Można się śmiać z pasjonatów wciąż poszukujących Atlantydy, jednak opowieść o legendarnej wyspie ma swoją mroczną stronę. Pokazuje, jak trwałe i niebezpieczne są fake newsy
„Geologowie pokazują, że między Ameryką Północną a Europą istniał kontynent, którego pozostałości można jeszcze dziś odnaleźć między Grenlandią a Islandią. Mówią oni, że na wyspach położonych po drugiej stronie Dalekiej Północy (Nowa Ziemia) znajdują się ślady przypływów sto metrów wyższych od aktualnych, i wykazują jako bardzo prawdopodobne, iż biegun północny się przesunął, a w Arktyce panował niegdyś klimat znacznie łagodniejszy. Każe to spojrzeć w nowym świetle na starożytną legendę o Atlantydzie” – pisał czołowy ideolog nazizmu Alfred Rosenberg w „Micie dwudziestego wieku” (1930).
„Wydaje się bardzo prawdopodobne, że tam, gdzie dziś fale Atlantyku oddzielają i popychają gigantyczne góry lodowe, kiedyś nad wodami wznosił się kwitnący kontynent, na którym twórcza rasa stworzyła sięgającą daleko kulturę i wysyłała swe dzieci w świat jako żeglarzy i wojowników. Jednak nawet gdyby hipotezy o Atlantydzie nie dało się utrzymać, wciąż należy przyjmować istnienie prehistorycznego nordyckiego centrum kulturalnego”.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Poglądy Rosenberga podzielał szef SS Heinrich Himmler, druga osoba w III Rzeszy. Jego podkomendni pseudonaukowcy szukali śladów zaginionego kontynentu m.in. na południowy zachód od Islandii. Adolf Hitler nie był tak zafascynowany tematem, aczkolwiek przyjmował brutalną filozofię dziejów wynikłą z rozważań Rosenberga. Oto Germanie, a szerzej Nordycy, są Aryjczykami wywodzącymi się od mieszkańców Atlantydy i mają dziejową misję podporządkowania sobie innych ras – oczywiście uznawanych za niższe i prymitywne.
W 1931 roku w Bremie wzniesiono nawet Haus Atlantis, spektakularny budynek będący podsumowaniem tej filozofii. Na fasadzie przedstawiał swoistego „aryjskiego Chrystusa”: ukrzyżowanego na drzewie życia nordyckiego boga Odyna, domniemanego „ocaleńca z Atlantydy”.
Wewnątrz gmachu monumentalne kręte schody w stylu art deco prowadziły do mistycznej Niebiańskiej Sali z parabolicznym dachem ze szkła. Właściciel budynku, zafascynowany narodowym socjalizmem magnat kawowy Ludwig Roselius, umieścił w Haus Atlantis eksponaty świadczące o pochodzeniu rasy nordyckiej od Atlantydów.
Budynek, uszkodzony podczas alianckich nalotów w czasie II wojny światowej, został po wojnie przebudowany. Z fasady znikł ukrzyżowany Odyn. Wewnątrz znajduje się dziś hotel. W Niebiańskiej Sali ludzie celebrują urodziny, wesela i pogrzeby. Lecz pamięć o przeszłości nie umarła. Haus Atlantis jest atrakcją turystyczną. O Atlantydzie nie da się zapomnieć.
Twórcą całego zamieszania był wielki ateński filozof Platon, żyjący na przełomie V i IV wieku p.n.e. Około roku 360 p.n.e. opisał on w dwóch dialogach, „Timajos” i „Kritias”, wyspę Atlantydę zatopioną w fatalnej katastrofie.
O jej istnieniu miał opowiedzieć prawodawcy ateńskiemu Solonowi (VII-VI w. pn.e.) pewien egipski kapłan z Sais. Wedle słów Egipcjanina, 9 tysięcy lat wcześniej istniała potężna, ale coraz bardziej wojownicza i niesprawiedliwa cywilizacja, której czoło stawili właśnie Ateńczycy. Jej sercem była wyspa Atlantyda, położona za Słupami Heraklesa (tradycyjnie identyfikowanymi jako Gibraltar).
Stolicę królów atlantydzkich, wywodzących swój rodowód od boga mórz Posejdona, otaczały charakterystyczne koliste kanały żeglugowe. Były tam piękne świątynie i pałace, wspaniały port. Na wyspie rosły lasy, żyły słonie, w kopalniach wydobywano cenne rudy i kruszce.
Wszystko to jednak przepadło, bo jak powiedział Egipcjanin Ateńczykowi „przyszły straszne trzęsienia ziemi i potopy, i nadszedł jeden dzień i jedna noc okropna – wtedy całe wasze wojsko zapadło się pod ziemię, a wyspa Atlantyda tak samo zanurzyła się pod powierzchnię morza i zniknęła. Dlatego i teraz tamto morze jest dla okrętów niedostępne i niezbadane; bardzo gęsty muł stanowi przeszkodę – dostarczyła go wyspa zapadająca się na dno”.
Z dialogów Platona wynikała przede wszystkim lekcja moralna: po pierwsze o Ateńczykach, którzy stawili czoło żarłocznemu mocarstwu; po drugie o karze boskiej, jaka spotkała potężne, lecz niesprawiedliwie rządzone państwo; po trzecie o tym, jak idealne rządy powinny wyglądać.
Lecz im więcej wieków mijało od śmierci filozofa, tym częściej ludzie sięgali po jego dzieła, by zlokalizować zaginioną wyspę i dotrzeć do jej zatopionych skarbów.
Tymczasem nikt poza Platonem nie donosił o wydarzeniach, o których usłyszeć miał Solon w Egipcie. Wcześniej o jakichś Atlantach – żyjących jednak nie na wyspie, a w północnej Afryce koło góry Atlas – wspominał tylko historyk Herodot w V wieku p.n.e. Twierdził, że ponoć „nie jedzą oni nic żyjącego i nie mają żadnych sennych widzeń”.
Warto jednak zauważyć, że Herodot był w Egipcie i odwiedzał Sais. Jego „Dzieje” pełne są zaś faktów i anegdot, także o Solonie, które mogły zainspirować Platona do wymyślenia historii o Atlantydzie.
Nie bez wpływu na filozofa była też zapewne niedawna wojna peloponeska między Atenami i Spartą (431-404 r. p.n.e.), która zaważyła na losach obu państw-miast i ich sojuszników. Jak również katastrofalne wydarzenie, które wstrząsnęło całą Grecją. W roku 373 p.n.e., a więc góra kilkanaście lat przed powstaniem „Timajosa” i „Kritiasa”, doszło do zagłady Helike.
To kilkutysięczne miasto nad Zatoką Koryncką, leżące zaledwie 160 kilometrów na zachód od Aten, zostało zniszczone przez trzęsienie ziemi i fale tsunami. Wskazują na to zarówno współczesne badania archeologiczne, jak i źródła historyczne. O katastrofie i jej pokłosiu donosił zaraz po tych wydarzeniach Heraklides z Pontu, filozof i astronom.
W kolejnych wiekach odnosili się do niej tak znani autorzy jak Strabon, Diodor Sycylijski, Klaudiusz Elian czy Pauzaniasz. Mógł więc także to zrobić, w sposób zawoalowany, Platon. Jego dobrze prosperującą Atlantydę miał zniszczyć gniew Posejdona. Ten bóg był także patronem Helike. W jego świątyni, do której przybywali sąsiedzi z innych państw-miast, miało dojść do incydentu, który obraził bóstwo, i to sprowadziło karę na mieszkańców. Brzmi znajomo, prawda?
A jednak poszukiwania trwały i trwają.
Tymczasem opisane przez Platona położenie Atlantydy wydaje się niedorzeczne. Filozof relacjonował, że potęga „gwałtem i przemocą szła na całą Europę i Azję (...) z zewnątrz, z Morza Atlantyckiego”.
W owym zaś czasie na Atlantyku była „wyspa przed wejściem, które wy nazywacie Słupami Heraklesa (...) większa od Libii i od Azji razem wziętych”. Podróżujący „mieli z niej przejście do innych wysp. A z wysp była droga do całego lądu, leżącego naprzeciw, który ogranicza tamto prawdziwe morze. Bo to, co jest po wewnętrznej stronie tego wejścia, o którym mówimy, to się okazuje zatoką o jakimś ciasnym wejściu. A tamto morze jest prawdziwe i ta ziemia, która je ogranicza całkowicie, naprawdę i najsłuszniej może się nazywać lądem stałym”.
Czyżby „zatoką” ledwie było Morze Śródziemne? Czyżby Atlantydą była Ameryka, za którą przez Pacyfik można było dostać się do wybrzeży Azji? Jaki związek ma opowieść Platona z Mu, legendarnym kontynentem zatopionym rzekomo na Pacyfiku? A może to gdzieś na północy Atlantyku była wielka wyspa, jak chciał Himmler? A może tej wyspy należy szukać na południu i jest to Antarktyda, tyle że jeszcze niepokryta lodem?
Między Ameryką Północną a Europą istniał kontynent, którego pozostałości można jeszcze dziś odnaleźć między Grenlandią a Islandią. Oto Germanie, a szerzej Nordycy, są Aryjczykami wywodzącymi się od mieszkańców Atlantydy
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Nie brakło takich i jeszcze bardziej fantastycznych teorii. Atlantyda i jej potęga pociągały.
„Większość uczonych średniowiecznych wierzyła w jej istnienie. Francis Bacon nazwał »Nową Atlantydą« swoją, napisaną w 1618 r. opowieść o imaginacyjnej wyspie, na której mieściła się rzeczpospolita filozofów".
"Echa Atlantydy wciąż na nowo odzywają się w marzeniach ludzkich, a zatem i w literaturze. Takiego marzyciela, pana Preemby, przedstawia pisarz angielski H.G. Wells w powieści »Ojciec Krystyny Alberty« (1925 rok). W powieści »20000 mil podmorskiej żeglugi« (1870 rok) Juliusza Verne’a kapitan Nemo odwiedza w swej łodzi podwodnej ruiny wież Atlantydy.
W »Głębiach Marakotu« Conan Doyle’a ekspedycja uczonych opuszcza się na dno morza w stalowej kuli i znajduje kwitnące miasto nakryte wodoszczelnym dachem, zaopatrzone w klimatyzację i fluorescencyjne oświetlenie, miasto zamieszkałe przez ludzi szczęśliwych” – podsumowywał temat leksykograf Władysław Kopaliński w swoich „Kotach w worku”.
„Niezwykłe powodzenie zyskała wydana w 1882 r. pseudonaukowa rozprawa Amerykanina Ignacego Donnelly, który zgromadził w niej imponującą liczbę wszelkiego rodzaju materiału dowodowego: geologicznego, archeologicznego i legendarnego, na poparcie tezy, że Atlantyda istniała, że tam właśnie mieści się Raj biblijny i że kultura Starego i Nowego Świata była rezultatem kolonizacji Atlantydów. Od czasów Donnelly'ego, którego książka jest zresztą wznawiana do dziś, a tłumaczona była na wiele języków, ukazało się na ten temat kilka tysięcy pozycji książkowych!”.
Ukazują się, chociaż Platon pisał, że do zatopienia Atlantydy miało dojść około 9,5 tysięcy lat p.n.e. A zatem w czasach, gdy ludzie dopiero przechodzili od koczowniczego trybu życia łowców-zbieraczy do trybu osiadłego, do rolnictwa i hodowli zwierząt. Mogło już wtedy istnieć miejsce kultu w Göbekli Tepe, ale miały minąć jeszcze tysiące lat, nim powstanie Stonehenge, nie wspominając o egipskich piramidach.
Pod tym względem w opowieści Platona nic nie trzyma się kupy. Aby nadać jej naukowy sens, należałoby albo przewartościować całą naszą wiedzę, albo podejść do opisu filozofa wybiórczo.
Może należałoby jednak podejść do sprawy z humorem? Tak jak to zrobiła Wisława Szymborska w wierszu "Atlantyda":
"Istnieli albo nie istnieli. Na wyspie albo nie na wyspie. Ocean albo nie ocean połknął ich albo nie.
Czy było komu kogoś słuchać kogo? Czy było komu walczyć z kim? Działo się wszystko albo nic tam albo nie tam".
„Ze wszystkich legendarnych krain to właśnie Atlantyda przez całe wieki najsilniej pobudzała wyobraźnię filozofów, ludzi nauki i poszukiwaczy tajemnic. Siłę legendy podsycało przekonanie, że zaginiony kontynent naprawdę istniał i że trudno odkryć jego ślady, ponieważ zaginął w morskiej otchłani.
Hipoteza, że na naszej planecie istniały inne ziemie, które z czasem znikły pod powierzchnią wód, nie jest wydumana. W oku 1915 Alfred Wegener sformułował teorię wędrówki kontynentów i dziś powszechni uważa się, że 225 milionów lat temu wszystkie ziemie stanowiły jeden ląd, Pangeę, który następnie (około 200 milionów lat temu) zaczął się dzielić, stopniowo dając początek znanym dzisiaj kontynentom. W trakcie tego procesu mogły więc powstawać i znikać liczne Atlantydy” – komentował przekornie Umberto Eco w „Historii krain i miejsc legendarnych”.
Cóż, tylko w ciągu ostatnich kilku dni w Internecie zdobyły popularność artykuły o domniemanych pozostałościach Atlantydy na Azorach czy o tzw. Drodze Bimini na Bahamach, mającej być reliktem zatopionej cywilizacji. Trwała także dyskusja, czy serial „Prehistoryczna apokalipsa” na Netfliksie – zawierający odcinek o Atlantydzie – można jeszcze nazwać dokumentalnym i popularnonaukowym.
Ktoś zapyta, czy jest o co kruszyć kopie?
Platon pewnie nie chciał stworzyć fake newsa – nie w naszym dzisiejszym rozumieniu. Jego opowieść o Atlantydzie działała zaś na wyobraźnię wielu z nas, dając impuls do czytania, podróżowania, a nawet przyczyniając się do wyboru profesji. Przecież próby zidentyfikowania Atlantydy z kulturą minojską i z grecką wyspą Santorini, zniszczoną przez wybuch wulkanu około 1500-1600 lat p.n.e., doprowadziły do wielu intrygujących odkryć archeologicznych.
Problem powstaje, gdy uparcie ignoruje się naukowe fakty, a moralizatorską opowieść sprzed wieków przyjmuje za nieomal reporterską relację. Gdy wiara w Atlantydów przekłada się na mrzonki o „lepszej rasie”, „panach świata” i paranoidalnych historycznych spiskach dotyczących „prawdziwych korzeni” naszej cywilizacji.
Problem powstaje, gdy pochodzący od Posejdona Atlantydzi stają się bohaterami serialu „Starożytni kosmici” i innych telewizyjnych programów, które – pod pozorem dostarczania rozrywki – dezinformują i zjadają nam czas. Czas, którego już nie odzyskamy, by poświęcić go rzetelnym i ekscytującym naukowym odkryciom, pozostającym od wieków w cieniu mitycznej Atlantydy.
Problem powstaje, gdy Atlantyda wciąż daje pożywkę rozmaitym ideologom i fanatykom. To wydaje się wręcz niesamowite, ale nadal tak jest. Przecież „mózg Putina” - historyk, filozof i okultysta Aleksandr Dugin - widzi Stany Zjednoczone oraz NATO jako kontynuatorów zapatrzonych w naukę Atlantydów i ich ekspansywnej polityki. Rosję stawia zaś w roli innego mitycznego mocarstwa: Hyperborei, skoncentrowanej na wymiarze duchowym i roszczącej sobie prawa do całej Eurazji.
Dugin wierzy w historyczne mistyfikacje takie jak "Kronika Ura Linda", zawierająca wzmiankę o zatopieniu Atlantydy. W ten sam falsyfikat zapatrzeni byli nazistowscy uczeni. Badacze, których ideologię Dugin chętnie zgłębiał...
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Komentarze