W 2012 roku Zaradkiewicz uważał, że Konstytucja dopuszcza możliwość uregulowania małżeństw jednopłciowych czy związków partnerskich. Przekonywał jednak, że każda forma instytucjonalizacji związków uczuciowych jest opresyjna, bo służy ich kontrolowaniu. Teza równie radykalna, co obecny zwrot w poglądach kandydata do SN
W 2012 roku w lasce marszałkowskiej leżały trzy projekty ustaw o związkach partnerskich. Dwa Ruchu Palikota (ich sprawozdawcą był Robert Biedroń) i projekt posła Artura Dunina z Platformy Obywatelskiej. Wszystkie w mniej lub bardziej progresywny sposób miały wprowadzić do polskiego prawa inną formę związków niż objęte konstytucyjną ochroną małżeństwo między kobietą a mężczyzną.
Na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego zorganizowano konferencję "Interes publiczny a interes prywatny w prawie". Jednym z prelegentów był dr Kamil Zaradkiewicz - wtedy dyrektor Zespołu ds. Orzecznictwa i Studiów Trybunału Konstytucyjnego z mianowania prezesa Jerzego Stępnia (2006-2008); dziś kandydat do Izby Cywilnej Sądu Najwyższego.
W krótkim wystąpieniu analizował granice art. 18 Konstytucji: "Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej".
"Na ogół uważa się, że regulacja ta wprowadza definicję małżeństwa, a zatem, że nie może istnieć inna postać małżeństwa, niż tylko będąca związkiem kobiety i mężczyzny. Jednak kluczowe znaczenie ma wyraz jako, który
moim zdaniem wcale nie definiuje małżeństwa w ten sposób, że jest ono wyłącznie związkiem kobiety i mężczyzny.
Wskazany przepis wzmiankuje małżeństwo w konkretnej postaci »heteroseksualnej«, po to, by nadać mu szczególną rangę, która wynika z otoczenia go ochroną Rzeczypospolitej. Zatem należy uznać, że małżeństwo stanowiące związek kobiety i mężczyzny podlega ochronie i opiece RP, a w konsekwencji instytucja ta wymaga określonych regulacji prawnych, w szczególności w ramach przepisów prawa cywilnego.
Moim zdaniem z takiego ujęcia art. 18 Konstytucji wynika, że są być może w świetle tego przepisu dopuszczalne również inne niż małżeństwo instytucje, co do których nie istnieje konieczność zapewnienia im takiej samej jak małżeństwu opieki Rzeczypospolitej".
Właśnie to stanowisko wyciągnęła Zaradkiewiczowi Krystyna Pawłowicz 28 sierpnia 2018 podczas opiniowania jego kandydatury do SN w KRS. Zarzucała mu, że prezentował w mediach „bardzo liberalny i marginalny pogląd” na art. 18 Konstytucji, czyli instytucję małżeństwa. „Ten jego pogląd jest radykalnie sprzeczny z poglądem w polskiej doktrynie prawnej. Jeśli ta osoba miałaby reprezentować tak odmienny od polskiej kultury prawnej pogląd na małżeństwo, nie powinna być sędzią w SN. Bardzo proszę, żeby na tę osobę nie głosować” – apelowała Pawłowicz.
W 2012 roku jeszcze nikomu bliżej nieznany Zaradkiewicz w kwestii art. 18 faktycznie był blisko autorytetów prawnych takich jak prof. Ewa Łętowska, prof. Mirosław Wyrzykowski, prof. Jan Woleński czy dr Ryszard Piotrowski. Przesadą byłoby jednak stwierdzenie, że stał z nimi ramię w ramię. Dlaczego?
Zaradkiewicz nigdy nie powiedział, że brak regulacji pozwalających na sformalizowanie innych niż małżeństwa heteroseksualne związków jest formą dyskryminacji. Nie uważał, jak dr Piotrowski, że "promowanie instytucji małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, mającego fundamentalne znaczenie w społeczeństwie, nie może być dokonywane kosztem godności i wolności osób, które się w tej formie związków nie odnajdują".
Zaradkiewicz zatrzymał się na pierwszym poziomie analizy, którą znamy z debaty o związkach partnerskich. Chyba najjaśniej ujął to dr Ryszard Piotrowski w opinii prawnej przygotowanej dla BAS w 2012 roku. Stwierdził, że
ustawa zasadnicza nie wyklucza innych związków podobnych do małżeństwa lub równych mu pod względem statusu prawnego, ponieważ nie naruszają jego szczególnej wagi.
Zaradkiewicz uznawał, że Konstytucja dopuszcza inne niż heteroseksualne formy małżeństwa, ale nie postulował ich regulowania w postaci wprowadzenia związków partnerskich czy małżeństw osób tej samej płci.
Chciał raczej dowieść, że państwo krępuje obywateli instytucjonalizując ich relacje bliskości. Jego zdaniem państwo w obszarze regulacji związków działa swoim interesie, by kontrolować układ, który łączy osoby najbliższe.
Ten radykalny pogląd filozoficzny - nazywany negacjonizmem - jest bliski współczesnym akademikom pokroju Lee Edelmana, wolnościowym aktywistom czy anarchistom, ale rzadko można go spotkać wśród prawników.
Paradoksalnie ten radykalizm nie prowadzi zatem do postulatu zmiany konserwatywnej rzeczywistości, może być tylko (i aż) inspiracją i masą krytyczną dla ruchów na rzecz równych praw osób LGBTQ.
Z radykalnego podejścia Zaradkiewicza w wersji z 2102 roku wynikałby anarchistyczny postulat likwidacji instytucjonalizacji wszelkich związków - pisze o "zniesieniu barier". Tymczasem nawet najbardziej progresywne prawodawstwa idą w kierunku - cytując nasza Konstytucję - "objęcia opieką i ochroną" różnych typów związków. Chodzi nie tylko o rodzaj relacji (związek partnerski lub małżeństwo), orientację seksualną partnerów i partnerek, ale nawet liczbę osób, które w daną relację mogą wejść (dwie osoby czy więcej).
Przed atakami Krystyny Pawłowicz w KRS Zaradkiewicza bronił sam minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. W imieniu pracownika swojego ministerstwa i kandydata do SN odczytał oświadczenie, w którym Zaradkiewicz przekonywał, że zmienił zdanie. Podkreślił, że
konstytucyjna ranga ochrony małżeństwa wyklucza "osłabianie [red. go] w postaci jakichkolwiek relacji alternatywnych". A to z kolei nakazuje ustawodawcy zaniechanie odmiennych rozwiązań, które "mogłyby naruszać treść art. 18".
Innymi słowy, w 2018 roku Zaradkiewicz nie dopuszcza już możliwości, by istniały odmienne od małżeństwa instytucje. To zdumiewająca ewolucja poglądów.
W jednym punkcie swojego oświadczenia Zaradkiewicz miał jednak rację. "Nie podzielałem i nie podzielam formułowanego w debacie prawniczej argumentu o rzekomej dyskryminacji z uwagi na brak regulacji związków czy małżeństw osób tej samej płci".
I właśnie dlatego, mimo krytyki prawników, którzy pamiętali jego słowa z 2012 roku i nieufności prawicy (o tym niżej), tak łatwo Zaradkiewicz wykręcił się z poglądów, które otwarcie formułował na uczelni w 2012 roku.
Krystyna Pawłowicz wytoczyła przeciwko Zaradkiewiczowi homofobiczne działo. Do wątku domniemanej nienormatywnej orientacji seksualnej kandydata do SN na twitterze odniósł się Patryk Jaki. Napisał (tekst oryginalny): "Prof. Zaradkiewicz jest świetnym pracownikiem i b.dobrym prawnikiem. Komisja Weryfikacyjna to też jego sukces. Jestem zażenowany tym co stało się dziś na posiedzeniu KRS za sprawą prof.Pawłowicz. Nigdy nie pytałem swoich pracowników o orientację seksualną lub poglądy".
OKO.press zaciekawione wnikliwą lekturą sławnego wystąpienia Zaradkiewicza postanowiło zapytać go o ewolucję poglądów. Również tych, które dotyczyły zbytniego ingerowania państwa w relacje z bliskimi osobami. Czekamy na odpowiedź.
Przez 15 lat Kamil Zaradkiewicz pracował w Trybunale Konstytucyjnym. Od 2006 roku pełnił w nim funkcję dyrektora Biura Orzeczeń i Studiów. Jednocześnie rozwijał swoją karierę na uczelni. Habilitował się w 2014 roku.
Opinia publiczna usłyszała o nim w 2016 roku. To wtedy premier Beata Szydło - jak okazało się po czasie - osobiście odmówiła publikowania wyroków Trybunału Konstytucyjnego uznając je za nielegalne. W ten sposób złamała Konstytucję. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Zaradkiewicz powiedział, że są sytuacje, w których wyroki Trybunału nie są ostateczne. Po tym zdaniu - powtórzonym jeszcze na antenie TVP - rozpętała się burza. Szef biura Trybunału Maciej Granicki poprosił go o ustąpienie z funkcji. Argumentował to "utratą zaufania" do pracownika instytucji. Prawica szybko okrzyknęła go "męczennikiem z Trybunału".
Jednak nie wszyscy dołączyli do zachwytów. Już wtedy prof. Krystyna Pawłowicz przestrzegała przed wielbieniem "fałszywych bohaterów". Gdy miał dostać posadę w przejętym przez PiS Trybunale publicznie poddawała w wątpliwość jego dorobek naukowy i insynuowała, że
"lewacy i homolobby będą zachwyceni, mając swojego człowieka w TK".
Z otwartymi ramionami przyjął go za to Zbigniew Ziobro. W kwietniu 2017 roku objął funkcję dyrektora Departamentu Prawa Administracyjnego w Ministerstwie Sprawiedliwości. Ziobro osobiście bronił też jego kandydatury do Izby Cywilnej w Sądzie Najwyższym. Część członków KRS była mu równie nieufna, co Pawłowicz. W pierwszym głosowaniu Zaradkiewicz nie dostał wymaganego poparcia (10 członków KRS było za, 5 przeciw, 6 wstrzymało się od głosu). Dopiero po interwencji Ziobry w drugim głosowaniu jego kandydatura przeszła (12 za, 7 przeciw, 2 się wstrzymały).
LGBT+
Sądownictwo
Krystyna Pawłowicz
Kamil Zaradkiewicz
Zbigniew Ziobro
Krajowa Rada Sądownictwa
Sąd Najwyższy
Trybunał Konstytucyjny
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze