Antypandemiści zabraniają szkołom nawet zmierzenia temperatury ich dzieciom, powołując się m.in. na zakaz tortur. Ostatnio zaczynają oskarżać lekarzy o zarabianie na COVID-19. Nie mówimy tu o społecznej niszy. Antypademistów powinniśmy dziś liczyć w dziesiątkach tysięcy.
Wychodzą na ulice – niedawno byli w Warszawie i Poznaniu (na zdjęciu). Ale najbardziej aktywni są w sieci.
Nazywają siebie „wolnymi ludźmi”
Sami siebie nazywają wolnymi ludźmi, w odróżnieniu od zniewolonych, którzy „uwierzyli w propagandę władz” i noszą maseczki oraz dostosowują się do obostrzeń związanych z pandemią. Przekonanie o tym, że wirusa COVID-19 nie ma, albo – jeśli jest – jest tylko tak groźny jak wirus zwykłej grypy, wyrażają nie tylko w rozmowach czy wpisach w mediach społecznościowych.
Chodzą bez maseczek do sklepów, szkół, kin, urzędów etc., a jeśli napotykają na opór ze strony obsługi, nagrywają o tym filmiki i wrzucają do sieci.
To pokazuje, że teorie, stojące w sprzeczności z obecną wiedzą medyczną nt. COVID-19, wpływają na codzienne życie. Oraz że państwo, przez dziurawe prawo, brak przepisów wykonawczych oraz problemy ze sprawnym funkcjonowaniem, zostawiło obywateli samych, jeśli chodzi o opisywane sytuacje.
Protest powodem do dumy
Sprzedawcy, nauczyciele, ochroniarze, pracownicy służby zdrowia, kierowcy autobusów i wielu innych. Próbują trzymać się obowiązujących zasad oraz chronić własne zdrowie, domagają się więc nałożenia maseczek, odmawiają obsłużenia osobom bez nich.
Wybuchają awantury, do wielu z nich wzywana jest policja (funkcjonariusze wystawili już prawie 130 tys. pouczeń nt. obowiązku noszenia maseczki, nie licząc tych sytuacji, gdy wystawiali kary finansowe).
Wśród antypandemistów w sieci takie zajście, zwłaszcza gdy mimo kontaktu z policją ktoś i tak nie nakłada maseczki, to dziś powód do dumy. Pod publikowanymi materiałami video pojawiają się gratulacje, wyrazy uznania.
Być może dlatego ich liczba rośnie z dnia na dzień. Przeszukując sieć znalazłam kanał na You Tube, na którym są wyłącznie nagrania z „bezmaseczkowych” wyjść do sklepów.
Powstają formowane na szybko grupy znajomych, którzy organizują koordynowane „akcje” w konkretnych sklepach, np. w IKEA. Kilka czy kilkanaście osób idzie robić zakupy, potem ustawiają się do różnych kas i obserwują, jak zachowuje się obsługa: reagują na brak maseczek na ich twarzach czy nie?
Jeśli reagują, antypandemiści zaczynają nagrywać, czasem transmitują zajście live, czasem już po nim wrzucają nagranie do sieci. Są z siebie dumni. Walczą z systemem. O wolność. To nie ironia, w ten sposób interpretowane są te zdarzenia.
Awantury wyglądają różnie. Najczęściej kończy się na przepychankach słownych, straszeniu, grożeniu (z obu stron). Tylko na jednym z oglądanych przez mnie materiałów kobieta z obsługi szkoły zaprotestowała przeciwko nagrywaniu odpychając od siebie sprzęt. Odpadły od niego jakieś elementy i uległy zniszczeniu, zrobiła się więc awantura o niszczenie mienia.
Na razie mamy więc głównie agresję werbalną. Ale każdy, kto zna mechanizm nakręcania się tzw. spirali przemocy wie, że kolejnym krokiem jest niestety agresja fizyczna – i że jeżeli spirala nie zostanie przerwana, zawsze następuje eskalacja.
Oskarżenia
Covidosceptycy w sieci oskarżają różne grupy społeczne. Od wymienianych wcześniej osób pracujących na stanowiskach usługowych lub w ochronie sklepów i innych placówek począwszy, przez policję i polityków, na pracownikach służby zdrowia, w tym lekarzach kończąc.
I nie chodzi tylko o wściekłość wywołaną tym, że lekarze często wybierają kontakt z pacjentami przez telefon zamiast osobiście. Pojawiają się oskarżenia, że lekarze odpowiedzialni są za zgony, opisywane oficjalnie jako spowodowane wirusem COVID-19. Bo skoro wirusa nie ma albo jest niegroźny, a ludzie na niego umierają, to o co chodzi?
„Lekarze zabijają bo zarabiają”
Na trudne pytanie zawsze znajdzie się odpowiedź w postaci kolejnej teorii spiskowej, która „uprości” problem, zafałszowując go przy okazji. Tym razem są to sugestie, że lekarze na każdym takim zgonie zarabiają. A nawet – że zabijają pacjentów, bo takie dostali wytyczne. Oczywiście, nie przedstawia się tu żadnych dowodów, podawane informacje są albo nieprawdziwe, albo zmanipulowane. Ale to, niestety, ma prawdopodobnie niewielki wpływ na ich odbiór.
„To już dziś nie budzi wątpliwości, służba zdrowia zabija pacjentów, jak łowcy skór, tyle że pod parasolem ochronnym służb PiS-u. Na pewno pamiętacie, zwyrodnialcy z karetek ratunkowych zamiast ratować ludzi podawali im pavulon, mordowali ludzi by zarobić na łapówce od zakładu pogrzebowego” – dowodzi autor tekstu, opublikowanego 4 września na stronie internetowej globalna.info.
„COVID to lukratywny interes dla szpitali. (…) W Polsce od marca umarły na COVID 2064 osoby. Podzielmy to na sześć miesięcy i wychodzi , że umiera w polskich szpitalach 344 osoby miesięcznie. Naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej wysyłał wszystkim lekarzom w Polsce zalecenia, aby kwalifikować jako COVID zgony nie tylko tych, u których łże-test stwierdził obecność wirusa, ale także tych podejrzanych o obecność wirusa. Jakbym był lekarzem i chciałbym zabijać pacjentów, to COVID i bezpieczeństwo to idealne alibi”.
Liczby
To oczywista bzdura, więc machnijmy na to ręką? Ryzykowne podejście. W ciągu 11 dni cytowany tekst został udostępniony na 50 grupach i stronach na Facebooku. Wygenerował ponad 1400 reakcji. Jego potencjalny zasięg (czyli liczba osób, do których mogła dotrzeć dana treść) na tej platformie społecznościowej to ponad 570 tys. użytkowników.
Inny artykuł z tej samej strony, w którym autor „udowadnia”, że światową pandemię przygotowywano od dziesięciu lat, podaje też harmonogram przygotowań (np. „2012 – Raport Krajowej Rady Wywiadu USA: przed 2030 rokiem należy spodziewać się nowego rodzaju wirusa, który dotrze do każdego zakątku świata”) opublikowano na Facebooku 156 razy, generując ponad 10,5 tys. reakcji, a potencjalny zasięg artykułu szacowany jest na 1,8 mln użytkowników.
Pozostałe dane ilościowe z sieci potwierdzają hipotezę, że bunt przeciwko pandemicznym obostrzeniom, w Polsce dziś artykułowany głównie wobec obowiązku noszenia maseczek, to nie jest problem niszowy, bo obejmuje coraz większe grupy ludzi.
Antypandemiści dzielą się swoimi poglądami m.in. na stronach i grupach na Facebooku. Jest ich dużo, pierwsze powstały zaraz na początku lockdownu w Polsce, ale kolejny ich wysyp zauważyłam pod koniec sierpnia. Tego rodzaju treści szerzą się też na grupach i stronach istniejących wcześniej, apelujących o „przebudzenie” ludzi, „otwarcie oczu”, czasem po prostu o „świadome życie” lub „życie zgodne z naturą”.
Spójrzmy na dane tylko części z tych grup:
– Pandemia to ściema – 46 tys. członków (założona: maj 2020)
– Komisja Śledcza COVID-19 – 45 tys. członków (lipiec 2020)
– Stop Przymusowej Szczepionce Na Covid-19 – 25,9 tys. członków (kwiecień 2020)
– Fałszywa pandemia!!! – 21 tys. członków (kwiecień 2020)
– Wolni i nieposłuszni – 22 tys. członków (sierpień 2020)
– Rozliczyć kłamstwo koronawirusowe – 9,8 tys. członków (kwiecień 2020)
– Polacy przeciwko fałszywej pandemii koronawirusa – 9,7 tys. członków (kwiecień 2020)
– Polacy przeciw fałszywej pandemii koronawirusa – 9,6 tys. członków (kwiecień 2020)
– Koronafobia Sklepy – 5 tys. członków (sierpień 2020)
– Stop plandemii – 3 tys. członków (maj 2020)
– Fałszywa pandemia – odkrywamy prawdę – 2,9 tys. członków (sierpień 2020)
– Wirus to ściema – 2,5 tys. członków (maj 2020)
– FakePandemia Covid19 – historie prawdziwe – 1,6 tys. członków (maj 2020)
Te grupy są cały czas aktywne. Kilkadziesiąt postów dziennie to typowy poziom aktywności. Na najaktywniejszych, jak podaje FB, nowe posty i komentarze trzeba liczyć w tysiącach dziennie.
Znaczna większość to nie są wpisy nieistniejących trolli, pochodzą z kont prawdziwych użytkowników, co potwierdzają zarówno nagrania z ich wizyt w sklepach czy urzędach, jak i ostatni, sobotni protest przeciwko „plandemii” w Warszawie – jego uczestników trzeba liczyć w tysiącach.
Monitoruję w sieci liczbę wypowiedzi ze słowami „maseczki”, „maski” wykluczając te, które pojawiają się w kontekście dbania o urodę oraz wpisy reklamowe. Okazuje się, że przez ostatni miesiąc (15 sierpień – 15 wrzesień) temat generował dziennie od 28 tys. do 52,5 tys. wzmianek.
To wysokie wyniki. Zestawiając to z bardzo angażującym w tym czasie tematem dot. środowisk LGBT okazuje się, że poziom sieciowej debaty w obydwu kwestiach jest bardzo podobny, a w pierwszej dekadzie września temat maseczek nawet wyprzedził temat LGBT!
Wszystkie dane ilościowe z sieci pokazują dobitnie: nie ma mowy o niszowości tematu. Bunt przeciwko obostrzeniom związanym z pandemia narasta. Niestety, często idzie w kierunku przyjmowania na wiarę rozmaitych teorii spiskowych, a nie merytorycznej dyskusji o funkcjonujących zasadach epidemicznych. I coraz częściej przekłada się na życie „w realu”. Przekracza granice sieci.
Emocje
Dlaczego akurat teorie spiskowe? To skutek negatywnych emocji, rosnących wraz z przedłużaniem się okresu trwania pandemii. Po pierwsze: niepewność. Po drugie: lęk i frustracja. Po trzecie: brak poczucia kontroli.
Wszyscy ich doświadczamy, ale radzimy sobie z nimi na różne sposoby: czasem ulegając lękowi i prawie nie wychodząc z domu, a czasem odwrotnie – pokazując wszem i wobec, że niczego się nie boimy.
Tylko nieliczni mogą liczyć na fachową pomoc psychologiczną albo mądrych przyjaciół. W takich sytuacjach włączają się rozmaite mechanizmy obronne. Teorie spiskowe przynoszą wiele doraźnych korzyści: porządkują świat. Są źli i dobrzy, można wskazać wroga, a potem przerzucić na niego swoje frustracje. Jest na kogo się złościć.
Trudno walczyć z niewidocznym gołym okiem wirusem, dużo łatwiej – ze sprzedawcą, który nie chce nas obsłużyć z powodu braku maseczki. Wszystkie te emocje widać w nagraniach, tak licznie publikowanych w sieci.
„Proszę bardzo, jak zastraszają ludzi! Bydło! Barany, owce! Tylko zwierzęta noszą kagańce” – krzyczy kobieta, której ochroniarz na poczcie przy ul. Targowej w Warszawie zwrócił uwagę, by nałożyła maseczkę. Do ochroniarza mówi: – „Wstydź się, wstydź się, człowieku! Żałosny jesteś. Będziesz na każdym portalu internetowym!” – transmituje zajście na żywo.
„Łamie pani prawo, nie obsługując tych ludzi. Pani nie jest świadoma, że będzie pani w sądzie i to nie sklep będzie za to płacić, tylko pani. Pani raz zapłaci, to pani zobaczy, że sklep pani nie chroni. To nie są niskie mandaty, to nie jest 500 zł, to się może rozbić o 5 tys. zł. A my mamy swoje prawa. Sprawa zostanie przeciwko pani skierowana do sądu o odszkodowanie” – straszą kasjerkę w Auchan w Żarach mężczyzna i kobieta.
Szkoła
Na stronie „Milicja polityczna” kolejny filmik, relacja ze szkoły, z 10 września: – „Tragedia, co się dzieje w tej szkole, wszyscy muszą w maseczkach chodzić. Ja na szczęście wszedłem bez maski, moja córeczka tez bez maski. Zaniosłem pismo do sekretariatu, pani sekretarka chciała na siłę powiedzieć mi, że są rozporządzenia i wytyczne, i dzieci muszą, ja powiedziałem, że to nieprawda, nie zgadzam się, dałem ten papier, a pani mówi: co tu pan mi za ulotkę daje? No widzi pani, proszę przeczytać, kurde, konstytucję, artykuły, jest tu wszystko wypisane, wtedy pani zrozumie.
Pani dyrektor tej szkoły wykazała się zrozumieniem i pozwoliła dziecku chodzić bez maseczki. Ojciec pointuje: – Wystarczy mieć trochę jaj i trochę rozumu w głowie, myślcie troszeczkę, rodzice, bo trujecie własne dzieci na siłę, wdychając to, co tam będą wdychać”.
Nagranie ma 1,8 tys. udostępnień. Pod nim komentarz: „My walczymy od pierwszego dnia. Niestety nie było tak łatwo jak u Pana. U nas Pani dyrektor twierdzi że wszyscy umrą na koronaświrusa itd. itp. wywalczyliśmy to, że nasze dziecko nie musi nosić maseczki i dezynfekować rąk, niestety przepływ informacji jest tam karygodny i musimy codziennie walczyć z kolejną panią która akurat dziś wpuszcza dzieci do szkoły. Dziś Pani dyrektor dostanie kolejne pismo.”
Na kilku portalach opublikowano gotowe wzory oświadczeń do szkół, w których rodzice nie zgadzają się ani na mierzenie temperatury ich dzieciom, ani na ewentualne odizolowanie ich do czasu przybycia rodziców, ani na testy COVID-19 (wszystko tylko w przypadku podejrzenia zarażenia). Czasem nie zgadzają się nawet na dezynfekcję rąk.
Wśród przepisów, na które powołują się autorzy tych oświadczeń, jest m.in. konstytucyjny zakaz tortur. Szkoły, także w dużej mierze zostawione same sobie przez ministerstwo i Sanepid, nie wiedzą, jak sobie z takimi oświadczeniami radzić.
„Zanika ciało migdałowate”
W wielu nagraniach covidosceptyków pojawiają się fałszywe informacje, które prawdopodobnie podawane są dalej w dobrej wierze.
„Izolacja dzieci tak, jak to się dzieje teraz, sprawia, że zanika w ich mózgach ciało migdałowate, odpowiedzialne chociażby za relacje społeczne. (…) Dlatego apeluję do rodziców: drogi rodzicu, niech cię ręka boska broni, ale nie zakładaj swojemu dziecku tej maseczki, ponieważ doprowadzasz do drastycznych zmian w jego mózgu, w jego sercu, w jego zachowaniu” – przekonuje Dariusz na FB i zbiera ponad 600 lajków.
DJ Harpi robi transmisję live z laboratorium diagnostycznego, gdzie nie obsłużono jej z powodu braku maseczki, i zaczyna transmisję od stwierdzenia: „Z racji tego, ze maseczka wytwarza dwutlenek węgla przez oddychanie sztucznego materiału…” Po dobie od publikacji transmisja ma 696 tys. wyświetleń.
„Autorytety”
Nie ma co się dziwić zwykłym ludziom, skoro zagrożenie epidemiczne negują także osoby, które z racji swego zawodu lub funkcji uchodzą za autorytety.
Przy czym nie mam na myśli tych, którzy prowadzą merytoryczną dyskusję na temat pandemii, strategii radzenia sobie z nią, sensowności stosowanych środków ochrony. Taka dyskusja jest niezbędna w sytuacji, gdy mamy do czynienia z nowym wirusem, o którym wciąż niewiele wiadomo.
Problemem są wypowiedzi negacjonistów – tych, którzy negują jeśli nie istnienie samego wirusa, to przynajmniej jego skutki, bazując albo na niewielkiej ilości danych, albo wręcz danymi nie zawracają sobie specjalnie głowy.
Są wśród nich celebryci, ale niestety także lekarze, prawnicy – i samorządowcy. Trudno zgadnąć, skąd biorą dziś pewność, że mogą odpowiedzialnie przekazać ludziom informacje, że koronawirus jest jak zwykła grypa, a władze i media niepotrzebnie nakręcają panikę, ale mówią to wielokrotnie.
Prezydent Zielonej Góry – „to koronaściema”
Od końca sierpnia serię wpisów na temat „koronaściemy” zamieszcza na Facebooku Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry. Podważa w nich tezę o zagrożeniu koronawirusowym.
31 sierpnia napisał: „Kochani, na świecie jest wiele śmiertelnych chorób (…). Czy w związki z tymi chorobami robimy takie szopki i takie cyrki? (…) Cały czas straszy się nas i wmawia, jakie to jest groźnie. Ale jeżeli od pół roku to jest z nami… i czy wydarzyło się coś strasznego? Czy nie jest tak, że walczymy z tym tak jakbyśmy chcieli mrówkę czołgiem zabić?”
4 września: „Są ludzie, którzy (…) piszą, że chce obalić naukę swoimi wpisami. Naprawdę wierzycie w to, że moje wpisy mogą obalić naukę? A może moje wpisy pozwolą na to abyśmy poczuli się naprawdę normalnie, abyśmy zastanowili się nad tym, co się dzieje? Może warto zacząć myśleć i nie dać się manipulować? Kochani, nie można całe życie chować się po domach, żyć w strachu, który fundują nam inni.”
15 września: „Czy pamiętacie co zrobił dyktator Łukaszenka na Białorusi? Nie zamkną ani jednej szkoły, ani jednego zakładu pracy, ani jednego hotelu, restauracji czy salonu fryzjerskiego. O lasach i zakazie wychodzenia z domu nie będę wspominać. Nie bał się dokończyć ligi piłkarskiej. Cały świat pokazywał obrazki z Białoruskich stadionów, na których były tysiące kibiców. Pamiętacie te obrazki? A jaki jest tego efekt? Czy na Białorusi jest jakaś tragedia? Czy coś się stało? Ano stało się ale to dotyczy demokracji, pałowania niewinnych ludzi, wsadzania ich do więzienia, wielotysięczne protesty tak to się stało w tym kraju. Ale wirus nie zrobił tam żadnego spustoszenia, żadnego kataklizmu!!!”
Dodajmy od razu: wg danych przekazanych WHO przez białoruskie władze, do 14 września na Białorusi na COVID-19 zachorowały 74 tys. osób (kraj ma 9,5 mln mieszkańców), zmarło – 750 osób. Przy czym pojawia się wiele głosów, że oficjalne dane z tego kraju nie oddają rzeczywistej sytuacji epidemiologicznej.
Lekarze
Jednym z autorytetów antypandemistów jest lekarka Anna Martynowska z Dolnego Śląska (w ostatnich wyborach kandydowała do Sejmu z listy Konfederacji). Publicznie, na protestach przeciwko pandemii, wyrażała swoje wątpliwości co do istnienia koronawirusa, mówiła o koronoparanoi, podważała wartość diagnostyczną testów na COVID-19. Sugerowała też, że w pandemii „jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Okręgowy Sąd Lekarski pod koniec lipca zawiesił ją w zawodzie.
Inni lekarze, popularni wśród antypandemistów, są nieco bardziej ostrożniejsi. Nie negują istnienia wirusa wprost, ale negują uznanie go za poważne zagrożenie. Pojawiają się oskarżenia wobec mediów o podkręcanie histerii, o potęgowanie strachu.
Problem z ich wypowiedziami jest taki, że prowadzą dyskusję o strategii walki z wirusem nie z innymi lekarzami, lecz publicznie, w mediach społecznościowych, skąd trafiają one także do tych, którzy nie wyczuwają medycznych niuansów, za to potrzebują jasnych recept.
Wyjmują więc z kontekstu określone sformułowania i na ich podstawie podejmują własne decyzje: skoro profesor medycyny mówi, że mamy niepotrzebną „koronapanikę”, to nie ma po co stosować środków ochronnych; skoro w Polsce jest „koronoparanoja”, to znaczy, że normalni ludzi się tym nie powinni w ogóle przejmować.
Adwokatka
Protestujących przeciwko obostrzeniom epidemicznym prawnie wspiera jedna z gdyńskich adwokatek, mecenas Maja Gidian. Na oficjalnej stronie kancelarii na Facebooku można znaleźć np. informację, że „obowiązek noszenia maseczek nie istnieje”, ze stosownym oświadczeniem do pokazywania w sklepach i instytucjach.
„Odmawiam zasłonięcie ust i nosa, ponieważ nie mam takiego obowiązku. W tej sytuacji może Pani/Pan zadzwonić po policję, która może mnie ukarać mandatem. Jednakże nawet policja nie posiada uprawnień mogących mnie zmusić do zasłaniania ust i nosa wbrew mojej woli. Ani obsługa sklepu, ani policja nie może mnie też zmusić do opuszczenia ogólnodostępnego miejsca. W ten sposób naruszona zostałaby moja nietykalność cielesna” – czytamy w oświadczeniu.
Jest tam też informacja, że odmowa obsłużenia z powodu braku maseczki to wykroczenie, że nie istnieje żadna podstawa prawna do ukarania właściciela sklepu czy obsługi za brak maseczek.
Całość opiera się na lukach prawnych w istniejących przepisach covidowych, niechlujnie przygotowanych przez rządzących i parlament. Oświadczenie może pobrać każdy, post jest publiczny, i wykorzystać.
Inny post dotyczy regulaminów przyjmowanych przez szkoły, a związanych z pandemią właśnie. „Zmuszanie dzieci do zakładania maseczek może się skoczyć odpowiedzialnością karną!” – można w nim przeczytać. Jak informuje pani mecenas, pytań w sprawach „covidowych” ma tak dużo, że nie nadąża z odpowiadaniem na nie.
To władza powinna dbać o zmniejszenie lęku i niepewności
Uważam, że w całym zamieszaniu nie chodzi wcale o maseczki. Problem nie zniknie nawet, jeśli władze zniosą obowiązek ich noszenia. Ten środek ochronny jest dziś tylko symbolem ograniczeń pandemicznych i pewnie najłatwiej o nim mówić – ale nie jest ani jedynym, ani głównym problemem. Zniknięcie maseczek nie zlikwiduje bowiem poczucie zagrożenia i niepewności.
Wydaje się, że zwiększaniu się liczby ludzi usiłujących żyć tak, jakby pandemii nie było, może zapobiec jedynie działanie nastawione na neutralizowanie negatywnych emocji. Powinno się tym zająć państwo, ze względu na istotny interes społeczny.
Stabilność przyjmowanych zasad epidemicznych, przestrzeganie tych zasad nie tylko przez zwykłych ludzi, ale i przez rządzących; jasny plan wprowadzanych obostrzeń (oraz ich wycofywania) wraz z informacją, w jakiej sytuacji epidemicznej zostaną one wprowadzone, jednym słowem – czytelna, zrozumiała i przejrzysta komunikacja na temat pandemii, planu walki z nią, możliwości funkcjonowania etc.
Po drugie: merytoryczna, ekspercka debata środowiska medycznego nad strategią walki z koronawirusem, która pozwoli uwzględnić doświadczenia z ostatnich miesięcy oraz rozstrzygnąć wątpliwości, a obywatele zostaną poinformowani o jej wynikach, ale nie będą głównymi odbiorcami każdej pojawiającej się wątpliwości.
Po trzecie: staranność legislacyjna przy stanowieniu prawa.
Zrealizowanie tych trzech punktów zmniejszyłoby poczucie niepewności, zwiększyłoby natomiast poziom zaufania do instytucji i służby zdrowia. Do tego trzeba jednak, by rządzący wykazali się przejrzystością działania, otwartością na poważną debatę i mądrą komunikacją.
Niestety, nie mamy żadnej z tych trzech rzeczy. Pozostaje wyłącznie uzbroić się w cierpliwość, by doczekać do chwili, gdy emocje wypalą się same. Ale to potrwa. I nie wiemy jeszcze, jakie szkody wyrządzi.
Wszystkie opisywane materiały z sieci są udokumentowane, do części nie podajemy linków, by nie promować tych treści.
No cóż, chyba łatwiej zaufać im niż rządowi xD
Poważnie, gdyby rząd nie tworzył idiotycznych przepisów i nie wykorzystywał politycznie epidemii, to zjawisko byłoby mniejsze
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Na odwrót. Głupota jest cowidowa, a mądrości antycowidowe.
Mając taki rząd z premierem na czele, który swoje działania podporządkował całkowicie woli i interesowi partyjnemu, trudno się dziwić reakcji. Szkodliwe działanie rządzących jak widać zostaje spotęgowane ignorancją części społeczeństwa. A efekty dotkną wszystkich
A czy ktoś policzył ile osób umiera lub cierpi z powodu braku swobodnego dostępu do lekarzy? Ile przez to zostanie niewykrytych nowotworów, udarów, niewydolności serca.
Nie masz dostępu czy nie chcesz go mieć? Onkologia działa chociaż co niektórzy odraczają swoje wizyty z powodu zrozumiałej obawy przed zarażeniem.
Wielcy wolnościowcy się znaleźli! 90% z nich ma kajdany założone przez banki w postaci kredytów. Egoiści pierdo****!
Brakuje w tym artykule jednego wyraźnego wątku: kwestionowania działania testów. Na tym polu dochodzi do gigantycznych manipulacji. Najpierw bierze się ziarnko prawdy pt "Niektóre komercyjne testy faktycznie nie dają 100% miarodajnego wyniku", a potem rozciąga się to na cały system testowania chorych, dochodząc do konkluzji, że jak można mówić o istnieniu wirusa, skoro testy są kompletnie od czapy.
Po facebooku krążą historyjki o tym jak to właścicielka firmy zatrudniła 15 Ukraińców, zamówiła dla nich 15 testów, po czym wszystkie wykonała na sobie i dostała 10 wyników pozytywnych i 5 negatywnych. Albo że szwagier wujka kolegi z liceum dostał wynik pozytywny, a jego żona, z którą przecież mieszka, negatywny, ergo: testy nic nie wnoszą.
Wg mnie im racjonalniej brzmi argument, tym jest groźniejszy, bo trafia nie tylko to wąskiego marginesu podatnych na dowolne brednie obywateli, ale także do tych bliżej "normalnego centrum". A ponieważ brzmi racjonalnie i – dopóki człowiek dłużej nie pomyśli – sprawia wrażenie niemal naukowego, umacnia przekonanie o słuszności wyciągniętych na jego podstawie wniosków. No i w potencjalnej dyskusji z "oślepionym koronaparanoją baranem"daje zestaw konkretnych argumentów, których rozmówca nie ma jak odbić, bo w odróżnieniu od "obudzonego" nie słyszał tych historyjek o niedziałających testach, więc jest nimi zaskoczony, tym samym niemal na starcie przegrywając dyskusję.
Moim zdaniem antycovidowcy to po prostu zwykli ludzie zmęczeni reżimem sanitarnym i niespójnymi działaniami rządu. Wolą podjąć ryzyko zakażenia siebie i innych byle wrócić do normalnego i swobodnego życia, tym bardziej, że w imię ochrony przed epidemią doszło do olbrzymich nadużyć: zawieszenie prawa zamówień publicznych, prawa budowlanego, prawo do inwigilowania każdego obywatela bez wniosku sądu lub prokuratury, losowe utrudnienia w przemieszczaniu się, spędzaniu wolnego czasu, prowadzeniu firmy, w szkołach, na studiach… to już lepszy ten wirus.
W Szwecji nie ma wielu zakazów, są natoniast zalecenia. Kto chce chodzi w maseczce, kto nie chce ten nie chodzi. Aktualnie nie ma tam wzrostu zachorowań.
A teraz proszę mi powiedzieć, ile zarażeń jest przez przelotny kontakt w sklepie? To jakiś margines. Największe ogniska zarażeń jak na razie to zakłady pracy i wesela – które są dozwolone.
Może już wystarczy tego policyjnego państwa, które wprowadza kolejny zakaz z uzasadnieniem "bo tak", za który grozi mandat. Raz jeszcze zachęcam przyjżeniu się Szwecji.
Tak zwanych zakażeń by nie było gdyby nie test RTPCR ,który się nie nadaje do tych testów (zdanie twórcy testu). Więc możesz sobie odpowiedzieć na pytanie czy mamy do czynienia pandemią czy plandemią.
Szwedzi są społeczeństwem bez porównania bardziej zdyscyplinowanym niż Polacy. Nawet jeśli za niestosowanie się do zaleceń nie grozą kary, niemal wszyscy ich przestrzegają.
Jeśli ktoś upublicznia wizerunek człowieka, który nie wyraził na to zgody wrzucając filmik do sieci, to jest na to paragraf.
Szukam miłego i kulturalnego faceta na spotkania
Mam na imię Monia 24 wiosny….
wiecej moich fotek i kontakt do mnie tu- http://www.frircikvip.com.pl
Znajdź mnie- Monikj- napisz do mnie i spotkajmy sie!
Tego typu ruchy będą jeszcze bardziej radykalne. Dzięki komu? Politykom wprowadzającym idiotyczne obostrzenia, jak i panikarzom przyklaskującym Szumofskiemu i kompletnemu lockdownowi. Brawa dla was.
jaki wirus ? gdy pracowałem w jednej z firm ubezpieczeniowych wszyscy już wiedzieli ze 2 drugim kwartale tego roku będzie ogólnoświatowy kryzys. czyli kryzys jak i pandemia był planowany.
… a skoro był planowany, to najlepszy dowód, że go nie ma… 😀
A że go nie ma to każdy widzi. To tak jak z norkami hodowlanymi: Minister sprawiedliwości Ziobro jeszcze nigdy nie słyszał, aby któraś norka się skarżyła na swój los, więc norkom musi być dobrze na fermach.
Jestem z 1999r. Przez tego wirusa straciłem kontakt z częścią znajomych. Wiadomo młodość bunt te sprawy… Pseudonaukowy bełkot to dzisiaj norma. Pomyśleć że kiedyś rozbawił mnie artykuł na temat "czekoladowego mleka od brązowych krów" trudno w to uwierzyć ale ludzie naprawdę potrafią być co najmniej bardzo nie rozsądni. Pozdrawiam
(cz.1)
Piszę tutaj, bo zdenerwowała mnie jednoznacznie subiektywna treść tego artykułu. Covid teraz jest dogmatem, nie można mieć na jego temat innych poglądów?
Kreujecie się na portal wolności słowa. W wolności słowa normalne jest że jeden popiera PIS, drugi PO, trzeci Lewicę, czwarty Konfederację. Normalne jest że jeden popiera zakaz hodowli zwierząt futerkowych, a drugi nie.
Tak samo jeden może popierać obostrzenia covidowe, inny nie.
Uważam że zagrożenia naszej wolności spowodowane obostrzeniami są teraz większe niż ryzyko dla zdrowia jakie może generować rzeczony wirus.
Rzeczywiście nie znam nikogo, kto byłby tym zarażony, nie widziałem też stosu trupów na ulicach.
Za to nasze życie nadal nie jest normalne, bo w każdej chwili można trafić do aresztu domowego tylko dlatego że ktoś z kim się widzieliśmy przez ostatnie dwa tygodnie dał się zbadać, trafił na wynik pozytywny i wydał nas sanepidowi. Więcej – nie trzeba nawet być wskazanym do sanepidu jako kontakt, bo wystarczy że domownik został wskazany.
W praktyce więc żeby uniknąć tego aresztu, wszyscy domownicy musieli by: po pierwsze albo nie pracować, albo pracować zdalnie, po drugie praktycznie zlikwidować życie towarzyskie, po trzecie nie chodzić do lekarzy itp. Na jak długo?
cdn…
cz.2
Jak długo już trwają obostrzenia? Pół roku? Jak długo mają trwać? I tu jest pies pogrzebany, bo… jeśli już ktoś podaje terminy, to zupełnie nie są spójne ze sobą.
Polski rząd podaje jak narazie wiosnę przyszłego roku, bo na przełomie roku mają dopuścić do użytku szczepionkę na ten covid, potem do wiosny ona trafi na nasz rynek i zacznie się szczepienie obywateli.
WHO jednak straszy że przeciągną to aż do 2022 roku. Uważam że ludzie tego tak długo nie wytrzymają i kropka!
Co jednak będzie jeśli ludzie nie będą chcieli się szczepić? A co jeśli szczepionka nie wykaże długotrwałej odporności? Albo zabraknie dawek? Albo żadna nie okaże się skuteczna i nie zostanie dopuszczona do użytku?
Takie obostrzenia nie mogą trwać wiecznie.
A co jeśli to co mówią antycovidowcy jest prawdą, że rządy wykorzystują covida do ograniczania wolności obywatelskich i na rękę im jest żeby ten stan trwał w nieskończoność?
Być może to właśnie antycovidowcom będziemy zawdzięczać to że ten terror nie będzie trwał wiecznie, że rządy nie posuną się do powszechnej inwigilacji czy do przymusowych szczepień.
Osobiście nie mam aż tyle odwagi i nerwów żeby codziennie w sklepie kłócić się z ekspedientami i wzywać policję, dlatego też dla świętego spokoju twarz zakrywam. Ale nie maseczką, tylko przyłbicą. Raz że łatwiej w niej oddychać, dwa że covidowi "eksperci" twierdzą że przyłbica słabo chroni otoczenie, więc to jest mój element minimalnego protestu – w granicach tych przepisów – ale jednak pewnego protestu przeciwko obecnej sytuacji.
Natomiast od pewnego czasu sercem jestem z antycovidianami i śledzę to co się dzieje na tych przytoczonych grupach antycovidowych, a na pandemię przeważnie mówię "plandemia". Może nawet kiedyś odważę się przyjść na protest.
cz.3
Uważam też że za podjęte działania należy rozliczyć osoby za to odpowiedzialne, a więc – w Polsce: byłego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa PIS Jarosława Kaczyńskiego, który na to wszystko pozwalał i nie protestował.
Natomiast na płaszczyźnie światowej, przede wszystkim kierownictwo WHO.
Obecnego ministra Niedzielskiego na razie do tej listy nie dodaję, gdyż urzęduje stosunkowo krótko i na jego ocenę przyjdzie jeszcze czas. Poza tym, wprawdzie nieznacznie, ale jednak złagodził zasady aresztu domowego i kryteria testowania.