0:00
0:00

0:00

„Nie wierzę w żadne dogmaty, ani katolickie, ani żadne inne. (…) Nie mam żadnych tęsknot religijnych, nie potrzebuję żadnych pociech religijnych. Wobec tego pozostawanie formalne w łonie Kościoła rzymsko-katolickiego było z mej strony obłudą i nikczemnością. Dłużej wytrzymać nie mogę. Urzędowe wystąpienie z Kościoła jest nakazem mego sumienia”.

Te słowa do proboszcza swojej parafii napisał w 1927 wybitny polski językoznawca, profesor Uniwersytetu Warszawskiego Jan Baudouin de Courtenay.

Sytuacja wówczas była inna niż dzisiaj. Wyznanie było wpisywane do dowodu osobistego. Baudouin de Courtenay formalnie wystąpił w Kościoła, bo chciał mieć wpisane zgodnie z prawdą „bezwyznaniowiec”. Zasłużony profesor miał wówczas 82 lata. Wcześniej nie mógł tego zrobić, bo pod zaborem rosyjskim nie można było być oficjalnie ateistą lub pozostawać poza którymś z uznawanych wyznań. W niepodległej Polsce prawo do ateizmu trzeba było dopiero wywalczyć.

Takie urzędowe wystąpienie z Kościoła nazywamy od pewnego czasu apostazją, choć właściwie apostazja to wyrzeczenie się wiary. Dzisiaj jest to nazwa bardzo myląca, bo sugerująca wyłącznie religijne motywy wystąpienia z Kościoła.

Profesor Baudouin de Courtenay zadał sobie pewien trud – mniejszy niż potrzebny dzisiaj – formalnego wystąpienia z Kościoła, bo nie chciał podtrzymywać fikcji, że do niego należy. Dopóki tego nie zrobił, był jedną z „martwych dusz” Kościoła katolickiego w Polsce – osób, które faktycznie do niego nie należą, ale Kościół i państwo je za należące uważają.

Reakcja na wyrok Trybunału Konstytucyjnego

I w tym sensie jego sytuacja była podobna do sytuacji być może milionów Polaków w dzisiejszej Polsce. Ci ludzie faktycznie nie są członkami Kościoła katolickiego – nie czują się częścią tej wspólny, a często nie wierzą w Boga - jednak formalnie przez sam fakt chrztu do niego należą. Czy powinni zrobić to co Jan Baudouin de Courtenay?

Przez wiele lat ta fikcja mało kogo na co dzień uwierała i nie wywoływała jakiejś traumy. Ale postawa i działania Kościoła po 1989 roku, jego dosłowne panoszenie się w życiu publicznym przy jednoczesnym głoszeniu poglądów jaskrawo sprzecznych ze światopoglądem współczesnych Europejczyków, którymi jesteśmy, doprowadziły do pojawienia się u wielu osób poczucia dużego dyskomfortu psychicznego.

Przeczytaj także:

Szczególnie widoczne stało się to po wyroku Trybunału Konstytucyjnego delegalizującym aborcję z przyczyn embriopatologicznych. To ten wyrok uruchomił obecną falę apostazji, bo zapadł z inspiracji Kościoła.

Cztery dni po ogłoszeniu wyroku TK na Facebooku powstała grupa Apostazja 2020, która po niecałym miesiącu miała już 5 tys. członków. Dziewuchy dziewuchom ogłosiły w tym czasie „Apostazja Chellenge 2020” z chwytliwym sloganem: „Hejka, co robisz jutro? To co wszyscy, apostazję”. Pojawiły się grafiki wpisujące apostazję w strajk kobiet i walkę o legalną aborcję. „A jak aborcja, A jak apostazja” – mówi jedna z nich. „Zrób sobie prezent – wystąp z Kościoła na święta" mówi inna, reklamująca wydarzenie, którym zainteresowanych jest 12 tys. osób. Powstała nawet ikonografika przestawiająca procedurę wystąpienia z Kościoła.

Powróciło znane już wcześniej hasło „Narodowej apostazji”. Jest też organizowane wydarzenie „Masowa Apostazja – Polki i Polacy występują z Kościoła”.

[caption id="" align="aligncenter" width="1280"]

Zewnętrzne źródło
Apostaci to apostołowie świeckiego państwa wolnego od dominacji kleru [WIDZĘ TO TAK]

Profil na FB https://www.facebook.com/NarodowaApostazja/[/caption]

Wrzenie w internecie

Od tematu apostazji w internecie od miesiąca wrze. Ludzie nie tylko dopytują się ze szczegółami, jak dokonać apostazji, ale też dzielą się swoimi doświadczeniami z jej przebiegu – nieraz dość traumatycznymi, czasem zabawnymi – i gorąco zachęcają następnych. Z dumą jako wzór dla innych pokazują w sieci zdjęcia swoich podstemplowanych przez parafię oświadczeń woli o formalnym wystąpieniu z Kościoła. Codziennie przybywa ich kilka.

Wcześniej, już w ubiegłym roku, o dokonaniu apostazji poinformowało – głównie w internecie - kilka znanych osób: publicystka Agata Diduszko-Zyglewska oraz pisarze Sylwia Chutnik, Jacek Dehnel i Malwina Pająk. Parę dni temu o stanowczym zamiarze apostazji doniosła na swoim profilu Anna Dziewit-Meller śledzona przez 19 tys. osób.

Apostazji swego czasu dokonała także posłanka Klaudia Jachira nagrywając o tym filmik i pierwsza obywatelka Polski poczęta metodą in vitro, aktywistka miejska i publicystka Agnieszka Ziółkowska.

Na marginesie tej fali entuzjazmu pojawiają się także obecne od zawsze głosy sceptyków wobec apostazji. Pytają, jaki jest sens w formalnym występowaniu z Kościoła, skoro ono niczego nie zmienia – nadal Kościół nie podaje liczby apostazji, a nasze dane nie znikają z kościelnych ksiąg. Co po adnotacji w księdze chrztów, do której Urząd Statystyczny nie zagląda?

Nawet gdyby apostazji dokonały miliony Polaków, to Kościół nie udostępni tych danych i nadal będzie twierdził, że reprezentuje cały naród. Nadal będzie trzymał w szachu polityków i korzystał z olbrzymich dotacji państwa. Apostazja jest więc aktem, który co najwyżej poprawia samopoczucie pozwalając ewentualnie wkurzyć proboszcza.

Apostazja jako akt symboliczny

Zwolennicy idei apostazji wskazują zwykle na to, że jest ona głównie aktem symbolicznym, który nie jest obliczony na natychmiastowy wymierny efekt. Chodzi w niej głównie o to, aby dać świadectwo swojego sprzeciwu wobec poczynań Kościoła i aby żyć w zgodzie z własnymi przekonaniami. Przede wszystkim zaś o to, aby dłużej nie firmować swoim nazwiskiem niegodziwości Kościoła. Aby nie mógł się on powoływać, że mówi w imieniu wszystkich prawdziwych Polaków.

Akty symboliczne nie są pozbawione bardziej długofalowych efektów praktycznych. Obalenie pomnika księdza Jankowskiego było działaniem symbolicznym wobec niemożności osądzenia prałata. Podobnie jak namalowanie kolorów tęczy na aureoli Matki Boskiej Częstochowskiej jako akt sprzeciwu wobec poniżania osób LGBT w Kościele. Nie zmieniły się z ich powodu ani prawo, ani praktyka społeczna w Polsce, ale wpłynęły na stopniową zmianę świadomości.

Apostazja to coś więcej niż akt symboliczny

Jednak sens apostazji nie jest wyłącznie symboliczny, a nawet nie głównie. To przede wszystkim zabranie głosu przez obywateli. Podjęcie dyskusji z Kościołem i wystawienie mu wyjątkowo negatywnej oceny. Analogicznej do tej z kartonu z gwiazdkami.

Do tej pory Kościół tylko ludzi pouczał – teraz został zmuszony do wysłuchania, co oni mają do powiedzenia na jego temat. I to nie za pośrednictwem mediów, ale bezpośrednio do proboszczów i biskupów.

Prawo kanoniczne przewiduje trzy powody wystąpienia z Kościoła. Apostazję, czyli wyrzeczenie się wiary, herezję, czyli nieuznawanie pewnych dogmatów i schizmę, czyli nieuznawanie autorytetu i władzy papieża oraz biskupów.

Są to powody czysto religijne. Tymczasem motywy dzisiejszej fali apostazji mają charakter ideologiczny. Nie chodzi w nich o Boga, dogmaty czy nieomylność doktrynalną papieża. Chodzi o postawę Kościoła wobec palących zagadnień społecznych takich jak aborcja, prawa osób LGBT, zjawisko kościelnej pedofilii.

Apostazja przestała być deklaracją tylko religijną

Akty apostazji składane obecnie proboszczom często nie ograniczają się do lakonicznego uzasadnienia „bo nie wierzę w Boga i nie chodzę do Kościoła”. Coraz częściej o wierze w ogóle nie wspominają. Zawierają natomiast coś, czego żadna kościelna instrukcja apostazji nie przewidywała – krytykę postawy społecznej i działań Kościoła. „Nie zgadzam się z poglądami głoszonymi przez Kościół” to jedno z najpopularniejszych uzasadnień, ale często są znacznie bardziej rozbudowane.

Kościół długo pozostawał jedyną instytucją publiczną poza zasięgiem obywatelskiej krytyki. Był do niedawna krytykowany wyłącznie przez media z czego sobie niewiele nie robił, odparowując kolejne ciosy upartym twierdzeniem, że prywatne media – delikatnie mówiąc – wykazują złą wolę. Tę sytuację zmieniły dopiero protesty i demonstracje dotyczące kościelnej pedofilii – odezwało się społeczeństwo.

Ale pochody i demonstracje mają to do siebie, że się na zakończenie rozchodzą, buciki z akcji Baby Shoes Remember zostają z bram kościołów zdjęte i wszystko pozornie wraca do poprzedniego stanu. Natomiast akty apostazji w kurii i adnotacje w księgach chrztów pozostają.

Apostazja to udział w demonstracji

Dokonanie apostazji przypomina stanięcie przed kurią ze wspomnianym kartonem z gwiazdkami i hasłem protestacyjnym. Pojawienie się jednej takiej osoby ma niewielkie znaczenie. Pojawienie się kilkudziesięciu, kilkuset czy paru tysięcy ma znaczenie ogromne. Ale te kilka tysięcy demonstrantów składa się przecież z pojedynczych osób, które w ciemno podjęły decyzję o wyjściu z domu, licząc, że spotkają więcej ludzi podobnych do siebie.

Tak samo jest z pojedynczym aktem apostazji, To mały kamyk, ale wiele takich kamyków ma siłę lawiny. Pojedyncze akty apostazji pokazywane przez apostatów w internecie działają podobnie jak kamyk w lawinie – uruchamiają kilka następnych.

Leszek Jażdżewski w słynnym wystąpieniu przed wykładem Donalda Tuska powiedział: „Kościół katolicki w Polsce, obciążony niewyjaśnionymi skandalami pedofilskimi, opętany walką o pieniądze i o wpływy stracił moralny mandat do tego, żeby sprawować funkcję sumienia narodu”. Dzisiaj należałoby dodać – oraz walczący z kobietami i osobami LGBT.

Apostazja nie tylko dla ateistów

Jeśli ktoś podziela to zdanie, to apostazja jest właśnie dla niego, niezależnie od tego czy jest wierzący, czy nie. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby apostazji dokonywali również ludzie wierzący, którzy negatywnie oceniają Kościół.

Formalne wystąpienie z Kościoła nie wymaga wyrzeczenia się wiary. Gdy Kościół się zreformuje i odnowi moralnie, każdy będzie mógł do niego wrócić. Apostazja nie jest aktem nieodwracalnym, natomiast jest ważnym sygnałem wysłanym do kleru.

W apelu organizatora wydarzenia „Wystąp z Kościoła na święta” nie ma ani słowa o ateizmie. Jest skierowany wprost również do ludzi wierzących - „pamiętajcie, że to nie Kościół katolicki definiuje waszą wiarę, ale z odpowiedzialności za waszą wspólnotę warto z niego wystąpić”. Między innymi do ludzi wierzących swój apel o dokonywanie apostazji kierował w 2018 roku Jan Hartman:

„Jeśli wierzysz w chrześcijańskiego Boga, to zrób to dlatego, że Bóg najwidoczniej nie upodobał sobie tego akurat Kościoła (katolickiego), skoro dopuścił, aby jego historia była pasmem przemocy i ucisku, a współczesność – klęską pedofilii i masowych malwersacji. Wyjdź z Kościoła z lęku przed Bogiem!”.

W podobnym duchu zwracała się do osób wierzących opisując swoją apostazję Agata Diduszko-Zyglewska: „być może apostazja to narzędzie perswazji w tym nierównym dialogu także dla osób wierzących?”.

Napisz do biskupa, co myślisz o Kościele

Jeśli ktoś nie zgadza się na bezkarne uprawianie przez Kościół mowy nienawiści i szczucie na osoby LGBT, to ma po raz pierwszy okazję to Kościołowi powiedzieć właśnie w treści aktu apostazji.

Jeśli chce zaprotestować przeciwko nachalnemu wtrącaniu się Kościoła do polityki i faktycznemu – czasem wręcz jawnemu - szantażowaniu polityków, to właśnie oświadczenie woli o wystąpieniu z Kościoła jest jak najwłaściwszym do tego miejscem.

Jeśli ktoś jest przeciw poniżaniu kobiet i odbieraniu im prawa wyboru, to jest to najodpowiedniejsza droga. Jeśli chce wyrazić swoje oburzenie pedofilią w Kościele i systemowym jej kryciem przez biskupów, może to zrobić właśnie w oświadczeniu woli wręczonym osobiście proboszczowi, które zostanie następnie przesłane do kurii i trafi w ręce biskupa.

Jeśli ktoś nie zgadza się na zawłaszczanie naszego majątku narodowego przez Kościół, państwowe dotacje dla kościelnych uczelni, wyciąganie od państwa pieniędzy za lekcje religii w szkole, to wspaniałą możliwość wyrażenia sprzeciwu daje właśnie akt apostazji.

Powiedz proboszczowi, co myślisz o Kościele

Kościół ze względów doktrynalnych wymaga, aby proboszcz osobiście w rozmowie starał się rozpoznać motywy osoby chcącej wystąpić z Kościoła i spróbował ją zawrócić z tej złej – zdaniem Kościoła – drogi. Bo wystąpienie z Kościoła to według Kościoła grzech i przestępstwo kanoniczne.

Ta rozmowa to okazja, aby proboszcz po raz pierwszy w życiu usłyszał, co przeciętny Polak – a nie żadne wrogie media – ma do zarzucenia Kościołowi. Proboszcz, jak cały Kościół, przyzwyczajony jest do pouczania innych o wartościach i moralności. Najwyższy czas, aby ktoś jego jako funkcjonariusza Kościoła pouczył, że nie ma prawa uprawiać w kościele polityki i zaglądać ludziom pod kołdrę, kto z kim śpi.

Kościół ma rację twierdząc, że kultura europejska ma korzenie chrześcijańskie (choć nie tylko). Wszyscy jesteśmy przynajmniej częściowo chrześcijanami w sensie współdzielenia z chrześcijaństwem pewnych podstawowych wartości.

Wymagana przez procedurę apostazji rozmowa z proboszczem stwarza możliwość, aby powiedzieć mu, że Kościół w Polsce odszedł bardzo daleko od ewangelicznego nakazu miłości bliźniego. Odszedł nawet od wymogu elementarnego szacunku dla bliźniego. W istocie apostaci odchodzą z Kościoła ze względu na jego sprzeniewierzenie się ewangelii, nawet jeśli są ateistami.

Jeśli ktoś chce powiedzieć proboszczowi, że Kościół wbrew swojej doktrynie nie jest Święty, a jedynie składający się z grzesznych ludzi, lecz – wręcz przeciwnie - jest głęboko grzeszny, choć zdarzają się w nim wspaniali ludzie, to taka szansa powstaje właśnie przy okazji złożenia aktu apostazji.

Jeśli pragnie powiedzieć, że już nie chce dłużej słuchać pouczeń i połajanek ze strony przedstawiciela tej skompromitowanej instytucji, to właśnie ma szansę.

Czy był choć jeden sprawiedliwy?

Wiele osób zapewne zna i pamięta słynny fragment filmu „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”, w którym matka grana przez Frances McDormand wygarnia księdzu, że będąc księdzem należy do zbrodniczej organizacji i siłą rzeczy ponosi odpowiedzialność za czyny innych jej członków.

Apostazja to doskonały moment, aby zamiast wysłuchiwać kolejnego kazania, zapytać proboszcza, dlaczego należy do organizacji przez wielu ludzi uważanej za przestępczą i czy zdaje sobie sprawę, że przez to sam jest uważany za przestępcę.

Rozmowa z proboszczem to również wspaniała okazja, aby zapytać go, co sądzi o pedofilii w Kościele i jak przeciwko niej protestował.

Czy był z protestującymi przed kurią biskupią, gdy manifestowali swój sprzeciw wobec ukrywania księży pedofilów i tuszowania ich przestępstw przez hierarchów? Albo może wspierał ofiary w demonstracjach przed sądem lub udzielał im wsparcia w parafii przestępcy? Czy może swój udział w protestach ograniczył jedynie do zdejmowania bucików dziecięcych zwieszonych na bramie kościoła?

To okazja, aby zapytać go, ile zna na całym świecie przypadków księdza lub biskupa, który by dobrowolnie zgłosił organom ścigania przestępstwo seksualnego wykorzystania dziecka popełnione przez innego księdza. Można powtórzyć schemat rozmowy Abrahama z Bogiem przed zburzeniem Sodomy i Gomory, i powiedzieć, że się nie wypiszemy z Kościoła jak wskaże pięciu sprawiedliwych księży, którzy prokuraturę zawiadomili. Nie potrafi? To może chociaż dwóch? Albo choćby jednego?

Apostaci konfrontujący się osobiście z potęgą Kościoła to apostołowie świeckiego państwa wolnego od dominacji kleru.

Cel - wywołanie rezonansu społecznego

Kościół czuje się bezkarny w sensie moralnym (i nie tylko), bo jest przekonany, że w Polsce nie ma wyższego od niego autorytetu. W feudalnej strukturze Kościoła społeczeństwo to w rzeczywistości poddani biskupów.

Apostazja to sposób na uprzytomnienie Kościołowi, że w nowoczesnym demokratycznym społeczeństwie to społeczeństwo jest suwerenem i najwyższym autorytetem.

Dzięki mediom społecznościowym ten krytyczny głos zwykłych Polaków występujących z Kościoła słyszą nie tylko proboszczowie i biskupi. Słyszą go zapewne setki tysięcy ludzi z dostępem do internetu, w którym można zobaczyć prawdziwe akty apostazji i przeczytać o motywacjach apostatów.

Organizator wydarzenia „Wystąp z Kościoła na święta” namawia do dzielenia się swoją apostazją ze społeczeństwem – wrzucania do sieci fotek podstemplowanych przez parafię aktów apostazji i głośnego mówienia „o odcięciu się od kleru grubą kreską”.

Apostazja ma także olbrzymi sens jako demonstracja swoich odważnych poglądów wobec lokalnej społeczności. Po apostazji nie ma miejsca na domniemania, dlaczego ktoś nie chodzi do kościoła – ma na pieńku z proboszczem, szkoda mu kasy na tacę, czy jest po prostu leniwy? Apostazja potwierdza oficjalny rozdział jednostki od Kościoła. Pokazuje, że to możliwe, wyznacza nowe horyzonty. Apostaci to lokalni bohaterowie - właśnie dlatego, że dla wielu antybohaterowie.

Oczywiście oświadczenie woli wystąpienia z Kościoła katolickiego i rozmowa z proboszczem mogą być i często są lakoniczne. „Członkostwo w Kościele jest niezgodne z moim światopoglądem”, jak mówi jeden z gotowców. Ale nawet wtedy wiadomo, co się dzisiaj za aktem apostazji kryje.

Antyapostazjoniści

Próby poważenia sensu apostazji wynikają z kompletnego niezrozumienia społecznego znaczenia tego aktu i oceniania go pod kątem doraźnego pragmatyzmu.

Najsilniejszym argumentem antyapostazjonistów jest to, że Kościół od 2010 roku nie podaje liczby apostazji. To prawda, ale nie ma racjonalnych przesłanek, aby upierać się, że jeśli aktów apostazji będzie naprawdę bardzo dużo, to Kościół nadal nie będzie ich liczby podawał. Nie da się przecież tego wówczas tak łatwo ukryć. A wtedy każda dzisiejsza pojedyncza apostazja okaże się ważną cegiełką, jak głos w wyborach.

Argument odwołujący się rzekomo do logiki wskazuje natomiast, że przecież się do Kościoła nie zapisywaliśmy, więc nie ma potrzeby się z niego wypisywać. No cóż - my się wprawdzie nie zapisywaliśmy, ale „zapisali” nas rodzice i Kościół z uporem liczy nas jako swoich członków. Apostazje kwestionują podstawy takiego liczenia.

Kolejny pozornie rozsądny argument mówi, że ważniejsze od apostazji jest niechodzenie do Kościoła, niedawanie na tacę, niechrzczenie dzieci itp. To tworzenie fałszywej alternatywy. Apostazja nie wyklucza przecież niechrzczenia dzieci i na odwrót. Mało tego - raczej trudno się po apostacie spodziewać, aby chciał ochrzcić dzieci, czy posyłać je na religię. A więc apostazja wspiera ten słusznie postulowany trend.

Inne popularne próby podważenia sensu apostazji mają wręcz charakter teorii spiskowych, według których apostaci poprzez swoją uległość wobec przepisów kościelnych wzmacniają potęgą Kościoła. Jest też próba grania na ambicji, że przecież to upokarzające „chodzić się prosić” o wypisanie przedstawiciela instytucji , której władzy się nie uznaje. Trudno się z tym zgodzić - wizyta apostaty wydaje się być raczej upokarzająca dla proboszcza, niż dla osoby wypisującej się z Kościoła i pokazującej, że Kościół nie jest dla niej żadną władzą ani autorytetem.

Wszystkie te zastrzeżenia i parę innych można podważyć jednym pytaniem. Czy lepiej, aby było dużo aktów apostazji, czy lepiej żeby było mało. Jeśli lepiej, żeby było dużo, to wszystkie te zastrzeżenia nie mają sensu.

Liczy się solidarność

Jeśli patrzeć na apostazję jak na demonstrację uliczną, to podobnie jak w demonstracji liczy się solidarny udział. Wysiłek i poświęcenie jednych zostają zmarnotrawione, gdy pozostali nie wyszli z domu.

Wszelkie publiczne powątpiewania w sens apostazji nie tylko tę potrzebną jedność i solidarność rozbijają, ale wręcz działają jak sabotaż. W czasie, gdy jedni zadają sobie niemało trudu, aby swoją apostazję sfinalizować wykazując przy tym niekiedy prawdziwy heroizm, a inni poświęcają czas, aby o apostazji informować w mobilnych punktach na ulicy, niektórzy siedząc wygodnie w domu i stukając jedynie w klawiaturę, niszczą efekty ich wysiłków.

Trafnie podsumowała to Eulalka Wierzbicka z grupy "Nasze dzieci nie chodzą na religię":

„Pomóżcie nam do cholery! Siedzeniem i pierdzeniem w stołek oraz narzekaniem, że to nic nie zmieni, nic nie zdziałacie, a tylko przeszkadzacie nam w działaniach.

Ruszcie tyłki, przecież chodzi też o wasze życie. O to by to nie Kościół decydował o waszych ciążach, czy o tym czego mają się uczyć wasze dzieci. Każda apostazja to mały kamyczek, ale z tych małych kamyczków można zrobić wielką lawinę. Pomóżcie nam i sobie, a jak już nie chcecie, przynajmniej nie przeszkadzajcie i nie siejcie defetyzmu. Procedura zajmuje kilka chwil.”

Nie ma chyba potrzeby dodawać, że apostazji dokonują głównie kobiety, a zniechęcają głównie mężczyźni. Apostazja jest kobietą.

Opuszczeni przez polityków i celebrytów

Fala apostazji przewala się przez Kościół i przez internet zupełnie nie zauważona przez polityków. W 2012 intuicją wykazał się Janusz Palikot, który niejako objął patronatem ówczesny ruch apostatyczny samemu dokonując spektakularnej publicznej apostazji. Symbolicznie pod okiem kamer „przybił” swój akt apostazji do wrót kurii krakowskiej. W promowaniu apostazji wspierali go wówczas Andrzej Rozenek, nieżyjący już kultowy dziennikarz muzyczny Rober Leszczyński i mąż Kory - Kamil Sipowicz.

Dzisiaj jedyną polityczką, która zauważyła, co się dzieje, wydaje się być Agata Diduszko-Zyglewska. Jako jedna z pierwszych udostępniła swój akt apostazji w internecie i namawiała do pójścia w jej ślady. Z wyjątkiem Anny Dziewit-Meller żadna inna z opiniotwórczych osób nie podjęła tematu.

A szkoda, bo to właśnie liderzy opinii mogliby najbardziej zachęcić Polaków do bardziej konsekwentnego sprzeciwu wobec działań Kościoła i „zrobienia porządku w papierach”, aby ci którzy w rzeczywistości do Kościoła nie należą, przestali należeć do niego również formalnie.

;

Komentarze