0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 03.04.2024 Krakow , Nowa Huta , Hala KS Hutnik . Otwarte spotkanie Donalda Tuska oraz kandydata na prezydenta Krakowa Aleksandra Miszalskiego z mieszkancami Nowej Huty i Krakowia . nz ALeksander Miszalski . fot. Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.pl03.04.2024 Krakow , ...

Łukasz Gibała i Aleksander Miszalski 21 kwietnia 2024 zmierzą się w wyborach na prezydenta Krakowa. Przed drugą turą rozmawiamy z kandydatami na najważniejsze stanowisko w mieście. Poniżej – rozmowa z Aleksandrem Miszalskim. Wywiad z Łukaszem Gibałą można przeczytać TUTAJ.

Poseł KO Aleksander Miszalski zwyciężył w pierwszej turze wyborów na prezydenta Krakowa. Choć wszystkie sondaże wskazywały, że będzie tuż za Łukaszem Gibałą, wyprzedził go o około 10 pkt proc.

Kampania polityka KO jest w Krakowie bardzo widoczna, w całym mieście wiszą jego plakaty, kandydat pokazuje się na wiecach. Na jednym z nich, tuż przed pierwszą turą wyborów, dostał poparcie rezygnującego z wyścigu po fotel prezydenta Stanisława Mazura. To pomogło mu w uzyskaniu tak dobrego wyniku.

Aleksander Miszalski w rozmowie z nami przyznaje, że w zwycięstwie pomógł mu też Donald Tusk, który przyjechał do Krakowa, by wesprzeć swojego kandydata. W ostatnich dniach kampanii do stolicy Małopolski przyjeżdżają politycy koalicji rządzącej, żeby zachęcać do głosowania na ich kolegę z sejmowych ław. „Przynależność partyjna na pewno pomoże mi w lobbowaniu na rzecz Krakowa w Warszawie” – mówi Miszalski OKO.press.

Przeczytaj także:

Kampania w Krakowie pod sam koniec robi się agresywna. Ekipa Miszalskiego atakuje Łukasza Gibałę i popierającą go posłankę Razem Darię Gosek-Popiołek za akcję profrekwencyjną. Długo również używała wątku (już uregulowanego) długu, który Gibała zaciągnął u ojca na rozwój firmy i przekonuje, że głos na niego oznacza obecność PiS w magistracie. Kontrkandydat zaprzecza i nie pozostaje dłużny, wypominając, że Aleksander Miszalski przyjął od państwa 11 mln pomocy w tarczach antykryzysowych i przez lata inwestował w hostele. W mieście pojawiły się również plakaty, informujące, że jedną ze spółek związanych z PO i z Miszalskim finansuje potentat budowlany Strabag.

Aleksander Miszalski przekonuje: w moim Krakowie będziemy słuchać wszystkich, zarówno mieszkańców, jak i przedsiębiorców czy deweloperów.

Pierwszy dzień Miszalskiego: bez wielkich decyzji

Katarzyna Kojzar, Marcel Wandas: Za kilka dni może pan zostać prezydentem Krakowa. Jeśli się to uda, jaka będzie pana pierwsza decyzja?

Aleksander Miszalski: To nie jest tak, że można podejmować jakieś kluczowe dla miasta decyzje w pierwszym dniu. Z bardzo prostych przyczyn: moja ewentualna prezydentura będzie prezydenturą mądrą, przemyślaną, przeliczoną. A nie pełną pustych gestów i populistycznych haseł. Pierwsze co trzeba zrobić, to audyt. Trzeba porozmawiać z pracownikami urzędu, dyrektorami jednostek, trzeba sprawdzić dokumenty, sprawdzić stany budżetowe. Pewnie będzie trzeba podejmować szybko proste decyzje, jak zalegające uchwały, dla których są terminy. Ale jeśli mówimy o kierunkach działań, bo bardziej w ten sposób bym to określił, to najważniejszą kwestią będzie staranie się o środki.

Kraków jest mocno zadłużony, wiemy, że wielu z inwestycji, których potrzebujemy, nie uda się zrealizować bez wsparcia centralnego czy z KPO.

Oczywiście, mogę powiedzieć, że zamontuję ławkę dialogu, z którą jeździmy w kampanii i ona będzie symbolem otwartości magistratu. Takich symbolicznych decyzji będzie kilka, natomiast nie będą miały kluczowego wpływu na życie krakowian. Na pewno chcę jak najszybciej przystąpić do systemu konsultacji, o którym opowiadamy w kampanii – chodzi o system internetowy dla każdego mieszkańca, z możliwością głosowania, konsultowania uchwał. Szybko podejmiemy decyzję w tej sprawie, ale samo wdrożenie systemu chwilę zajmie.

„Miotły” nie będzie

Audyt oznacza „czyszczenie” magistratu z ekipy Jacka Majchrowskiego? Czy urzędnicy mają się czego obawiać?

Absolutnie nie. Nie podoba mi się ten język – czyszczenie z ludzi. To źle się kojarzy. Nie będzie żadnego czyszczenia, audyt będzie po to, żeby sprawdzić, w których jednostkach coś działa, a coś nie, jakie są wydatki i jak przebiegają procesy. Przez 25 lat byłem przedsiębiorcą i wiem, jak do tego podejść, żeby sprawdzić, czy organizacja działa efektywnie. Natomiast żadnych ruchów personalnych nie będzie. Oczywiście dochodzą do mnie sygnały o np. mobbingu w urzędzie. Takie sygnały trzeba sprawdzić, jeśli się to potwierdzi, będzie trzeba odbyć rozmowę z tymi dyrektorami, którzy potencjalnie są w coś takiego zamieszani.

Ale nie idę do urzędu z zamiarem czyszczenia, zwalniania. Urzędnicy nie mają się czego obawiać.

Przeciwnie, uważam, że trzeba podnieść pensje o 20 proc. To samo dotyczy osób pracujących w kulturze. Były podwyżki w budżetówce, średnie pensje w firmach wzrastają, więc nie widzę powodu, żeby w samorządzie miały nie rosnąć. Uważam, że trzeba dać urzędnikom narzędzia — do tej pory różnie to bywało, wiemy, że część urzędu nie jest zinformatyzowana, że procedury komunikacyjne nie przebiegają tak, jak powinny w poważnych organizacjach. Nie ma szkoleń, czasami praca zdalna jest niemożliwa ze względu na upór kierownictwa. Ja będę chciał dać nowoczesne narzędzia do pracy, takie, jakie są stosowane w korporacjach. Jeśli ktoś będzie źle pracował, będziemy z nim rozmawiać. W firmie zawsze stosowaliśmy filozofię, że z pracownikiem się rozmawia, daje szansę, nie zwalnia się od razu.

Aleksander Miszalski widoczny w mieście

Wizja zostania prezydentem stała się po pierwszej turze bardziej realna? Nawet sondaże zlecone przez KO nie dawały panu takiej przewagi nad Łukaszem Gibałą, wręcz przeciwnie – wskazywały, że będzie pan na drugim miejscu.

Ostatni sondaż, jaki przeprowadzaliśmy, był robiony 10 dni przed wyborami. Przez ten czas preferencje wyborców mogły się zmienić. Moja kampania jest bardzo intensywna, jestem od rana do wieczora z wyborcami, o ile nie jestem oczywiście w Sejmie. Odwiedzam place targowe, skwery, przystanki, pętle, rozmawiam, przekonuję. Działamy też w internecie. Na pewno poparcie prof. Stanisława Mazura miało wpływ, na pewno wizyta premiera Donalda Tuska zmobilizowała wyborców – ale ten wynik to synergia wszystkich działań. Wiedzieliśmy, że jesteśmy blisko i spodziewaliśmy się, że nastąpi przecięcie. Natomiast tak wysokiego wyniku się nie spodziewałem. Przyjmuję to z pokorą, jest druga tura, nie zamierzam świętować przed niedzielą.

Widoczność w mieście pomogła? Trudno znaleźć ulicę w Krakowie, gdzie nie ma pana twarzy.

Jeżdżę po Krakowie i rzeczywiście, rzucam się w oczy. Bardzo się cieszę szczególnie z tej oddolnej formy reklamy, bardzo dużo osób wiesza banery na płotach i balkonach, to jest wyraz poparcia konkretnych mieszkańców. To bardzo budujące. Jest też troszkę outdooru, którego w Krakowie dzięki uchwale krajobrazowej jest już coraz mniej. Nie jestem fanem tej formy reklamy, bo uważam, że najważniejszy jest program i osobowość kandydata.

Ale żeby dotrzeć z informacją, że taki kandydat jest, trzeba pojawić się w mieście. Nie każdy korzysta z internetu, nie każdy czyta codzienną prasę. Jeśli jakieś nazwisko pojawi się w przestrzeni, mieszkańcy mogą zastanowić się, kto to jest, poszukać o nim informacji. Z drugiej strony Łukasz Gibała swoją kampanię prowadzi od 10 lat. Na prezydenta startował już dwa razy, dwa razy na posła, raz na senatora. Jego nazwisko było jednak bardziej rozpoznawalne niż moje. Żeby nadrobić te straty i sprowadzić ludzi na program, postulaty, trzeba było sobie tym outdoorem pomóc.

Legitymacja partyjna zostaje

Wspomniał pan o wsparciu Donalda Tuska, przed naszą rozmową do Krakowa przyjechał Rafał Trzaskowski, a później Władysław Kosiniak-Kamysz. Wszystko, żeby pomóc panu w końcówce kampanii. Afiliacja partyjna będzie ważnym elementem pana ewentualnej prezydentury? Łukasz Gibała podkreśla swoją niezależność jako atut.

Oddzielmy od siebie dwie kwestie. Nie zamierzam na pokaz rzucać legitymacją partyjną. Rafał Trzaskowski jest dalej członkiem PO, tak samo jak Hanna Zdanowska, Jacek Jaśkowiak. Poza tym nie zapominajmy, że w Koalicji Obywatelskiej, poza PO, jest też Inicjatywa Polska, Zieloni, Nowoczesna. Na dodatek wsparła mnie Nowa Lewica i Lepszy Kraków Stanisława Mazura. Nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa, jestem przekonany, że tych grup będzie więcej. Chcę być kandydatem wszystkich krakowian, nie tylko tych, którzy mnie popierali.

Zachowam przynależność partyjną. Ale jeśli chodzi o pracę na rzecz mieszkańców – będę działać dla wszystkich.

W związku z tym nie zamierzam myśleć o dobru swoich koalicjantów, tylko walczyć o dobro każdego krakowianina i każdej krakowianki. Taką mam naturę, lubię zgodę i pokój. Mój Kraków będzie też miejscem dla Stowarzyszenia Kraków dla Mieszkańców i Łukasza Gibały.

Dzięki znajomościom w rządzie będzie panu łatwiej ściągać pieniądze z Warszawy?

Przynależność partyjna na pewno pomoże mi w lobbowaniu na rzecz Krakowa w Warszawie. Nie mieliśmy zwykle szczęścia do tego lobbingu, prezydent Majchrowski nie wywalczył Euro 2012 dla Krakowa i paru innych ważnych inwestycji.

Przynależność do partii przyda się jedynie po to, by skorzystać z kontaktu z ministerstwami, ze znajomości rządowych programów.

Jest ich wiele: Maluch Plus i możliwość budowy żłobków, akademiki, które można budować z KPO, wsparcie budowy metra, rewitalizacja dzielnicy Wesołej. To są wielomilionowe inwestycje. Kraków sam z nimi sobie sam nie poradzi. Oczywiście, samorządy muszą być traktowane równo, ale są pewne programy, w których wsparcie rządowe może się przydać.

Kto ma dziadka na cmentarzu Rakowickim?

Mówi pan, że będzie prezydentem wszystkich krakowian – również tych, którzy tu „tylko” studiują, nie mają mieszkania, a co gorsza – dziadków na cmentarzu Rakowickim? Radny Dominik Jaśkowiec, który wszedł do Rady Miasta z pana listy, opublikował przerobioną grafikę profrekwencyjną Łukasza Gibały, dopisując na niej “Zostań na chwilę krakusem”. Inny radny KO Grzegorz Stawowy chwalił się rodzinnym grobem na cmentarzu Rakowickim, co miało być dowodem na jego krakowskość.

Każdy radny może publikować swoje wnioski i stanowiska, ja takiego podejścia nie mam. Osobiście uważam, że im więcej osób mieszkających w Krakowie się dopisze, tym lepiej.

Ja sam jestem związany z Krakowem od 44 lat, mieszkam tu, wbrew temu, co twierdzą niektórzy zwolennicy Łukasza Gibały. Nie wyjechałem do Warszawy – jestem posłem, ale poseł pracuje tydzień w okręgu, a kilka dni w Warszawie. Nie sądzę jednak, że krakus z dziada pradziada, jest lepszy niż ktoś, kto przyjechał tu na studia i został. Studiowałem na trzech uczelniach – Uniwersytecie Jagiellońskim, AWF i Uniwersytecie Ekonomicznym i mam mnóstwo znajomych, którzy się tu sprowadzili. Są tak samo wartościowymi mieszkańcami, jak ci, którzy mieszkają tu od pokoleń.

Miszalski w szarym płaszczu, za nim kilkadziesiąt osób z banerami Lewicy
Aleksander Miszalski ma również poparcie Nowej Lewicy, podczas gdy Łukasza Gibałę wspiera partia Razem. Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl

Wyborca PiS-u ma skorzystać na rządach PO

W drugiej turze ważny będzie głos wyborców PiS. Kandydat tej partii Łukasz Kmita dostał ponad 19 proc. głosów – to ogromna część krakowian. W Krakowie Aleksandra Miszalskiego będzie miejsce dla tych osób?

Z wyborcami PiS-u chętnie rozmawiam. Tłumaczę im na przykład, że ich wizja Polski może nie być zgodna z rzeczywistością, może wynikać z zakłamanego przekazu, jaki dostawali przez osiem lat w mediach publicznych. Ja ich szanuję, oczywiście nie wyrzeknę się w imię walki o ich głosy chodzenia na marsze równości, krytyki tego, co działo się w TVP, nie zacznę szczuć na mniejszości seksualne czy narodowe. Tłumaczę im jednak, że samorząd to nie wielka, warszawska polityka. Chodzi o budowę wind w blokach 4- i 5-piętrowych, toalety publiczne w każdym parku, ofertę dla Nowej Huty, zwiększenie środków dla seniorów w Centrach Aktywizacji Seniorów i w Krakowskiej Radzie Seniorów. Mówię o seniorach, bo tam jest sporo wyborców PiS.

Ale nie tylko – w programie mam też bezpłatne żłobki będą dla wszystkich mieszkańców Krakowa, czy bon na 600 zł dla dzieci i młodzieży na dostęp do kultury i taką samą kwotę na sport. Wyborcy PiS-u nie będą z tych programów wykluczeni. To są programy samorządowe, z których mogą korzystać wszyscy, tak samo, jak z szybkiej, efektywnej kolei aglomeracyjnej czy metra.

Trzeba oddzielić partyjną politykę od spraw lokalnych.

Trzaskowski lepszy od Szydło?

Dzień przed naszą rozmową publicznie pytał pan Łukasza Gibałę, czy wsparcie Beaty Szydło albo Barbary Nowak, jest dla niego dobre. Wsparcie to może duże słowo – PiS nie popiera oficjalnie nikogo, a jedynie rekomenduje, by nie głosować na pana. Ta rekomendacja, choć pochodząca od znanych polityczek, może wpłynąć na głosy zwykłych krakowian, Jana Kowalskiego, który mieszka na Grzegórzkach i jest od dawna wyborcą PiS. Może więc nie warto dzielić mieszkańców?

Oddzielmy jednak polityków PiS i wyborców PiS. Ja bym nie chciał mieć poparcia niektórych polityków PiS, choć nie chcę generalizować – są tam osoby, które pod presją swojej partii i swojej słabości zachowywały się nieuczciwie. Taka jest ludzka natura.

Nie chciałbym na przykład mieć poparcia pani kurator Barbary Nowak, z której metodami działania walczyłem. Gdybym je dostał, odciąłbym się od niego. Łukasz Gibała zaatakował mnie za to, że do Krakowa sprowadziłem Rafała Trzaskowskiego, który wsparł mnie w wyborach. Stwierdził, że nie powinniśmy sprowadzać Warszawy do Krakowa – a nie przeszkadza mu, że wsparła go Beata Szydło, która nie mieszka w Krakowie, a pracuje w Brukseli?

Trzaskowski i Miszalski w garniturach, w tle biało-czerwone flagi
Aleksander Miszalski i Rafał Trzaskowski na Rynku Podgórskim w Krakowie, 13.04.2024. Fot. Konrad Kozłowski / Agencja Wyborcza.pl

Aleksander Miszalski: metro zaczniemy budować w 2028

Zarówno pan, jak i Łukasz Gibała, obiecujecie budowę metra. Jak ono powinno wyglądać? Czy pana koncepcja różni się od koncepcji pana kontrkandydata, który mówi o metrze takim jak w Warszawie?

Nie znam dokładnie wizji kontrkandydata, zresztą zdaje się, że ona się zmieniała. Mówił już, że metro powinno być lekkie, ciężkie, mówił o premetrze. A moja wizja jest prosta. Pierwsza linia metra według wszystkich specjalistów powinna jeździć pomiędzy Nową Hutą a Bronowicami. Jest już pomysł, konkretny przebieg, potoki pasażerskie, które pozwalają na kursowanie metra. W 2028 roku zaczniemy budować tunele. Trzeba uzgodnić wszystkie decyzje środowiskowe, pozwolenia, środki finansowe, które akurat ja mam trochę większe szanse pozyskać.

Jeśli będą potoki pasażerskie na ciężkie metro, to pojedzie metro ciężkie, a jeśli na początek starczy coś lżejszego, to nie ma po co przepłacać.

Musimy jednak pamiętać, że za 7-8 lat, kiedy skończymy, potencjalnych pasażerów może być o wiele więcej. Ruszą inwestycje mieszkaniowe i biurowe w Nową Hutę Przyszłości, rozbudowują się też Bronowice. Urząd miasta powinien dokładnie badać, jak miasto się rozwija. Zjawiska społeczne, potoki pasażerskie analizować na bieżąco, rok po roku, a nie realizować inwestycje na podstawie ekspertyz sprzed pięciu lat. Na pewno jest możliwość rozwoju kolejnych linii – być może na Bieżanów, na Kliny, być może na Wolę Duchacką i Kurdwanów.

Które auta wjadą do Krakowa?

A Strefa Czystego Transportu, również ważny z perspektywy poruszania się po mieście wątek — jaka ona powinna według pana być? Możliwy jest powrót do rygorystycznej wersji, w której całe miasto jest nią objęte?

Uważam, że strefa nie powinna dotyczyć samochodów krakowian, którzy już jeżdżą swoimi starszymi autami. Przecież można dalej ich używać, niech więc zużyją się do końca, i potem trafią na złom. Nie powinniśmy jednak pozwalać na rejestrację kolejnych samochodów z niskimi normami EURO, które będą jeździć po Krakowie przez następnych 10-15 lat. To jest rozsądne wyjście. Mówimy tu o tych najstarszych samochodach. Później stopniowo, w drodze konsultacji z mieszkańcami, ograniczenia dotyczyłyby kolejnych grup samochodów.

Osób spoza Krakowa powinny dotyczyć bardziej rygorystyczne normy.

Musimy jednak dać im też szansę przesiadki na transport zbiorowy. Uważam, że niewykorzystanym potencjałem jest Szybka Kolej Aglomeracyjna. Mamy 140 km torów – tyle samo, co tramwajowych, za to niewiele składów i przystanków. Zakup pociągów i organizacja przystanków to sprawa do załatwienia w rok czy w dwa lata. W takim czasie można znacznie zwiększyć efektywność kolei, jednocześnie łącząc ją z parkingami park&ride. Mieszkańcy obrzeży Krakowa często mówią mi, że trudno się przesiąść z auta na pociąg — na przykład w Sidzinie, gdzie połączenie jest fantastyczne, na dworzec główny jedzie się kilkanaście minut. Ale nie ma tam miejsca, żeby zostawić swój samochód.

Strefa będzie na całe miasto?

Jeśli motywem strefy jest to, by najstarsze auta nie truły tlenkami azotu, to powinna być szeroka i obowiązywać również poza centrum. Czym różnią się mieszkańcy Kurdwanowa, Bieżanowa, Prokocimia od mieszkańców centrum? Dlaczego na Starym Mieście powietrze miałoby być czystsze niż na Stojałowskiego, Teligi, Witosa? Powinniśmy zliberalizować reguły strefy tak, by nie była ona zbyt dużym materialnym obciążeniem dla krakowian. Jednocześnie szedłbym w kierunku objęcia nią całego miasta, oprócz parkingów park&ride.

Deweloperzy? Będziemy rozmawiać

Będzie pan współpracował z deweloperami? Przedsiębiorcy z tej branży wielokrotnie podkreślali, że mają nadzieję na nowe otwarcie we współpracy. Trzeba z nimi rozmawiać i dyskutować, czy być może trzeba być twardym, by miasto nie było betonowane?

Jestem przeciwnikiem stereotypów, nie można wrzucać wszystkich ludzi z jakiejś grupy do jednego worka. To rodzi stygmatyzację – zresztą też jest tak z mniejszościami etnicznymi i seksualnymi.

Deweloperzy są niejednorodną grupą. Oddzielmy patodeweloperkę od normalnego budownictwa mieszkaniowego.

Przez ostatnich 6 miesięcy w Krakowie ceny mieszkań wzrosły o 30 proc. – najwięcej w całej Polsce. Wiemy, że jedną z przyczyn był kredyt 2 proc., ale w innych miastach ceny nie wzrosły aż tak bardzo. Dlatego można powiedzieć, że w Krakowie mamy problem z podażą. Proces inwestycyjny trwa dwukrotnie dłużej niż we Wrocławiu czy Warszawie. Nasze miasto jest ewenementem, bo mieszkańcy bywają niezadowoleni z tego, jak dużo się buduje i jakie tereny betonuje, a deweloperzy twierdzą, że tu się nie da budować.

Trzeba tu znaleźć więc rozsądne rozwiązanie. Musimy zatrzymać patodeweloperkę, zabudowę ostatnich skrawków zieleni, dogęszczanie zabudowy w taki sposób, że sąsiad sąsiadowi zagląda w okno, a placu zabaw nie ma. Nie można budować tak, by w okolicy nie było żłobka, przedszkola, czy transportu. W wielu miejscach w Krakowie, na Złocieniu, Górce Narodowej, Ruczaju osiedla powstawały na podstawie warunków zabudowy, bez zaplanowania infrastruktury. Tak nie może być.

Ale nie można też nie budować w ogóle. W takiej sytuacji studenci, którzy teraz mogą zagłosować, dopisując się do list, nie będą mogli potem zostać w Krakowie, bo ceny będą zbyt wysokie. Podoba mi się model warszawski, w którym każdy deweloper dopłaca do Powierzchni Użytkowej Mieszkalnej, czyli PUM-u, odpowiednią stawkę na infrastrukturę społeczną. To może trochę wydłużyć proces inwestycyjny, ale deweloperzy są traktowani równo.

Nie 10 tysięcy, a tysiąc mieszkań

Poza tym miasto nie powinno wtrącać się w rynek?

Oczywiście same rozwiązania rynkowe nie wystarczą. Naszą propozycją jest Społeczna Inicjatywa Mieszkaniowa. Mój kontrkandydat w tej sprawie mocno przesadził, obiecując budowę 10 tys. mieszkań. Jak oszacowaliśmy, razem z wykupem gruntów, kosztowałoby to 5 mld złotych. To jest pięć budżetów inwestycyjnych Krakowa. Tyle środków, ale bez zakupu gruntów, jest na to w rządowych programach dla całej Polski. Taki plan nie ma szans na powodzenie.

Tysiąc mieszkań to o wiele rozsądniejsza liczba.

Trzeba też poszerzać program „Mieszkanie za remont”, powołać Społeczną Agencję Najmu, która poprzez dopłaty uruchomiłaby pustostany, których właściciele obawiają się niewypłacalności lokatorów. Ważne jest budownictwo komunalne, regulacja ryku najmu krótkoterminowego, choć to kwestia ustawowa, ale już poruszona w parlamencie. Kolejna sprawa to budowa akademików ze środków KPO – rozmawiałem z wiceministrem nauki Maciejem Gdulą, te środki są, można z nich skorzystać. Deweloperów należy trzymać w ryzach, ale nie stygmatyzować.

Sukcesy i porażki Majchrowskiego

Żyjemy wyborami nowego prezydenta, ale chcielibyśmy zapytać jeszcze o dorobek poprzedniego. Jakie wymieniłby pan dwa sukcesy i dwa największe grzechy Jacka Majchrowskiego?

Kadencje prezydentury Jacka Majchrowskiego podzieliłbym na dwa etapy. Pierwsza część była bardziej udana, druga – mniej. Udało się ściągnąć środki unijne, zrealizować wiele inwestycji – Centrum Konferencyjne ICE, Tauron Arena, zakup nowych tramwajów. Na duży plus zaliczyłbym walkę ze smogiem – Kraków jako pierwsze miasto w Polsce zakazał palenia węglem, zlikwidował kopciuchy.

Porażką jest polityka planowania przestrzennego. Byłem radnym miejskim, wiem, o ile parków musiałem walczyć, zderzać się z urzędem o plany zagospodarowania przestrzennego. Chodziło o chęć zabudowy parku Jalu Kurka, sprawę parku Wisławy Szymborskiej, który udało się obronić, fortu Bronowice, Lunety Warszawskiej.Uważam, że mieszkańcy nie powinni być zmuszeni do obrony takich terenów, urząd powinien sam wiedzieć, jak dobrze je ochronić. Drugi obszar, w którym magistrat poniósł porażkę, to kwestia dialogu i konsultacji z mieszkańcami, wsparcia rad dzielnic. To było często fikcją. I to powinno się jak najszybciej zmienić.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze