0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Roman Bosiacki / Agencja GazetaRoman Bosiacki / Age...

Choć nie jest prawniczką, aktywistka wygrała z policją każdą sprawę, a kilka wytoczyła.

Ilona Michalak wychodzi na protesty od grudnia 2015 roku. Brała udział m.in. w demonstracjach w obronie Trybunał Konstytucyjnego, niezależności sądów, mediów, Czarnym Poniedziałku i gdy wybuchły Strajki Kobiet, po orzeczeniu upolitycznionego TK w sprawie zakazu aborcji.

„Wtedy zaczęły się represje policji” - wspomina.

Otaczanie, legitymowanie, kierowanie wniosków do sądów itp.

Przeczytaj także:

W związku z tym, 30 grudnia 2020, ok. 13:00 Michalak wzięła udział w akcji „Stop zastraszaniu” na rynku w Bydgoszczy (na zdjęciu u góry - Fot. Roman Bosiacki / Agencja Gazeta).

Pięciu aktywistów protestowało przeciwko nękaniu demonstrantów przez mundurowych. Z racji pandemii i obostrzeń, stali od siebie daleko. Ona stała sama, kilka - kilkanaście - kilkadziesiąt metrów od pozostałych osób. Pani Ilona trzymała pudełko po pizzy z napisami: „Stop represjom politycznym” i „Solidarni z sędziami”. (Zobacz post na Facebooku).

Sześcioosobowy oddział chciał wylegitymować pani Ilonę. Jak twierdzili – łamie prawo biorąc udział w „nielegalnej demonstracji”. Odmówiła.

„Zgromadzenia są legalne ponieważ nie można rozporządzeniem zabronić praw konstytucyjnych do zgromadzeń. Legitymowanie takie jest nękaniem” - tłumaczyła w poście postawionym kilka dni później.

Na rynku cofała się przed mundurowymi, kluczyła. Pozostali manifestanci zaczęli ją bronić. Ktoś filmował te sceny, pojawiły się media. Mundurowi zrezygnowali. Na nagraniach słychać jak pani Ilona do nich mówiła jeszcze głośno „Obywatel jest ścigany po rynku jak gołąb”. Na odchodnym jeden z mundurowych miał jej powiedzieć „Tą panią zajmiemy się później”.

I faktycznie. „Dopadli mnie później. W siedmiu. Z pałkami”.

„Czyny nie stanowią przewinienia”

Mundurowi w jednym aucie musieli ją śledzić – pojawili się pod jej biurem, gdy tam dotarła. Drugi radiowóz wcześniej już schował się w poprzecznej uliczce – to widać na nagraniach z monitoringu. Wiedzieli gdzie urzęduje – Michalak jest znaną w Bydgoszczy aktywistką prodemokratyczną i wielokrotnie wcześniej z powodu swoich działań miała kontakt z policją.

„Oni czekali, aż będę bez ludzi z prasy. Bo ruszyli do akcji dopiero, gdy zostałam sama” - twierdzi pani Ilona. Ok. 14:30, gdy podchodziła do swojego biura siedmiu mundurowych wyskoczyło z radiowozów i rzuciło się za nią biegiem. Policjantka włożyła nogę w drzwi do klatki, by aktywistka nie mogła ich zamknąć. Pięcioro wepchnęło się za nią do ciasnego pomieszczenia. Otoczyli ją. Dwójka zagradzała jej wyjście od zewnątrz, oraz by nikt nie mógł wejść do środka i tego zobaczyć.

„Byłam przestraszona, sama z pięcioma policjantami” - relacjonuje pani Ilona. Funkcjonariusze ponownie zażądali wylegitymowania się, bo – powtórzyli – miała brać udział w „nielegalnym zgromadzeniu”. Ponownie odmówiła. W piśmie do sądu potem podkreślała, że stała na rynku sama, jak więc mogła tworzyć „zgromadzenie”? Zabrali jej telefon, torebkę, przeszukali ją i wywieźli na komisariat Bydgoszcz-Szwederowo.

