0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Rafał Podejma, inicjator tworzenia "patroli obywatelskich". Źródło: YouTubeRafał Podejma, inicj...

Kilka miesięcy temu głośno było w Polsce o antyimigranckiej inicjatywie tworzenia oddolnych „patroli obywatelskich”, czyli bojówek zwalczających migrantów w Polsce. Do „patroli” błyskawicznie dołączali młodzi mężczyźni z kolejnych miast, w Żyrardowie doszło do bójki i ataku na hostel. Dziś jednak z inicjatywy nic nie zostało.

Jej lider Rafał Podejma (na zdjęciu ilustrującym artykuł) skarży się w internecie, że dostaje kolejne wyroki skazujące. Największa grupa na Facebooku zmieniła nazwę na taką, która z patrolami w żaden sposób się nie kojarzy. A i tak od kilku tygodni nic nowego się na niej nie pojawiło.

Na innych platformach społecznościowych, na bardzo aktywnych niegdyś kanałach trwają jeszcze jakieś dyskusje, ale niemrawe. Co jakiś czas ktoś rzuca hasło, że trzeba się obudzić albo zrobić ogólnopolski protest przeciwko migrantom. Lecz chętnych do wychodzenia z domów, spacerowania czy protestowania nie widać. I nie jest to tylko kwestia pory roku.

Jak to się stało, że patrole obywatelskie przestały pojawiać się na ulicach? Przyczyna jest prosta: na inicjatywę tworzenia antyimigranckich bojówek zareagowała policja, włączyła się też prokuratura. Ich działania przyniosły realne skutki: grupy skrajnie prawicowych mężczyzn przestały się zbierać.

Jak widać, państwo polskie jest w stanie przeciwdziałać antyimigranckim, nienawistnym inicjatywom skrajnej prawicy.

Ma do tego systemowe narzędzia. Potrzebna jest jedynie tak zwana wola polityczna, a później decyzje wykonawcze. Tym razem system zadziałał.

Przeczytaj także:

Bójka w Śremie

Wszystko zaczęło się w nocy z 7 na 8 września 2024. W Śremie, na plaży nad jeziorem Grzymisławskim Polacy pobili się z Kolumbijczykami i Argentyńczykami. Trzy osoby spośród biorących udział w bójce były pijane. Jeden z Polaków doznał poważnych obrażeń, ponieważ został uderzony rozbitą butelką.

Na bójkę zareagowała zarówno policja, jak i prokuratura. Ale stała się ona również pretekstem do organizowania tak zwanych patroli obywatelskich, aby „bronić się” przed zagrożeniem ze strony migrantów. Liderem inicjatywy został Rafał Podejma, zawodnik MMA. Grupy młodych mężczyzn najpierw spotykały się w Śremie i w okolicach.

Pomysł szybko zaczął jednak żyć swoim życiem. Podchwycili go politycy Konfederacji, którzy „wyrażali solidaryzm” z patrolami.

Na Telegramie i Facebooku powstały rozbudowane grupy z oddzielnymi czatami dla poszczególnych miast i województw, w których wzajemnie zachęcano się do tworzenia lokalnych grup, organizowania marszów i protestów.

„Patrioci” z antyimigrancką misją

Chętnych przybywało. „Patrioci” (tak się określali), wywodzący się głównie ze środowiska skrajnej prawicy i ruchów kibicowskich, dyskutowali w sieci, gdzie i kiedy wychodzić na ulice. Pojawiały się plakaty i wlepki. Niemal codziennie informowano o kolejnych punktach zbiórek patroli. Akcja rozrastała się błyskawicznie.

„Naszą misją jest wspieranie lokalnych społeczności, reagowanie na niebezpieczne sytuacje oraz budowanie poczucia bezpieczeństwa wśród społeczności” – można było przeczytać w opisie dużej grupy „Patrol Obywatelski” na Telegramie. Niebezpieczni mieli być migranci nawet wówczas, gdy przebywali w swoich ośrodkach albo przechodzili przez miasto, na przykład wracając z pracy.

21 września w Żyrardowie podczas „spotkania” takiego patrolu użyto przemocy. Młodzi mężczyźni najpierw wykrzykiwali w centrum miasta „Tu jest Polska!”. Potem pobili przypadkowo napotkanych Gruzinów oraz usiłowali dostać się do hostelu, w którym nocowali cudzoziemcy. Interweniowała policja.

RPO: poczucie zagrożenia i wrogość

Sprawą „patroli” zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek, który kilkukrotnie dopytywał policję, czy monitorowany jest przebieg tych zgromadzeń. RPO podkreślał:

„Zachowania uczestników »patroli« mogą wywoływać w społeczeństwie poczucie zagrożenia, a retoryka towarzysząca przemarszom, wyrażająca niechęć i wrogość wobec cudzoziemców, może potęgować uprzedzenia i doprowadzić do aktów przemocy wobec konkretnych grup i osób. Prezentowanie w sferze publicznej postaw motywowanych uprzedzeniami, w szczególności opartymi na kryterium narodowości czy pochodzenia etnicznego, jest niedopuszczalne i powinno spotkać się z reakcją organów ścigania”.

Jak wynika z informacji Romana Kustera, zastępcy Komendanta Głównego Policji, policja rzeczywiście zaangażowała się w rozbrojenie inicjatywy.

Przede wszystkim monitorowała platformy społecznościowe i reagowała na ogłoszenia o kolejnych miejscach zbiórek.

„W przypadku pozyskania wiadomości bądź ujawnienia wpisów dotyczących organizacji wyżej wymienionych patroli, informacje takie są przekazywane do właściwych jednostek organizacyjnych Policji, w celu podjęcia działań zabezpieczających” – opisywał zastępca Komendanta Głównego Policji Roman Kustera.

Policja sprawdzała „patrole”

Do końca października policja odwiedziła trzydzieści miejsc zbiórek patroli obywatelskich. Odbyły się one w następujących miastach: Bydgoszcz, Gdańsk, Kraków, Lublin, Kórnik, Zaniemyśl, Środa Wielkopolska, Leszno, Jarocin, Gostyń, Śrem, Żyrardów oraz Płońsk. W sumie wzięło w nich udział około tysiąca osób.

Funkcjonariusze przychodzili na zgromadzenia i legitymowali ich uczestników. Sprawdzili ponad pięćset osób.

Do końca listopada zatrzymano dwie osoby, piętnastu wystawiono mandaty, a do sądów skierowano 21 wniosków o ukaranie.

Trwa także postępowanie dotyczące zajść w Żyrardowie. W toku są również śledztwa dotyczące innych incydentów, czego na własnej skórze doświadcza główny inicjator tworzenia „patroli” Rafał Podejma. W grudniu na swoim kanale na YouTubie skarżył się, że wciąż przychodzą do niego wyroki z sądów.

Dziś Podejma płaci grzywny

„Za patrole obywatelskie, które się odbyły, już dostałem oczywiście wyroki nakazowe. Są to jak na razie wyroki grzywny” – mówił Podejma. – „Co zrobić, nic na to nie poradzę, muszę grzywny płacić. (…) Nie jest mi to na rękę, jest mi to bardzo niepotrzebne, ale Polska i nasi rodacy są dla mnie ważniejsi niż te druki i to prawo, które ktoś nam narzucił”.

Podejma odczytał też najnowsze dostarczone mu pismo, wzywające go do złożenia zeznań w postępowaniu dotyczącym artykułu 256 kodeksu karnego, czyli (w tym przypadku) nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym, etnicznym lub religijnym. Czeka go więc kolejne postępowanie.

Ze słów inicjatora „patroli” wynika jednak, że nakładane na niego kary nie spowodowały, by zmienił on nastawienie wobec migrantów.

„Kiedy próbujemy coś zmienić w naszym kraju, żeby nie doszło do takich sytuacji, jakie są w Niemczech, we Francji, w Szwecji, wszędzie za granicą w Europie, to widzicie, co oni z nami robią. Albo my się obudzimy wszyscy, albo nas zniszczą tak, jak zostały zniszczone Niemcy, Francja” – komentował w nagraniu na YouTube. – „Nikt nie chce u nas w kraju takiego syfu. Tylko ludzie chorzy umysłowo albo ci, co mają z tego jakieś korzyści, tego chcą”.

Z „patroli” nic nie zostało

Inni chyba wolą jednak grzywien nie płacić, bo także na grupach na platformie Telegram zniknęły ogłoszenia o zbiórkach „patroli”. Z tygodnia na tydzień zainteresowanie spotkaniami malało, dziś aktywne są tam już tylko pojedyncze osoby. Co prawda niewielka grupa najbardziej zaangażowanych założyła nowy kanał i stara się podtrzymywać zainteresowanie tematem. Ale już nie ma mowy o przemarszach, a jedynie o wlepkach, które mają przypominać o migrantach w Polsce.

Z dynamicznie rozwijającej się inicjatywy, która mogła doprowadzić do groźnych incydentów, nic nie zostało.

Wystarczyły proste, ale systematyczne działania policji oraz – w najpoważniejszych sprawach – szersze śledztwa, by znacząco zmniejszyć zainteresowanie „patrolami”.

Nie oznacza to, że skrajna prawica zmieniła poglądy dotyczące migrantów. Ani, że tego rodzaju inicjatywy już się nie pojawią. Wręcz przeciwnie, przy narastającym problemie z migracjami powinniśmy być przygotowani na kolejne, podobne pomysły. Tyle że dziś już wiemy, iż państwo jest w stanie się im skutecznie przeciwstawić. A jeżeli nie robiło tego w ostatnich latach, to dlatego, że nie chciało tego robić.

;
Na zdjęciu Anna Mierzyńska
Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze