0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Franciszek Mazur / Agencja Wyborcza.plFot. Franciszek Mazu...

Ten tekst może brzmieć znajomo, bo o sprawie pisaliśmy równo rok temu. Przypomnijmy: w 2019 roku Artur Dziadosz, ówczesny wiceszef Służby Więziennej, potrącił na pasach 69-letnią kobietą, która w wyniku obrażeń zmarła w szpitalu.

Sprawa wypadku była prowadzona zadziwiająco długo. Mimo tego, że śledczy mieli zapis z monitoringu, zeznania 8 świadków i 3 ekspertyzy biegłych, przez trzy lata nie byli w stanie postawić zarzutów Dziadoszowi, a sprawa była przerzucana między prokuraturami jak gorący kartofel.

W grudniu 2022 roku rzeczniczka prokuratury przekonywała nas, że sprawa Dziadosza „jest na końcowym etapie”.

Teraz, rok później, okazuje się, że dalej buksuje, a Dziadoszowi wciąż nie postawiono zarzutów.

Tymczasem Dziadosz niedługo po wypadku odszedł na emeryturę, a zaraz potem – z nominacji Zbigniewa Ziobry – został szefem potężnej państwowej firmy. Zarówno w chwili wypadku jak i przez kolejne lata, Dziadosz zajmował więc wysokie stanowiska w instytucjach podległych byłemu już ministrowi sprawiedliwości oraz szefowi Suwerennej Polski, która w latach 2015-2023 razem z PiS rządziła Polską. Ziobro, jako prokurator generalny nadzorował także działanie prokuratury.

W 2023 roku jak gdyby nigdy nic Dziadosz brylował w towarzystwie polityków Suwerennej Polski podczas różnych wydarzeń dotyczących więziennictwa.

Konferencja prasowa dotycząca więziennictwa
Podpisanie umowy na modernizację budynków Służby Więziennej. Na pierwszym planie Artur Dziadosz. Po lewej politycy Suwerennej Polski Sebastian Kaleta i Michał Woś, wrzesień 2023. Fot. Ministerstwo Sprawiedliwości.

Sprawa Dziadosza jak gorący kartofel

Do wypadku doszło na początku listopada 2019 roku na jednej z głównych ulic 17-tysięcznych Kozienic. Miasto leży na trasie dla kierowców podróżujących z Rzeszowa do Warszawy. Właśnie tę drogę pokonywał Artur Dziadosz, kiedy na przejściu dla pieszych pojawiła się 69-letnia kobieta.

Jak wynika z naszych informacji, przebieg wypadku był następujący. Kobieta zatrzymała się przed pasami, miała na sobie ciemne ubranie, ale plecak miał odblaskowe elementy. Najpierw przepuściła jadące samochody, ale w końcu zdecydowała się wejść na pasy. Wtedy uderzyła w nią Mazda, którą prowadził Artur Dziadosz.

Kobieta była przytomna, choć w szoku. Zabrała ją karetka. Kilka dni później, w wyniku obrażeń wewnętrznych, zmarła w szpitalu.

Śledczy bardzo szybko zebrali kluczowe dowody: zapis z monitoringu z pobliskiej stacji paliw, błyskawiczna sekcja zwłok, następnie ślady z odzieży ofiary, przesłuchanie ośmiu świadków i zabezpieczenie billingów telefonu kierowcy. Mieli też trzy opinie biegłych.

Ciekawa rzecz: według informacji „Dziennika Gazety Prawnej” analiza billingów telefonu Artura Dziadosza wskazywała, że „w momencie zdarzenia na telefonie kierującego była uruchomiona internetowa transmisja danych”. Co to oznacza? Dziadosz mógł wtedy słuchać muzyki, korzystać z nawigacji samochodowej lub przeglądać media społecznościowe. By mieć pewność, co robił, prokuratura postanowiła zbadać telefon urzędnika.

Nie udało się – podczas przeszukania Dziadosz wyjaśnił, że zgubił telefon podczas wakacji nad jeziorem.

Skrupulatnie prowadzone śledztwo, zamiast zmierzać ku końcowi, zostało nagle przeniesione. Najpierw z Prokuratury Rejonowej w Kozienicach do Prokuratury Okręgowej w Radomiu, potem do Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Tam ugrzęzło na dobre.