W protokole zatrzymania policjanci zapisali, że odmówiła podania danych osobowych oraz nie wykonywała poleceń policjantów próbując oddalić się. W zatrzymaniu brało udział pięcioro mundurowych. Są wymienieni z imienia, nazwiska i stopnia. Tych dwoje, którzy pilnowali wejścia, nie policzono. To samo znalazło się we wniosku do sądu o jej ukaranie za wykroczenie z art. 65 par. 2 Kodeksu wykroczeń oraz art. 65a KW.

Sędzia Sądu Rejonowego Maciej Stpiczyński nie miał w tej sprawie wątpliwości – relatywnie szybko, bo już 3 marca odmówił wszczęcia postępowania. „Czyny nie stanowią przewinienia – z akt sprawy nie wynika bowiem, aby przeprowadzona przez funkcjonariuszy policji czynność legitymowania była uzasadniona okolicznościami zdarzenia” - czytamy w uzasadnieniu.

Zatrzymanie „nielegalne, bezzasadne i nieprawidłowe”

Jednocześnie, już 5 stycznia, czyli kilka dni po zajściu, pani Ilona ruszyła z kontrofensywą wobec policjantów - złożyła zażalenie na owe zatrzymanie do Sądu Rejonowego.

Twierdziła, że było ono „nielegalne, bezzasadne i nieprawidłowe”. Dodawała, że policjanci traktowali ją jak „groźnego przestępcę”, choć nie popełniła żadnego wykroczenia ani tym bardziej przestępstwa. Nękali ją tym zatrzymaniem z powodów politycznych. Podkreślała, że choć pretekstem zatrzymania była walka z pandemią, to policjanci narazili jej zdrowie nie zachowując dystansu – nie tylko ciasno ją otoczyli w klatce schodowej, ale w komisariacie trzymano ją w ok. 12-metrowym pokoju, w którym przebywało w sumie 7 osób. Gdy zwracała uwagę na zagrożenie epidemiologiczne, była zbywana hasłem, że oni „wszyscy już chorowali”. „Żądam wyciągnięcia odpowiedzialności karnej wobec zatrzymujących mnie funkcjonariuszy” - Michalak pisała w zażaleniu do sądu.

W lipcu 2021 roku sędzia Katarzyna Skowron uwzględniła jej wniosek – uznała to zatrzymanie za „nielegalne, bezzasadne i nieprawidłowe”.

Sprawa zatrzymania za transparent na pudełkach po pizzy okazała się na tyle charakterystyczna, a klęska mundurowych w sądach tak kompromitująca dla policji, że Amnesty International w zeszłym roku opisała ten przypadek jako przykład łamania praw obywatelskich. Oraz krótki poradnik - jakie prawa ma każdy z demonstrujących. (Zobacz post Amnesty International na Facebooku).

4 tys. zł zadośćuczynienia za „niewątpliwie niesłuszne” zatrzymanie

W marcu 2021 Michalak złożyła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa nadużycia uprawnień tj. z art. 231 kodeksu karnego. Dodawała do tego zarzuty mniejszego kalibru: naruszenia miru domowego (art. 193 kk), pozbawienia wolności osobistej (art. 189 par. 1 kk), narażenia na zagrożenie epidemiologiczne, czyli ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (art. 160 par. 1 kk). Oskarżała piątkę funkcjonariuszy Komendy Szwederowo:

Kamilę Mocarską-Wielgosz, Adama Perlikowskiego, Joannę Rzadkowską, Kasjana Śmigielskiego i Pawła Kołodziejskiego.

Kamila Mocarska-Wielgosz, składając zeznania w procesie przeciwko Michalak jeszcze w styczniu 2021, stwierdziła, że „czynności” dokonywali „przy posesji” na ul. (adres do wiedzy redakcji) – czyli tam gdzie jest biuro aktywistki. Ta odczytała to jako twierdzenie, iż policjanci zatrzymali ją na ulicy, a nie w klatce schodowej, więc później, do zarzutów dołączyła też kolejny - „składanie fałszywych zeznań”. Wystąpiła też do Straży Miejskiej o zapis monitoringu sprzed jej biura, by tenże rozstrzygnął, gdzie do tego doszło.

30 grudnia 2021 prokurator, mjr Aleksander Szydłowski umorzył postępowanie przeciwko funkcjonariuszom twierdząc, że to co zrobili „nie nosi znamion czynu zabronionego”, choć sąd już stwierdził dokładnie co innego.

Michalak odwołała się od tej decyzji prokuratora i 6 sierpnia 2022 roku sąd uchylił ją. „Prokurator nie przeprowadził wnikliwej oceny zebranego materiału dowodowego, a uzasadnienie jego decyzji (…) cechuje się rażącą wręcz arbitralnością ocen” tłumaczyła sędzia Sądu Rejonowego Joanna Mrozińska. Popierała ustalenia poprzedniego sądu, iż zatrzymanie było „nielegalne, niezasadne i nieprawidłowe”.

„Decyzja o jej zatrzymaniu, przeszukaniu oraz przewiezieniu i przetrzymywaniu (…) prowadziła do przekroczenia przez nich jako funkcjonariuszy Policji swoich uprawnień. (…) Doprowadziło to do wypełnienia znamion czynu z art. 231 KK. Natomiast dalszej analizie i ocenie podlegało to, czy w formie umyślnej, czy też nieumyślnej” - dodawała sędzia Mrozińska.

Michalak zapowiada, że jeśli prokurator i tym razem, mimo kolejnej druzgocącej dla policji decyzji sądu, nie wniesie aktu oskarżenia wobec policjantów, to ona odwoła się do nadrzędnego prokuratora. A jeśli i ten umorzy sprawę, to wniesie subsydiarny akt oskarżenia przeciwko mundurowym. „Jestem na to zdecydowana. Skłaniam się też do tego, by każdemu z tych policjantów wytoczyć sprawę cywilną o zniesławienie. Bo urządzili pościg za mną i wyprowadzili mnie spod mojego biura, jakbym była przestępcą. Ludzie to widzieli”, tłumaczy.

W maju kolejny sąd – tym razem Okręgowy w Bydgoszczy – po raz kolejny przyznał aktywistce rację i potwierdził, iż działania policjantów były nieprawidłowe - przyznał Michalak 4 tys. zł zadośćuczynienia za „niewątpliwie niesłuszne” zatrzymanie.

W sumie więc w tej sprawie, już cztery razy sądy uznawały, iż to policja złamała prawa pani Ilony.

Siedem do zera

Michalak zebrała już spore doświadczenie w sądowych bataliach z policją. Jako demonstrantka czy aktywistka prodemokratyczna 7 razy była oskarżana przez mundurowych o różnego rodzaju wykroczenia: blokowanie ulicy, niezachowanie odstępu, zakłócanie porządku publicznego... Wszystkie sprawy wygrała. Pięć razy wnioski policji zostały przez sąd oddalone, a dwa razy najpierw dostawała wyrok nakazowy, odwoływała się i już na rozprawie była uniewinniana.

Na jednej ze spraw sędzia stwierdził ze zdziwieniem, że policja w ogóle nawet nie dostarczyła żadnych dowodów na popełnienie zarzucanego aktywistce czynu.

Podobnie jak w przypadku wyżej opisanego zatrzymania, w trzech innych sprawach Michalak ruszyła też z kontrofensywą wobec funkcjonariuszy, którzy złamali jej prawa obywatelskie.

19 marca 2021, gdy prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki przyjechali do Bydgoszczy na obchody 40. rocznicy wydarzeń marcowych, policja nie wpuściła grupy demonstrantów – w tym Ilony Michalak - na miejsce zarejestrowanego zgromadzenia pod Urzędem Wojewódzkim.

Stanęli po drugiej stronie ulicy, pod budynkiem poczty. Otoczyło ich ok. 40 policjantów, stłoczyli ich ma małym skrawku, zasłonili ich autami, by oficjele nie widzieli manifestacji. Nakazali zakończenie zgromadzenia, wyrywali megafony, brutalnie wywlekli demonstrujących, rzucali ich na ziemię. By ich uciszyć. „Kolega, który ma rozrusznik serca, leżał na ziemi bezwładnie po tej akcji. Wołaliśmy, by wezwali pogotowie i przekazali mu plecak z lekarstwami” relacjonuje pani Ilona. (Zobacz post na Facebooku).

Funkcjonariusze postawili manifestantom zarzuty zakłócania porządku publicznego, nie zachowania dystansu, a nawet rzekomego naruszenia nietykalności policjanta. Za wyjątkiem jednej osoby z jedenaściorga, wszyscy sprawy z policją już wygrali w sądach. Grupa złożyła też zawiadomienie do prokuratury o nadużyciu uprawnień przez funkcjonariuszy oraz napaści policjantów na uczestników zarejestrowanego zgromadzenia. Postępowanie utknęło w martwym punkcie.

Pani Ilona i reszta manifestantów złożyła skargę na prokuratora za opieszałość. „Ciekawe jest to, że zniknął zapis monitoringu miejskiego z tego, co robili z nami policjanci. Rzekomo serwer się popsuł” - dodaje Michalak.

21 września 2021, kiedy na rynku w Bydgoszczy odbywały się uroczystości Krajowej Administracji Skarbowej, pani Ilona próbowała tamtędy przejść - rynek był otwarty dla mieszkańców - z kartką z napisem „Zostaje nam miska ryżu”.

Ośmiu policjantów pobiegło za nią, gdy zauważyli napis na kartce. Zagrodzili jej drogę i nie pozwolili jej przejść.

„Kazali mi się wylegitymować pod zarzutem »chęci zakłócenia uroczystości«”.

Tak, „chęci”” - podkreśla Michalak. Ostatecznie nie pozwolili jej wejść na rynek, choć ludzie swobodnie tam wchodzili – zwyczajnie działały kawiarnie, sklepy. Michalak nagrała akcję policji i skierowała sprawę do prokuratury o nadużycie uprawnień i dyskryminację ze względów politycznych. Sprawa w toku.

Na innej demonstracji, na oczach policjantów, pani Ilona została „zaatakowana przez chuliganów”. Mundurowi nie udzielili jej pomocy, nie zareagowali gdy ich o to prosiła, pozwolili uciec sprawcy, twierdząc, że niczego nie widzieli. Zdarzenie nagrał monitoring miejski. Michalak złożyła do prokuratury doniesienie o niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariuszy. To postępowanie prokuratura umorzyła, dokładnie tego samego dnia, co ww. sprawę zatrzymania 30 grudnia.

Pani Ilona miała więc 7 dni na odwołanie się w obu sprawach. „To celowe działanie, bym nie znalazła czasu na obie. I tak się stało - nie byłam w stanie fizycznie odwołać się w obu, bo do każdego umorzenia trzeba się merytorycznie odnosić, do wszystkich punktów, sporządzić wnioski, opisać czego oczekuję od prokuratora itd. To długa, wielogodzinna praca” tłumaczy.

Ilona Michalak jest inżynierem budownictwa, ale za wyjątkiem sprawy o zadośćuczynienie, sama reprezentuje w sądach i prokuraturze siebie, pisze wnioski, pisma, zażalenia prosząc tylko znajomych prawników o ich sprawdzenie.

Choć w sprawie braku reakcji policjantów na „chuligański atak”, droga w prokuraturze już jest zamknięta, to być może aktywistka jeszcze wróci do tej kwestii. „Sprawy polityczne się nie przedawniają”.

Wie, że ściganie policjantów to długotrwały proces, zajmie lata. „Przygotowałam się na to. Jestem gotowa, by doprowadzać te sprawy do końca” - zapowiada.

;

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze