0:000:00

0:00

Piotr w 2020 roku zdecydował, że chce ostatecznie wystąpić z Kościoła. "Jestem niewierzący. Mógłbym pewnie to zignorować i po prostu nie przychodzić do kościoła, nie uczestniczyć w obrządkach. Ale nie podoba mi się szereg rzeczy w jego działalności: tuszowanie pedofilii, mieszanie się do polityki, indoktrynacja dzieci i chrzest bez zgody i woli chrzczonego dziecka.

Uważam, że ta organizacja robi bardzo dużo złego i nie chcę figurować w jej statystykach. O apostazji myślałem już od 2014 roku. Ale wtedy procedury były jeszcze bardziej skomplikowane, trzeba było przyjść z dwoma świadkami. Teraz jest łatwiej. Teoretycznie" - mówi w rozmowie z OKO.press.

Zgodnie z Dekretem Ogólnym Konferencji Episkopatu Polski w sprawie wystąpień z Kościoła, uchwalonym w 2016 roku, potrzeba do tego oświadczenia woli, złożonego osobiście w formie pisemnej wobec proboszcza swojego miejsca zamieszkania. Proboszcz odbywa z przyszłym odstępcą rozmowę duszpasterską, oryginał oświadczenia składa w archiwum parafii, a kopię przesyła kurii.

Teoretycznie.

Nie, bo jesteśmy w czerwonej strefie

W listopadzie 2020 Piotr podjął próby umówienia się na spotkanie z księdzem Dariuszem Firsztem, proboszczem parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Krakowie-Kurdwanowie. Próbował porozmawiać z nim osobiście w kancelarii, ale wciąż spotykał wikariuszy, którzy odmawiali spotkania z proboszczem albo umawiali je na kolejny tydzień. Po czym okazywało się, że jednak nie dojdzie ono do skutku.

W końcu Piotr skontaktował się z parafią mailowo 22 listopada. Na wiadomości odpisywał mu sam proboszcz. Spytał o cel spotkania. Gdy dowiedział się, że chodzi o apostazję, stwierdził, że ze względu na pandemię jest ono niemożliwe. Polecił Piotrowi poczekać do czasu, aż Kraków znajdzie się w żółtej strefie ryzyka epidemicznego.

Co ciekawe, w tej samej wiadomości proboszcz przyznał, że kancelaria parafialna działa w sprawach "chrztów, pogrzebów, wezwań do chorych, zaświadczeń związanych z pochówkiem i spraw bezpośrednio związanych z działalnością parafii, czyli prowadzeniem ludzi do wiecznego zbawienia".

Wiadomość kończyła się informacją, że jeśli parafianinowi nie odpowiadają warunki, które przedstawił ksiądz to... może go podać do sądu. Pomimo zastanawiającej troski o zachowanie reżimu sanitarnego w przypadku akurat apostazji oraz tonu wiadomości, Piotr postanowił odczekać kilka tygodni.

Przeczytaj także:

Nie, bo nie jestem pańskim pracownikiem

Piotr zgłosił się ponownie w drugiej połowie stycznia 2021 i poprosił o spotkanie z proboszczem. W odpowiedzi dostał identyczną wiadomość o żółtej strefie, wiecznym zbawieniu i sądzie. Mężczyzna zniecierpliwił się. Napisał, że spotkanie zajmie nie więcej niż 5-10 minut, a poza tym Kraków jest właściwie w zielonej strefie. Na poparcie swoich słów przedstawił wyliczenia średniotygodniowych ilości zakażeń, które rząd stosował przy kwalifikacji regionów kolorami. Wprost zarzucił proboszczowi niechęć do podjęcia czynności i zasłanianie się pandemią.

W wymianie kolejnych maili ksiądz stwierdził, że nie ruszają go zarzuty pod jego adresem, bo "Kościołowi nie zależy na wizerunku, tylko wierności Chrystusowi".

"To nie Kościół jest winien, że Pana Piotra ochrzczono, ale tylko i wyłącznie Pana rodzice - proszę do nich mieć pretensje, a nie do Kościoła. Oni wiele razy prosili Kościół o chrzest dla Pana, a Pan teraz chce się tego wyrzec. Pańskie prawo.

Ja też jako człowiek posiadam prawa i będę z nich korzystał. Nikt mnie nie zmusi do tego, żebym wypełniał Pańskie polecenia bezkrytycznie. Poza tym nie jestem Pańskim pracownikiem" - odpisał proboszcz.

"Rząd wprowadził strefę czerwoną i rząd (polski) ją odwoła. Ani Pan, ani ja nie wprowadzamy strefy czerwonej i nikt kompetentny jej nie odwołał. Może coś zmieni się w lutym" - czytamy w kolejnym mailu.

Nie, jeśli nie zapłacisz za znaczek

Piotr jeszcze tego samego dnia wysłał do krakowskiej kurii maila ze skargą na proboszcza. Ta szybko poinformowała go, że ksiądz został pouczony co do procedury, i że wkrótce się z nim skontaktuje i umówi na spotkanie.

Rzeczywiście, proboszcz napisał maila z poleceniem przygotowania dokumentów. Zaznaczył, że interesuje go tylko jedno oświadczenie woli i jeden egzemplarz odpisu aktu chrztu. Nie wystawi też na dodatkowej kopii dokumentów potwierdzenia dokonania apostazji, choć jest to powszechną praktyką kancelarii parafialnych.

Co ciekawe, zażyczył sobie dodatkowo uiszczenia opłaty w wysokości 8,90 zł. Prawo kanoniczne nie przewiduje żadnych opłat, jednak ksiądz twierdzi, że nie będzie samodzielnie ani z pieniędzy parafii płacił za znaczki, które musi kupić, by wysłać dokumenty do kurii.

Piotr przystał na przedstawione warunki, by mieć już sprawę za sobą. Poprosił proboszcza o wyznaczenie terminu spotkania. Czekał, gdy na początku lutego jego sprawę opisała krakowska "Gazeta Wyborcza". Czeka do dziś, gdy postanowił opisać swoją sytuację OKO.press.

Jak zaklęta milczy również kuria. Gdy skontaktowaliśmy się z jej biurem prasowym w piątek 19 marca, poproszono nas o przesłanie szczegółowych pytań. Pamiętają, że jakaś sprawa była, ale nie wiedzą, co się z nią stało. Kancelaria parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Krakowie-Kurdwanowie nie odbiera telefonów. Nie odpisuje na maile.

Kolejka do apostazji

Piotr nie jest jedyną osobą, z którą w ostatnich miesiącach parafia w Kurdwanowie bawi się w kotka i myszkę.

W identycznej sytuacji znajduje się jego partnerka Monika. "Jestem osobą niewierzącą, która nie tylko nie wierzy w istnienie Boga, ale też nie zgadza się z naukami kościoła i moralnością, którą przyjmują za właściwą. I choć apostazja w Polsce ma charakter raczej symboliczny, to dokonanie jej pozwoli mi być w zgodzie ze swoimi przekonaniami i jednocześnie zamanifestować ostateczne rozstanie z Kościołem do którego przecież jako dziecko zostałam włączona wbrew własnej woli" - mówi OKO.press.

"Mamy tu już kolejkę ludzi - przyszłych odstępców (choć w rzeczywistości są już nimi od dawna), którzy cierpliwie czekają, a nie uważają się za kogoś lepszego i nie chcą wejść bez kolejki" - odpisywał w grudniu Łukaszowi Bąkowi proboszcz Dariusz.

I sugerował, by najpierw przeprosił jednego z wikariuszy za to, że w mailu nazwał jego zachowanie bezczelnym. "P.S. Nazywa się Pan »parafianinem«. To już chyba przesada" - kończył wiadomość ksiądz. Łukasz Bąk dokonał w końcu apostazji w innej parafii. Magda złożyła dokumenty u proboszcza w styczniu. Gdy ten zażyczył sobie opłaty, poprosiła o potwierdzenie w dowolnej postaci - rachunek, paragon, fakturę. Proboszcz stwierdził, że nic takiego nie może jej wydać, a dopóki Magda nie zapłaci, jej dokumenty będą leżały w jego szufladzie. Leżą tam do dziś.

Wszystko zostaje w Kościele

Sytuacją w Kurdwanowie zainteresowała się Fundacja Wolność od Religii. Wysłała ona w grudniu do krakowskiej kurii wniosek o podjęcie działań, które wpłyną na przestrzeganie przez proboszcza parafii prawa kościelnego oraz podstawowych praw i wolności określonych w Konstytucji RP. Wniosek przesłała też do Kościelnego Inspektora Ochrony Danych oraz Departamentu Wyznań Religijnych oraz Mniejszości Narodowych i Etnicznych MSWiA. Wniosek przesłali również do wiadomości Rzecznika Praw Obywatelskich.

RPO w piśmie poinformował jedynie, że jedynym organem, który może kontrolować proces apostazji i związane z nim kwestie ochrony danych osobowych, jest KIOD. Zgodnie z wydanym przez niego dokumentem proboszcz nie może nie przyjąć dokumentów poprawnie złożonych.

KIOD odpowiedział Fundacji, że wszczął postępowanie wyjaśniające, czy w parafii nie doszło do naruszenia przepisów Dekretu Ogólnego Konferencji Episkopatu Polski w sprawie wystąpień z Kościoła.

Kuria metropolitalna w marcu w odpowiedzi podziękowała za zainteresowanie tematem i zapewniła, że przekaże uwagi proboszczowi. Departament Wyznań Religijnych również w marcu stwierdził, że organy państwowe nie mają prawa ingerować w wewnętrzne procedury Kościołów i związków wyznaniowych.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze