Nadszedł czas, by zapytać, czy obiektywnie rzecz ujmując, Władimir Putin nie jest agentem amerykańskiego imperializmu. Żaden Amerykanin nie wyrządził bowiem nawet w połowie tyle szkód temu, co Putin nazywa „russkim mirem”, co sam rosyjski przywódca.
Imperialna wojna Kremla sprawiła, że kultura Rosji i jej język stały się wspólnym wrogiem dla ludzi z całego byłego imperium.
Ta myśl przyszła mi do głowy, gdy niedawno byłem we Lwowie, rozmawiając z Ukraińcami, których wojna Putina uczyniła uchodźcami we własnym kraju. „Byłam rosyjskojęzyczna do 24 lutego”, powiedziała Adeline, studentka sztuki z okupowanego przez Rosjan miasta Nowa Kachowka, nawiązując do daty rosyjskiej inwazji. Dodała, że Rosji nie udało się podporządkować ukraińskiej kultury, więc postanowiła ją zabić.
Kilku innych ukraińskich studentów powiedziało mi, że w literaturze ukraińskiej odnajdują „ducha wolności”, a w rosyjskiej – poddanie się władzy.
Tetiana, uciekinierka z bezlitośnie bombardowanego i niszczonego Mariupola, cierpiała bez ciepła, światła i wody w piwnicy w czasie nieustających nalotów, widziała, jak jej najlepsza przyjaciółka ginie od rosyjskiego pocisku, a potem przeżyła traumatyczną odyseję ucieczki. Tetiana nie tylko lepiej mówi po rosyjsku niż po ukraińsku, jej matka pochodzi z Rosji, podobnie jak oboje jej teściowie. Rosyjski prezydent uznałby ją za Rosjankę. Zapytałem ją więc o jej przesłanie dla Putina. Odpowiedziała, że chciałaby go zabić.
Ten tekst ukazuje się równocześnie w OKO.press i w brytyjskim dzienniku „The Guardian”. Timothy Garton Ash jest brytyjskim intelektualistą i historykiem, profesorem na Uniwersytecie Oksfordzkim. Świadkiem i uczestnikiem przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego „Wiosny obywateli”, jest także autorem książek „Polska rewolucja: Solidarność” oraz „Wolny świat: dlaczego kryzys Zachodu jest szansą naszych czasów”.
Gdziekolwiek się nie zwróciłem, w każdej rozmowie pojawiało się całkowite odrzucenie nie tylko rosyjskiego dyktatora, nie tylko Federacji Rosyjskiej jako państwa, ale wszystkiego, co rosyjskie i prawie wszystkich Rosjan.
Z badań Międzynarodowego Instytutu Socjologii w Kijowie wynika, że w 2013 roku około 80 proc. Ukraińców miało pozytywny stosunek do Rosji, w maju 2022 roku było to już tylko 2 proc. Pewien wykładowca uniwersytecki powiedział mi, że jego studenci piszą 'rosja' małą literą. „Nie poprawiam ich”.
To może nie być zaskakujące w przypadku Ukrainy, kraju cierpiącego z powodu rosyjskiej wojny, która obecnie wymierzonej głównie przeciwko ludności cywilnej. Ale to samo dzieje się na większości terytorium byłego imperium rosyjskiego (a następnie radzieckiego), które od początku XXI wieku Moskwa próbuje ponownie przeobrazić w russkij mir, czyli rosyjski świat.
W Gruzji nie dziwi silna niechęć do neoimperialnej Rosji, ponieważ od 2008 roku Rosja okupuje mniej więcej jedną piątą suwerennego terytorium kraju (w Abchazji i Osetii Południowej). Ale po pełnoskalowej inwazji na Ukrainę ta wrogość jest skierowana przeciw niemal wszystkim Rosjanom.
Jak na ironię, ma to wpływ na dziesiątki tysięcy rosyjskich obywateli, którzy uciekli do Gruzji właśnie po to, by uniknąć mobilizacji na wojnę Putina z Ukrainą. Gruzini pytają: Dlaczego nie protestujesz tam u siebie? Albo jak to ujął jeden z banerów: „Putin zabija ludzi na Ukrainie, a Rosjanie jedzą chaczapuri w Gruzji”. (Chaczapuri to charakterystyczny gruziński chleb z serem).
Odraza panuje także w państwach Azji Środkowej, które wciąż mają bardzo bliskie związki z Moskwą. Na YouTube można obejrzeć wspaniałą bezlitosną krytykę skierowaną do ambasadora Rosji w Kazachstanie Aleksieja Borodawkina, znanego ze straszenia Kazachów. Wygłosił ją płynnym rosyjskim kazachski dziennikarz Arman Szurajewa.
„Rusofobia to wszystko, co osiągnęliście swoimi debilnymi działaniami” – mówi. Jeśli Rosja napadnie na Kazachstan, tak jak na Ukrainę, „cały kazachski step będzie usiany trupami waszych poborowych”.
„Jesteście idiotami. Jesteście kanibalami, którzy jedzą samych siebie”.
„Borodawkin”, kończy, zwracając się bezpośrednio do ambasadora, „jeśli chcesz zobaczyć nazistów i faszystów w Kazachstanie, spójrz w lustro, a zobaczysz głównego nazistę i faszystę. Chwała Ukrainie! Naprzód Kazachstan!”.
Kiedy 24 lutego Rosja rozpoczęła pełnoskalową wojnę przeciw Ukrainie, ukraińska dziennikarka Olga Vorozhbyt próbowała wyjaśnić indyjskiej publiczności, co się dzieje. „Czy możecie sobie wyobrazić Wielką Brytanię, która twierdzi, że Indie należą do jej imperium?”, napisała w "Indian Express" – „To właśnie robi teraz Rosja”.
Można rozszerzyć tę analogię. Wyobraźmy sobie, że rewanżystowska, militarystyczna dyktatura brytyjska wykorzystuje kulturowe pojęcie „anglojęzycznego świata”, aby uzasadnić swoją ponowną inwazję na Indie. Dokładnie to samo zrobił Putin.
Pojęcie russkij mir, „rosyjski świat”, zostało wskrzeszone i przeformułowane pod koniec lat 90. jako rodzaj rosyjskiej inicjatywy z zakresu soft power (mir oznacza w języku rosyjskim zarówno pokój, jak i świat).
W 2007 roku dekretem prezydenckim utworzono Fundację Russkij Mir. Przedstawiano ją jako rosyjski odpowiednik British Council czy niemieckiego Instytutu Goethego, ale koncepcja ta została następnie wykorzystana przez Putina do uzasadnienia jego wojny rekolonizacyjnej w Ukrainie. Wyraźnie wymienił ten termin w przemówieniu uzasadniającym aneksję Krymu w 2014 roku.
Całkowicie przewidywalny rezultat: odraza wobec jego wojen rekolonizacyjnych rozszerzyła się na cały rosyjskojęzyczny świat. Oczywiście, porównanie ze światem anglojęzycznym wskazuje również na duże różnice. Imperium brytyjskie było zamorskie, rosyjskie – obejmowało sąsiadujące ze sobą kraje na lądzie.
Ideologia „rosyjskiego świata” była zawsze ściśle związana z rosyjskim projektem imperialnym, Rosyjską Cerkwią Prawosławną (na czele której obecnie stoi patriarcha Cyryl) i autokracją. Ale gdyby Wielka Brytania ponownie najechała Indie, British Council też nie byłby zbyt popularny. Ci, którzy uzasadniają swoje wojny w kategoriach kulturowych, doprowadzają do tego, że ich kultura jest traktowana jako wróg.
Rosyjska kultura jest więc uboczną ofiarą samo pożerającego się putinowskiego kanibalizmu.
W alternatywnej przyszłości, kultura rosyjskojęzyczna, podobnie jak dzisiejsza kultura anglojęzyczna, mogła wzbogacić się o autorów i artystów ze wszystkich swoich byłych kolonii. Czym byłaby współczesna literatura anglojęzyczna bez autorów z Indii, Afryki i Australazji? A przecież znakomici współcześni pisarze ukraińscy, tacy jak Andriej Kurkow, piszą – a może powinienem powiedzieć: pisali? – po rosyjsku.
Ale nie możemy zapominać o głównej tragedii. Putin próbuje odzyskać części rosyjskiego imperium za pomocą brutalnej siły i terroru. Ostatnio chwalił się, że Morze Azowskie stało się wewnętrznym morzem rosyjskim, dodając, że nawet Piotr Wielki „też musiał walczyć, żeby uzyskać do niego dostęp”.
Około 14 milionów Ukraińców, niewiarygodna jedna trzecia ludności kraju, zostało pozbawionych domów. Europa nie widziała niczego takiego od 1945 roku. Nawet we Lwowie, na dalekim zachodzie Ukrainy, spotykałem się z częstymi wielogodzinnymi przerwami w dostawie prądu, ponieważ Rosja celowo zniszczyła około 50 proc. infrastruktury energetycznej kraju.
Czego Ukraina potrzebuje najbardziej? Każda osoba, z którą rozmawiałem, dawała tę samą odpowiedź: broni, broni, broni. Daj nam narzędzia, mówią, a oni dokończą robotę. I tak właśnie powinniśmy zrobić.
W końcu Władimir Putin przejdzie do historii nie tylko jako człowiek, któremu nie udało się odbudować rosyjskiego imperium, ale jako niszczyciel rosyjskiego świata.
Wszystkie wpływy z tego artykułu zostaną przekazane na pomoc Ukrainie w przetrwaniu i stawianiu oporu. Jednym ze sprawdzonych miejsc, gdzie można wpłacać darowizny jest Razom for Ukraine.
Tłumaczyła Anna Halbersztat
Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".
Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".
Komentarze