i dlaczego?
  • Komosa regularnie dostrzegał tę obserwację każdego 10 miesiąca, od kwietnia 2022 do 10 listopada 2022 – dlaczego w dni miesięcznic policja śledziła Komosę w tak ostentacyjny sposób?
  • Z jakiego powodu funkcjonariusze, zgodnie z okazanymi przez nich legitymacjami komisarz Piotr Sydon oraz podkomisarz Rafał Wilamowski śledzili Komosę 10 listopada 2022 roku?
  • Czy Komosa nadal jest śledzony przez funkcjonariuszy KSP?
  • Nadkom. Marczak nie odpowiedział na nasze pytania. „Nic mi nie wiadomo na temat śledzenia osoby wskazanej przez Pana. Jednocześnie zaznaczam, że nie wypowiadamy się na temat postępowań osób wskazanych z imienia i nazwiska” – czytamy w lakonicznym mailu.

„Bóg kocha Cię takiego, jakim jesteś” obraża uczucia religijne?

Zarzuty Komosie postawił Wojciech Janiak, do niedawna asesor prokuratora, obecnie już prokurator, który mimo młodego wieku (34 lata), już zdążył zaistnieć w sprawach o podłożu politycznym. Według raportu ObyPomocy za styczeń 2021 to Janiak podpisał się pod aktem oskarżenia Marty, która na w czerwcu 2020 roku na pomniku Tadeusza Kościuszki w Warszawie namalowała napis „Black Lives Matter”. Zarzucił jej czyn z art. 261 kk – znieważenie pomnika.

W 2021 roku to także Janiak zdecydował, że trzeba zbadać, czy słowa papieża Franciszka „Bóg kocha Cię takiego, jakim jesteś” umieszczone obok tęczowej flagi obrażają uczucia religijne. Napis pochodzi z demonstracji w obronie równouprawnienia osób LGBT w Polsce. „W toku postępowania ustalono, że zachowanie podejrzanych skutkowało obrazą uczuć religijnych [nazwisko zamazane). Konieczne jest zatem ustalenie, w oparciu o wiedzę specjalistyczną z zakresu religioznawstwa, czy użyty przez podejrzane przedmiot w postaci flagi z naniesionym wzorem poziomych różnobarwnych pasów, powszechnie identyfikowanych jako tzw. kolory tęczy, uznawanej za symbol środowisk LGBT i naniesiony w pobliżu napis o treści »Bóg kocha cię takiego, jakim jesteś"«, ma charakter znieważający" – tłumaczył w uzasadnieniu prokurator Janiak. Do prokuratury miało się zgłosić 120 osób, które poczuły, że ich uczucia religijne zostały obrażone słowami papieża zestawionymi z tęczą.

Może po rosyjsku z policją?

W ostatnią miesięcznicę 10 kwietnia 2023 roku na pl. Piłsudskiego miały się nie odbywać żadne uroczystości – przeniesiono je na 16 kwietnia. Plac Piłsudskiego nie został więc zamknięty.

Około 8.30 rano, godzinę wcześniej niż zwykle, Komosa, w towarzystwie kilku osób (m.in. Katarzyny Augustynek znanej szerzej jako „Babcia Kasia”) złożył swój wieniec pod pomnikiem smoleńskim. Dodał też tabliczkę „Katyń – pamiętamy” – to była także rocznica mordu katyńskiego. Dwie godziny później policja zaczęła wypraszać spacerowiczów z placu, a opornych wyrzucać siłą. Jak informowano, zarządziła tak Służba Ochrony Państwa.

Komosa stał jeszcze przy wieńcu tuż obok pomnika, gdy bez słowa otoczył ich oddział policjantów. Wszyscy, za wyjątkiem jednego mieli twarze zasłonięte kominami i zero naszywek z imiennikami na mundurach – identyfikacja sprawców jest więc bardzo utrudniona. „Pytałem się, o co chodzi. Jakby polskiego nie rozumieli. Nic. Zero. Żadnej komunikacji werbalnej. Otoczyli nas i wynieśli”, opisuje aktywista. Przed wyniesieniem aktywiści próbowali też po rosyjsku skomunikować się z funkcjonariuszami. Bez rezultatu.

Cały plac i okolice „oczyszczono” z suwerena, dla – jak się chwilę później okazało – Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS i towarzyszących mu notabli partyjnych.

„Tego dnia miało niczego nie być, wyniesienie nas było nieuprawnione”, komentuje Komosa. Z prawnikiem zastanawiają się nad możliwymi krokami prawnymi wobec funkcjonariuszy, którzy tego dokonali.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze