Bianka Mikołajewska
Bianka Mikołajewska
Ujawniając dokumenty dotyczące willi w Kazimierzu, CBA naruszyło prywatność wielu osób, także w ogóle niezwiązanych ze śledztwem. Opublikowało rozmowy znajomych Kwaśniewskich o łuszczycy i innych chorobach, na które cierpieli, o problemach finansowych i kłótniach. A także o alkoholizmie i problemach ze wzrokiem znanego aktora, z którym się przyjaźnią
Ludziom Mariusza Kamińskiego nie udało się dowieść, że Aleksander i Jolanta Kwaśniewscy kupili z nielegalnych środków willę w Kazimierzu Dolnym i nie udało się postawić ich przed sądem. Ale przeprowadzili na nich i ich znajomych publiczny samosąd. Przy okazji wchodząc z butami w prywatne życie znajomych znajomych.
W połowie lutego Centralne Biuro Antykorupcyjne opublikowało dokumenty z toczącego się śledztwa w sprawie rzekomej „willi Kwaśniewskich”. Już samo ujawnienie danych z trwającego postępowania jest wyjątkowe i nie wiadomo, jak je pogodzić z interesem śledztwa.
Ale naprawdę skandaliczny jest sposób, w jaki Biuro to zrobiło.
Publikując materiały, CBA ujawniło dane osobowe oraz prywatne (również wrażliwe) informacje dotyczące co najmniej kilku osób. Udostępniło szerokiej publiczności nagrania i stenogramy rozmów:
Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar zwraca uwagę, że upublicznienie nagrań szczególnie „godzi w prawa” osób z tej ostatniej grupy. Ale według innych prawników, z którymi rozmawialiśmy, poważnie naruszone zostało także prawo do prywatności, a w niektórych przypadkach również dobre imię pozostałych osób.
W nagraniach z podsłuchów padają bowiem delikatne informacje dotyczące chorób, nałogów, kłótni w związkach i problemów finansowych. A w ściśle tajnych do niedawna notatkach funkcjonariuszy CBA - niezweryfikowane pomówienia i plotki (np. o zdradach małżeńskich), zebrane podczas rozmów z mieszkańcami Kazimierza.
Skrajnym przypadkiem naruszenia prawa do prywatności jest upublicznienie rozmów dotyczących znanego aktora - Jana F., który nie miał nic wspólnego śledztwem. Nagrane przez CBA osoby, m.in. jego żona, mówią o jego alkoholizmie i problemach ze zdrowiem.
Przez zaniedbania lub bezmyślność funkcjonariuszy CBA, bez problemu można zidentyfikować, o kim mowa (do szczegółów tej sprawy i innych przypadków ujawnienia informacji wrażliwych oraz danych osobowych wrócimy za chwilę).
Decyzję o udostępnieniu materiałów ze wznowionego w 2016 roku śledztwa ws. willi w Kazimierzu Dolnym wydał Prokurator Regionalny w Katowicach, na wniosek ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego.
O odtajnienie dokumentów Kamiński wystąpił po tym, jak były agent CBA - Tomasz Kaczmarek - najpierw w prokuraturze, a potem w „Superwizjerze” TVN wyznał, że na polecenie swoich byłych szefów (m.in. Kamińskiego) podawał nieprawdę w służbowych notatkach z operacji CBA dotyczącej willi. Miał je podkolorowywać tak, by wynikało z nich, że nieruchomość należy do Kwaśniewskich.
Publikacja dokumentów ze śledztwa ma przekonać opinię publiczną, że Kaczmarek skłamał teraz - w prokuraturze i TVN, a nie wcześniej w notatkach.
CBA uważa, w 2005 lub 2006 roku Kwaśniewscy kupili od znajomej - Marii J. nieruchomość w Kazimierzu Dolnym, nie mogli mieć jednak wtedy „z legalnych źródeł” kwoty, którą trzeba było zapłacić za dom. Z kolei Maria J., która formalnie była właścicielką willi, mimo że od wielu lat miała bardzo niskie dochody, w tamtym okresie, wraz z synem, wpłaciła na swoje konta równowartość blisko 1,8 mln zł.
Agenci wywnioskowali z tego, że Kwaśniewscy kupili nieoficjalnie dom od Marii J., płacąc „brudnymi pieniędzmi”.
Według CBA, gdy dochodami Marii J. zainteresował się urząd skarbowy, w sprawę zaangażowano jako „słupa” bliskiego znajomego Kwaśniewskich - Marka M., ówczesnego szefa Budimeksu. Maria J. i Marek M. mieli wówczas uzgodnić, że w skarbówce powiedzą, że w 2005 roku, bez udziału notariusza, zawarli przedwstępną umowę sprzedaży domu i że w związku z tym Marek M. przekazał Marii J. kilka zaliczek w gotówce. W 2007 roku spisali oficjalną umowę przed notariuszem.
Ale - jak twierdzi CBA - faktycznymi właścicielami willi byli cały czas Kwaśniewscy i to oni podejmowali decyzje dotyczące tej nieruchomości.
CBA próbowało tego dowieść przez kilka lat. By to wykazać, m.in. podsłuchiwało Marię J. i Marka M., a przy okazji - wszystkich którzy kontaktowali się z nimi telefonicznie
(więcej o śledztwie dowiesz się rozwijając zakładkę: „Przeczytaj więcej o śledztwie w sprawie »willi Kwaśniewskich«” na początku tekstu).
Ostatecznie Kwaśniewscy nie usłyszeli żadnych zarzutów, a śledztwo prokuratury w sprawie działań „mogących utrudnić stwierdzenie przestępczego pochodzenia środków płatniczych” zostało umorzone. Po wygranej PiS w wyborach parlamentarnych 2015, prokuratura na nowo wszczęła postępowanie.
Teraz ta sama prokuratura zadecydowała o ujawnieniu części materiałów z toczącego się postępowania. Za jej zgodą CBA opublikowało:
Sytuacja jest wyjątkowa, bo normalnie materiały zgromadzone przez prokuraturę objęte są tajemnicą śledztwa, a za ich rozpowszechnianie bez zezwolenia, zgodnie z artykułem 241 kk, grozi do 2 lat więzienia. Zwykle:
Dodatkowo - na co zwraca uwagę rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar - materiały zostały ujawnione, gdy postępowanie toczy się jeszcze w sprawie, a nie przeciwko konkretnym osobom (nikomu nie postawiono jeszcze zarzutów). Według Bodnara, wyodrębnienie z akt śledztwa i ujawnienie rozmów konkretnych osób może stwarzać wrażenie, że „właśnie te osoby są uwikłane w działalność przestępczą”.
CBA naruszyło więc jedną z podstawowych zasad prawa karnego - czyli zasadę domniemania niewinności.
Według RPO, wydając decyzję o upublicznieniu materiałów dotyczących „willi Kwaśniewskich” prokurator skorzystał prawdopodobnie z artykułu 12 ustawy Prawo o prokuraturze (nie wiadomo tego na pewno, bo jego postanowienie nie zostało opublikowane).
Przepis ten został wprowadzony w 2016 roku. Pozwala na udostępnianie informacji ze śledztw mediom, jeśli przemawia za tym „ważny interes publiczny”.
Według Wojciecha Łączewskiego, byłego sędziego, który w swojej karierze sądził w 31 sprawach opartych na materiale dowodowym z operacji specjalnych, prokuratura nie miała prawa upublicznić materiałów ze śledztwa ws. "willi Kwaśniewskich".
Za ujawnieniem znacznej części informacji nie przemawiał bowiem ważny interes publiczny. A naruszyło ono prawa kilku osób prywatnych.
"Uważam, że jest to przestępstwo: przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, w celu działania na szkodę interesu prywatnego. Zgodnie z artykułem 231 kk grozi za to do 3 lat więzienia" - mówi Łączewski.
Przeanalizowaliśmy ujawnione przez CBA materiały dotyczące sprawy „willi Kwaśniewskich”. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to to, że
bardzo niedokładnie zanonimizowano w nich dane osobowe i adresy nieruchomości - w jednych dokumentach zostały one zamalowane, w innych nie.
Widać, że materiały przygotowywano w pośpiechu - prawdopodobnie, by jak najszybciej dać odpór zarzutom, które postawił publicznie Tomasz Kaczmarek i żeby zdążyć z publikacją przed 14 lutym 2020 i głosowaniem Sejmu nad wotum nieufności dla ministra Mariusza Kamińskiego.
W efekcie CBA upubliczniło m.in.:
Najbardziej bulwersujące jest jednak ujawnienie nagrań z podsłuchów telefonicznych i rozmów nagranych podczas operacji CBA przez agenta Tomka.
Gdy Biuro opublikowało dokumenty, Paweł Wojtunik, szef CBA za rządów PO-PSL, a wcześniej szef CBŚ komentował na Twitterze:
"Skandal, bo podsłuchy operacyjne można wykorzystać jedynie w postępowaniu karnym, a nie dla celów politycznych czy publicystycznych. Niezależnie kogo dotyczą".
„Nie po to ta metoda gromadzenia dowodów [przez podsłuch - przyp. red.] jest obwarowana koniecznością zgody sądu, nie po to wprowadzono przepisy o postępowaniu z podsłuchami, niszczeniu ich, jeśli np. sprawa zostanie umorzona - żeby służby publikowały rozmowy osób, którym nawet nie postawiono zarzutów. Nie wiem jak to określić, że oni to ujawnili - głupota, skandal, amatorka” - dodaje były sędzia Wojciech Łączewski.
Według Łączewskiego upublicznienia rozmów nie da się uzasadnić interesem społecznym. Dla przedstawienia wersji CBA wystarczyłaby publikacja samego „Raportu” podsumowującego ustalenia ws. „willi Kwaśniewskich”. Przytoczono w nim fragmenty podsłuchanych rozmów, potwierdzające wersję zdarzeń przyjętą przez Biuro.
Ale oprócz tego - bonusowo - CBA opublikowało nagrania i stenogramy całych rozmów, łącznie z fragmentami dotyczącymi prywatnego życia podsłuchiwanych osób i ich znajomych. Każdy może w nich posłuchać i przeczytać m.in.
Jak już wspomnieliśmy, w opublikowanych rozmowach są także informacje osobiste (a nawet wrażliwe) dotyczące osób, które nie miały żadnego związku ze sprawą "willi Kwaśniewskich".
Jedną z takich osób jest znany aktor Jan F. CBA opublikowało kilka rozmów, w których jego żona i wspólni znajomi rozmawiają o jego alkoholizmie i problemach ze zdrowiem.
Żona - Małgorzata F. o problemach alkoholowych męża rozmawia szczerze z Marią J.
Maria J. w rozmowie z Jolantą Kwaśniewską relacjonuje, że Jan F. "nie gra w teatrze, siedzi i - ten - codziennie bania" i że "cały czas jest na bani" więc nie wiadomo, jak poradzi sobie na konferencji, na której ma wystąpić. Opowiada także prezydentowej, że Jan F. "miał kiedyś straszne problemy ze wzrokiem" i "groziło mu, że będzie miał ślepe oko", ale znalazł się sponsor, który pokrył koszt operacji w Wiedniu i dzięki temu oko zostało uratowane. I że F. chciałby w związku z tym przeznaczyć pieniądze na pomoc komuś innemu.
A syn Marii J. - Jan opowiada agentowi Tomkowi, że Jan F. "ma zaawansowane stadium choroby filipińskiej" (nawiązując do tego, jak Aleksander Kwaśniewski tłumaczył swoją niedyspozycję podczas konwencji Lewicy i Demokratów - twierdząc, że wywołały ją leki, które bierze na chorobę, której nabawił się na Filipinach).
Bez problemu można zidentyfikować, kogo dotyczą te rozmowy.
Centralne Biuro Antykorupcyjne upubliczniło również kilka notatek służbowych funkcjonariuszy - niegdyś zakwalifikowanych jako "ściśle tajne". Funkcjonariusze podawali w nich informacje operacyjne, także o osobach zupełnie niezwiązanych ze śledztwem ws. "willi Kwaśniewskich".
Gdy w 2007 roku, podając się za policjantów, wypytywali mieszkańców Kazimierza Dolnego o willę, kilka osób wspomniało im o byłym mężu Marii J. - Jędrzeju.
Po upublicznieniu dokumentów przez CBA Marek Małecki, adwokat reprezentujący Jędrzeja J. napisał w oświadczeniu, że "nigdy nie był [on] pracownikiem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego lub dyrektorem w MSW. Nigdy nie otrzymał żadnej nieruchomości od miasta Kazimierz, nie był też paserem, nie kupił żadnego przedmiotu pochodzącego z kradzieży".
"Ujawnienie jego spraw rodzinnych, sytuacji osobistej, majątkowej, stanu zdrowia dzieci, mój klient uważa za niedopuszczalne ingerowanie w jego prywatność” - oświadczył Małecki.
Jak pisała "Gazeta Wyborcza", w aktach IPN bez trudu można sprawdzić, że Jędrzej J. "nie figuruje tam jako urzędnik lub funkcjonariusz służb PRL. Jest za to Jędrzej Jaworski, przeciwko któremu SB prowadziło w latach 1965-85 rozpracowanie pod kryptonimem »Alfat«". Według ustaleń "Wyborczej",
"J. to znany naukowiec, który wyemigrował do Kanady, a bezpieka rozpracowywała go m.in. ze względu na jego prace z zakresu chemii." W 1978 roku przekazał miejskiemu muzeum część swojej kolekcji polskich sreber, o czym pisały wówczas obszernie media.
Według rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, materiałom ujawnionym przez Centralne Biuro Korupcyjne powinien przyjrzeć się Urząd Ochrony Danych Osobowych. Urzędnicy powinni sprawdzić, czy publikując dokumenty CBA nie naruszyło przepisów o ochronie danych osobowych, a w szczególności - o ochronie danych wrażliwych (np. dotyczących zdrowia).
Jak podkreśla Bodnar, znowelizowane przez PiS Prawo o prokuraturze nie tylko „nie wprowadza żadnej ochrony przed ewentualnymi nadużyciami” związanymi z ujawnieniem dokumentów śledztwa, ale „w istotny sposób ogranicza odpowiedzialność osób podejmujących takie decyzje”.
Prokurator, który ujawniając informacje działał „wyłącznie w interesie społecznym”, nie może bowiem odpowiadać za to dyscyplinarnie.
Według RPO, osoby, których dotyczą ujawnione przez CBA materiały, mogą jednak domagać się wynagrodzenia szkód, jakie zostały im wyrządzone, występując do sądów z pozwami o zadośćuczynienie finansowe.
Adwokat Jędrzeja J. już zapowiedział, że złoży przeciwko CBA pozew o ochronę dóbr osobistych. Czy inne osoby, których dane ujawniło CBA, zrobią to samo?
Syn Marii J. - Jan J. w rozmowie z "Wyborczą" mówił: "Cała Polska może czytać, co 12 lat temu mówiłem mojej mamie o moich problemach osobistych, finansowych i zdrowotnych. Czuję się bezsilny". Ale pytany, czy zamierza skierować sprawę do sądu, zaprzeczył.
"Z kim mam walczyć? Przecież za nimi stoi państwo. Oni zrobili to jako wysocy urzędnicy, którzy korzystają z pełnej ochrony. To jest podłe nadużycie, ale nie mam siły walczyć z machiną, która za nimi stoi".
Afery
Policja i służby
Adam Bodnar
Mariusz Kamiński
Aleksander Kwaśniewski
CBA
Rzecznik Praw Obywatelskich
agent Tomek
dane osobowe
Jolanta Kwaśniewska
Paweł Wojtunik
podsłuchy
Tomasz Kaczmarek
Wojciech Łączewski
wrażliwe dane
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Komentarze