Prezydent przemawiał z okazji święta upamiętniającego Polaków ratujących Żydów. Przekonywał, że Żydów mogło ratować nawet milion osób. Liczby te nie znajdują żadnego potwierdzenia w badaniach historyków. A wyolbrzymianie skali pomocy umniejsza zasługi faktycznych bohaterów
Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką został ustanowiony w 2018 roku z inicjatywy prezydenta Andrzeja Dudy na 24 marca.
W tym roku prezydent z tej okazji przemawiał u księdza Rydzyka w Toruniu w Kaplicy Pamięci Sanktuarium NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II.
„To nasza wielka duma, że byli Polacy, którzy się nie bali; że mając pełną świadomość zagrożenia nie tylko dla siebie, ale i dla swoich najbliższych, byli gotowi nieść pomoc i oddać życie za przyjaciół, za sąsiadów, za przyzwoitość, za dobro, za godność ludzką" – mówił prezydent.
I trudno nie przyznać mu tutaj racji. Każda osoba, która zaangażowała się w ratowanie życia Żydów w czasie hitlerowskiej Zagłady, zasługuje na wdzięczność i szacunek. Był to często czyn heroiczny, narażanie się na poważne ryzyko.
Problem w tym, że to święto państwowe powstało po to, by wyolbrzymiać zasługi Polaków i przykrywać liczne przypadki, gdy Polacy zachowali się podle i przyczynili się do śmierci swoich żydowskich współobywateli. Lub nawet sami ich mordowali.
Inne słowa z przemówienia prezydenta pokazują, jak to usankcjonowane państwowo wyolbrzymianie wygląda.
Zacznijmy od tego, ile Żydów uratowało się na terenach Polski w czasie II wojny światowej.
Przed II wojną światową osób, które deklarowały narodowość żydowską, w II Rzeczpospolitej było około 3 mln, być może nieco więcej. II RP przeprowadziła tylko dwa spisy powszechne. W 1921 roku religię żydowską wyznawało 2,84 mln osób, w 1931 roku – 3,11 mln. Szacunki dla 1939 roku mówią o 3,46 mln.
Maksymalna liczba osób, które przeżyły Zagładę, szacowana jest na 425 tys. osób. Faktyczna liczba najpewniej była mniejsza.
Ustalenie dokładnej liczby jest niemożliwe. Nie wszyscy ocaleni po wojnie rejestrowali się w komitetach żydowskich. Dynamiczna sytuacja polityczna w latach 1944-1950 (szczególnie w pierwszych latach) sprawiała, że liczba Żydów w Polsce dynamicznie się zmieniała. Jedni szybko opuszczali Polskę, inni dopiero wracali np. z ZSRR lub wychodzili z ukrycia. Nie każda osoba decydowała się na rejestrację, niektórzy natomiast rejestrowali się kilkukrotnie w różnych miejscach.
W powojennym szczycie, na początku lipca 1946 roku, w Polsce pozostawało około 240 tys. Żydów. Łączna liczba ocalałych najpewniej jest większa – część zdążyła wyjechać wcześniej, nie wszyscy wrócili jeszcze ze Związku Radzieckiego.
Wśród ocalonych osoby, które ukrywały się wśród etnicznych Polaków, stanowią mniejszość. Największa grupa to ci, którzy przeżyli w Związku Radzieckim. Między 1944 a 1948 rokiem do Polski z ZSRR wróciło około 200 tys. osób pochodzenia żydowskiego.
Wszyscy współcześni badacze są zgodni: na terenach przedwojennej Polski przeżyła niewielka grupa Żydów, której liczebność jest szacowana między 40 a 60 tys. Badaczka Audrey Kichelewski w książce „Ocalali. Żydzi polscy po Zagładzie" z 2018 roku pisze o 60 tys. osób.
Koordynatorzy projektu badawczego „Dalej jest noc" o strategiach przetrwania Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski prof. Barbara Engelking i prof. Jan Grabowski we wstępie do 1600-stronnicowego dzieła na podstawie analizy wielu dotychczasowych badań przyjmują liczbę 40-50 tys. osób.
Ile Polaków pomagało tym około 50 tys. Żydów przeżyć?
Wróćmy do prezydenta Dudy:
Okazało się, że było nie dziesiątki, nie setki, ale setki tysięcy, a jak niektórzy szacują, nawet około miliona takich, którzy w mniejszym lub większym stopniu zaangażowali się w czasie II wojny światowej w pomoc Żydom, będąc Polakami
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Skąd ta liczba? Trudno znaleźć ją w opracowaniach naukowych. W materiałach edukacyjnych IPN znajdziemy zdanie:
„Niektórzy badacze uważają, że ocalenie jednego życia wymagało współpracy nawet dwudziestu i więcej osób".
20 osób pomagających jednej osobie, pomnożone przez 50 tys. ocalałych daje milion. Być może to jest źródło liczby podanej przez prezydenta. Oznaczałoby to jednak, że doświadczenie ratowania Żydów w trakcie wojennej okupacji było powszechne.
Jak mówiła w 2017 roku wywiadzie dla OKO.press prof. Barbara Engelking, dyrektor Centrum Badań nad Zagładą w PAN:
„Inny mit to na przykład taki, że jednemu uratowanemu Żydowi pomagało kilku, a nawet kilkunastu Polaków. To jest nieprawda. Według badań Zuzanny Schnepf, które opublikowaliśmy w 2011 roku w tomie »Zarys krajobrazu«, na terenach wiejskich proporcje były mniej więcej wyrównane: średnio 10 sprawiedliwych ratowało 12 Żydów. Ten temat wymaga dalszych badań, miejmy nadzieję, że ktoś je podejmie”.
Według badaczki, Polacy ratujący Żydów działali w izolacji, bali się denuncjacji ze strony sąsiadów. Postawy i motywacje ratujących były bardzo różne. Niektórzy robili to dlatego, że uważali, że jest to ich moralny obowiązek. Dla innych było to źródło dodatkowego zarobku. Znamy przypadki, gdy ktoś najpierw decydował się pomóc, a następnie denuncjował ukrywanych, przyczyniając się do ich śmierci.
W najnowszej książce „Nie koniec nie początek. Powojenne wybory polskich Żydów" Anna Bikont opisuje historię Icka Lernera. Na jednym z etapów ukrywania się Lernerowi i jego partnerce Esterze schronienia udzielił Franciszek Młynarczyk. Zabił on Esterę, strzelił też do Icka, a ten uratował się cudem. Czy osoby takie, jak Młynarczyk również znajdują się w milionie ratujących prezydenta Dudy?
„Porównując liczbę uratowanych do liczby członków rodzin, które udzieliły Żydom pomocy, twierdzę, że liczba ratujących na terenie całej Polski wynosi kilkadziesiąt tysięcy osób" – mówił w 2019 roku w wywiadzie dla PAP dr hab. Grzegorz Berendt.
Berendt w latach 2022-24 był dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, na stanowisko nominował go minister kultury w rządzie PiS, Piotr Gliński. Berendt był też promotorem pracy doktorskiej Karola Nawrockiego. W wywiadzie uczciwie przyznaje, że „próby oszacowania liczby osób udzielających pomocy Żydom w okupowanej Polsce dają ograniczone rezultaty".
W swoim przemówieniu prezydent Andrzej Duda mówił:
„Łatwo jest mówić wielu ludziom dzisiaj, którzy patrzą na tamte tragiczne wydarzenia, dlaczego nie niesiono pomocy, dlaczego ona nie była powszechna. Zawsze to powtarzam i podkreślam [...] – ciekawy jestem, jakbyście się zachowali, gdyby się okazało, że za pomoc waszemu sąsiadowi Twojej rodzinie grozi kara śmierci, że zabiją nie tylko Ciebie, ale także Twoją żonę i dzieci".
W cytowanym powyżej wywiadzie dr hab. Berendt mówi też, że nie każda osoba, która została przyłapana na pomaganiu Żydom, automatycznie skazana była na śmierć. Mogła też skończyć w więzieniu. Liczbę osób zamordowanych za pomoc Żydom określa on na między 700 a 1000.
Szacunki liczby osób zamordowanych za pomoc w żadnym stopniu nie oznaczają, że ryzyko, że pomoc Żydom skończy się śmiercią, było błahe. Źródła i badania historyczne pozwalają nam jednak bez wątpienia stwierdzić, że strach przed karą nie był jedyną motywacją, która odciągała ludzi od pomocy.
To w tym punkcie ujawnia się podstawowy problem z budowaną przez prawicę opowieścią na temat Polaków ratujących Żydów. A częścią tej ofensywy jest między innymi ustanowione siedem lat temu święto państwowe. Wedle tej opowieści Polacy są szlachetnym narodem, a jedyną granicą, jaka stała na drodze pomocy Żydom, była potencjalna niemiecka kara i strach o własne życie.
Badania i źródła historyczne jednoznacznie potwierdzają, że jest to nieprawda.
Antysemityzm i niechęć do Żydów były w Polsce powszechne już przed wojną. Powszechne bojkoty, pogromy, rosnąca dyskryminacja prawna i segregacja – to rzeczywistość ostatnich lat II Rzeczpospolitej.
II wojna światowa to nie tylko heroiczny wysiłek jednostek i nielicznych grup (jak Żegota), by zachować życie skazanych na śmierć za samo pochodzenie Żydów. To także denuncjacje, pogromy w Radziłowie czy Jedwabnem, radość z palącego się getta. To oczywiście również ciche, bierne współczucie i obojętność – być może najczęstsza postawa. Ale to też zbrodnie ludzi podziemia na Żydach.
Powszechnym doświadczeniem tych, którzy przeżyli, była niechęć otoczenia do ich obecności. Żydzi wracali do swoich przedwojennych domów i zastawali tam nowych lokatorów, którzy nie chcieli słuchać o opuszczeniu zajętej już nieruchomości.
Nowe państwo komunistyczne w retoryce było mniejszości żydowskiej przychylne. W rzeczywistości bezpieczeństwo Żydów było dla komunistów daleko na liście priorytetów. Stąd kolejne zbrodnie podziemia na uratowanych z Zagłady Żydach. Pogrom w Kielcach z 4 lipca 1946 roku to współpraca antysemickiego tłumu i służb bezpieczeństwa. W jego wyniku zginęło przynajmniej 40 osób. Zdarzenie wywołało panikę migracyjną wśród polskich Żydów, a wyjazdy znacznie przyspieszyły. Do 1952 roku liczba Żydów w Polsce wynosiła już zaledwie około 70 tys. osób.
Historia polskiego antysemityzmu i polskiej przemocy antyżydowskiej w żaden sposób nie umniejsza zasług tych, którzy ratowali Żydów w trakcie wojny. Wręcz przeciwnie, pokazuje, w jak trudnych warunkach działali ci, którzy pomagali. Bez niewygodnego tła historia ta jest niepełna. A wyolbrzymianie skali pomocy umniejsza zasługi tych, którzy rzeczywiście zachowali się bohatersko.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Komentarze