Reporter OKO.press Maciek Piasecki podczas relacji z nacjonalistycznej kontry do Marszu Równości został zaatakowany przez kilku uzbrojonych napastników. Stracił sprzęt, wrócił posiniaczony i z podbitym okiem. Sąd uznał to za bezpośrednie narażenie życia. Wyrok jest prawomocny
Kiedy 28 września 2019 roku filmowałem homofobiczną kontrdemonstrację podczas Marszu Równości w Lublinie, zostałem zaatakowany od tyłu, kopany, bity pięściami i pałką przez osoby krzyczące „tu jest cwel!”. Zniszczyli telefon, którym jak zwykle transmitowałem zdarzenia. Nad wszystkim powiewał transparent skrajnie prawicowej grupy Młodzież Wszechpolska.
9 czerwca 2021 r. do redakcji OKO.press przyszło zawiadomienie o wyroku dla sprawców pobicia:
Wyrok wydała 30 kwietnia sędzia SR dla Warszawy-Mokotowa Joanna Włoch, podkreślając, że
„sprawcy działali publicznie i okazując przez to lekceważenie dla porządku prawnego”.
Dariusz Górski został uznany za jedną z osób z grupy agresorów, którzy uderzali „pięściami i kopali nogami po całym ciele”, według sądu czyn narażający „na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia”.
Wyrok uprawomocnił się 8 maja, oskarżeni nie składali apelacji.
Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożyliśmy (wspólnie z fotoreporterką OKO.press Agatą Kubis, w którą jeden z homofobów rzucił metalową puszką, gdy fotografowała, rozcinając jej twarz – również został ukarany) kilka godzin po zajściach.
Trzy miesiące później prokuratura poinformowała jednak naszą redakcję, że sprawa została umorzona, ponieważ Policji nie udało się ustalić tożsamości żadnego ze sprawców – mimo że dostarczyliśmy jej materiał filmowy nie tylko z naszej kamery, ale również nagrane przez dziennikarzy obywatelskich.
W zażaleniu na decyzję prokuratury do sądu zaznaczyliśmy, że Policja nawet nie zdecydowała się rozpowszechnić stopklatek z filmu – ani na własnych stronach, ani za pośrednictwem lokalnych czy ogólnopolskich mediów.
Wskazywaliśmy, że praktyka ta stosowana jest w sprawach o znacznie niższym ciężarze niż pobicie: naruszenia nietykalności osobistej w postaci obcięcia kosmyka włosów kobiecie na ulicy w Krakowie czy kradzieży w sklepie odzieżowym w Lublinie.
Sąd przychylił się do naszej argumentacji i kazał kontynuować poszukiwanie sprawców.
To nie pierwsza sytuacja, kiedy dziennikarze OKO.press spotykają się z agresją skrajnej prawicy. Podczas marszów zawłaszczających rocznicę Powstania Warszawskiego czy na wieców zwolenników Konfederacji, wielokrotnie byłem otaczany w celu zastraszenia i uniemożliwienia dalszej relacji, czy wręcz uderzany i wypychany z terenu zgromadzenia.
Mile widziani na tego rodzaju wydarzeniach są jedynie klakierzy nacjonalistycznej ideologii, dziennikarze zgodnie z zasadami warsztatu krytyczni z mównicy określani są „prowokatorami”.
Policja w takich sytuacjach zachowywała się biernie, a w jednym przypadku, w sierpniu 2019 r., próbowała wyprosić mnie, tłumacząc, że organizator (Robert Bąkiewicz, dawniej z Obozu Narodowo-Radykalnego, dziś na czele Stowarzyszenia Marsz Niepodległości i dotowanego przez władzę portalu Media Narodowe) „nie życzy sobie” obecności dziennikarzy.
O zapewnienie bezpieczeństwa dziennikarzy w pracy wielokrotnie apelowała do polskiej Policji m.in. organizacja Reporterzy Bez Granic, która pilnuje wolności słowa na świecie.
Co gorsza, zdarza się, że to sama Policja jest sprawcą agresji. Powołując się na rzekome „utrudnianie” czynności coraz częściej bezprawnie wypycha dziennikarzy z terenu działań, nawet gdy mają miejsce zdarzenia, które szczególnie wymagają dokumentacji, takie jak zatrzymania z użyciem środków przymusu bezpośredniego.
Wobec policyjnej agresji podczas protestu pod ambasadą Izraela 15 maja 2021 r., gdzie byłem jednym z popychanych dziennikarzy, stanowisko wydała Rada Europy, uznając działania polskiej Policji za narażenie fizycznego bezpieczeństwa przedstawicieli mediów.
Redakcja OKO.press we współpracy z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, składa zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Policję. Za utrudnianie krytyki prasowej grozi według ustawy Prawo prasowe kara ograniczenia wolności lub grzywny. Użycie przemocy w celu zmuszenia dziennikarza do zaniechania interwencji prasowej może zostać ukarane nawet trzema latami więzienia.
W ostatnich latach nasilają się ataki na dziennikarzy pracujących podczas protestów. Podkreśla to raport UNESCO z 2020 roku.
Głos w sprawie ataków na dziennikarzy zabrał również premier Mateusz Morawiecki, jednak stało się to dopiero, gdy Rada Mediów Narodowych stanęła w obronie funkcjonariuszy nadawców rządowych, którzy według niej mają być atakowani podczas demonstracji związanych ze Strajkiem Kobiet.
„Dziennikarze pełnią szczególną funkcję w systemie demokratycznym. Ich bezpieczeństwo fizyczne stanowi podstawowy warunek do wykonywania zawodu dziennikarza i jako takie stanowi fundament wolności słowa i życia publicznego w Polsce” – pisał w lutym premier, po otrzymaniu zawiadomienia o „fizycznym ataku” na pracownika Polskiego Radia.
Podwójne standardy konserwatywnych liderów wobec przemocy stosowanej przez skrajną prawicę mają długą tradycję, o czym pisze m.in. prof. Robert O. Paxton w książce „Anatomia faszyzmu” (wyd. Rebis, 2005).
Nie ma co się cieszyć z tego, że ktoś idzie do więzienia. Wątpliwe, że polski system penitencjarny zresocjalizuje skazanego w takim stopniu, by zrezygnował z nienawistnych poglądów czy rozwiązywania problemów przemocą.
Z pewnością jednak nieuchronność kary za czyn zabroniony (nie jej wysokość, jak podkreślają prawnicy) to fundament sprawnie funkcjonującego państwa prawa.
Jak widać prokuratura kontrolowana przez Zbigniewa Ziobrę i Policja Mariusza Kamińskiego nie traktuje tego rodzaju przestępstw priorytetowo. Dopiero sądy – wciąż niezależne od rządu – z należytym pietyzmem podchodzą do nienawistnych przestępstw.
Nie chodzi tu o tylko o reportera OKO.press. Chodzi o prawo Polek i Polaków do informacji, które ekstremistyczne grupy prawicy chcą ograniczyć. Być może inna osoba, obawiająca się o bezpieczeństwo własne i bliskich po takim zdarzeniu zrezygnowałaby z zawodu dziennikarza czy relacjonowaniu tego rodzaju wydarzeń, ze stratą dla nas wszystkich.
I w końcu chodzi o bezpieczeństwo nas wszystkich. Agresywni prawicowi ekstremiści czują się na tyle bezkarni, że gotowi są zaatakować nawet dziennikarza, i to podczas wydarzenia, gdzie wiadomo, że będzie to udokumentowane. Osoba, której wygląd nie spodoba im się na pustej, ciemnej ulicy z pewnością zostanie potraktowana podobnie.
Chciałbym, żeby polskie państwo miało dla takich osób nie więzienne cele, a pomoc psychologiczną i wsparcie w odcinaniu się od nienawistnych środowisk. Ale za rządów Zjednoczonej Prawicy raczej nie ma co na to liczyć.
Media
Nacjonalizm
Policja i służby
Sądownictwo
homofobia
Marsz Równości
Młodzież Wszechpolska
skrajna prawica
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze