Jak wynika z informacji OKO.press, w śledztwie dotyczącym afery mailowej prokuratura nie planuje postawienia zarzutów niedopełnienia obowiązków innym osobom niż Michał Dworczyk. To zaskakujące, bo wszyscy „bohaterowie” afery robili to samo co on. Z Morawieckim na czele
Michał Dworczyk (49 lat), były szef Kancelarii Premiera, obecnie europoseł, prawdopodobnie dostanie zarzuty związane z aferą mailową, m.in. za używanie prywatnej skrzynki do prowadzenia służbowej korespondencji na tematy istotne dla państwa. Jednak, jak ustaliło OKO.press, na razie nikt więcej nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności. Mimo że rozmówcy byłego ministra, w tym osoby będące funkcjonariuszami publicznymi, robiły dokładnie to samo co on.
Dowody na to znajdują się w tej samej korespondencji, której dotyczyć będą zarzuty stawiane Dworczykowi. Jednak prokuratura obecnie nie zajmuje się tym wątkiem śledztwa, chociaż pociągnięcie do odpowiedzialności kolejnych osób wydaje się na wskroś logiczne.
Dworczyk nie prowadził przecież korespondencji sam ze sobą.
Niedawne informacje o wniosku o uchylenie immunitetu Michałowi Dworczykowi skierowanym do Parlamentu Europejskiego to tylko jeden z elementów śledztw dotyczących tak zwanej afery mailowej. I jedyny, który najbliższym czasie będzie namacalnym dowodem na postępy prokuratury w tym zakresie.
Sprawdzamy śledczy stan gry wokół afery mailowej.
Z informacji OKO.press wynika, że:
W najważniejszym postępowaniu prokuratorskim, dotyczącym bezprawnego włamania na prywatną skrzynkę mailową, były szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk ma status pokrzywdzonego. Śledztwo rozpoczęto w 2021 roku, zaraz po wybuchu afery mailowej w Polsce. Jeszcze za czasów rządów PiS, czyli wtedy, gdy środowisko polityczne Dworczyka było u władzy, postawiono zarzuty trzem osobom.
Jak niedawno poinformowała „Rzeczpospolita”, są to: „logistyk, prywatny przedsiębiorca i pracownik firmy windykacyjnej”. Trzej mężczyźni, którzy ani się nie znali, ani nie zrobili użytku z korespondencji, którą rzekomo mieli wykraść.
Nawet jeśli mieli jakikolwiek związek ze sprawą (szczegółów prokuratura nie podaje), na pewno nie byli głównymi wykonawcami włamania ani pomysłodawcami akcji. Tych, którzy rzeczywiście stoją za całą operacją, śledczym nie udało się odnaleźć.
Z jednej strony nic dziwnego – ślady cyfrowe i sieciowe prowadzą do służb białoruskich i rosyjskich. Z drugiej jednak wiele wskazuje na to, że w aferę zaangażowany jest ktoś z Polski. I to do dziś!
Afera mailowa bowiem wcale się nie skończyła.
Maile wykradzione ze skrzynki Michała Dworczyka, ale też ze skrzynek innych polityków są stale publikowane.
To już ponad trzy lata, gdy ich korespondencję ktoś zamieszcza na internetowej stronie Poufna Rozmowa. Zajmujące się tym osoby (osoba?) doskonale znają polskie realia, orientują się w niuansach krajowej polityki wewnętrznej.
Szybko reagują na medialne newsy, na bieżąco publikując powiązane z nimi fragmenty korespondencji. Kiedy istotny staje się temat Tomasza Szatkowskiego, byłego ambasadora Polski przy NATO – na stronie pojawiają się maile na jego temat lub z jego udziałem.
Gdy media podają gorące newsy o Danielu Obajtku – osoby mające dostęp do mediów publikują jego korespondencję (do skrzynki Obajtka także się włamano).
Niestety, mimo trzech lat śledztwa nadal nie wiadomo, kto to robi. Kto publikuje maile, kto obsługuje witrynę internetową. Prokuratorzy zajmujący się sprawą za rządów PiS nie byli w stanie tego ustalić. Kilka miesięcy temu, po zmianie władzy w Polsce, sprawę przejęli inni śledczy.
Właśnie wtedy wyodrębniono drugie postępowanie. Dotyczy ono utrudniania postępowania przez Dworczyka zaraz po wybuchu afery mailowej. Z tego śledztwa pochodzi wniosek o uchylenie byłemu ministrowi immunitetu przez Parlament Europejski, przekazany do PE w ubiegłym tygodniu.
Jak wynika z oficjalnego komunikatu prokuratury, Michał Dworczyk ma mieć zarzuty wynikające z dwóch wątków sprawy. Po pierwsze: utrudnianie postępowania śledczym. Według śledczych miało ono polegać na „pomaganiu sprawcy ataku hakerskiego w uniknięciu odpowiedzialności karnej”.
Jak to w ogóle możliwe, żeby poszkodowany atakiem cyberprzestępców minister działał na rzecz tych przestępców?
Prokuratura opisuje to tak: „Po zgłoszeniu zaistnienia tego zdarzenia Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (Michał Dworczyk – przyp. aut.) polecił ustalonej osobie trwale wykasować z prywatnej skrzynki mailowej m.in. przychodzące maile phishingowe, metadane związane z otwarciem maili phishingowych i linków lub plików w nich zawartych.
Skutkiem takiego działania było zniszczenie danych stanowiących istotny dowód dla ustalenia okoliczności i sprawcy przestępstwa”.
Dworczyk zapewnia, że to nieprawda. W tweecie z 2 września napisał, że nie kasował ani nie polecał kasować żadnych maili, od początku współpracował z funkcjonariuszami ABW i prokuraturą. Przedstawił też swoją wersję zdarzeń:
„1. Po ujawnieniu ataku hakerskiego na moją skrzynkę mailową od razu zgłosiłem ten fakt szefowi ABW. 2. Następnego dnia funkcjonariusze ABW zgrali z mojej poczty maile o charakterze phishingowym, a jednocześnie starali się odzyskać kontrolę nad skrzynką.
3. Kolejnego dnia okazało się, że hakerzy są wciąż aktywni. Ze skrzynki zaczęto wysyłać obsceniczne wiadomości.
4. Dlatego po dwóch dniach, w trakcie których funkcjonariusze oraz informatycy nie mogli odzyskać kontroli nad moją skrzynką, poleciłem wykonanie kopii binarnej jej zawartości oraz usunięcie materiałów z serwerów Wirtualnej Polski. 5. Kopia binarna z zawartością mojej skrzynki trafiła do prokuratury”.
Były szef Kancelarii Premiera ma dostać także zarzuty z drugiego wątku tego samego śledztwa. Chodzi o niedopełnienie obowiązków przez prowadzenie za pomocą prywatnej skrzynki korespondencji służbowej, „mającej znaczenie dla bezpieczeństwa publicznego i prawidłowego funkcjonowania organów państwa”.
Prokuratura wyszczególniła, co te maile zawierały. Były w nich: informacje niejawne, zagadnienia dotyczące obronności i bezpieczeństwa państwa, związane ze służbami specjalnymi, dotyczące bezpieczeństwa teleinformatycznego, dotyczące spraw gospodarczych i COVID 19, relacji zagranicznych i stosunków międzynarodowych.
W OKO.press wielokrotnie opisywaliśmy, co znajdowało się w tej niezabezpieczonej korespondencji, choć nigdy nie powinno się w niej znaleźć. Przypomnijmy kilka przykładów:
Mimo ujawnienia takich właśnie maili Michał Dworczyk we wspominanym już wcześniej tweecie zapewnił: „Nigdy nie wysyłałem z mojej skrzynki żadnych informacji, które posiadałyby klauzulę oznaczającą informacje niejawne”.
W to zapewnienie warto się wczytać. Otóż były minister stwierdził w nim jedynie, że on sam nie wysyłał takich informacji. Ale nie zaprzeczył, że je dostawał. Wskazał też tylko na informacje z oficjalną klauzulą niejawności. Tymczasem, jak wynika z lektury wykradzionej korespondencji, w rządzie Morawieckiego wielokrotnie nie nakładano klauzuli ochronnej na informacje, które powinny być chronione. Brak klauzuli nie oznacza więc, że dane znajdujące się w mailach Dworczyka nie miały znaczenia dla bezpieczeństwa państwa.
Zarzut dotyczący niedopełnienia obowiązków przez korzystanie ze skrzynki prywatnej do korespondencji służbowej wydaje się oczywisty. Tyle że, jak wynika z komunikatu prokuratury, ma go otrzymać jedynie Dworczyk. Przynajmniej tak wynika z informacji aktualnych na początek września. A przecież minister nie korespondował on sam ze sobą. Ujawnione do tej pory maile wskazują, że
identyczne działanie realizowało wiele osób współpracujących z Dworczykiem, na czele z premierem Mateuszem Morawieckim.
To by ich standard komunikacji.
Morawiecki korespondował z Dworczykiem i wieloma swoimi współpracownikami, korzystając z prywatnej skrzynki na gmail.com. Z prywatnego adresu w tej korespondencji korzystali między innymi:
Mimo to, jak wynika z informacji OKO.press, prokuratura obecnie nie zamierza postawić im zarzutów.
Nie dlatego, że nie robili nic złego, tylko dlatego, że ten wątek do tej pory nie pojawił się w śledztwie. Gdyby się pojawił, powinien zostać wyłączony do odrębnego postępowania, co się do tej pory nie stało.
Czy ta sytuacja się zmieni? Nie wiadomo. Uwaga śledczych jest obecnie skupiona na Dworczyku. Mateusz Morawiecki, przynajmniej chwilowo, może spać spokojnie.
Jest też trzecie śledztwo. Trwa od marca 2023 roku. Prokuratura rozpoczęła je po zawiadomieniu złożonym przez posłów KO (wówczas w opozycji): Adama Szłapkę i Cezarego Tomczyka.
Znów chodzi o niejawne informacje, tyle że tym razem przesłane Dworczykowi przez wspominanego już płk. Krzysztofa Gaja. Jako doradca w Kancelarii Premiera przekazywał on szefowi Kancelarii Premiera materiały dotyczące obronności. Oczywiście z prywatnego adresu na prywatny adres, bez żadnego zabezpieczenia. Samo w sobie było to bulwersujące.
Jednak w mailu z 21 maja 2020 roku Gaj otwarcie przyznał się do naruszenia przepisów. Wysłał wtedy Dworczykowi wytyczne NATO dotyczące amunicji do czołgów Leopard 2, T-72 i PT-91. Jak sam napisał w tej samej korespondencji, dane te były niejawne oraz nosiły klauzulę „NATO Zastrzeżone”.
Oficjalnie śledztwo dotyczy, jak podawała w 2023 roku prokuratura, „ujawnienia (…) przez funkcjonariusza publicznego informacji niejawnych poprzez przesłanie do Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michała Dworczyka, za pośrednictwem niezabezpieczonych środków komunikacji, korespondencji mailowej, zawierającej dane objęte klauzulą »zastrzeżone«, »tajne« oraz »ściśle tajne«”.
Po ujawnieniu tych maili płk Gaj zrezygnował z doradzania w KPRM. Stracił też poświadczenie bezpieczeństwa, które umożliwiało mu dostęp do informacji niejawnych. Tyle że zabrano mu je dopiero 16 miesięcy po ujawnieniu pierwszych maili.
Prokuratura prowadzi w tej sprawie postępowanie już półtora roku. Jest ono jednak niejawne, więc zupełnie nic o nim nie wiadomo.
Tym razem dostęp do informacji pilnowany jest tak ściśle, że możemy się nawet nie dowiedzieć, czy Gaj dostał zarzuty, czy nie.
Śledczy prowadzą więc trzy sprawy dotyczące afery mailowej, ale na razie z żadnej z nich nie wynika nic istotnego dla źródeł afery mailowej. Zarzuty za włamanie dostały osoby, które na pewno nie zorganizowały całej akcji.
Dworczyk prawdopodobnie odpowie za utrudnianie śledztwa i niedopełnienie obowiązków, ale inni, którzy robili to samo – już niekoniecznie. A przynajmniej na razie prokuratura nie przejawia takich zamiarów. Zaś o sprawie pułkownika Gaja możemy więcej zwyczajnie nie usłyszeć.
Na ten stan gry ma wpływ kilka czynników.
Niewątpliwie prokuratura za poprzedniej władzy nie miała motywacji do tego, by szukać winnych afery mailowej – sprawa działa się zbyt blisko premiera. Teraz śledczy muszą nadrobić trzy lata opieszałości. Być może nie będą w stanie zdobyć niektórych dowodów, które trzeba było zabezpieczyć już w 2021 roku.
Na wyjaśnienie afery mailowej jeszcze długo poczekamy. Jeśli w ogóle do niego dojdzie.
Afery
Policja i służby
Michał Dworczyk
Mateusz Morawiecki
Prokuratura
Rząd Mateusza Morawieckiego
#DworczykLeaks
Afera mailowa
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze