0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Włodek / ...

Łukasz Gibała i Aleksander Miszalski 21 kwietnia zmierzą się w wyborach na prezydenta Krakowa. Przed drugą turą rozmawiamy z kandydatami na najważniejsze stanowisko w mieście. Poniżej – rozmowa z Łukaszem Gibałą. W OKO.press można przeczytać również wywiad z Aleksandrem Miszalskim.

Niezależny kandydat Łukasz Gibała (do 2012 roku był członkiem PO, w latach 2012-2014 Ruchu Palikota i Twojego Ruchu, później bezpartyjny) był wyraźnym faworytem sondaży przed wyborami na prezydenta Krakowa. Badania dawały mu kilkuprocentową przewagę nad kandydatem Koalicji Obywatelskiej, Aleksandrem Miszalskim. Ostatecznie obaj kandydaci zmierzą się w drugiej turze, ale to Miszalski zyskał przewagę w pierwszej turze, wygrywając z Gibałą w proporcjach 37 do 27 proc. W rozmowie z OKO.press Łukasz Gibała tłumaczy porażkę w pierwszej turze: „Bardzo nie chcieliśmy wieszać banerów na płotach, czego przedsiębiorcom zakazuje uchwała krajobrazowa. Politycy mogą to robić w trakcie kampanii, ale ja czułbym się niekomfortowo. To niesprawiedliwe. Ale w walce o drugą turę trzeba niestety zmienić nastawienie”.

Przeczytaj także:

Opowiada też o rozkręcającej się negatywnej kampanii, w której jego przeciwnicy podkreślają zadłużenie firmy kandydata na 234 miliony złotych. Łukasz Gibała na nieco ponad tydzień przed drugą turą ogłosił, że zadłużenie spłacił.

O sobie mówi, że potrafi zjednoczyć wyborców o różnych poglądach. Wciągnął na swoje listy polityczki Razem, w drugiej turze ma ciche poparcie PiS. Ciche, bo PiS przede wszystkim rekomenduje, żeby nie głosować na Aleksandra Miszalskiego. Łukasz Gibała przekonuje: nie zależy mi na poparciu polityków PiS, żaden z nich nie dostanie stanowiska w magistracie. Zależy mu za to na poparciu wyborców PiS i tych, którzy 7 kwietnia zostali w domach. To ich głosy mogą przesądzić o wyniku wyborów.

Pierwsza decyzja Gibały: zlikwidować parking, sprzedać lexusa

Katarzyna Kojzar, Marcel Wandas, OKO.press: Załóżmy, że Łukasz Gibała zostaje prezydentem. Pierwsza decyzja?

Łukasz Gibała: Zaczynamy wykup terenów na północy Krakowa, w dolinie rzeki Prądnik. To piękne tereny przyrodnicze, którym grozi zabudowa, chcemy, żeby tam powstał park XXL. Ponad 100 hektarów. Tam można spotkać wydry, bobry, myszołowy, mnóstwo wspaniałej przyrody. Warto ten teren ochronić.

Druga, symboliczna decyzja, to likwidacja parkingu przed magistratem, który jest tylko dla wybranych — prezydenta, wiceprezydentów, najwyższych rangą urzędników.

Mieszkańcy od dawna postulowali, by była tam zieleń. Były dwa projekty do budżetu obywatelskiego w tej sprawie, które nie zostały nawet poddane pod głosowanie. Według mnie to przejaw arogancji władzy. Chciałbym pokazać, że w Krakowie Łukasza Gibały nie ma równych i równiejszych.

Co z prezydenckim lexusem, którym teraz porusza się prezydent Majchrowski?

Pójdzie do sprzedaży. Sam jeżdżę samochodem, nie będę udawał, że tylko komunikacją miejską lub rowerem. Uważam jednak, że jeśli prezydent chce jeździć autem, to niech jeździ, ale prywatnym. Ta limuzyna jest całkowicie zbędna.

Jak Łukasz Gibała zmieni magistrat?

Radni zgodzą się na likwidację parkingu? Chociażby radni Koalicji Obywatelskiej, z którymi będzie musiał pan współpracować? Jest ich przecież większość.

Myślę, że może być problem, również z innymi rzeczami. Ale na tym polega demokracja. Trzeba się dogadywać, iść na kompromisy. Jeśli wygrałby Aleksander Miszalski, to spełniłby się fatalny scenariusz, w którym jedna partia miałaby monopol na władzę. Jeśli wygram ja, to będzie naturalna dynamika. Ona będzie prowadziła do tego, że czasem ja ustąpię, czasami oni.

Jak będą wyglądały decyzje dotyczące poszczególnych osób? Jak wyobraża pan sobie pan „sprzątanie” w magistracie po 22 latach rządów prezydenta Majchrowskiego?

Uważam, że większość osób, które pełnią najwyższe funkcje, powinna zostać wymieniona. Chciałbym to robić na podstawie przejrzystych konkursów. Mam wokół siebie mnóstwo ekspertów, ale mówię im: startujcie w konkursach, jeśli chcecie pełnić funkcje w urzędzie. To ponad 100 osób, które współtworzyły mój program, które mają doświadczenie w różnych dziedzinach, na przykład transportu czy edukacji.

Konkursy nie będą oczywiście obejmowały wiceprezydentów. Ale stanowiska takie jak dyrektor, wicedyrektor wydziału, prezes spółki miejskiej, będą otwarte. Będzie mi zależało na tym, by decydowała merytoryka, nie legitymacja partyjna. Chciałbym, by to było jak najbardziej przejrzyste, by wszyscy mieli dostęp do podań, do CV, by każdy mieszkaniec mógł przejrzeć, co dany kandydat ma do zaoferowania.

Szanse? 50 na 50

Żeby wprowadzić zmiany, trzeba najpierw wygrać wybory. Czy ta wizja się nie oddala? Był pan liderem sondaży, po wynikach pierwszej tury nie widać było na pana twarzy radości.

Oczywiście, byłem zaskoczony wynikiem. Cieszę się, że dostałem się do drugiej tury, to był plan minimum, ale spodziewałem się lepszego wyniku. Mój kontrkandydat, który w sondażach miał około 20 proc., nagle dostał 37 proc. Dziwne, że sondażownie aż tak bardzo się myliły. Emocje być może były widoczne, jednak spokojnie podchodzę do rzeczywistości. Mamy duże szanse, co najmniej 50 na 50. Przechodzimy do decydującej fazy bitwy o Kraków.

Łukasz Gibała na tle napisu GIBAŁA
Łukasz Gibała i jego ekipa podczas wieczoru wyborczego 7 kwietnia 2024. Fot. Konrad Kozłowski / Agencja Wyborcza.pl

Co stało się w pierwszej turze? Czego zabrakło, co nie zagrało?

Wspólnie z moimi współpracownikami wskazujemy na trzy przyczyny.

Po pierwsze, moi kontrkandydaci zalali miasto plakatami – nie tylko Aleksander Miszalski, ale również inni. Aleksandra Miszalskiego w mieście jest mnóstwo. Szacujemy, że na 10 jego plakatów i banerów przypada jeden mój. Bardzo nie chcieliśmy wieszać banerów na płotach, czego przedsiębiorcom zakazuje uchwała krajobrazowa. Politycy mogą to robić w trakcie kampanii, ale ja czułbym się niekomfortowo. To niesprawiedliwe. Ale w walce o drugą turę trzeba niestety zmienić nastawienie. Podjęliśmy z moją ekipą decyzję, że w celu wyrównania szans pójdziemy w to i natychmiast po wyborach wszystko posprzątamy. Równe szanse kandydatów to jeden z fundamentów demokracji. Na Facebooku i na Instagramie zapytałem ludzi, co uważają. Większość była za tym, by banery i plakaty się pojawiały.

Po drugie, możliwe, że część mojego elektoratu zdemobilizowały sondaże, które dawały mi pewną drugą turę. Po co iść głosować w pierwszej, skoro druga jest przesądzona? Jest też negatywna kampania, finansowana przez jednego z deweloperów, który, jak szacujemy, wydał na nią grube pieniądze. Były citilighty, gazetki, banery na portalach internetowych.

Łukasz Gibała spłaca dług

W tej negatywnej kampanii, o której pan mówi, wyciągnięto dług pana firmy – 234 miliony zł. Nie można było tego jakoś uregulować, wyczyścić przed kampanią, broniąc się przed tym atakiem z wyprzedzeniem?

Macie państwo rację, popełniłem błąd. Powinienem był przewidzieć, jak to się potoczy, ale nie doceniłem swoich przeciwników. Pożyczka pochodziła od firm mojego ojca i miała być przeznaczona na budowę nowej fabryki dla mojej firmy, produkującej deski kompozytowe i filamenty do druku 3D. Firma eksportuje towary do 70 krajów na całym świecie, fabryka pod Krakowem nie jest już wystarczająca. Taka pożyczka na rozwój jest w biznesie czymś zupełnie normalnym. Jednak w tej nielegalnej czarnej kampanii byłem przedstawiany jako człowiek, który jest bankrutem, idzie do władzy, by uregulować to zadłużenie. To kuriozalne, ale niestety u części mieszkańców wzbudziło zaniepokojenie. Dlatego zdecydowałem się na radykalny krok. Spłaciłem całą pożyczkę, przekazując ojcu wszystkie udziały w firmie. Dziś nie mam już żadnych zobowiązań. Mogę się w 100 procentach poświęcić działalności publicznej.

Koniec języka miłości

Mówił pan o plakatach, banerach. Co poza tym, jaki jest przepis na wygraną w drugiej turze? Będzie ostro, żeby odpowiedzieć drugiej stronie, że „my też potrafimy”? Wydaje nam się, że już pan zaczął tę ostrą walkę, nazywając Aleksandra Miszalskiego “hostelowym baronem”.

Zmieniliśmy strategię, Postanowiliśmy być bardziej wyraziści w punktowaniu słabych stron przeciwnika. Wcześniej stosowaliśmy politykę miłości, skupiliśmy się na pozytywach, postanowiliśmy ignorować ataki kontrkandydatów. Jednak widać, że tak się nie da, szczególnie w drugiej turze, w starciu jeden na jeden. Zwróciliśmy już uwagę na to, że Aleksander Miszalski jako poseł zachowywał się niewłaściwie – było to związane z konfliktem interesów.

Jako radny głosował za zwiększeniem liczby koncesji na alkohol, mimo że miał wtedy pub i bar w jednym z hosteli.

Jako poseł zabiegał o to, by cała branża turystyczna dostała więcej z tak zwanych tarcz covidowych. Jednocześnie sam miał firmy, które z tych tarcz korzystały – dostały 11 milionów złotych z podatków wszystkich Polaków. Trudno mieć pretensje, że z tego skorzystał, w końcu cała branża miała taką możliwość. Ale już to, że wystosował interpelacje i występował z mównicy, by te środki były większe, to moim zdaniem nieetyczne. Będziemy punktować też inne sprawy, które mogą podważać jego kandydaturę. Był też przypadek zdjęcia, na którym widać wulgarny znak „ośmiu gwiazdek”, który miał wypisany na czole. To odnosi się do jednej czwartej populacji Krakowa, bo co czwarty krakowianin popiera PiS.

Z drugiej strony wiele osób popierających partię Razem, z którą pan blisko współpracuje, również posługiwało się takimi hasłami podczas protestów. Można to chyba zrozumieć w pewnych sytuacjach? To był wyraz gniewu.

Tak, ale chyba stosujemy inne standardy wobec kogoś, kto startuje na prezydenta Polski, inne dla kandydata na prezydenta Krakowa, inne wobec zwykłego obywatela. W czasie Strajku Kobiet wiele protestów przyjęło wulgarną formę. Ale to jest inna sytuacja. Zwykła obywatelka, wściekła na to, że traktowana jest przez Prawo i Sprawiedliwość w sposób przedmiotowy, kiedy są odbierane jej podstawowe prawa, może wyrażać w ten sposób swoje emocje. To jest co innego niż w przypadku kandydata na prezydenta drugiego co do wielkości miasta w Polsce.

Mówi pan, że taki gest był obraźliwy dla jednej czwartej mieszkańców Krakowa, czyli wyborców Prawa i Sprawiedliwości. To te same osoby, w których rękach może leżeć decyzja 21 kwietnia. Beata Szydło w Polsat News stwierdziła, że nie miałaby problemu, by na pana głosować. Widzi pan w tym możliwym poparciu od wyborców i polityków PiS-u szansę, czy może obciążenie?

To ciekawe, że z jednej strony popiera mnie posłanka partii Razem Daria Gosek-Popiołek, a z drugiej chęć głosowania na mnie, choć chyba akurat w Krakowie nie jest zameldowana, wyraża była premier z PiS-u, osoba o zupełnie innych poglądach.

Traktuję to jako dobry sygnał.

Łukasz Gibała potrafi zjednoczyć osoby o różnych sympatiach politycznych. Bardzo chciałbym przekonać wyborców PiS-u, że w moim Krakowie będzie również miejsce dla nich, choć mam inne poglądy niż oni. Nie będę jednak zabiegał o poparcie prominentnych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Mam do nich duże pretensje o to, jak rządzili krajem przez osiem lat.

Łukasz Gibała walczy o niezdecydowanych

A co z osobami, które nie poszły do wyborów i tymi, które są niezdecydowane?

To jest mój główny cel – nie przekonanie wyborców PiS-u, tylko tej połowy wyborców, którzy nie poszli do wyborów. Nie sądzę, żebym potrafił przekonać wyborców Aleksandra Miszalskiego do głosowania na mnie. Odbicie głosujących na innych kandydatów dałoby mi niewielki zysk procentowy. Ważne jest przekonanie tych osób, które zostały w domach, a raczej pewnie skorzystały ze świetnej pogody w niedzielę wyborczą, i których jest 300 tysięcy.

Pytanie, dlaczego ci ludzie nie głosowali. Być może dlatego, że wiedzieli, że i tak dojdzie do drugiej tury. Prawdziwe starcie jest o to, czy w Krakowie będzie rządził kandydat zmiany po Jacku Majchrowskim, czy też kandydat, który był radnym z jego listy i wspierał go, kiedy Platforma współrządziła z obecnym prezydentem. Moim zdaniem to dwie zupełnie inne wizje, inna wiarygodność. Chciałbym, by ludzie podjęli decyzję aktywnie, a nie zostając w domach.

Nie obawia się pan, że Andrzej Kulig, wiceprezydent w ekipie Majchrowskiego, kandydat na prezydenta Krakowa, który odpadł w pierwszej turze, przekaże swoje poparcie Miszalskiemu, i wtedy pana szanse będą wyglądać mizernie?

Tak się stanie: jestem przekonany, że Andrzej Kulig poprze Aleksandra Miszalskiego. Razem mogą zebrać jakieś 46-47 proc. głosów. Dlatego nie będzie mojego sukcesu bez mobilizacji tych, którzy zostali w domach. To jest mój cel. Samo przekonywanie do siebie wyborców tych kandydatów, którzy odpadli, to za mało. Ja muszę zmobilizować tych, którzy do wyborów nie poszli. Wtedy jest szansa na zwycięstwo.

Kraków i metro po warszawsku

Chcemy porozmawiać o tej zmianie, którą pan zapowiada. Jedną z nich ma być budowa metra, którą zresztą obiecuje również pana kontrkandydat. Pan jednak mówi o „lekkim metrze”. Co to znaczy?

Mam pretensje do moich współpracowników, że używają tego sformułowania. To się pojawiło w moim programie jako alternatywa w sytuacji, kiedy nie udałoby się zdobyć wystarczających środków na tradycyjne metro – wtedy część odcinków byłaby naziemna, przy utrzymaniu prędkości metra warszawskiego. Traktuję to jednak jako mało prawdopodobną opcję. Chcę, żeby w Krakowie było takie metro, jak w Warszawie. Kraków na to zasługuje. Bez pieniędzy ze środków unijnych i rządowych tego nie zbudujemy. Chcemy, żeby to było metro pełną gębą, żeby szło zdecydowaną większością trasy pod ziemią, a nie żeby to był przyspieszony tramwaj, który jest namiastką metra.

Pierwsza linia?

Z Nowej Huty przez centrum i Miasteczko Studenckie do Bronowic.

Da się przekonać Donalda Tuska, żeby pomógł, jeśli jego kandydat nie wygra?

To jest pytanie o jego profesjonalizm. Jeśli jest politykiem profesjonalnym, a ja w to wierzę, to będzie podejmował decyzje na podstawie przesłanek merytorycznych. A nie na podstawie tego, czy w danym mieście jest prezydent z PO, czy niezależny. Nie wyobrażam sobie, żeby PO zachowywało się jak PiS, który wycinał te miasta, gdzie prezydent czy burmistrz był z przeciwnej opcji, a promował swoich. Mam nadzieję, że ten scenariusz się nie powtórzy i że będę w stanie porozumieć się z Donaldem Tuskiem. Warto dodać, że na kilka dni przed pierwszą turą w Krakowie premier obiecał rządowe dofinansowanie bez względu na to, kto zostanie prezydentem. Będę go trzymał za słowo.

10 tysięcy mieszkań do końca kadencji

Zapowiada pan budowę 10 tysięcy mieszkań na tani wynajem. Aleksander Miszalski odbija piłeczkę i mówi, że koszty przekroczą budżet już zadłużonego miasta, a poza tym brakuje w Krakowie terenów pod takie inwestycje.

Moim zdaniem jest miejsce, na przykład na Rybitwach albo we wschodniej części Nowej Huty. Tam można wybudować bloki o znacznie większej powierzchni mieszkaniowej niż to, co obiecuję. Kraków potrzebuje tych mieszkań. Ceny rosną w galopującym tempie, rok do roku ponad 30 proc. To może stać się barierą, która powstrzyma potencjalnych mieszkańców przed przyjazdem. Już teraz mamy mniej studentów: kiedyś mieliśmy 200 tysięcy, teraz jest ich 120 tysięcy. Ich często nie stać ich na wynajem mieszkania czy nawet pokoju. Musimy ten problem rozwiązać. A deweloperzy sami tego nie zrobią, to państwu gwarantuję.

Natomiast te mieszkania trzeba budować z głową, żeby była przestrzeń między blokami, zieleń, szkoły, przedszkola, szerokie chodniki.

Jeśli chodzi o koszty: z tego, co wiem, w tym momencie przeznaczono 5 mld zł ze środków unijnych na takie programy w różnych miastach w całej Polsce. Ale też była obietnica ze strony rządu, że tych pieniędzy będzie więcej. Liczę na 10-20 mld, bo potrzeba w całym kraju jest ogromna. Będę do tego przekonywał decydentów, niezależnie od tego, czy będę prezydentem, czy radnym: rozwój społecznego mieszkalnictwa powinien być sferą, na którą pójdzie najwięcej środków z UE.

Kościół? Współpraca, ale na zdrowych, partnerskich warunkach

Mówi pan, że trzeba otwierać Kraków na zieleń, żeby ludzie mieli gdzie spędzać wolny czas. A w Krakowie wiele już istniejących terenów zielonych jest zamkniętych za klasztornymi albo kościelnymi murami. Otworzycie je dla mieszkańców?

Zdecydowanie tak, tych ogrodów przyklasztornych jest w całym mieście bardzo dużo. To są ogromne połacie terenów zielonych, a duchownych jest coraz mniej – w związku z czym te tereny są często niewykorzystane. Jednocześnie też w głównym nurcie wiary chrześcijańskiej jest przecież dzielenie się z bliźnimi. Będę przekonywał arcybiskupa i przeorów. Nie wiem, czy Jacek Majchrowski takie rozmowy prowadził – z mojej wiedzy wynika, że nie. Ja będę je prowadził. Nie wiem, czy skutecznie, ale uważam, że tak powinno być.

Jak będzie pan rozmawiał z Kościołem? Trzeba “odjaniepawlić” Kraków?

Współpraca i zgoda, ale bez takich gestów, które znamy z rządów Jacka Majchrowskiego – jak sprzedaż mienia miejskiego na rzecz Kościoła z bonifikatą 98 proc. Bez dekorowania medalami miejskimi osób, które mają tak kontrowersyjne poglądy, jak arcybiskup Jędraszewski. No nie, takich rzeczy nie chcemy. Współpraca, ale na zdrowych, partnerskich warunkach.

Łukasz Gibała nie chce betonu

Odbetonowanie Krakowa jest jednym z pana głównych postulatów. Z drugiej strony pojawiają się argumenty, że pana brat ma udziały w deweloperskiej spółce. Koneksje rodzinne nie przeszkodą panu w tym odbetonowywaniu?

Nie chcę stawiać się w roli rzecznika mojego brata, bo każdy z nas jest dorosłą osobą. Ale brat powiedział mi, że nie będzie realizował żadnych inwestycji w Krakowie, jeśli zostanę prezydentem. Wie, że to by była sytuacja niezdrowa. Natomiast ja też, powiedzmy sobie wprost, swoją dotychczasową działalnością pokazałem, że w sporach z deweloperami zawsze jestem gotowy stawać po stronie mieszkańców.

Był zresztą taki przypadek, że mój brat chciał wyciąć ok. 30 drzew przy ulicy Olszeckiej i wybudować tam hotel. Te drzewa stoją, mogę pokazać zdjęcia, bo specjalnie je robiliśmy. A stoją m.in. dzięki nam, a dokładnie dzięki Mariuszowi Waszkiewiczowi, z którym współpracuję, a który jest moim ekspertem ds. zieleni.

Brat wycofał się już zresztą z tej inwestycji. Inna sprawa, że został tam uchwalony plan miejscowy, który pozwala w tym miejscu na budowę hotelu. Mieszkańcom się to nie podoba, ale taki plan wprowadził Jacek Majchrowski, a radni go uchwalili – jeszcze zanim ja trafiłem do Rady Miasta.

Jak to odbetonowanie Krakowa powinno przebiegać?

Trzeba wprowadzić dobre plany zagospodarowania przestrzennego, zaczynając od planu ogólnego. Dobre plany będą w większym stopniu stawiać na zieleń i przestrzeń między budynkami. Nie będą się opierać na tym, żeby wyciągnąć jak najwięcej PUM-u, czyli powierzchni użytkowej mieszkalnej.

Postulaty mieszkańców w tej sprawie w ostatnich latach często trafiały do kosza.

Tak było na osiedlu Podwawelskim. 6 tysięcy opinii mieszkańców nie zostało w ogóle wziętych pod uwagę. Prezydent upierał się, by zabetonować ostatni teren zielony w tym miejscu. My walczyliśmy o kompromis, by przynajmniej część działek została zielona.

Łukasz Gibała na proteście, w tle baner z napisem "huta jest nasza nie deweloperów"
Łukasz Gibała podczas protestu przeciwko inwestycjom deweloperskim w Nowej Hucie. Fot. Malgorzata Kolcz / Agencja Wyborcza.pl

Takich sytuacji było mnóstwo, a radni PO często zgłaszali przeciwne poprawki. Chodziło na przykład o zabudowę terenów zielonych przy ulicy Lema. Taką propozycję zgłosił radny Sławomir Pietrzyk. Zabudowa Słonej Wody – to radny Grzegorz Stawowy. Tereny na Prądniku Białym – radna Grażyna Fijałkowska. Wszyscy w tych wyborach startowali z list Koalicji Obywatelskiej. W tej sprawie mam zdecydowanie lepszą kartę niż Aleksander Miszalski.

A że mój brat miał niefortunne pomysły? Po pierwsze, już się z nich wycofał. A po drugie – trudno mieć o to do mnie pretensje. Nie odpowiadam za mojego brata. Zawsze będę stał po stronie mieszkańców.

Majchrowski z sukcesami...

Myśleliśmy, czy nie pominąć w tej rozmowie tematu Jacka Majchrowskiego...

A to się zmieniło, prawda? Jeszcze do niedawna każdy wywiad ze mną był o Majchrowskim.

Dlatego trudno nam nie zapytać o pana ocenę prezydentury Jacka Majchrowskiego. O tym można mówić godzinami, więc ograniczmy się do dwóch sukcesów i dwóch porażek. Największych. Co by pan wybrał?

To drugie łatwiejsze, ale zacznijmy od sukcesów.

Cieszę się, że Jacek Majchrowski podjął decyzję o wykupie terenów w dawnej dzielnicy Wesołej. Tam kiedyś był szpital, który przeniósł się do nowej siedziby. Aktywiści miejscy przedstawili taką koncepcję, by miasto to miejsce wykupiło, i by była tam zieleń, a budynki zostały wykorzystane do działalności kulturalnej, m.in. dla NGO-sów. Na razie z tego pomysłu nici, ale przynajmniej tyle dobrze, że teren jest miejski, nie grozi mu zabudowa. Wcześniej czy później będzie można kontynuować to, co rozpoczął prezydent Majchrowski i za co mu chwała. Mam nadzieję, że uda się tam zorganizować teren z pracowniami artystycznymi, miejscami spotkań, gastronomią, domami kultury.

Druga rzecz, za którą mógłbym go pochwalić, to wykup Lasu Borkowskiego – to około 15 hektarów terenu, który był prywatny, i któremu groziła wycinka, zwłaszcza w czasach obowiązywania niefortunnego prawa Lex Szyszko. Zebraliśmy z aktywistami podpisy pod petycją, by miasto wykupiło ten teren. Pod presją mieszkańców tak się na szczęście stało.

A jeszcze dorzucę bonus i trzeci raz go pochwalę, jeśli państwo pozwolicie. Wymiana pieców węglowych — to działanie, które zostało zainicjowane przez Krakowski Alarm Smogowy. Początkowo, jak większość polityków, Jacek Majchrowski nieco bagatelizował problem smogu. Ostatecznie jednak wdrożył ten program pod naciskiem społecznym. Dzięki temu Kraków jako jedyne miasto w Polsce nie ma palenisk na paliwa stałe.

...ale grzechy wskazać łatwiej

To teraz grzechy. Dwa, które najtrudniej wybaczyć.

Moim zdaniem symbolem rządów Jacka Majchrowskiego jest druga miejska telewizja. Projekt, na który wydano mnóstwo pieniędzy, powstał jedynie po to, by pełnił funkcję tuby propagandowej prezydenta, którą oglądała garstka widzów. Kosztowało nas to miliony – w mieście potężnie zadłużonym, gdzie w wielu miejscach brakuje chodników, kanalizacji. Jaki to miało sens?

Drugi przykład to nieszczęsne Igrzyska Europejskie, które Majchrowski zorganizował razem z PiS-em. Nie wiem, po co one były, szczególnie że mieszkańcy sprzeciwili się wcześniej w referendum organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich, imprezy o znacznie wyższej randze. Prezydent bez referendum, o które apelowaliśmy, zorganizował imprezę, która nie cieszyła się popularnością wśród kibiców, kosztowała duże państwowe pieniądze – a to przecież też pieniądze podatników. To kolejny przykład wydawania pieniędzy na rzeczy błahe, gdy wciąż nie załatwiliśmy podstaw: budowy chodników czy kanalizacji, ustawienia ławeczek, wykupu terenów zielonych z rąk prywatnych. Te decyzje Jacka Majchrowskiego były przejawem bizantyjskiej polityki.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze