W niedzielnej (6 stycznia 2019) „Kawie na ławę” w TVN24 w obronie nominacji Adama Andruszkiewicza na wiceministra cyfryzacji wystąpił prezydencki minister Andrzej Dera oraz minister rządu Jacek Sasin. Obaj użyli zaskakującego argumentu wysokich kompetencji politycznych, zwłaszcza w roli osoby do kontaktów z parlamentem, do jakiej Andruszkiewicz został powołany.
Sasin stwierdził krótko „Ma kompetencje polityczne”. Dera argumentował tak:
Został powołany do kontaktów z parlamentem i rolą takiego wiceministra jest bywać na wszystkich komisjach. Ma kompetencje, był posłem.
zbity zegar. Andruszkiewicz ze swoją przeszłością i poglądami, jest ostatnią osobą do komunikacji z parlamentem
Wypowiedź robi wrażenie argumentu ad hoc, zwłaszcza, że bywanie na komisjach to trochę za mało, by skutecznie układać się z posłami.
Jest przecież oczywiste, że Andruszkiewicz wyjątkowo wręcz nie nadaje się do kontraktu z demokratyczną częścią parlamentu z PO, Nowoczesnej i PSL, bo jego nominacja jest dla opozycji dowodem, że skrajny nacjonalizm i ksenofobia, w połączeniu z pogardą dla Europy i podejrzaną życzliwością wobec reżimu na Białorusi, wpisują się w politykę PiS.
Andruszkiewicz zupełnie też nie nadaje się do negocjowania czegokolwiek z ugrupowaniem Kukiz’15, bo opuścił ten klub w listopadzie 2017 przechodząc do koła Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego.
Paweł Kukiz mówi, że „wejście Andruszkiewicza do rządu to przykład korupcji politycznej (…). To niestety teraz na porządku dziennym. Andruszkiewicz czy Kałuża – jedno bagno” [radny Wojciech Kałuża z Nowoczesnej przeszedł do PiS, co umożliwiło tej partii zdobycie większości w sejmiku woj. śląskiego — red.].
Także w samym PiS – co wiadomo nieoficjalnie – nominacja Andruszkiewicza wzbudziła dezorientację. W klubie partii rządzącej przeważa opinia, że to bezsensowna i kuriozalna decyzja, która spowoduje więcej strat niż zysków.
Nie wydaje się także, by Andruszkiewicz pasował do „WIZJI” ministerstwa cyfryzacji opisanej na stronie tak:
„Chcemy, żeby Polska była państwem innowacyjnym i przyjaznym, w którym interakcje między państwem, obywatelami i przedsiębiorcami są proste”.
Argument „idealnego człowieka do kontaktów z parlamentem” jest jednak tym łatwiejszy do użycia, że władze PiS stosują w parlamencie metodę faktów dokonanych, eliminując wszelkie przejawy opozycji i blokując wszelkie nie swoje inicjatywy. Z tego punktu widzenia Andruszkiewicz może być równie dobrym kandydatem do kontaktów z opozycją, co poseł PiS Stanisław Piotrowicz.
Koordynator???
Na stronie resortu jest informacja, że Andruszkiewicz będzie się zajmował „koordynacją współpracy ministerstwa z parlamentem”.
Na stronie ministerstwa jest też odpowiednio spreparowany życiorys b. posła Kukiz’15, gdzie został przedstawiony jako „działacz studencki” (o jego sylwetce politycznej pisaliśmy tutaj, a o jego kontaktach politycznych tutaj), „redaktor” i „aktywny parlamentarzysta” (o jego interpelacjach OKO.press pisało tutaj).
-
Zobacz ten życiorys
Urodzony 30 czerwca 1990 roku. Absolwent Instytutu Historii i Nauk Politycznych na Uniwersytecie w Białymstoku, z tytułem magistra stosunków międzynarodowych. Specjalista ds. medialnych. Członek Rady Absolwentów Instytutu Historii i Nauk Politycznych Uniwersytetu w Białymstoku.
Były redaktor kilku redakcji, działacz społeczny studencki, członek Parlamentu Studentów UwB. W 2015 roku wybrany posłem na Sejm Rzeczpospolitej Polskiej. W latach 2015-2018 pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Komisji Łączności z Polakami za granicą.
Aktywny parlamentarzysta, autor niemal 1000 interpelacji i zapytań poselskich.
Według wcześniejszych informacji dorzeczy.pl, Andruszkiewicz w ministerstwie cyfryzacji miał zajmować się m.in. „poprawą wizerunku resortu oraz współpracą z mediami społecznościowymi, w tym m.in. Facebookiem”.
Do obu tych zadań nadaje się równie dobrze, jak do kontaktów z parlamentem. W 2017 roku domagał się, by rząd zajął się blokowaniem przez FB niektórych prawicowych kont, gdzie pojawiały się faszyzujące treści.
Poszerzanie skrzydeł
Prawdziwy motyw zatrudnienia Andruszkiewicza to zapewne czysto polityczna kalkulacja, o której otwarcie mówił w Radiu Zet doradca prezydenta Andrzej Zybertowicz.
„Patrząc z perspektywy ogólnej strategii politycznej, przypomina to metodę, którą w polityce często posługują się partie rządzące. Tą metodą posługiwał się także Donald Tusk – poszerzanie skrzydeł”.
Dalej Zybertowicz rozwijał argument, którym PiS się często podpiera: Platforma robiła jeszcze gorsze rzeczy.
„Powołanie Andruszkiewicza jest o wiele mniej niedobre dla Polski niż przyciągnięcie gromady byłych aktywistów SLD i PZPR, w tym niektórych zarejestrowanych jako tajni współpracownicy”.
Także w „Kawie na ławę” 6 stycznia Sasin prosił, „żeby była symetria”: „Pamiętam, jak Michał Kamiński jeździł do gen. Pinocheta. Pamiętam związki Romana Giertycha z ludźmi z rządu Tuska”.
Wątek rozszerzania skrzydeł pociągnął też szef kancelarii premiera Michał Dworczyk:
„Cieszę się, że PiS jest na tyle atrakcyjną formacją polityczna, że przyciąga innych polityków do współpracy”.
Czyli ma być raczej do kontaktów z kim innym niż posłowie i posłanki. Ma być żywym dowodem, że każdy energiczny ksenofob i faszyzujący antyeuropejczyk może znaleźć swoje miejsce w PiS. Nie musi szukać gdzie indziej, co przed wyborami ma pewne znaczenie.