25 marca policja zatrzymała 21-letnią aktywistkę działającego na granicy polsko-białoruskiej Klubu Inteligencji Katolickiej. „Mamy odczucie, że padł jakiś odgórny rozkaz gnębienia aktywistów”, mówi OKO.press koordynatorka punktu pomocowego. Jest oświadczenie KIK-u
Klub Inteligencji Katolickiej (KIK), podobnie jak Grupa Granica oraz Fundacja Ocalenie, niesie pomoc humanitarną błąkającym się po podlaskich lasach migrantach i uchodźczyniach, którzy przekraczają tzw. zieloną granicę.
Obecnie są to najczęściej ludzie ze zlikwidowanego obozu w hali w Bruzgach po białoruskiej stronie. Według doniesień aktywistów i dziennikarzy są to ludzie osłabieni, schorowani, często rodziny z dziećmi. Polskie państwo uważa jednak, że to nielegalni imigranci, najczęściej po zatrzymaniu przez Straż Graniczną są poddawani push-backom, czyli wywózce do lasu i skierowaniu z powrotem w stronę granicy z Białorusią. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego jest to praktyka nielegalna.
Aktywistkę KIK-u zatrzymano pod zarzutem organizowania nielegalnego przekroczenia granicy, za co grozi nawet do ośmiu lat więzienia. Scenariusz postępowania z 20-latką był niemal identyczny, jak w przypadku zatrzymanej wcześniej (22 marca), grupy czterech aktywistek i aktywistów związanych z Grupą Granica. A to może rodzić podejrzenia, że państwo postanowiło dokręcić na Podlasiu śrubę.
„Mamy odczucie, że padł jakiś odgórny rozkaz gnębienia aktywistów” – ocenia Maria Radwańska, koordynująca działania Klubu Inteligencji Katolickiej na Podlasiu.
Nie kryje zaskoczenia, że przeciw aktywistce wytoczono aż tak grube działa.
„Gdy dostaliśmy sygnał o zatrzymaniu byliśmy absolutnie pewni, że skończy się na spisaniu, przeszukaniu samochodu, może przetrzymaniu przez kilka godzin, jak to miało miejsce do tej pory, ale ostatecznie na puszczeniu jej wolno” – relacjonuje Radwańska. Przekonuje, że 21-latka nie robiła niczego, co mogłoby uzasadnić takie, a nie inne działania służb.
Według relacji KIK-u aktywistka po prostu siedziała w samochodzie w lesie, poza granicą strefy. Po policyjnej kontroli, została zatrzymana, przewieziona na komisariat w Sokółce, gdzie spędziła noc, a następnego dnia została przesłuchana – co istotne, w kajdankach. W dalszej kolejności usłyszała prokuratorskie zarzuty organizowania przemytu ludzi, a prokurator zawnioskował o areszt tymczasowy. Przeszukano też jej mieszkanie, które dzieli z rodzicami.
W niedzielę 27 marca KIK wydał oświadczenie w związku z zatrzymaniem wolontariuszki. Czytamy w nim:
"Prokuratura postawiła naszej wolontariuszce absurdalny zarzut pomocnictwa w nielegalnym przekraczaniu granicy i złożyła do sądu wniosek o zastosowanie wobec niej aresztu na 3 miesiące. Na szczęście sąd nie zgodził się na zastosowanie aresztu i nakazał natychmiastowe zwolnienie wolontariuszki.
W ocenie Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie zarzuty postawione naszej wolontariuszce są pozbawione jakichkolwiek podstaw i wpisują się w politykę zastraszania osób i organizacji niosących pomoc uchodźcom i migrantom przy granicy polsko-białoruskiej. Stanowczo sprzeciwiamy się tym praktykom.
Przy polsko-białoruskiej granicy trwa dramat dziesiątek uchodźców i migrantów ściągniętych na terytorium Białorusi przez reżim Aleksandra Łukaszenki. Przetrzymywani w nieludzkich warunkach i poddawani przemocy przez władze białoruskie są oni następnie zmuszani do nielegalnego przekraczania granicy. Polskie władze od początku kryzysu na granicy z Białorusią wobec przybyszów stosują praktyki push-backów lub zamykają ich w zamkniętych ośrodkach. Do potrzebujących nie jest dopuszczana zorganizowana pomoc humanitarna. Wobec pomagających władze stosują różnorodne formy utrudniania pracy, represji i zastraszania. Przejawami tej polityki oprócz zatrzymania naszej wolontariuszki są podobne zatrzymania aktywistów Grupy Granica czy wcześniejsze kontrowersyjne czynności policji w Punkcie Interwencji Kryzysowej prowadzonym przez KIK.
Nie rozumiemy dlaczego wprowadzane są dwie kategorie uchodźców: tych z terytorium Ukrainy i z terytorium Białorusi, z których jedna jest traktowana z życzliwością i empatią, a druga z wrogością? Nie rozumiemy dlaczego na kategorie dzieli się też pomagających?
Wolontariusze i organizacje udzielające pomocy dla uchodźców z Ukrainy są przedmiotem dumy naszych władz i mogą korzystać ze wsparcia funkcjonariuszy państwa. Udziałem pomagających przy granicy polsko-białoruskiej są podejrzliwość i represje.
Jako chrześcijanie, we wszystkich uciekających przed wojną i przemocą ludziach widzimy oblicze Chrystusa: uwięzionego, nagiego, przybysza, rannego".
Według lakonicznej relacji dostępnej na stronie sokólskiej policji, kobieta została zatrzymana do kontroli, a następnie miała twierdzić, że jedzie po zakupy oraz, że wiezie leki dla uchodźców i migrantów. "Jednak ani zakupów, ani leków nie miała. Chwilę później wyszedł na jaw prawdziwy cel jej podróży. Jak ustalili policjanci, jechała ona po 4 obywateli Kuby, którzy nielegalnie przekroczyli granicę polsko-białoruską” – informuje policja, jednak w jaki sposób powiązali jej obecność z obywatelami Kuby, na tę chwilę nie wiemy. Skierowaliśmy drogą mailową pytania do rzecznik prasowej sokólskiej policji. Zapytaliśmy też o powody użycia kajdanek podczas przesłuchania.
Podobnie potraktowano zatrzymanych wcześniej w ubiegłym tygodniu aktywistów. Jak pisaliśmy w OKO.press, zostali oni zatrzymani podczas udzielania pomocy humanitarnej rodzinie z siódemką małych dzieci. „Rodzina przebywała w lesie od wielu dni: bez wody, jedzenia, schronienia i dostępu do pomocy medycznej. Aktywiści ratowali ich życie, oferując im transport własnymi samochodami z zimnego lasu, tak jak robili to w ostatnich tygodniach, pomagając uchodźcom na ukraińskiej granicy” – przekonywała w wystosowanym komunikacie Grupa Granica.
Również oni usłyszeli zarzut organizowania nielegalnego przekraczania granicy i również wobec nich wnioskowano o areszt tymczasowy. W areszcie spędzili niemal 72-godziny.
„To absurdalne zarzuty, bowiem nikt z aktywistów i aktywistek nie wspiera ludzi w przekroczeniu polsko-białoruskiej granicy. Oferowana pomoc to ratowanie wyczerpanych ludzi przed śmiercią na polskim terytorium” – oceniała Grupa Granica.
„Wszystkie kroki, jakie w stosunku podjęto wobec wolontariuszki uważamy za absurdalne i kompletnie nieuzasadnione. Nie można o nich mówić inaczej niż represje” – stwierdza w rozmowie z nami Maria Radwańska.
„Spędzenie dwóch dób w areszcie za niewinność to duży szok” – dodaje pytana przez nas o stan psychiczny zatrzymanej.
W obu przypadkach zeszłotygodniowych zatrzymań sąd postąpił tak samo – odrzucił wniosek prokuratora o areszt tymczasowy. Co więcej, zwolniono także z aresztu mężczyznę z czteroosobowej grupy, który miał włoskie obywatelstwo i tym samym wszczęto wobec niego procedurę zobowiązującą go do powrotu do kraju pochodzenia. Ale to nie wszystko – mężczyzna pochodzi z polsko-włoskiej rodziny, jest związany z Polską, a nie z Włochami. Ale także i on będzie odpowiadał z wolnej stopy.
Nieoficjalnie wiemy, że w przypadku czwórki aktywistów sąd uznał, że ich działanie – czyli niesienie pomocy – nie nosi znamion czynu zakazanego. W przypadku 21-latki sąd miał uznać, że zebrany materiał dowodowy jest niewystarczający. W obu przypadkach opieramy się jednak na wiedzy szczątkowej i czekamy na możliwość zapoznania się z pisemnym uzasadnieniem sądu. Najprawdopodobniej będziemy mieć w nie wgląd w ciągu najbliższego tygodnia.
To nie pierwsze formy represji z jakimi spotkali się działający na Podlasiu wolontariusze i wolontariuszki KIK. W połowie grudnia 2021 w PIK-u (Punkcie Interwencji Kryzysowej, prowadzonego przez KIK) na Podlasiu pojawili się uzbrojeni funkcjonariusze policji. „Policjanci byli uzbrojeni w długą broń. Przesłuchiwali wolontariuszy, przeszukiwali dom. Sprawdzali też sprzęty elektroniczne, telefony i komputery. Część z nich zabrali” – mówiła wówczas OKO.press Katarzyna Staszewska z Grupy Granica.
„Funkcjonariusze przeprowadzili akcję bez nakazu przeszukania, a do siedziby weszli „na blachę”. Zgodnie z prawem służby mogą skorzystać z takiego sposobu rewizji w sytuacjach najwyższej wagi, ale przeszukanie musi być następnie zatwierdzone przez prokuratora” – pisał o sprawie dziennikarz OKO.press Anton Ambroziak.
Dwa tygodnie temu policja próbowała powtórzyć wejście do PIK-u, również bez nakazu. „Kilka policyjnych wozów otoczyło nasz dom. Policjanci chcieli dostać się do środka, aby dokonać przeszukania. Nie mieli jednak prokuratorskiego nakazu. Po skontaktowaniu się z naszą prawniczką nie pozwoliliśmy im wejść, pozostali przed bramką, po czym odjechali" – opowiada białostockiej „Gazecie Wyborczej” wolontariuszka.
Jednak jak dotąd spotkania z policją i strażą graniczną kończyły się najczęściej spisaniem, nieprzyjemnościami i szykanami, ewentualnie mandatem dla miejscowych, którzy w rozumieniu policjantów nie mają prawa wchodzić w strefę objęta zakazem przebywania. Wrzucanie ludzi „na dołek”, straszenie aresztem oraz stawianie bardzo poważnych zarzutów jest dla działających na rzecz praw człowieka na Podlasiu sporym zaskoczeniem.
„Zastanawiamy się, co dalej? Czy każde zatrzymanie naszych aktywistów będzie się kończyło aresztem i zarzutami?” – niepokoi się Maria Radwańska z Klubu Inteligencji Katolickiej.
Nasze teksty o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej znajdziecie tutaj.
Komentarze