0:00
0:00

0:00

Według oświadczeń prezydentów Polski i USA z 24 czerwca 2020, oba kraje są o krok od podpisania umowy międzyrządowej, która stanowić ma formalny fundament pod budowę elektrowni jądrowej nad Wisłą. Deklaracje te stały się zaczynem dla dyskusji o tym, czy Polakom opłaca się taką jednostkę stawiać.

Po ile atom?

Dokładne koszty polskiego programu jądrowego nie są możliwe do ustalenia bez wskazania konkretnej technologii i jej dostawcy oraz wykonawców. Ilość środków, jakie pochłonie to przedsięwzięcie można jednak z grubsza szacować na podstawie zapowiedzi składanych przy okazji tworzenia Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku (PEP2040), która zakłada budowę 6-9 GW mocy zainstalowanych w energetyce jądrowej.

Jeden z architektów PEP2040, ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski, oszacował, że całość projektu jądrowego pochłonie ponad 100 mld zł.

Kwota ta wydaje się być astronomiczna – warto jednak pamiętać, że jest to finansowanie rozłożone na dekady (według PEP2040 ostatnia jednostka jądrowa ma zostać ukończona w 2043 roku).

Fałszywa dychotomia

Przeciwnicy atomu często podkreślają, że budowa energetyki jądrowej bardzo dużo kosztuje. Wskazuje się tu przykłady pokroju fińskiej elektrowni jądrowej Olkiluoto. Alternatywą - tańszą i szybszą - dla atomu mają być odnawialne źródła energii (OZE). Jednakże takie stawianie sprawy jest nieuczciwe - i to z kilku względów.

Przede wszystkim, moce te doskonale współpracują ze sobą, tworząc miks określany mianem nuables (od angielskich słów nuclear + renewables). To właśnie taka droga transformacji energetycznej jest wskazywana przez wielu ekspertów (m.in. Joshua S. Goldstein i Staffan A. Qvist, autorzy książki „Energia dla klimatu”) jako sposób na wyhamowanie globalnego ocieplenia.

Nie można też zgodzić się z jednoznacznym stwierdzeniem, że OZE jest od atomu tańsze. Wycena kosztów uzyskania energii z poszczególnych źródeł odbywa się najczęściej za pomocą wskaźnika LCOE (levelised cost of energy) opracowanego przez firmę Lazard.

Może być jednak w stosunku do energetyki jądrowej dość zwodniczy. LCOE nie sprawdza się w ocenie projektów, które wykraczają poza 30-letni termin użytkowania (elektrownie jądrowe mogą zaś pracować nawet 80 lat, a niektórzy inżynierowie twierdzą, że i dłużej), promuje natomiast przedsięwzięcia, które szybko się zwracają inwestorom, pomijając np. aspekt walki ze zmianą klimatu czy korzyści, jakie z danej inwestycji otrzymają przyszłe pokolenia.

Warto tu podkreślić, że energetyka jądrowa pozwala stabilnie i bezemisyjnie generować duże ilości energii, ciesząc się przy tym bardzo wysoką wydajnością i niezawodnością, podczas gdy źródła odnawialne pracują w sposób niekontrolowalny, wymagając stabilizowania (za które najczęściej służą paliwa kopalne, m.in. gaz czy nawet węgiel). Dlatego też Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu (IPCC) w zdecydowanej większości swych scenariuszy wskazuje, że do wyhamowania globalnego ocieplenia konieczny jest rozwój nie tylko OZE, ale też i energetyki jądrowej.

Przeczytaj także:

Atom a sprawa polska

Przenosząc rozważania o energetyce jądrowej i jej opłacalności na grunt polski, warto zauważyć, że zdecydowana większość Polaków popiera atom. Według badań Ministerstwa Energii, ok. 60 proc. społeczeństwa jest za budową elektrowni jądrowej.

Co ciekawe, współczynnik ten jest wyższy o ok. 10 pkt. procentowych wśród ludności zamieszkującej tzw. gminy lokalizacyjne, czyli potencjalne miejsca, w których powstać mogłaby taka jednostka.

Za atomem przemawiają też korzyści gospodarcze. W Polsce już teraz funkcjonują spółki, które mogłyby wziąć udział w takim przedsięwzięciu. Działa bowiem ok. 60 podmiotów, które współpracują przy projektach jądrowych w różnych miejscach na świecie i np. produkują obudowy do reaktorów.

Niedawno z wrocławskiej fabryki General Electric do Kanady wyruszył stojan generatora energii dla elektrowni jądrowej w Darlington.

Spółki te mogłyby swobodnie wziąć udział także w rozwoju polskiego programu atomowego.

Budowa „jądrówki” to także miejsca pracy. Jak podaje stowarzyszenie FORATOM (zrzeszające firmy działające w krajach UE związane z energetyką jądrową), powołując się na badania firmy Deloitte, budowa 1 GW w energetyce jądrowej (jak zostało to wskazane wyżej, w Polsce powstać ma od 6 do 9 GW) oznacza 10 000 miejsc pracy.

Uruchomienie elektrowni jądrowej nad Wisłą pomogłoby też rozwiązać problem transformacji energetycznej. Polski system elektroenergetyczny to bowiem monokultura węglowa, która wymaga sprawnego zastępowania elektrowni na węglu kamiennym i brunatnym czystymi źródłami energii. Biorąc pod uwagę rozwój polskiej gospodarki koniecznością staje się też zainstalowanie stabilnych mocy, które nie wymagałyby dodatkowego wsparcia. Takie wymogi spełnia energetyka jądrowa.

Przeszkodą utrudniającą (ale nie uniemożliwiającą) budowę elektrowni jądrowej w Polsce jest polityka Unii Europejskiej dotycząca atomu, która kształtowana jest w dużej mierze przez skrajnie antyatomowe Niemcy.

Berlin od dawna zwalcza energetykę jądrową w ramach UE, czego dobrą ilustracją są m.in. prace nad unijną agendą inwestycyjną, z której RFN chce wykreślić inwestycje w energetykę jądrową.

Co więcej, państwo o największym parku jądrowych jednostek wytwórczych w Europie, Francja, nie robi zbyt dużo, by bronić tej technologii. Mało tego, Francuzi zdecydowali (choć tajemnicą poliszynela jest fakt, że dużą rolę odegrały tu niemieckie naciski) zamknąć część swoich elektrowni jądrowych i ubytek po nich zapełnić m.in. energetyką gazową. Niemniej, warto przypomnieć, że elektrownie jądrowe wciąż w Europie powstają. Ostatnio swoje plany w tym zakresie potwierdzili Czesi.

Zysk geopolityczny

Omawiając koszty i zyski atomu w Polsce warto wspomnieć też o tych mniej widocznych atutach. Chodzi tu przede wszystkim o kwestie natury geopolitycznej.

Jak wskazali w swym raporcie z marca 2020 „The Changing Geopolitics of Nuclear Energy” eksperci Center for Strategic and International Studies, energetyka jądrowa umożliwia zacieśnianie relacji między państwem-dostawcą i państwem-odbiorcą technologii.

Biorąc to pod uwagę, zaangażowanie np. Stanów Zjednoczonych w budowę elektrowni jądrowej w Polsce umożliwiłoby utworzenie nowej platformy bliskiej współpracy. Polska potrzebuje silnego sojuszu z potęgami gospodarczymi pokroju USA czy Japonii lub Korei Południowej (te kraje również ubiegają się o partnerstwo przy polskim projekcie jądrowym).

Najbardziej prawdopodobnym partnerem Polski stają się Stany Zjednoczone, które pod rządami republikańskiej administracji starają się reanimować swój przemysł jądrowy, który znajduje się w stanie dość wyraźnej zapaści.

Waszyngton dostrzegł, jak duży dystans dzieli go od liderów światowego przemysłu jądrowego i postanowił nadrobić straty – przede wszystkim dlatego, że odpowiednio rozwinięty sektor atomowy ma dla Ameryki znaczenie strategiczne. Z napędów jądrowych korzysta US Navy, czyli gwarant pozycji geopolitycznej Stanów Zjednoczonych, obsługa tychże wymaga zaś wykwalifikowanych inżynierów, którzy po ukończeniu kontraktów wojskowych muszą znaleźć zajęcie w cywilnej energetyce jądrowej.

Kryzys w przemyśle jądrowym USA

Jednakże ponowne postawienie na nogi amerykańskiego przemysłu jądrowego nie należy do zadań łatwych. Obecnie w USA buduje się tylko jedną elektrownię jądrową (a dokładniej – dwa nowe bloki jednostki Vogtle w stanie Georgia).

Jej powstawanie było zaburzone m.in. przez katastrofę w japońskiej elektrowni Fukushima (co spowodowało szereg protestów) oraz bankructwo dostarczyciela technologii, czyli firmy Westinghouse.

Warto podkreślić, że dwa reaktory, które mają rozpocząć pracę w elektrowni Vogtle odpowiednio w 2021 i 2022 roku, to nowoczesne jednostki generacji III+ typu AP1000, działające już m.in. w Chinach. To ta technologia ta może być częścią amerykańskiej oferty dla Polski.

Co więcej, w USA zużywa się więcej uranu pochodzącego z Rosji niż tego wydobytego z amerykańskiej ziemi.

Rozwiązaniem powyższych problemów ma być szeroki plan ratowania amerykańskiego atomu polegający m.in. na subsydiowaniu wewnętrznego wydobycia uranu oraz eksporcie technologii jądrowych z USA (Waszyngton prowadzi w tym celu rozmowy nie tylko z Polską, ale też Arabią Saudyjską oraz Indiami).

Biorąc pod uwagę ponadpartyjny konsensus w sprawie sojuszu polsko-amerykańskiego, dodatkowe podbudowanie tej relacji współpracą na polu jądrowym daje Polsce dodatkowe możliwości negocjacyjne w rozmowach z USA prowadzonych w ramach NATO czy dotyczących wymiany handlowej.

Geopolityczne korzyści z rozwoju technologii jądrowych dostrzegła już dawno Rosja. Kraj ten angażuje się finansowo i technologicznie w projekty jądrowe w wielu państwach, które uważa za swoją domenę wpływów lub bliskich sojuszników. I tak rosyjskie spółki działają przy budowie elektrowni na Białorusi (Ostrowiec) i Węgrzech (Paks). W czasie rządów Władimira Putina Rosja sprzedała więcej technologii jądrowych niż Korea, Japonia, Francja i USA razem wzięte.

Nie tylko USA

Warto jednak zaznaczyć, że polski projekt atomowy nie musi być realizowany przez spółki z jednego kraju-dostawcy. Niewykluczone jest, że budowa elektrowni jądrowej nad Wisłą będzie prowadzona przez konsorcjum np. amerykańsko-japońskie, w którym USA będą głównym wykonawcą, a podmioty z Japonii zajmą się mniejszymi wycinkami prac.

W toku debaty nad polskim atomem pojawiają się głosy, że Amerykanie mogliby dostarczyć nad Wisłę technologię małych reaktorów jądrowych (SMR).

Badania nad potencjałem wdrożenia takich jednostek w Polsce prowadzi już konsorcjum GE-Hitachi wraz z polskim Synthosem. Jednakże komercyjne wdrażanie SMR-ów ledwo co wyszło z fazy koncepcyjnej, a tego typu reaktory nie będą w stanie realizować podstawowego wyzwania, jakie stoi przed polskim atomem, czyli zastąpienia węgla w roli stabilnej podstawy miksu energetycznego (przewidziane są one raczej do zasilania wyspowego określonych regionów czy np. poszczególnych zakładów przemysłowych).

Atom? Tak, poproszę

Energetyka jądrowa (zwłaszcza budowana w europejskich warunkach prawnych) to twardy orzech do zgryzienia. Jednakże nie można nazwać jej rozwiązaniem nieopłacalnym. Wręcz przeciwnie – atom tworzy wymierne korzyści gospodarcze.

Sama inwestycja w taką jednostkę może być potężnym kołem zamachowym dla gospodarki oraz rewolucją dla energetyki. Budowa elektrowni jądrowej to też klimatyczna lokata, która zaprocentuje w życiu przyszłych pokoleń.

W analizie kosztów energetyki jądrowej wszystko rozbija się o szczegóły. Tych zaś, jeśli chodzi o polski projekt atomowy, jeszcze nie ma. Ale nie oznacza to, że można z góry skreślać to rozwiązanie jako nieopłacalne.

O tym, że do atomu nie można się zniechęcać pomimo kosztów, świadczyć może najlepiej przykład Finlandii, która – choć ma problemy z projektem Olkiluoto – postanowiła zbudować kolejną nową elektrownię jądrową - Hanhikivi.

;

Komentarze