0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Marek KowalczykFot. Marek Kowalczyk

Pewny siebie, łysy mężczyzna idzie berlińską Ebertstrasse z szerokim uśmiechem na twarzy. Na środkowe palce anarchistów reaguje gestem victorii. Jest w większości: w pochodzie na rzecz „pokoju, wolności, prawdy i radości” bierze udział cztery i pół tysiąca osób. Mówią, że „idą pod prąd”, „reprezentują alternatywny punkt widzenia”, bo nie słuchają „kłamstw polityków, które powtarza publiczna telewizja”. Twierdzą, że stawiają „demokratyczny opór”. Antysystemowcy.

Zgromadzeni za kordonem policjantów kontrdemonstranci tłumaczą mi, że to oni bronią demokracji przed „prawicowymi radykałami, płaskoziemcami i tymi, którzy wierzą w kosmitów i inne narracje spiskowe”. Jest ich niewielu. Zasłaniają twarze czarnymi maseczkami i transparentami. Jaszczur w zielonym płaszczu, z kolcami na plecach, grzmi przez megafon: „Faszyści!”

Superman z pochodu próbuje ich przekrzyczeć. „Jacy faszyści, przecież chcemy pokoju. My wszyscy chcemy pokoju”.

Przyglądam się tej niby „propokojowej” demonstracji w Berlinie. Zrzesza najróżniejszych Niemców, zwolennicy uwolnienia twórcy WikiLeaks Juliana Assange w pomarańczowych kostiumach rodem z Guantanamo maszerują ramię w ramię z negacjonistami klimatycznymi i przeciwnikami rządu.

Miga mi przed oczami rosyjska flaga zwolenników „negocjacji z Rosją”. Są nawet tęczowe flagi, jest ich znacznie więcej niż rosyjskich. W tłum wmieszał się też krysznowiec w stanie ekstazy i mężczyzna w bladoniebieskiej jarmułce.

Ci z grupy Querdenken mówią o sobie „lateralni myśliciele”, bo są „pod prąd”. Querdenken organizowało protesty przeciwko covidowym obostrzeniom od połowy 2020 r. Teraz ubrali białe, pamiątkowe koszulki z napisem „1 sierpnia 2020”. To wtedy na demonstrację przy Bramie Brandenburskiej przyszło 17 tysięcy osób. Antyszczepionkowcy twierdzili, że był ich wtedy ponad milion. Taki fake news krążył po sieci. Padały nawet porównania do festiwalu muzyki elektronicznej Love Parade z 2001 r., kiedy w centrum Berlina tańczyło ponad milion osób.

W sobotę 5 sierpnia mam podobne skojarzenia, gdy widzę przejeżdżającą platformę, z której unoszą się mydlane bańki. Kiwam głową bezwiednie w rytm topornej techniawki i powtarzam jedyne słowo, które pada w utworze: Freedom! Freedom!

Okrzyki kontrdemonstrantów wybudzają mnie z transu. „Faszyści! Pozwalacie, żeby Ukraińcy umierali”!

Mężczyzna z megafonem w masce jaszczura
Uczestnik kontrdemonstracji w przebraniu jaszczura, w tle inny kontrdemonstrant z przekreślonym słowem Querdenken. Berlin, 5.08.2023. Fot. Marek Kowalczyk.
Mężczyzna w stroju supermena mówi przez megafon
Członek służby porządkowej organizatora demonstracji przed Bramą Brandenburską przebrany w strój Supermana. Fot. Marek Kowalczyk.

Przeczytaj także:

A kto wyrył dwie swastyki?

– To antysemici! Negują Holocaust – mówi wzburzona kobieta koło pięćdziesiątki. Stoi na chodniku przy Ebertstrasse, którą przechodzi pochód antysystemowców. Trzyma się grupki anarchistów i antyfaszystów. Bo tak jest bezpieczniej. Razem pilnują Pomnika Pomordowanych Żydów Europy. W zeszłym roku w lipcu „nieznani sprawcy” wyryli w betonowych blokach dwie swastyki i pochwałę Adolfa Hitlera. Kobieta podejrzewa o to „antysemitów”, którzy biorą udział w takich „propokojowych demonstracjach” jak ta.

W ostatnich latach ilość „brutalnych antysemickich ataków” w Niemczech wzrosła. W zeszłym roku odnotowano 88 takich przypadków, w 2021 roku – 63.

Skąd antysemici wzięli się w szeregach antyszczepionkowców i przeciwników rządu?

– Tych ludzi z antysystemowych protestów łączy m. in. wiara w narracje spiskowe. A one wszystkie są mniej lub bardziej antysemickie; wychodzą z założenia, że istnieje jakieś małe, elitarne grono, które knuje przeciwko nam, prostemu ludowi – wyjaśnia Piotr Kocyba z Instytutu im. Else-Frenkel-Brunswik w Lipsku, który bada i dokumentuje antydemokratyczne postawy, struktury i aspiracje w Saksonii. – I dla tych antysystemowców to ewidentne, że to grono osób, które „potajemnie się spotyka, żeby nam zaszkodzić to Żydzi”. Coraz częściej pojawia się jednak odniesienie do globalistów, którzy też chcą nam szkodzić.

Podobnie uważa Richard Herzinger, publicysta i współautor książki „Prorocy czasów ostatecznych lub ofensywa osób antyzachodnich”. – Ci ludzie wierzą, że jedna osoba, na przykład Bil Gates, siedzi gdzieś w ciemności i zleca te wszystkie klęski typu pandemia. I że ci „zakamuflowani manipulatorzy” działają w interesie międzynarodowej finansjery. Nawet jeżeli zwolennicy konspiracyjnych fantazji nie mówią o Żydach wprost, to używają tego samego antysemickiego obrazowania.

Radykalnie prawicowa, populistyczna partia Alternative für Deutschland (AfD), która może liczyć na wsparcie wyznawców narracji spiskowych, też nie jest otwarcie antysemicka.

Herzinger: – AfD i jej zwolennicy przeważnie nie agitują otwarcie przeciwko Żydom. Ale sugerują, że powinniśmy pozbyć się poczucia winy związanego z Holocaustem i przestać o tym tak dużo mówić. Na przykład jedna z czołowych postaci AfD, Alexander Gauland, w 2018 roku stwierdził, że „Hitler i naziści” to „tylko jakieś ptasie gówno w tysiącletniej wspaniałej historii Niemiec”. Takie stanowisko ma na celu zmianę myślenia Niemców, które jest przecież oparte na założeniu, że musimy wyciągnąć wnioski z Holokaustu, największej zbrodni w historii. I że nie możemy tego bagatelizować. Musimy stawić temu czoła. Bo radzenie sobie z tym poczuciem winy to podstawa niemieckiej demokracji. To konsensus w Niemczech, a oni chcą ten konsensus zniszczyć.

„Antysemityzm jest integralną częścią prawicowego ekstremizmu, ale prawicowi populiści nie chcą być postrzegani jako ekstremiści. Dlatego publicznie wyrzekają się antysemityzmu”

pisze historyk Alexander Lorenz-Milord w artykule „Prawicowy populizm i antysemityzm”.

Uczestnicy demonstracji w Berlinie też manifestują ten „brak antysemityzmu” w swoich szeregach. Gdy pochód przechodzi obok Pomnika Pomordowanych Żydów Europy z megafonu wybrzmiewa komunikat: „Uczcijmy ofiary narodowosocjalistycznych Niemiec minutą ciszy”.

Przeciwnicy berlińskiej demonstracji nie zamierzają milczeć. – Faszyści! Putin ma was gdzieś! Dajecie się wydymać. Putin chce tylko pieniędzy – antyfaszysta z megafonem próbuje uświadomić protestującym, że ich pochód wcale nie jest „propokojowy”, raczej prorosyjski.

– Pokój to słowo, którego znaczenie jest przekręcane chyba najczęściej w całym języku – uważa Richard Herzinger. – Terrorystyczne, totalitarne reżimy używają go, by ukryć swoją agresję i przemoc. Na początku rządów narodowosocjalistyczne Niemcy także deklarowały, że chodzi im wyłącznie o pokój. A jednym z głównych tematów sowieckiej ideologii komunistycznej było to, co nazywali walką o pokój.

Starsza pani w słomkowym kapeluszu trzyma transparent z hasłem po niemiecku i przekreśloną karykaturą Hitlera
Kobieta z transparentem „Nienawiść czyni brzydkim" stoi wraz z Antifą w kontrdemonstracji. Fot. Marek Kowalczyk.
Mężczyzna z kolorowym "irokezem" na głowie pokazuje środkowy palec przechodzącym demonstrantom
Uczestnik kontrdemonstracji zorganizowanej przez Antifę pokazuje środkowy palec maszerującym w demonstracji „propokojowej". Fot. Marek Kowalczyk.
Mężczyzna z kolorowym irokezem na wygolonej głowie i napisem na plecach "Deutschland"
Członek Antify stoi na trasie marszu demonstracji „propokojowej". Fot. Marek Kowalczyk.

Król Niemiec, Obywatel Rzeszy

Przeciwnicy demonstracji próbują przekrzyczeć Supermana nadającego przez megafon ze strony „płaskoziemców i wierzących w kosmitów”. Przechodnie wdają się w dyskusję z anarchistami. Głosy po obu stronach policyjnego kordonu, gwizdki i odgłosy werbli tworzą kakofonię.

– O czym rozmawiałeś z tym panem? – podpytuję antyfaszystę.

– Szkoda gadać. Twierdził, że sam jestem faszystą, bo każę mu się szczepić.

Mężczyzna, na oko przed trzydziestką, trzyma transparent z przekreślonym napisem Querdenken. Pytam, czy antyszczepionkowa grupa „lateralnych myślicieli” zagraża demokracji.

– Jak najbardziej. Należy do nich wielu członków ruchu Reichsbürger. Ci ludzie nie uznają Republiki Federalnej Niemiec!

Obywatele Rzeszy uważają, że powojenne państwo niemieckie jest zaledwie konstruktem administracyjnym, wciąż okupowanym przez zachodnie mocarstwa — Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Francję. Wierzą, że Cesarstwo Niemieckie nadal istnieje. Te „prawdziwe” Niemcy mają granice sprzed II wojny światowej. Obywatele Rzeszy odmawiają płacenia podatków. Ogłosili nawet własne małe „terytoria narodowe”, które nazywają „Drugim Cesarstwem Niemieckim”, „Wolnym Państwem Prus” lub „Księstwem Germanii”.

Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) zajmujący się cywilnym kontrwywiadem obserwuje działania zarówno Obywateli Rzeszy, jak i Querdenken. Czołowi członkowie tych ruchów ze sobą współpracują. Już w listopadzie 2020 roku „lateralni myśliciele”, w tym założyciel Michael Ballweg, spotkali się z częścią Obywateli Rzeszy w Turyngii. Był tam również samozwańczy „król Niemiec”, Obywatel Rzeszy Peter Fitzek. Wszyscy obecni otrzymali tabliczkę pamiątkową, potwierdzającą, że są „tymczasowymi” członkami nieistniejącego Królestwa Niemiec.

BfV szacuje, że Obywateli Rzeszy jest około 23 tys. Pięć procent sklasyfikowano jako skrajnie prawicowych ekstremistów. Większość to mężczyźni. Średnia wieku powyżej 50 lat. Są aktywni w całym kraju.

To pięciu członków Obywateli Rzeszy planowało w grudniu ubiegłego roku obalić rząd.

Fuck ARD

Alex nie ma na sobie pamiątkowego T-shirtu Querdenken. Nie wygląda też na agresywnego Obywatela Rzeszy. Na czarną koszulkę narzucił żółte polo z napisem pokój w różnych językach, w tym rosyjskim. Sam mnie zagaduje. Pyta, czy też mieszkam w Berlinie. Tłumaczę, że przyjechałam ze Szczecina.

– Czy wasz rząd też jest tak powiązany z Waszyngtonem, jak nasz? Bo u nas liczy się tylko to, co powiedzą Stany. Rząd i mainstreamowe media ukrywają prawdę. Wiadomo – współpracują ze sobą. O Nord Streamie to się w ogóle na przykład nie mówi.

Alex nie czyta mainstreamowych gazet ani nie ogląda publicznej telewizji. Podobnie jak trójka „myślicieli lateralnych”, którzy do Berlina przyjechali aż z Karlsruhe, prawie 700 km. Pytam o nadruk na plecach ich koszulek: Immun gegen GEZ propaganda (Odporny na propagandę GEZ).

– GEZ to taki serwis. Tak przynajmniej się to oficjalnie nazywa. Pobierają opłaty za korzystanie z telewizji i radia. Każą nam płacić, chociaż wcale nie chcemy korzystać z ich usług! Ja nie mam nawet z nimi kontraktu! – opowiada ze śmiechem mężczyzna z burzą loków na głowie.

GEZ to dawna nazwa serwisu abonamentowego telewizji ARD, ZDF i państwowego radia. Mało który z demonstrantów ufa tym źródłom informacji. Na stoisku w miasteczku protestujących przed Bramą Brandenburską można kupić przypinkę z napisem „Fuck ARD”. W pobliżu stoi niebieski samochód dostawczy z napisem: „Masz dość kłamstw w telewizji? Rewolucja medialna toczy się tutaj”.

Alex zapewnia mnie, że istnieje wystarczająco dużo „alternatywnych” źródeł informacji. Krążąca w tłumie kobieta proponuje mi ośmiostronicową gazetkę Klartext, „pisaną przez obywateli dla obywateli”.

Nie słyszałam o niej. Znam tylko Compact – „magazyn dla suwerenności”, który od 2015 roku jest tubą AfD i islamofobicznego ruchu PEGIDA.

Lipcowy numer Klartext otwiera artykuł „Atak na naszą wolność”, o tym że w przeszłości Niemcy regularnie walczyli o wolność i demokrację, a ci którzy biorą udział w poniedziałkowych protestach organizowanych co tydzień przez skrajną prawicę we wschodnich Niemczech, kontynuują walkę. Bo Freiheit i Demokratie są zagrożone.

Co do tego zgadzają się zwolennicy narracji spiskowych, którzy maszerują ulicami Berlina w imię pokoju oraz antyfaszyści i anarchiści, którzy pokazują im środkowe palce.

Eksperci, zauważają, że to czytelnicy takich gazet, którzy twierdzą, że „stawiają demokratyczny opór”, są zagrożeniem dla demokracji.
scena z demonstracji, mężczyzna w białej koszuli trzyma transparent z napisem po niemiecku :NATO jest agresorem, nie Rosja
Uczestnik demonstracji przed Bramą Brandenburską trzyma plakat z napisem „NATO jest agresorem, nie Rosja". Fot. Marek Kowalczyk.
scena z manifestacji, ludzie idą i grają na bębnach
Bębniarze ruszają w pochód przez Berlin. Fot. Marek Kowalczyk.
mężczyzna w czapce z daszkiem trzyma dwie flagi, rosyjską i saksońską
Uczestnik demonstracji z rosyjską i saksońską flagą. Fot. Marek Kowalczyk.

Jesteśmy czerwoną linią

– O co chodzi z napisem na koszulce? – pytam parę z identycznymi, czarnymi T-shirtami i napisem Rote Linie.

Kobieta kiwa w stronę córki, ta wyjaśnia po angielsku. – Rodzice są fanami piosenkarza, który właśnie występuje.

Patrzę na scenę. Mężczyzna w czarnej, skórzanej kurtce i czarnym podkoszulku z nadrukowanym czerwonym krawatem skacze i nawołuje publiczność, by śpiewała razem z nim.

„Wir sind die rote Linie! Nikt jej nie przekroczy oooooo Jesteśmy czerwoną linią!”

To hit z ubiegłego roku. Wcześniej popowy piosenkarz Björn Banane nagrał m.in. „Ungeimpft”, czyli „Niezaszczepionego” i „Schluss mit dem Lockdown”.

Kilka miesięcy przed nagraniem „Rote Linie”, w grudniu 2021 roku, kanclerz Scholz podkreślał: „nie możemy stawiać żadnych czerwonych linii” w zwalczaniu pandemii.

Antyszczepionkowcy to podchwycili i stwierdzili, że to oni są czerwoną linią, której Scholz nie będzie mógł przekroczyć.

Czego żądają „lateralni” Niemcy?

„Rząd powinien zniknąć”, bo prowadzi Niemcy ku zgubie – czytam na kilku transparentach. Antysystemowcy przeciwstawiają się też „ekofaszyzmowi Zielonych”, którzy również „ograniczają wolność obywateli proponując proklimatyczne rozwiązania”.

Wiadomo czego „lateralni” Niemcy nie chcą. Ale czego żądają?

Znajduję kilka odpowiedzi w bladoniebieskiej, propokojowej ulotce Berlińskiej Koordynacji Pokojowej (FRIKO). Organizacja działa od 1980 roku. Podobno od 2022 roku ten „prawicowy odłam ruchu pokojowego” bierze udział w demonstracjach razem z „prawicowymi ekstremistami”, czytam na stronie platformy mobilizacyjnej i informacyjnej Berlin przeciwko nazistom.

FRIKO żąda między innymi zniesienia sankcji wobec Rosji. „Popierana przez rząd polityka sankcji wobec Rosji drastycznie pogarsza sytuację gospodarczą w Niemczech, prowadząc do inflacji, spadku płacy realnej i deindustrializacji”.

Herzinger, poproszony przeze mnie o komentarz, podkreśla, że w Niemczech nie mówi się wystarczająco o błędach polityków, które doprowadziły do całkowitej zależności energetycznej Niemiec od Rosji.

– Politycy odpowiedzialni za te katastrofalne decyzje pozostają na ważnych stanowiskach państwowych. Brakuje głębokiej, prawdziwej debaty, dlaczego tak długo byliśmy ślepi i nie widzieliśmy zagrożenia ze strony Rosji. Scholz ogłosił Zeitenwende, czyli historyczny punkt zwrotny w stosunkach z Rosją, ale Niemcy nadal niechętnie wspierają całkowite zwycięstwo militarne Ukrainy, ponieważ obawiają się, że mogłoby „zdestabilizować” Rosję.

A „propokojowi” demonstranci, którzy maszerują mi przed nosem, przeżywają swoje własne Zeitenwende – przejęli slogan Scholza tak jak wcześniej stwierdzenie o czerwonej linii. Hasło widzę w Berlinie już na kilku transparentach.

W Internecie krąży jeszcze jedno stwierdzenie, którego używają obie strony „ideologicznej” barykady: „jest nas wielu”. Podkreślają to członkowie ruchu antynazistowskiego na swojej stronie internetowej i grupa Querdenken na swoim Telegramowym kanale.

Pytam o ten ping pong Herzingera. – To taktyka zapoczątkowana przez Nouvelle Droite, grupę francuskich myślicieli, którzy pod koniec lat 60. chcieli stworzyć nowy ideologiczny fundament skrajnej prawicy. Przejęli i przekręcili znaczenie pojęć i koncepcji używanych przez lewicowy ruch z 1968 roku, który uważali za swojego głównego wroga.

Rosyjscy propagandziści używają dziś podobnej techniki.

Ludzie gołębie i Checkpoint Peace

Biały gołąb z gałązką oliwną w dziobie ciągnie za sznur. Zapiera się o nóżkę czarnego orła z herbu Niemiec, próbuję go przeciągnąć na swoją stronę. Taki obrazek pojawia się na ulotce FRIKO.

5 sierpnia pod Bramą Brandeburską gołębi jest całe stado. Pod ołowianym niebem widać morze błękitnych flag z gołębiami.

Cztery miesiące temu inni demonstranci z maskami-głowami gołębi krążyli w tym samym miejscu podczas „prawdziwie pokojowej demonstracji, obnażającej nieprzyjemną prawdę o pokoju, demokracji i wolności”. Zorganizowały ją trzy organizacje pozarządowe w ramach projektu „Checkpoint Peace”, w tym Vitsche, stowarzyszenie młodych Ukraińców w Niemczech. Aktywiści chcą w ten sposób „zwrócić uwagę na problem prosowieckiej nostalgii w społeczeństwie niemieckim i zainicjować publiczną debatę na temat przemilczanych aspektów rosyjskiej imperialistycznej wojny przeciwko Ukrainie w obrębie niemiecko-ukraińskiego dziedzictwa”.

makieta czołgu wieziona przez demonstrantów
Makieta czołgu wieziona przez demonstrantów na lawecie. Na czołgu napisy „Uwaga satyra", „Nie jestem na wojnie z Rosją", „Sposób na pokój Zielonych", „Demonstracja pokojowa – skrajnie prawicowa, wojna na wschodzie – żaden problem", „Stop wojnie". Fot. Marek Kowalczyk.

Ezoteryczne marionetki Putina

Na szczęście jest ich znacznie mniej niż na początku – kobieta z maską jaszczura próbuje na koniec powiedzieć coś pozytywnego.

– A czy ich znaczenie, siła przebicia słabnie?

– Na pewno.

Marsz się kończy. Środowiska, które go zorganizowały Herzinger nazywa „ezoterycznymi marionetkami Putina”. Mówi, że są często niedocenianym zagrożeniem dla racjonalnego dyskursu demokratycznego i solidarności z Ukrainą.

Piotr Kocyba jest tego samego zdania.

– Przecież badania jasno pokazują, że społeczeństwo obywatelskie doprowadziło do upadku Republiki Weimarskiej.

Niemieckie społeczeństwo obywatelskie było niezwykle aktywne pod koniec XIX i na początku XX wieku. Nie promowało ono jednak ani nie umacniało demokracji. Wręcz przeciwnie, pisze Sheri Berman, profesorka nauk politycznych na Uniwersytecie Columbia w artykule Revisiting „Civil Society And The Collapse Of The Weimar Republic”.

„Zamiast godzić interesy różnych grup lub likwidować podziały w społeczeństwie niemieckim, społeczeństwo obywatelskie wzmacniało je i pogłębiało. Socjaliści, katolicy, nacjonaliści i tak dalej dołączali do własnych grup wycieczkowych, klubów obserwujących ptaki i organizacji społecznych, przyczyniając się do powstania tego, co pewien uczony nazwał „zaciekle zazdrosnymi„ małymi republikami ”– lub tego, co byśmy dzisiaj nazwali „bańkami” społecznymi w społeczeństwie niemieckim. Niemieckie społeczeństwo obywatelskie przyczyniło się do osłabienia Republiki Weimarskiej, czyniąc z niej łatwiejszy łup dla nazistów w okresie Wielkiego Kryzysu.

Jednak niemieckie społeczeństwo obywatelskie przyczyniło się do sukcesu nazistów (NSDAP) nie tylko poprzez pomoc w podważeniu spójności społecznej i jedności niezbędnych do funkcjonowania demokracji. Społeczeństwo obywatelskie wspierało NSDAP również bezpośrednio, tworząc fundament, na którym można było zbudować infrastrukturę organizacyjną i koalicję wyborczą niezbędną do dojścia partii do władzy".

Mimo tych tzw. „propokojowych” demonstracji prawie połowa niemieckiego społeczeństwa wciąż popiera wysyłanie broni do Ukrainy. – Racjonalni Niemcy dostrzegają skutki inwazji – mówi Herzinger. – Przecież ponad milion Ukraińców mieszka obecnie w Niemczech.

Ale rosnąca popularność radykalnej prawicy w Niemczech powinna nas niepokoić.

Herzinger: – Trzeba więcej uwagi poświęcić zagrożeniom ze strony AfD. Partie demokratyczne powinny ich nazywać zdrajcami narodu, działającymi na korzyść wrogiego obcego mocarstwa. To naprawdę by w nich uderzyło, ponieważ często przedstawiają się jako prawdziwi niemieccy patrioci.

Tekst powstał dzięki wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Ula Idzikowska
Ula Idzikowska

Dziennikarka, reporterka. Absolwentka filologii niderlandzkiej, literatury porównawczej i dziennikarstwa śledczego. Obecnie mieszka we Lwowie, czasami w Szczecinie. Poprzednie 11 lat spędziła w Belgii, Holandii i reszcie świata. Pisze o migracji i tematyce społecznej.

Komentarze