Przeczytaj także:

Czwarty rok bez zarzutów

Jak ustaliliśmy rok temu, opinie biegłych były zbieżne, ale winę za wypadek rozkładały po równo. Kobieta miała nagle wejść na przejście dla pieszych.

Mimo zbieżnych opinii i kompletnego materiału dowodowego prokurator Andrzej Wójcik, który prowadzi śledztwo, mówił rok temu w rozmowie z nami, że „dotychczasowy materiał dowodowy nie dostarczył podstaw do postawienia zarzutów”, a prokuratura miała zamówić kolejną – już czwartą – opinię biegłych.

– Według mnie prokuratura dąży do umorzenia sprawy i wybielenia sprawcy wypadku – mówiła nam rok temu córka zmarłej w wyniku wypadku kobiety.

Po naszej publikacji ze sprawy tłumaczył się ówczesny wiceminister sprawiedliwości Marcin Wójcik. Na antenie Radia ZET mówił o „osobistym dramacie” Dziadosza i ataku mediów na niego. Przekonywał, że wypadek miał miejsce „w porze deszczowej”.

View post on Twitter

Rok po naszym tekście sprawdziliśmy, na jakim etapie sprawa jest teraz. Okazuje się, że Artur Dziadosz wciąż nie usłyszał zarzutów.

Jak wyjaśniła nam rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie Agnieszka Kępka, w sprawie „trwają dodatkowe czynności”.

– W 2023 r. w niniejszym śledztwie zrealizowano szereg czynności w postaci przesłuchań świadków i uzyskano kilka opinii biegłych – napisała nam w mailu Kępka. Wyliczyła, że do tej pory powstały „4 zasadnicze opinie” biegłych oraz 4 opinie uzupełniające.

– Obecnie śledztwo znajduje się na etapie analizy zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego – pisze rzeczniczka prokuratury.

Artur Dziadosz – człowiek Ziobry

Dziadosz, jak wynika z przebiegu jego kariery, to człowiek z kręgu (byłego już) ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i jego ludzi z Suwerennej Polski.

Na więziennictwie zjadł zęby. Zaczął w 1991 roku od stanowiska młodszego inspektora. Potem rok po roku piął się po szczeblach kariery. W 2011 roku ówczesny minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski powołał go na wiceszefa Służby Więziennej.

Dziadosz nadzorował Biuro Kwatermistrzowsko-Inwestycyjne (komórka SW zajmująca się m.in. remontami, budowami i zakupami w więziennictwie). Biuro odpowiada za nadzór przywięziennych zakładów pracy, czyli państwowych przedsiębiorstw podlegających Ministerstwu Sprawiedliwości, w których pracują więźniowie.

Ten odcinek więziennictwa stał się szczególnie ważny, gdy na czele ministerstwa stanął Zbigniew Ziobro i ludzie Suwerennej Polski. W 2016 z inicjatywy wiceministra Patryka Jakiego z pompą ruszył program „Praca dla więźniów”.

W 2019 roku Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę programu. NIK ujawnił, że przywięzienne zakłady pracy pełniły zwykle jedynie funkcję pośrednika i większość prac zlecały prywatnym firmom – z pominięciem procedury przetargowej i według widzimisię szefów przywięziennych zakładów pracy. W ten sposób do prywatnych firm trafiło 115 mln zł. NIK skierował w tej sprawie kilkanaście zawiadomień do prokuratury. Dotyczyły między innymi nieprawidłowego nadzoru nad finansami programu.

To właśnie Artur Dziadosz gęsto tłumaczył się z tych wydatków przed Najwyższą Izbą Kontroli. Programu Ziobry i Jakiego bronił również w Sejmie.

W lutym 2021, kiedy śledczy dalej badali sprawę wypadku w Kozienicach, Dziadosz – po 30 latach służby – odszedł na emeryturę. Długo nie pozostał bez zajęcia.

Już kilka miesięcy później, w czerwcu, wypłynął jako dyrektor Mazovii, jednego ze wspomnianych wcześniej przywięziennych zakładów pracy. Dziś Mazovia przekształciła się w Polską Grupa SW, która w 2022 roku zanotowała przychody na poziomie 121 mln złotych. Ma oddziały w całej Polsce, zajmuje się m.in. budowlanką, produkcją okien i drzwi, wyposażenia dla więzień, prowadzi też pięć ośrodków wypoczynkowych. Na jej czele dalej stoi Dziadosz.

;

Udostępnij:

Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Komentarze