0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Kadr z flimu „Everything needs to live”Kadr z flimu „Everyt...

Każdej nocy Anna Kurkurina kładzie się spać w towarzystwie siedmiu psów, dwóch szczeniaków i ośmiu kotów. Nie jest najwygodniej, ale przecież nie potrafi inaczej. Tak – wyjaśnia – nakazuje przyzwoitość.

Leżą jedno na drugim, przytuleni. Prawie każdej nocy kot Darwin kładzie się na brzuchu Rudzi i zasypia. To suczka, która wcześniej nie lubiła kotów. Anna wytłumaczyła jej, że muszą trzymać się razem. W przeciwnym razie nie będą w stanie przetrwać.

Rudzia, podobnie jak połowa zwierząt w domu, należy do ofiar wojny w Ukrainie.

W Mikołajowie, na południu Ukrainy, nad głowami co chwila świszczą pociski artyleryjskie. W 2022 roku rosyjska armia próbuje zająć miasto i odciąć je od reszty kraju. Od samego początku inwazji zginęło tam ponad sto pięćdziesiąt osób, zniszczonych zostało ponad tysiąc domów. Anna Kurkurina postanowiła, że nie opuści ostrzeliwanego miasta. Ruszyła na pomoc rannym, porzuconym zwierzętom.

Do tej pory uratowała kilkaset psów i kotów z frontu.

To mało? Dużo? Anna się nad tym nie zastanawia. Skala zjawiska jest tak duża, że nie wiadomo nawet, ile zwierząt w całej Ukrainie nie ma domu. Na prawie każdej ulicy spotyka się stada głodujących, wyczerpanych psów, które zostały bez właścicieli. Reszta ukrywa się wśród gruzów. W samym Mikołajowie działają trzy duże schroniska, w każdym mieszka 250 zwierząt. Jest też 15 mniejszych placówek, które powstają z inicjatywy prywatnych osób. To tylko jedno miasto, a nie cała Ukraina.

– Ludzi w kraju coraz mniej, a bezpańskich zwierząt coraz więcej – mówi Anna Kurkurina.

Spotykamy się, gdy w Krakowie pokazywany jest dokumentalny film „Wszystko ma żyć” Tetiany Dorodnicyny i Andrija Łytwynenki, którego jest bohaterką. Przyjechała na krótko, zatrzymała się w mieście tylko na jedną noc. Po naszej rozmowie, z samego rana, wsiada od razu w samochód, żeby jak najszybciej wrócić do zwierząt.

Dlaczego to robi? Ludzie cały czas pytają, po co to wszystko, ona za każdym razem odpowiadał tak samo: „bo obowiązkiem silniejszych jest zawsze ochrona słabszych”. Nie wyobraża sobie, że mogłaby stamtąd wyjechać i pozwolić tysiącom zwierząt umrzeć.

– Jak można porzucić swoje dzieci? – zastanawia się Anna. – To są dzieci, jesteśmy za nie odpowiedzialni. Gandhi powiedział kiedyś, że wielkość i postęp moralny narodu można poznać po tym, w jaki traktuje on zwierzęta.

I dodaje: każdy z nas może nie tylko współczuć, ale też pomagać.

Przeczytaj także:

Bez udziału państwa

Początek wojny to niepewność, poczucie zagrożenia. Nie pamięta dokładnie, jak to było. Ktoś chyba zadzwonił i powiedział: „weszli Ruscy, wszystko płonie”.

Stara się o tym zapomnieć, wymazać te dni z pamięci.

Kiedy była na festiwalu w Krakowie, podeszła do stanowiska VR, założyła specjalne gogle, przez które można było obejrzeć z bliska zbombardowane miasta w Ukrainie.

Powiedziała tylko: „co wy próbujecie mi pokazać, ja tak żyję na co dzień!”.

Przez pierwszy tydzień nie wychodziła z domu. Później odczytała na Instagramie wiadomość. Ktoś wysłał jej zdjęcie wykonane przez francuskiego fotoreportera. Zobaczyła na nim poparzonego psa i krótki dopisek: „Aniu, to chyba w twoim obwodzie”. Pojechała do wsi Łucz, 20 kilometrów od Mikołajowa. Na punkcie kontrolnym przy wyjeździe z miasta zapytali ją, dokąd jedzie. Kiedy powiedziała, że musi ratować psa, żołnierze spojrzeli po sobie porozumiewawczo i powiedzieli: „no proszę, śmiało, robisz to na własne ryzyko…”.

– Droga była pusta, poczułam, jakbym nagle została sama na świecie – wspomina Anna Kurkurina. – To była linia frontu. Po lewej wszędzie ogień. Po prawej jeszcze więcej ognia.

Wioska została doszczętnie zniszczona, ale znalazła pośród gruzów przerażonego psiaka. Dała ogłoszenie na Instagramie, odezwało się małżeństwo ze Słowenii, które podjęło decyzję o adopcji. Pies, a właściwie suczka, dostała imię Julia.

Pod jednym z takich postów, miesiąc po rozpoczęciu inwazji, Anna miała milion wyświetleń. Dodatkowo sprawę szczegółowo opisały gazety. Rozniosło się po całej Ukrainie, że pomaga zwierzętom. Telefon dzwonił bez przerwy, ciągle ktoś zgłaszał się po pomoc. Któregoś dnia dostała namiary na polskie schronisko, które postanowiło wesprzeć zwierzęta z Ukrainy. Nie znała języka, nie wiedziała, czy potrafi się dogadać, ale pomyślała: „do diabła z tym” i wykręciła numer.

Pierwszych pięć ton karmy dotarło do Mikołajowa z Polski.

Po jakimś czasie zaczęły odzywać się osoby z Francji, Hiszpanii, Niemiec.

Potrzebne były też klatki, kojce, miski, opatrunki i środki uspokajające dla psów. Większość z nich umiera nie od kul, ale ze stresu. Koty też zapadają w traumy. Jeden z nich, znaleziony w gruzach, przed wojną był czarny jak smoła. Kiedy spadły bomby, osiwiał.

By dotrzeć do ludzi z informacją, że potrzebna jest pomoc dla zwierząt w Ukrainie, Anna Kurkurina wykorzystała swoje zasięgi na Instagramie i YouTubie. Przed wojną była znana jako mistrzyni w trójboju siłowym. Karierę rozpoczęła w wieku 40 lat. Na pierwszych zawodach, w których wystartowała, ustanowiła cztery rekordy świata.

Nikt do tej pory nie pobił jej jedenastu rekordów z 2014 roku. W trakcie wojny dopisała na swoje konto cztery kolejne.

Prasa okrzyknęła ją „najsilniejszą kobietą świata”, ale nie to było najważniejsze. Sport zmienił to, jak się czuła ze sobą, ze swoim ciałem. Kiedy była mała, nie pasowała do innych dzieci, czuła, że jest inna niż wszyscy. Była zamknięta w sobie. Wstydziła się. Po latach zaakceptowała siebie taką, jaka jest. Wyoutowała się jako lesbijka.

Dziś publikuje na YouTubie bezpłatne sesje treningowe. Za pieniądze zarobione z wyświetleń i te zebrane od darczyńców jest w stanie kupić dziesiątki ton karmy. To największe dostawy w całym kraju, na podwórku przed domem zorganizowała punkt dystrybucji żywności. Raz w miesiącu organizuje też wystawy psów, na które można przyjść i zabrać ze sobą któregoś do domu. Pomoc zwierzętom organizuje oddolnie, bez udziału państwa. O nim w ogóle trudno mówić, bo w Ukrainie nie działają państwowe schroniska, ani program darmowej sterylizacji i kastracji. Nie istnieje też ustawa o ochronie zwierząt.

Ludzie mówią, że to Anna Kurkurina jest ukraińską ustawą o ochronie zwierząt.

muskularna kobieta ćwiczy na siłowni
Kadr z filmu „Everything needs to live"

Jednoosobowy sztab kryzysowy

Dzieci nigdy nie wiedzą, co będą robić, kiedy dorosną. Anna wiedziała zawsze. Była jeszcze mała, kiedy przyszła do mamy i powiedziała: „chcę pomagać zwierzętom”.

– Kiedy się urodziłam, obok w kołysce zawsze leżał kot – wspomina Anna. – Duży czarny kocur. Potem miałam marzenie, żeby mieć… lwa! Widziałam w telewizji film „Niezwykłe przygody Włochów w Rosji”, w którym lwy biegały po Petersburgu. Był jeszcze jeden taki film, w którym lew mieszkał w Baku, z rodziną, w zwykłym mieszkaniu. Pomyślałam, że mój lew siedziałby ze mną przy stole, na krześle, jadłby z metalowej miski.

Dopiero po latach to marzenie się spełni.

Przed rozpoczęciem kariery sportowej Anna Kurkurina uczyła biologii w jednym z chersońskich liceów, po godzinach dorabiała sobie w zoo. W trakcie zmiany zawsze rozmawiała ze zwierzętami, od czego robiło się jej lżej na duszy. Któregoś dnia podszedł do niej kierownik i powiedział: „skoro śnią ci się lwy, to coś dla ciebie mam”. Okazało się, że lwica odmówiła karmienia swojego młodego, trzeba wejść do klatki i dać mu jeść, żeby nie był głodny.

Będzie robiła to później przez lata. W końcu lew zacznie traktować ją jak własną matkę.

Anna zapewnia, że nie czuła zagrożenia, gdy dorosły, ponad stukilowy lew rzucał się jej na szyję, a jej głowa lądowała wprost w lwiej paszczy. Zaczęła się bać, dopiero gdy bomby spadły na Ukrainę. Ratowanie zwierząt jest zajęciem wysokiego ryzyka. Nie da się wyjść poza poczucie ciągłego zagrożenia, kiedy na szali stawia się własne życie.

6 czerwca 2023 roku Rosjanie wysadzili tamę na Dnieprze w Nowej Kachowce. Chersoń, wraz z okolicznymi miasteczkami i wsiami, znalazł się pod wodą. Policjanci i ratownicy pomogli w ewakuacji ludzi – przez tony mułu, które sięgały do klatki piersiowej, przedzierali się z dobytkiem w plastikowych torbach i dziećmi na ramionach. Część zabrała zwierzęta na ręce, ale wielu musiało je zostawić. Ostatnią nadzieją była Anna Kurkurina z zespołem wolontariuszy.

Ewakuacja trwała tydzień. Najwięcej ofiar śmiertelnych było wśród zwierząt. Fotografie ciał, które niosła woda, mogą dać wyobrażenie o skali katastrofy.

Jedna z kobiet, która mieszkała na dziewiątym piętrze, odmówiła pomocy, bo nie chciała zostawić swoich 12 psów i 22 kotów. Anna próbowała się do niej dostać, ale w tym czasie jej łódka została ostrzelana przez Rosjan i urwała się z nią łączność. Gdy wszyscy myśleli, że nie żyje, ona ocaliła kobietę z wszystkimi zwierzętami.

Prawie codziennie jeździ do Chersonia. Na miasto spada 15 rakiet dziennie.

Od niektórych słyszy, że jest jednoosobowym sztabem kryzysowym.

Pomaganie nie ma w sobie nic z heroizmu

Pytam Annę, czy czuje się bohaterką.

Nie rozumie pytania, jest lekko zdziwiona, zmieszana. Bohaterką może się poczuć, gdy zdobywa pierwsze miejsce w jakimś turnieju. Albo, kiedy jej uczniowie, dzieciaki, które trenuje, stają się mistrzami. Oprócz ratowania zwierząt Anna zajmuje się rehabilitacją dzieci z niepełnosprawnościami. Jednym z jej wychowanków jest Dima, chłopiec z porażeniem mózgowym, który do dziewiątego roku życiu nie poruszał się samodzielnie. Lekarze nie dawali mu szans. Nie mieli racji. Treningi z Anną przyniosły pozytywne efekty – zaczął chodzić, podnosić ciężary, zdobywać medale. Przestał być bezradny, stał się samodzielny. Prowadzi kanał na YouTubie, gdzie motywuje inne osoby z niepełnosprawnościami.

W czasie wojny Anna Kurkurina trenuje z sześciorgiem dzieci.

– Pomaganie nie ma w sobie nic z heroizmu – mówi Anna. – Kiedy mogę uratować komuś życie, czuje się po prostu szczęśliwa. Najpotężniejsza kobieta świata powinna być również najżyczliwsza.

Łapie się na tym, że sama do końca nie wie, skąd się to w niej bierze.

– Może chcę dla siebie samej odzyskać wiarę w człowieka? – zastanawia się Anna. – To, co ludzie robią w tej chwili, nie wzbudza zachwytu. Jeśli mimo to znajdzie się wśród nas ktoś, kto poświęci się dla innych i nie prosi o nich w zamian – to właśnie jest zwycięstwo.

Na premierze filmu w Krakowie płakała wiele razy. Płakali też ludzie na sali, wśród nich było wielu Ukraińców, którzy uciekli przed wojną do Polski. Kiedy zbierało jej się na płacz, Anna zaciskała wargi i zachęcała do adopcji, by szybciej znaleźć zwierzętom kochający dom.

Nie jest w stanie pomóc wszystkim. Schroniska też są przepełnione.

Ile zwierząt potrzebuje pomocy? Tysiące. W całym kraju ich liczba rośnie lawinowo.

– Uratowany zwierzak może dać człowiekowi dużo szczęścia – przekonuje Anna Kurkurina. – Dostaniesz o wiele więcej niż ciało pokryte futerkiem. Dostaniesz wielkie serce, które będzie ci wdzięczne do końca życia.

To wezwanie ma wielką moc.

Wpłaty na pomoc zwierzętom z Ukrainy można kierować bezpośrednio na konto Fundacji Charytatywnej Anny Kurkuriny: UA393052990000026000001707866.

Film „Wszystko ma żyć” podczas gali zamknięcia 64. Krakowskiego Festiwalu Filmowego film otrzymał Nagrodę Publiczności oraz Nagrodę dla najlepszego producenta dla Anny Bławut-Mazurkiewicz.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Mateusz Demski
Mateusz Demski

dziennikarz, krytyk filmowy, filmoznawca. Publikował m.in. w „Przekroju", „Przeglądzie", miesięczniku „Kino", a także w portalach Czas Kultury, Dwutygodnik, Onet.pl i NOIZZ.pl. Prowadzi cotygodniową audycję w OFF Radiu Kraków. Autor kilkuset rozmów i wywiadów z nagradzanymi na światowych festiwalach twórczyniami i twórcami filmowymi, m.in. z Jonathanem Glazerem („Strefa interesów”) Laurą Poitras („Całe to piękno i krew”), Bong Joon-ho („Parasite”), duetem Daniels („Wszystko wszędzie naraz”), Arim Asterem („Bo się boi”).

Komentarze