0:000:00

0:00

Ludziom Mariusza Kamińskiego nie udało się dowieść, że Aleksander i Jolanta Kwaśniewscy kupili z nielegalnych środków willę w Kazimierzu Dolnym i nie udało się postawić ich przed sądem. Ale przeprowadzili na nich i ich znajomych publiczny samosąd. Przy okazji wchodząc z butami w prywatne życie znajomych znajomych.

W połowie lutego Centralne Biuro Antykorupcyjne opublikowało dokumenty z toczącego się śledztwa w sprawie rzekomej „willi Kwaśniewskich”. Już samo ujawnienie danych z trwającego postępowania jest wyjątkowe i nie wiadomo, jak je pogodzić z interesem śledztwa.

Opublikowany przez CBA „Raport” potwierdza, że początek śledztwu dała nagrana przez ochronę Aleksandra Gudzowatego rozmowa z Józefem Oleksym z września 2006 roku. Były premier - mocno wówczas podpity - przekonywał biznesmena, że majątek Aleksandra i Jolanty Kwaśniewskich jest niewspółmierny do ich dochodów i że są m.in. nieoficjalnie właścicielami willi w Kazimierzu Dolnym. Wkrótce potem fragmenty rozmowy wyemitowane zostały w programie „Misja specjalna” w TVP1.

Z dokumentów opublikowanych przez CBA wynika, że zaczynając działania w sprawie willi, Biuro nie miało nic więcej.

W toku późniejszych czynności „analityczno- informacyjnych”, agenci Biura ustalili, że Kwaśniewscy kupili apartament w Wilanowie i na podstawie oświadczeń majątkowych byłego prezydenta wyliczyli, że po tej transakcji małżonkowie nie mogli już mieć pieniędzy „uzyskanych z legalnych źródeł” na zakup willi w Kazimierzu. Z kolei Maria J., która formalnie była właścicielką willi - według ustaleń Biura - od wielu lat miała niskie dochody, ale od października 2005 do sierpnia 2006 wraz z synem wpłaciła na swoje konta równowartość 1,8 mln zł. W tym okresie kupiła również dom w Puławach za 300 tys. zł.

CBA wyciągnęło stąd wniosek, że Maria J. „nieformalnie” sprzedała dom Kwaśniewskim i dostała od nich pieniądze.

10 sierpnia 2007 prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie uchylania się przez Kwaśniewskich od opodatkowania (art. 54 kodeksu karnego skarbowego). Prowadzenie działań w tej sprawie powierzyła CBA, na którego czele stał wówczas Mariusz Kamiński. Zdaniem jego następcy - Pawła Wojtunika sprawa w ogóle nie mieściła się w kompetencjach Biura - powinien się nią zająć urząd kontroli skarbowej.

Potem (z raportu CBA nie wynika kiedy dokładnie) postępowanie zostało rozszerzone. Śledczy badali dodatkowo, czy Kwaśniewscy podejmowali działania „mogące utrudnić stwierdzenie przestępczego pochodzenia środków płatniczych” (art. 299 par. 5 kodeksu karnego), czyli czy „prali brudne pieniądze”.

Agencji CBA ustalili, że przed nimi, kupionym przez Marię J. domem w Puławach zainteresował się urząd skarbowy. Według teorii Biura - by nie ujawniać, że Maria J. miała pieniądze z transakcji z Kwaśniewskimi, w sprawę zaangażowano wówczas ich przyjaciela - Marka M., szefa Budimeksu. Miał on potwierdzić w skarbówce, że kupił willę w Kazimierzu od Marii J. i na podstawie umowy przedwstępnej, podpisanej bez notariusza, zapłacił jej za tę nieruchomość. Ponieważ miał duży majątek - według CBA - bez problemu mógł wykazać, skąd miał pieniądze na transakcję. Maria M. oświadczyła w urzędzie skarbowym, że z tych pieniędzy kupiła kolejny dom.

We wrześniu 2007 roku Maria J. już oficjalnie (przed notariuszem) sprzedała willę Markowi M. CBA uważa, że Marek M. był w tej transakcji tylko słupem. Potwierdzeniem teorii ma być m.in. podsłuchana rozmowa, w której

Marek M. przyznaje się koledze, że to o niego chodziło, gdy Oleksy mówił Gudzowatemu, że Kwaśniewski „sobie kupił dom w Kazimierzu, ale podstawił swojego kolesia”.

Według CBA, z podsłuchanych rozmów wynika, że "władztwo" nad willą mieli cały czas Kwaśniewscy i że Maria J. administrowała nieruchomością, stosując się do wskazówek Jolanty Kwaśniewskiej.

W lipcu 2008 roku CBA uznało, że dom jest dla Kwaśniewskich kłopotem (bo zainteresowały się nim skarbówka i media) i że prawdopodobnie chętnie się by go pozbyli. Powstał wówczas plan kombinacji operacyjnej kryptonim "Silver", z udziałem funkcjonariusza pod przykryciem. Tym „przykrywkowcem” był Tomasz Kaczmarek, w operacji występujący jako Tomasz Małecki. Miał on zaprzyjaźnić się z synem Marii J. - Janem i za jego pośrednictwem zaproponować, że kupi willę.

Akcja miała dostarczyć dowodu, że pieniądze ze sprzedaży nieruchomości trafią do Kwaśniewskich.

Zdaniem Wojciecha Łączewskiego, który jako sędzia Sądu Rejonowego w Puławach rozpatrywał później jeden z wątków sprawy, nie było przesłanek, które pozwalałyby przeprowadzić operację specjalną i zakup kontrolowany. Bo żeby przeprowadzić taki zakup Biuro powinno mieć wiarygodne dowody, że pieniądze na zakup willi pochodziły np. z łapówek, z handlu bronią czy innego przestępstwa. Tego samego zdania jest Paweł Wojtunik (gdy objął fotel szefa CBA, powiadomił prokuraturę, że Biuro przekroczyło w tej sprawie swoje uprawnienia).

Operację jednak przeprowadzono. Według CBA, podsłuchane rozmowy z tego okresu potwierdzają, że to nie Marek M. zdecydował o tym, że dom zostanie sprzedany "Małeckiemu". A cenę wskazała Kwaśniewska - posługując się w rozmowie z Marią J. szyfrem (zamiast o cenie domu, rozmawiały o cenie butów). Z "Małeckim" uzgodniono, że część należności za dom zapłaci oficjalnie, a część "pod stołem".

CBA nie zdobyło jednak spodziewanego dowodu, że willa należała do Kwaśniewskich.

29 lipca 2009 roku, po podpisaniu aktu notarialnego z "Małeckim", Marek M. przełożył pieniądze z walizki, w której był nadajnik GPS, do innej torby. I odjechał. CBA obawiając się, że pieniądze przepadną, przerwało akcję.

Marii J. i jej synowi - Janowi J. oraz Markowi M. postawiono zarzuty złamania artykułu 272 kodeksu karnego (podstępnego wyłudzenia poświadczenia nieprawdy w dokumencie) i 56 par. 2 kodeksu karnego skarbowego (uszczuplenia podatku). Potem zarzuty dotyczące art. 227 kk zostały umorzone.

Za złamanie art. 56 par 2 Maria J. i Jan J. zostali skazani na grzywnę, a Marek M. - w pierwszej instancji także ukarany grzywną, potem został prawomocnie uniewinniony. Podkreślmy, że cała trójka została oskarżona o przestępstwa związane z transakcją zainicjowaną przez agenta Tomka, a nie z transakcjami, które dały początek śledztwu.

1 grudnia 2016 roku Prokuratura Regionalna w Katowicach podjęła umorzone śledztwo ws. prania pieniędzy. Czynności znów powierzyła CBA.

10 lutego 2020 roku Prokurator Regionalny w Katowicach wydał postanowienie o upublicznieniu części materiałów ze śledztwa.

Są to jednak wyłącznie materiały potwierdzające wersję zdarzeń przyjętą przez CBA. Nie opublikowano materiałów, które podważałyby tą wersję - na przykład wyjaśnień Marii J. i Marka M.

Nie mówiąc już o wyjaśnieniach Kwaśniewskich, którzy przez wszystkie te lata w ogóle nie zostali przesłuchani w tej sprawie.

Ale naprawdę skandaliczny jest sposób, w jaki Biuro to zrobiło.

Publikując materiały, CBA ujawniło dane osobowe oraz prywatne (również wrażliwe) informacje dotyczące co najmniej kilku osób. Udostępniło szerokiej publiczności nagrania i stenogramy rozmów:

  • Marii J. i Marka M. - znajomych Kwaśniewskich, którzy byli podsłuchiwani przez Biuro za zgodą sądu, ale którym ostatecznie w toczącym się śledztwie nie postawiono zarzutów,
  • ludzi, którzy rozmawiali przez telefon z Marią J. i Markiem M. i mieli związek ze sprawą willi (np. syna Marii J. - Jana J. czy Kwaśniewskich) oraz
  • ludzi, którzy w ogóle nie mieli z tą sprawą nic wspólnego, tylko rozmawiali przez telefon z podsłuchiwanymi osobami (jak np. koleżanka Marii J. - Małgorzata F., żona znanego aktora Jana F.).

Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar zwraca uwagę, że upublicznienie nagrań szczególnie „godzi w prawa” osób z tej ostatniej grupy. Ale według innych prawników, z którymi rozmawialiśmy, poważnie naruszone zostało także prawo do prywatności, a w niektórych przypadkach również dobre imię pozostałych osób.

W nagraniach z podsłuchów padają bowiem delikatne informacje dotyczące chorób, nałogów, kłótni w związkach i problemów finansowych. A w ściśle tajnych do niedawna notatkach funkcjonariuszy CBA - niezweryfikowane pomówienia i plotki (np. o zdradach małżeńskich), zebrane podczas rozmów z mieszkańcami Kazimierza.

Skrajnym przypadkiem naruszenia prawa do prywatności jest upublicznienie rozmów dotyczących znanego aktora - Jana F., który nie miał nic wspólnego śledztwem. Nagrane przez CBA osoby, m.in. jego żona, mówią o jego alkoholizmie i problemach ze zdrowiem.

Przez zaniedbania lub bezmyślność funkcjonariuszy CBA, bez problemu można zidentyfikować, o kim mowa (do szczegółów tej sprawy i innych przypadków ujawnienia informacji wrażliwych oraz danych osobowych wrócimy za chwilę).

Przeczytaj także:

Odpowiedź CBA na zeznania agenta Tomka

Decyzję o udostępnieniu materiałów ze wznowionego w 2016 roku śledztwa ws. willi w Kazimierzu Dolnym wydał Prokurator Regionalny w Katowicach, na wniosek ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego.

O odtajnienie dokumentów Kamiński wystąpił po tym, jak były agent CBA - Tomasz Kaczmarek - najpierw w prokuraturze, a potem w „Superwizjerze” TVN wyznał, że na polecenie swoich byłych szefów (m.in. Kamińskiego) podawał nieprawdę w służbowych notatkach z operacji CBA dotyczącej willi. Miał je podkolorowywać tak, by wynikało z nich, że nieruchomość należy do Kwaśniewskich.

Publikacja dokumentów ze śledztwa ma przekonać opinię publiczną, że Kaczmarek skłamał teraz - w prokuraturze i TVN, a nie wcześniej w notatkach.

CBA uważa, w 2005 lub 2006 roku Kwaśniewscy kupili od znajomej - Marii J. nieruchomość w Kazimierzu Dolnym, nie mogli mieć jednak wtedy „z legalnych źródeł” kwoty, którą trzeba było zapłacić za dom. Z kolei Maria J., która formalnie była właścicielką willi, mimo że od wielu lat miała bardzo niskie dochody, w tamtym okresie, wraz z synem, wpłaciła na swoje konta równowartość blisko 1,8 mln zł.

Agenci wywnioskowali z tego, że Kwaśniewscy kupili nieoficjalnie dom od Marii J., płacąc „brudnymi pieniędzmi”.

Według CBA, gdy dochodami Marii J. zainteresował się urząd skarbowy, w sprawę zaangażowano jako „słupa” bliskiego znajomego Kwaśniewskich - Marka M., ówczesnego szefa Budimeksu. Maria J. i Marek M. mieli wówczas uzgodnić, że w skarbówce powiedzą, że w 2005 roku, bez udziału notariusza, zawarli przedwstępną umowę sprzedaży domu i że w związku z tym Marek M. przekazał Marii J. kilka zaliczek w gotówce. W 2007 roku spisali oficjalną umowę przed notariuszem.

Ale - jak twierdzi CBA - faktycznymi właścicielami willi byli cały czas Kwaśniewscy i to oni podejmowali decyzje dotyczące tej nieruchomości.

CBA próbowało tego dowieść przez kilka lat. By to wykazać, m.in. podsłuchiwało Marię J. i Marka M., a przy okazji - wszystkich którzy kontaktowali się z nimi telefonicznie

(więcej o śledztwie dowiesz się rozwijając zakładkę: „Przeczytaj więcej o śledztwie w sprawie »willi Kwaśniewskich«” na początku tekstu).

Ostatecznie Kwaśniewscy nie usłyszeli żadnych zarzutów, a śledztwo prokuratury w sprawie działań „mogących utrudnić stwierdzenie przestępczego pochodzenia środków płatniczych” zostało umorzone. Po wygranej PiS w wyborach parlamentarnych 2015, prokuratura na nowo wszczęła postępowanie.

Materiały z toczącego się śledztwa

Teraz ta sama prokuratura zadecydowała o ujawnieniu części materiałów z toczącego się postępowania. Za jej zgodą CBA opublikowało:

  • „Raport” podsumowujący działania służb w sprawie willi i dotychczasowe ustalenia (wyłącznie te, potwierdzające teorię CBA),
  • 51 nagrań podsłuchanych rozmów telefonicznych i konwersacji nagranych podczas operacji przez agenta Tomka (niegdyś oznaczonych klauzulą "poufne"),
  • ściśle tajne do niedawna notatki służbowe funkcjonariuszy CBA, m.in. agenta Tomka,
  • zeznania złożone przez agenta Tomka w prokuraturze, w 2009 roku (wtedy całkowicie zanonimizowane),
  • oraz niektóre zabezpieczone dowody (np. odręczną notatkę Marii J.).

Sytuacja jest wyjątkowa, bo normalnie materiały zgromadzone przez prokuraturę objęte są tajemnicą śledztwa, a za ich rozpowszechnianie bez zezwolenia, zgodnie z artykułem 241 kk, grozi do 2 lat więzienia. Zwykle:

  • dopóki toczy się postępowanie przygotowawcze, śledczy udzielają o nim publicznie tylko podstawowych informacji (np. jakie zarzuty zostały postawione i komu - ale tylko z podaniem imion i pierwszych liter nazwisk podejrzanych osób).
  • A gdy prokuratura skieruje przeciwko komuś akt oskarżenia - w sądzie sprawa, w której dowodem są podsłuchy toczy się za zamkniętymi drzwiami, a notatki operacyjne i zeznania agentów działających pod przykryciem sędziowie czytają w tajnej kancelarii.

Art. 241. § 1. Kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

§2. Tej samej karze podlega, kto rozpowszechnia publicznie wiadomości z rozprawy sądowej prowadzonej z wyłączeniem jawności.

Dodatkowo - na co zwraca uwagę rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar - materiały zostały ujawnione, gdy postępowanie toczy się jeszcze w sprawie, a nie przeciwko konkretnym osobom (nikomu nie postawiono jeszcze zarzutów). Według Bodnara, wyodrębnienie z akt śledztwa i ujawnienie rozmów konkretnych osób może stwarzać wrażenie, że „właśnie te osoby są uwikłane w działalność przestępczą”.

CBA naruszyło więc jedną z podstawowych zasad prawa karnego - czyli zasadę domniemania niewinności.

Według RPO, wydając decyzję o upublicznieniu materiałów dotyczących „willi Kwaśniewskich” prokurator skorzystał prawdopodobnie z artykułu 12 ustawy Prawo o prokuraturze (nie wiadomo tego na pewno, bo jego postanowienie nie zostało opublikowane).

Przepis ten został wprowadzony w 2016 roku. Pozwala na udostępnianie informacji ze śledztw mediom, jeśli przemawia za tym „ważny interes publiczny”.

Art. 12. Ustawy Prawo o prokuraturze

§1. Prokurator Generalny, Prokurator Krajowy lub inni upoważnieni przez nich prokuratorzy mogą przedstawić organom władzy publicznej, a w szczególnie uzasadnionych przypadkach także innym osobom, informacje dotyczące działalności prokuratury, w tym także informacje dotyczące konkretnych spraw, jeżeli informacje takie mogą być istotne dla bezpieczeństwa państwa lub jego prawidłowego funkcjonowania.

§2. Prokurator Generalny oraz kierownicy jednostek organizacyjnych prokuratury mogą przekazać mediom osobiście, lub upoważnić w tym celu innego prokuratora, informacje z toczącego się postępowania przygotowawczego lub dotyczące działalności prokuratury, z wyłączeniem informacji niejawnych, mając na uwadze ważny interes publiczny.

§3. W przypadkach wskazanych w § 1 i 2 nie jest wymagane uzyskanie zgody prowadzącego postępowanie przygotowawcze.

§4. Odpowiedzialność za wszelkie roszczenia powstałe w związku z czynnościami, o których mowa w § 1 i 2 ponosi Skarb Państwa. Odpowiedzialność Skarbu Państwa obejmuje również obowiązek złożenia oświadczenia o odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie oraz obowiązek zapłacenia sumy na wskazany cel społeczny.

§5. Do odpowiedzialności osób, o których mowa w § 1 i 2, stosuje się odpowiednio art 119–121 ustawy z dnia 26 czerwca 1974 r. – Kodeks pracy (Dz. U. z 2018 r. poz. 917, z późn. zm.), zwanej dalej „Kodeksem pracy”.

Według Wojciecha Łączewskiego, byłego sędziego, który w swojej karierze sądził w 31 sprawach opartych na materiale dowodowym z operacji specjalnych, prokuratura nie miała prawa upublicznić materiałów ze śledztwa ws. "willi Kwaśniewskich".

Za ujawnieniem znacznej części informacji nie przemawiał bowiem ważny interes publiczny. A naruszyło ono prawa kilku osób prywatnych.

"Uważam, że jest to przestępstwo: przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, w celu działania na szkodę interesu prywatnego. Zgodnie z artykułem 231 kk grozi za to do 3 lat więzienia" - mówi Łączewski.

Nazwiska, adresy, kontakty

Przeanalizowaliśmy ujawnione przez CBA materiały dotyczące sprawy „willi Kwaśniewskich”. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to to, że

bardzo niedokładnie zanonimizowano w nich dane osobowe i adresy nieruchomości - w jednych dokumentach zostały one zamalowane, w innych nie.

Widać, że materiały przygotowywano w pośpiechu - prawdopodobnie, by jak najszybciej dać odpór zarzutom, które postawił publicznie Tomasz Kaczmarek i żeby zdążyć z publikacją przed 14 lutym 2020 i głosowaniem Sejmu nad wotum nieufności dla ministra Mariusza Kamińskiego.

"Raport" CBA. Adres willi w Kazimierzu Dolnym w jednym miejscu został zamalowany, w innym - już nie. Anonimozacja nazwisk - OKO.press

W efekcie CBA upubliczniło m.in.:

  • nazwiska prywatnych osób - zarówno tych, których dotyczyła operacja (nazwiska Marii J. i Marka M. podane zostały w pełnym brzmieniu), jak i tych, którzy inwigilowani byli niejako przypadkiem (Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy), a nawet przesłuchiwanych w sprawie świadków (np. Bożena W., pracownica Fundacji Porozumienie bez Barier i firmy Jolanty Kwaśniewskiej, której nazwiska nie zamalowano w protokole przesłuchania),
  • dokładny adres domu w Kazimierzu Dolnym, który należał do Marii J. a potem do Marka M.
  • dokładny adres apartamentu w Warszawie, który Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy kupili w 2006 roku.
Adres apartamentu Kwaśniewskich w "Raporcie" dotyczącym działań CBA. Anonimizacja nazwiska - OKO.press

Łuszczyca i biały ząb. A gdzie interes publiczny?

Najbardziej bulwersujące jest jednak ujawnienie nagrań z podsłuchów telefonicznych i rozmów nagranych podczas operacji CBA przez agenta Tomka.

Gdy Biuro opublikowało dokumenty, Paweł Wojtunik, szef CBA za rządów PO-PSL, a wcześniej szef CBŚ komentował na Twitterze:

"Skandal, bo podsłuchy operacyjne można wykorzystać jedynie w postępowaniu karnym, a nie dla celów politycznych czy publicystycznych. Niezależnie kogo dotyczą".

„Nie po to ta metoda gromadzenia dowodów [przez podsłuch - przyp. red.] jest obwarowana koniecznością zgody sądu, nie po to wprowadzono przepisy o postępowaniu z podsłuchami, niszczeniu ich, jeśli np. sprawa zostanie umorzona - żeby służby publikowały rozmowy osób, którym nawet nie postawiono zarzutów. Nie wiem jak to określić, że oni to ujawnili - głupota, skandal, amatorka” - dodaje były sędzia Wojciech Łączewski.

Według Łączewskiego upublicznienia rozmów nie da się uzasadnić interesem społecznym. Dla przedstawienia wersji CBA wystarczyłaby publikacja samego „Raportu” podsumowującego ustalenia ws. „willi Kwaśniewskich”. Przytoczono w nim fragmenty podsłuchanych rozmów, potwierdzające wersję zdarzeń przyjętą przez Biuro.

Fragment rozmowy Jana J. z matką, w której opowiada on o swoich kłopotach z łuszczycą. Anonimizacja nazwiska - OKO.press

Ale oprócz tego - bonusowo - CBA opublikowało nagrania i stenogramy całych rozmów, łącznie z fragmentami dotyczącymi prywatnego życia podsłuchiwanych osób i ich znajomych. Każdy może w nich posłuchać i przeczytać m.in.

  • o stosunku Marii J. do byłego męża,
  • o tym, że jednej z córek Marii J. (ich imiona zostały również ujawnione) pociemniał po urazie ząb, ale udało się go wybielić,
  • o kłopotach finansowych syna Marii J. - Jana,
  • o tym, jak Jan J. poszukiwał pracy i o jego zawodowych kontaktach,
  • o kłótni Jana J. z dziewczyną,
  • o tym, że Jan J. cierpiał na łuszczycę i o stosowanych przez niego metodach leczenia tej choroby (Biuro opublikowało długą rozmowę na ten temat; sprawa wraca też w kolejnych rozmowach),
  • o zabiegach estetycznych z jakich korzystała Małgorzata F. - koleżanka Marii J. i żona aktora Jana F.
  • o tym, co poszczególne podsłuchane osoby sądzą (a raczej sądziły przed laty) o swoich znajomych, pracodawcach, mediach itd.
Fragment podsłuchanej rozmowy o Marii J. i jej syna Jana, o kłótni z dziewczyną. Fot. screen

Alkoholizm znanego aktora

Jak już wspomnieliśmy, w opublikowanych rozmowach są także informacje osobiste (a nawet wrażliwe) dotyczące osób, które nie miały żadnego związku ze sprawą "willi Kwaśniewskich".

Jedną z takich osób jest znany aktor Jan F. CBA opublikowało kilka rozmów, w których jego żona i wspólni znajomi rozmawiają o jego alkoholizmie i problemach ze zdrowiem.

Żona - Małgorzata F. o problemach alkoholowych męża rozmawia szczerze z Marią J.

Maria J. w rozmowie z Jolantą Kwaśniewską relacjonuje, że Jan F. "nie gra w teatrze, siedzi i - ten - codziennie bania" i że "cały czas jest na bani" więc nie wiadomo, jak poradzi sobie na konferencji, na której ma wystąpić. Opowiada także prezydentowej, że Jan F. "miał kiedyś straszne problemy ze wzrokiem" i "groziło mu, że będzie miał ślepe oko", ale znalazł się sponsor, który pokrył koszt operacji w Wiedniu i dzięki temu oko zostało uratowane. I że F. chciałby w związku z tym przeznaczyć pieniądze na pomoc komuś innemu.

A syn Marii J. - Jan opowiada agentowi Tomkowi, że Jan F. "ma zaawansowane stadium choroby filipińskiej" (nawiązując do tego, jak Aleksander Kwaśniewski tłumaczył swoją niedyspozycję podczas konwencji Lewicy i Demokratów - twierdząc, że wywołały ją leki, które bierze na chorobę, której nabawił się na Filipinach).

Podsłuchana i ujawniona przez CBA rozmowa Marii J. (A) z Jolantą Kwaśniewską (B). Fot. screen

Bez problemu można zidentyfikować, kogo dotyczą te rozmowy.

  • W stenogramie rozmowy Marii J. z Małgorzatą F., nazwisko tej ostatniej zamalowane zostało tak niedokładnie, że można je częściowo odczytać.
  • W upublicznionej przez Biuro rozmowie, Małgorzata F. czyta obszerny fragment recenzji filmu, w której wystąpił jej mąż - nawet jeśli ktoś go nie oglądał, bez trudu można sprawdzić, kto w nim grał.
  • W rozmowie telefonicznej z mamą Jan J. prosi by podała mu numer "do Janka". Tłumaczy: "Ja nie mam do Janka telefonu przy sobie... Tak. Albo może go źle zapisałem, bo jak wpisuję [tu podaje pierwsze trzy litery z krótkiego nazwiska aktora] to mi nic nie wychodzi".
Stenogram rozmowy agenta Tomka (X) i Jana J. (Y), podczas której ten ostatni dzwoni do matki, by podała mu numer do aktora Jana F. Anonimizacja na czerwono - OKO.press

Nie ukradł, tylko podarował. Nie ubek, tylko ofiara SB

Centralne Biuro Antykorupcyjne upubliczniło również kilka notatek służbowych funkcjonariuszy - niegdyś zakwalifikowanych jako "ściśle tajne". Funkcjonariusze podawali w nich informacje operacyjne, także o osobach zupełnie niezwiązanych ze śledztwem ws. "willi Kwaśniewskich".

Gdy w 2007 roku, podając się za policjantów, wypytywali mieszkańców Kazimierza Dolnego o willę, kilka osób wspomniało im o byłym mężu Marii J. - Jędrzeju.

  • Miejscowy taksówkarz Tomasz R. (w notatce podano markę taksówki) opowiedział im "że mąż Marii J. otrzymał w latach 70. działkę od miasta w zamian za przekazanie na rzecz muzeum w Kazimierzu Dolnym kolekcji sreber. Srebra te miały zostać ukradzione z terenu [zamalowana nazwa]".
  • Dzielnicowy Andrzej K. potwierdził informację podaną przez taksówkarza. I dodał, że mąż Marii J. „miał być zatrudniony w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, a następnie w randze dyrektora departamentu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych”.
  • Była gospodyni Marii J. i jej męża opowiadała agentom o stanie zdrowia ich córek i o tym, że ich syn rzekomo dostał się na studia dzięki "koneksjom". A także o przyczynach rozpadu ich małżeństwa.

Po upublicznieniu dokumentów przez CBA Marek Małecki, adwokat reprezentujący Jędrzeja J. napisał w oświadczeniu, że "nigdy nie był [on] pracownikiem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego lub dyrektorem w MSW. Nigdy nie otrzymał żadnej nieruchomości od miasta Kazimierz, nie był też paserem, nie kupił żadnego przedmiotu pochodzącego z kradzieży".

"Ujawnienie jego spraw rodzinnych, sytuacji osobistej, majątkowej, stanu zdrowia dzieci, mój klient uważa za niedopuszczalne ingerowanie w jego prywatność” - oświadczył Małecki.

Jak pisała "Gazeta Wyborcza", w aktach IPN bez trudu można sprawdzić, że Jędrzej J. "nie figuruje tam jako urzędnik lub funkcjonariusz służb PRL. Jest za to Jędrzej Jaworski, przeciwko któremu SB prowadziło w latach 1965-85 rozpracowanie pod kryptonimem »Alfat«". Według ustaleń "Wyborczej",

"J. to znany naukowiec, który wyemigrował do Kanady, a bezpieka rozpracowywała go m.in. ze względu na jego prace z zakresu chemii." W 1978 roku przekazał miejskiemu muzeum część swojej kolekcji polskich sreber, o czym pisały wówczas obszernie media.

Odpowiedzialność tylko finansowa?

Według rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, materiałom ujawnionym przez Centralne Biuro Korupcyjne powinien przyjrzeć się Urząd Ochrony Danych Osobowych. Urzędnicy powinni sprawdzić, czy publikując dokumenty CBA nie naruszyło przepisów o ochronie danych osobowych, a w szczególności - o ochronie danych wrażliwych (np. dotyczących zdrowia).

Jak podkreśla Bodnar, znowelizowane przez PiS Prawo o prokuraturze nie tylko „nie wprowadza żadnej ochrony przed ewentualnymi nadużyciami” związanymi z ujawnieniem dokumentów śledztwa, ale „w istotny sposób ogranicza odpowiedzialność osób podejmujących takie decyzje”.

Prokurator, który ujawniając informacje działał „wyłącznie w interesie społecznym”, nie może bowiem odpowiadać za to dyscyplinarnie.

Według RPO, osoby, których dotyczą ujawnione przez CBA materiały, mogą jednak domagać się wynagrodzenia szkód, jakie zostały im wyrządzone, występując do sądów z pozwami o zadośćuczynienie finansowe.

Adwokat Jędrzeja J. już zapowiedział, że złoży przeciwko CBA pozew o ochronę dóbr osobistych. Czy inne osoby, których dane ujawniło CBA, zrobią to samo?

Syn Marii J. - Jan J. w rozmowie z "Wyborczą" mówił: "Cała Polska może czytać, co 12 lat temu mówiłem mojej mamie o moich problemach osobistych, finansowych i zdrowotnych. Czuję się bezsilny". Ale pytany, czy zamierza skierować sprawę do sądu, zaprzeczył.

"Z kim mam walczyć? Przecież za nimi stoi państwo. Oni zrobili to jako wysocy urzędnicy, którzy korzystają z pełnej ochrony. To jest podłe nadużycie, ale nie mam siły walczyć z machiną, która za nimi stoi".
;

Udostępnij:

Bianka Mikołajewska

Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.

Komentarze