Matka, która po macierzyńskim chce wrócić do pracy, dostanie 1500 zł miesięcznie. To nowy pomysł KO. "Może opłacić za tę kwotę żłobek, opiekunkę albo może też podzielić się tymi pieniędzmi z symboliczną babcią" - mówił Donald Tusk. Czy to dobry pomysł? Sprawdzamy
„Babciowe" to świadczenie socjalne dla matek, które Donald Tusk, lider PO, zapowiedział na spotkaniu z wyborcami w czwartek 23 marca 2023 roku w Częstochowie. Kobiety, które chciałyby wrócić do pracy po zakończeniu urlopu macierzyńskiego, miałyby dostać 1500 zł miesięcznie. I opłacić za to — na przykład — żłobek. Albo podzielić się pieniędzmi z matkami/teściowymi za opiekę nad dziećmi.
„To kolejny punkt programu Koalicji Obywatelskiej. Nazwaliśmy go »babciowe«, by łatwiej się o tym dyskutowało" - mówił Donald Tusk.
Świadczenie — według lidera KO — miałoby
zachęcić kobiety po urodzeniu dziecka do powrotu do aktywności zawodowej.
„Kobieta, która zdecyduje się, że jednak chce wrócić do pracy, może też podzielić się tymi pieniędzmi z symboliczną babcią. Zobaczcie, w ilu polskich rodzinach, byłoby to sprawiedliwe, gdyby rodzina mogła też uhonorować wysiłek babć. (...) Mam nadzieję, że to »babciowe«, że to może dać poczucie ulgi i satysfakcji. Poczucie, że ktoś
zrozumiał polską kobietę,
która po urodzeniu, po odchowaniu w tych pierwszych najważniejszych miesiącach będzie chciała wrócić do pracy" – mówił Tusk.
Polki po urodzeniu dziecka potrzebują opieki i często liczą na pomoc matek w wychowaniu — zdarza się, że bardziej niż ojców. Być może „babciowe" pomogłoby doraźnie. Polepszyło sytuację rodzin z dziećmi, wynagrodziło wysiłek, który dziadkowie i babcie wkładają w opiekę nad wnukami. Ale czy pomoże – jak przekonuje Tusk — kobietom wrócić do pracy?
Aby to sprawdzić, przyjrzyjmy się najpierw... innemu „babciowemu".
Bo o pomyśle Tuska nie da się rozmawiać bez Małopolski. To tam działa program „Małopolska niania", który jest finansowany z Europejskiego Funduszu Społecznego. I jest przeznaczony — tak jak „babciowe" – na opiekę nad dziećmi do lat trzech dla pracujących rodziców.
„Pomysł powstał Wydziale Polityki Społecznej Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w 2018 roku. Nianią może być osoba bezrobotna, która nie ukończyła 60 lat w przypadku kobiet i 65 lat w przypadku mężczyzn. To mogą być również członkowie rodziny. Środki na zatrudnienie niani zapewnia województwo we współpracy gminami. A opiekuna wybierają rodzice" – mówi OKO.press Wojciech Kozak, radny sejmiku województwa małopolskiego.
Pięć lat temu świadczenie w ramach „Małopolskiej niani" wynosiło 1500 zł. Teraz kwota świadczenia jest wyższa. Jej minimalna stawka to 2490 zł. Maksymalnie rodzina może dostać 3 490 zł.
Po drugie „Małopolska niania" różni się od pomysłu Tuska. Z jego zapowiedzi wynika, że „babciowe" dostawałaby każda mama, która chce wrócić do pracy. Tymczasem Małopolska do świadczenia klasyfikuje ze względu na dochód członka rodziny.
„Do programu preferowane są rodziny, w których jest dziecko lub rodzic z niepełnosprawnością. A także samodzielne mamy. Bo mama z dzieckiem to też rodzina. I te, które pochodzą z gmin z ograniczonym dostępem do żłobków" – mówi radny sejmiku.
Tusk przekonuje, że „babciowe" pomoże kobietom wrócić do pracy. „Ale to mit. Być może 1500 zł miesięcznie będzie miało efekt jako rozwiązanie krótkoterminowe. Nie zmieni jednak wiele w skali globalnej. Spójrzmy na realne koszty opieki nad dzieckiem. Założymy, że stawka za opiekę to 20 zł netto za godzinę. To oznacza 3500 zł na rękę miesięcznie. W takiej sytuacji »babciowe« nie starczy na zatrudnienie niani. Ani na opłacenie żłobka. Trzy czwarte żłobków w Polsce to żłobki prywatne. Może przyczynić się tylko do tego, że żłobki zaczną podnosić ceny. Nie zwiększymy w ten sposób dostępności do różnych form opieki" – mówi Karolina Bury, wiceprezeska Fundacji Rodzic w mieście, ekspertka ds. sytuacji kobiet na rynku pracy.
Wróćmy do „Małopolskiej niani". Od 2018 roku w programie wzięło udział 900 rodzin, które zatrudniły 960 niań. „To również samodzielne matki i ojcowie z dziećmi. Wśród niań 5 proc. to mężczyźni" – mówi Kozak.
„Rodzice najbardziej potrzebują niani na weekend.
Zmęczeni codzienną opieką, pracą, chcą wyskoczyć do kina czy znajomych. Po prostu odpocząć.
Każdy sposób jest dobry, aby pomóc rodzinie w wychowaniu dzieci. Widzę, że dużo młodych małżeństw wyjeżdża z kraju, bo nie ma perspektyw na pracę czy mieszkanie" – mówi Kozak.
Czy taką rolę spełni „babciowe"? Jako polityk regionalny podchodzę jednak sceptycznie do pomysłu Donalda Tuska. To rozdawnictwo. Wydaje mi się, że świadczenie powinno być klasyfikowane pod względem dochodu rodziny. Warto też zwiększać dostęp do żłobków i przedszkoli.
Babcie są fantastyczne i dobrze, że mówią tak do nich wnuki.
Ale odwiedziłem kilka rodzin, które korzystają z naszego programu. Dziećmi opiekują się często młode kobiety czy mężczyźni".
Skoro „babciowe" miałoby pomóc kobietom wrócić na rynek pracy, zapytajmy najpierw, dlaczego po urodzeniu dziecka do niej nie wracają?
Jak tłumaczy OKO.press Karolina Bury, z trzech głównych powodów:
"Babciowe” może dać poczucie ulgi i satysfakcji. Poczucie, że ktoś zrozumiał polską kobietę, która po urodzeniu, po odchowaniu w tych pierwszych najważniejszych miesiącach będzie chciała wrócić do pracy"
„Mamy jeden z niższych wskaźników aktywności zawodowej kobiet w Europie. Według Eurostatu w grupie wiekowej 15-64 to zaledwie 63 proc. Trzy czwarte kobiet nie pracuje właśnie dlatego, że opiekują się dwójką lub większą liczbą dzieci. Tymczasem w Unii Europejskiej wskaźnik aktywności zawodowej wynosi 71,9 proc." – mówi Bury.
„Oddawanie pieniędzy matce, która podzieli się z nimi z babcią, to stereotypowe postrzeganie roli kobiety, która jest opiekunką. Najpierw jako kobieta-matka, a potem jako kobieta-babcia" – mówi Bury.
A „babciowe" pogłębia
schemat patriarchalnego myślenia, że opieka nad dzieckiem to sprawa tylko i wyłącznie kobiety.
To wciskanie kobiet w opiekuńcze role na całe życie. Bo najpierw kobieta opiekuje się dziećmi, potem wnukami, a na końcu rodzicami. Tymczasem państwo powinno wziąć odpowiedzialność za dziecko, które się rodzi i kierować programy wsparcia do obydwu rodziców.
„I zwracać się na równi do kobiet i mężczyzn. W opiece nad dzieckiem znowu nie ma ojca, nie ma państwa. Po co pogłębiać stereotyp, skoro można go zmienić i rozwiązać systemowo?" – mówi Bury.
A jak na pomysł Tuska zareagował rząd PiS? Wiceministra rodziny i polityki społecznej Barbara Socha, przekonuje, że „babciowe" w Polsce już jest.
„To, co Donald Tusk wymyślił, już od roku funkcjonuje. »Babciowe« to suma 500 plus i Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego (1000 zł miesięcznie) na dowolną opiekę. Razem 1500 zł. Babciom dodatkowo opłacamy połowę składek emerytalnych, a powrót do wieku emerytalnego to 7 lat więcej na czas z wnukami” – napisała na Twitterze.
„To, co Donald Tusk wymyślił, już od roku funkcjonuje. »Babciowe« to suma 500 + i Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego. Razem 1500 zł. Babciom dodatkowo opłacamy połowę składek emerytalnych, a powrót do wieku emerytalnego to 7 lat więcej"
Ale to nieprawda. Po pierwsze trudno porównać program Donalda Tuska, który jest na razie ogólnym pomysłem do konkretnego rozwiązania, które kilka lat temu wprowadził PiS. Po drugie cel 500 plus był zupełnie inny niż „babciowe".
Przypomnijmy, że celem wprowadzenia 500 plus była przede wszystkim „pomoc dla rodzin wychowujących dzieci oraz przeciwdziałanie spadkowi demograficznemu w Polsce, przez przyznanie tym rodzinom nowego świadczenia wychowawczego”. Mówi o tym uzasadnienie ustawy o pomocy państwa w wychowaniu dzieci z 2016 roku.
Tymczasem „babciowe" ma pomóc kobietom w powrocie na rynek pracy. I wesprzeć członków rodziny, którzy opiekują się dziećmi. Rodzinny Kapitał Opiekuńczy wszedł w życie od stycznia 2022 roku. To do 12 tys. zł na drugie i kolejne dziecko od ukończenia 12. do 35. miesiąca życia, wypłacane w wysokości 1000 zł miesięcznie przez rok lub 500 zł miesięcznie przez dwa lata. Rodzic sam decyduje, która opcja jest dla niego najlepsza. Tylko że RKO nie wspiera — na przykład — samodzielnych matek z jednym dzieckiem. I nadal nie jest analogicznym pomysłem do „babciowego".
Sytuację mogliby zmienić pracodawcy. Bo kobiety są dyskryminowane za potencjalne macierzyństwo na rynku pracy (pisaliśmy o tym m.in. tutaj). Pracodawcy stereotypowo myślą o matkach jako nieefektywnych pracowniczkach. A tym, które chcą wrócić do pracy po urodzeniu dziecka nie przedłużają umów po wygaśnięciu w trakcie urlopu rodzicielskiego. Albo dają „do zrozumienia”, że kobieta nie będzie mile widziana w pracy po urlopie. Kobiety uważają za potencjalne kłopotliwe. „Babciowe" nie rozwiąże tego problemu. Co z tego, że kobieta dostanie dodatkowe 1500 zł, żeby pójść do pracy, skoro nie będzie mogła do nie wrócić?
„Dlatego doraźnym rozwiązaniem mogłoby też wspieranie pracodawców, którzy pomagają kobietom w powrocie do aktywności zawodowej. To oni mają duży wpływ na to czy po urodzeniu dziecka wrócą do pracy. Chodzi chociażby o wprowadzenie elastycznych warunków zatrudnienia, na przykład pracę na część etatu" – mówi Bury.
„Rozwiązanie, które można promować to również dzienny opiekun, czyli osoba, która opiekuję się maksymalnie piątką dzieci w wieku od 20 tygodnia do 3 lat w warunkach domowych albo zbliżonych do domowych. Rozwiązuje to dwa problemy — brak aktywności zawodowej matek dzieci i budowania nowych przedszkoli. To łatwe i przystępne rozwiązanie".
„Nie znam rozwiązań w Unii Europejskiej, które oferowałyby kobietom pieniądze za powrót do pracy. Jest raczej na odwrót. W Norwegii wspiera się raczej kobiety, które nie decydują się na powrót do pracy. Po urlopie macierzyńskim dostają zasiłek" – mówi Bury.
Dodaje: „Donald Tusk mógłby zaproponować rozwiązanie, które zwiększy zaangażowanie ojców w opiekę nad dziećmi. To chociażby zwiększenie zasiłku za urlop rodzicielski dla ojców. »Babciowe« to łatwy pieniądz, który pod pozorem pomocy kobietom w powrocie na rynek pracy, utrwali stereotyp".
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze