0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Roman PawłowskiFot. Roman Pawłowski

Przeczytaj także:

Jednym z niezmordowanych obrońców bagien jest Wiktor Kotowski, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, który nie tylko zajmuje się pracą naukową i prowadzi zajęcia ze studentami, lecz także działa w Centrum Ochrony Mokradeł, nazywanym też dość całuśnym skrótem CMok.

Wiktor jest synem biologów. Już jako kilkulatek jeździł z rodzicami na bagna. Towarzyszył mamie, która przygotowywała doktorat dotyczący stref przejściowych zbiorowisk roślinnych i, jak mnie przekonuje, już wtedy torfowiska szczególnie mu się podobały. Kiedy miał 12 lat, wraz z ojcem, fitosocjologiem z Instytutu Badawczego Leśnictwa, zaczął przyjeżdżać w dolinę Biebrzy, gdzie rodzic kartował zbiorowiska roślinne rezerwatu Grzędy. Wiktor spędzał więc wakacje na bagnie. Był wtedy zapalonym wędkarzem i, jak wspomina, biegał na ryby nad Jegrznię i Kanał Woźnawiejski, nie wiedząc jeszcze, że Basen Środkowy Biebrzy został mocno przekształcony przez ludzi. Mokradła pochłonęły go później.

Potem były studia i pierwsze wyjazdy na biebrzańskie bagna.

– Jeździliśmy do wsi Gugny, a stamtąd ruszaliśmy na wędrówki, obserwując łosie i bobry – wspomina Wiktor. – Spłynęliśmy też Biebrzą od Lipska do Wizny.

Ale wtedy bagna nie miały szans wygrać z główną pasją, jaką były góry. Wspinaczka, kurs taternicki i plany badań magisterskich w Karkonoszach. Zmieniła to dopiero Holandia.

„Całowanie” pod ochroną

Na czwartym roku Wiktor w ramach wymiany studenckiej wyjechał na Uniwersytet w Groningen. Tam trafił na grupę zajmującą się odtwarzaniem torfowisk, w której przygotowywał swoją pracę magisterską. Spotkani w Niderlandach badacze chcieli pojechać nad Biebrzę, a Wiktor pomagał im organizować kolejne wizyty. Był przewodnikiem, nauczycielem, a w końcu napisał też pracę doktorską, która dotyczyła Biebrzy – dokładnie konkurencji o światło w zbiorowiskach roślinnych związanych z bagnami. Wiktor chciał wykazać, w jakim stopniu zasięg występowania mechowisk i gatunków z nimi związanych zależy od konkurencji międzygatunkowej.

Od tego czasu jest nierozerwalnie związany z bagnami. Po drodze trafił jeszcze na mazowieckie Bagno „Całowanie”. To od wycieczki na tamto torfowisko zaczęła się historia Centrum Ochrony Mokradeł. W 2002 roku powstała organizacja, która najpierw działała jako Stowarzyszenie Chrońmy Mokradła, a później przerodziła się w Centrum Ochrony Mokradeł, w skrócie i nawiązaniu do nazwy „Całowanie” – CMok.

CMok wziął pod swoją opiekę kilkanaście hektarów „Całowania”, gdzie zespół Wiktora testował różne metody odtwarzania i czynnej ochrony torfowisk. Bagno położone na południe od Warszawy stało się poligonem badawczym. Powstała też specjalna ścieżka edukacyjna.

Kolejnym miejscem, gdzie Wiktor wraz z innymi członkami CMoku stanął w obronie torfowisk, była dolina Rospudy. Droga ekspresowa miała przeciąć unikalne torfowisko niskie położone nad rzeką, na którego terenie nie znajdował się ani jeden rów odwadniający. Zaproszeni przez Wiktora nad Rospudę specjaliści z Holandii i Niemiec orzekli, że w Europie Środkowej i Zachodniej nie ma lepiej zachowanego dużego torfowiska przepływowego – takiego, w którym można stwierdzić ciągły przepływ wody przez pokład mszystego torfu. I jeszcze z takim zagęszczeniem rzadkich i ginących gatunków roślin!

Ostatnio CMok kupił kilka hektarów ziemi nad Rospudą i zamierza przejmować kolejne mokradła, aby zabezpieczyć je przed degradacją i intensywnym zagospodarowaniem. Stowarzyszenie działa też na rzecz ponownego uwodnienia osuszonych torfowisk – dzięki niemu można zatrzymać emisję CO2 wywołaną rozkładem torfu i przywrócić wodę do krajobrazu. Oprócz tego Wiktor co roku organizuje Dni Mokradeł, które odbywają się w Światowy Dzień Terenów Wodno-Błotnych – 2 lutego.

Torf w dłoniach
Fot. Paweł Średziński

Bagno Ławki – podróż w czasie

Wiktor jest niezrównanym ekspertem i popularyzatorem wiedzy, który potrafi zafascynować mokradłami nawet mniejszych entuzjastów błota. Kiedy zadzwoniłem do niego z pytaniem, czy zgodziłby się porozmawiać tym razem o bagnach nad Biebrzą, zaproponował wspólne wyjście w teren i udział w wykładzie, który miał poprowadzić na bagnach Ławki i Wizna.

Naszym pierwszym przystankiem są Ławki. Wiele osób, jadąc słynną Carską Drogą w stronę Osowca, mija to bagno. Stanowi ono serce Basenu Dolnego Biebrzy. Nie odnajdziemy tam spektakularnych widoków. Jeśli ktoś nie pała miłością do bagien, krajobraz może mu się wydać wręcz monotonny, a do tego rosnące na poboczach krzaki i drzewa przysłaniają widok.

To jednak miejsce wyjątkowe. W dolinach nizinnych rzek nie wszystko jest w stanie od razu zachwycić. Dopiero w miarę poznawania pozornie nieciekawych zakamarków ta okolica zaczyna nas wciągać. Oczywiście nie wszystkich, a w miesiącach, kiedy dolinę Biebrzy przejmują gryzące owady, amatorów tego mało przyjaznego krajobrazu znajdzie się jeszcze mniej.

– Jesteśmy na środku największego torfowiska w tej części Europy – zaczyna Wiktor. – W Europie Zachodniej nie ma już torfowiska niskiego o tej wielkości.

Jak wyjaśnia po chwili, Ławki zasysają wodę spływającą ze skraju sąsiedniej wysoczyzny, która przesączając się przez torf, uformowała ten wyjątkowy obszar. Ale nawet tutaj to zasysanie zostało zaburzone przez ludzi.

Po czym poznać bagno?

Po czym poznać prawdziwe bagno? Pierwszym warunkiem jest woda. Stojąc na bagnie takim jak Ławki, jesteśmy w miejscu wysyconym wodą. Wiktor często powtarza, że na porządnym mokradle przez cały rok woda stoi na całej powierzchni, nad nią lub tuż pod nią. W skali całego świata na tych kilku procentach lądu, gdzie są skumulowane bagna, znajduje się tyle samo wody, co we wszystkich pozostałych glebach świata.

– Wiele osób wciąż się zastanawia, czy potrzebujemy takich miejsc – zauważa Wiktor. – Tymczasem rola bagien w świecie przyrody jest nieoceniona. To przede wszystkim regulacja obiegu wody i węgla, ale też tworzenie ważnych siedlisk dla wielu gatunków, których nie spotkamy nigdzie indziej.

Fenomen bagien tkwi też w innym aspekcie. Rośliny, które rosną na bagnie, odkładają swoje szczątki w glebie. To właśnie z nich powstaje torf, który zawiera ogromne ilości wody. Nie ma drugiej gleby, która byłaby równie chłonna. Torfowiska są ważne nie tylko dla ochrony zasobów wody. Istotna jest także ich rola w ochronie klimatu i bioróżnorodności.

Kiedy stajemy na bagnie, pod nami znajdują się pokłady torfu grubości kilku metrów. Są one wynikiem odkładania się tkanek roślin przez kilka, a nawet kilkanaście tysięcy lat. Tworzenie pokładów torfowych jest dość powolnym zjawiskiem, gdyż przyrastają one zaledwie o milimetr rocznie.

Chcąc obejrzeć profil torfowiska, można sięgnąć po narzędzie o dość prostej konstrukcji – świder do torfu, z którym Wiktor przemierza bagna. Świder jest zaopatrzony w specjalny próbnik, który umożliwia wyciąganie kolejnych warstw podłoża na powierzchnię. Wwiercając go po raz pierwszy na głębokość pół metra, otrzymujemy próbkę torfu, który odkładał się przez ostatnie kilkaset lat. Pierwsze 10 centymetrów, które widzimy, to najmniej rozłożone szczątki roślinne zakumulowane przez ostatnie lata.

W miarę schodzenia w głąb torf staje się coraz bardziej zagęszczony, przypomina brązową gąbkę.

Jak wyjaśnia Wiktor: – Możemy zejść dalej i na metrze docieramy do szczątków roślin, które rosły tutaj jakieś tysiąc lat temu. I moglibyśmy tak schodzić w głąb do poziomu z czasów, kiedy wody spływające z lodowca odsłoniły ten teren i zaczęły się procesy torfotwórcze. A te procesy zaczęły się, bo przy skraju pradoliny, z wysoczyzny, wypływały bardzo obficie wody gruntowe, tworząc warunki bagienne. Torf, który zaczął narastać, tamował spływ tych wód i akumulował je w swojej masie, tworząc warunki wzrostu dla roślin bagiennych.

Wizna – „Łatwo jest zniszczyć torfowisko”

Z Ławek jedziemy na drugie rozległe torfowisko – Bagno Wizna, obszar położony poniżej ujścia Biebrzy do Narwi, ale znajdujący się w pradolinie tej pierwszej. To przykład, jak można zniszczyć mokradła i to w bardzo krótkim czasie. Jak podkreśla Wiktor, w pradolinie Biebrzy mamy tak naprawdę cztery baseny. Górny, który znajduje się pod granicą białoruską; środkowy, który ciągnie się do Osowca; dolny z Bagnem Ławki i czwarty – Wizna, położony dziś nad Narwią.

Bagno Wizna zostało zmeliorowane w latach 70. Głównym celem jego osuszenia było uruchomienie produkcji rolnej na dużą skalę. W tamtym czasie melioracja zebrała fatalne żniwo. Powstał tu ogromny PGR łąkarski, w którym hodowano bydło.

Osuszenie torfowiska było proste. Woda wypływająca spod wysoczyzny nabudowała masyw torfowy, a gdy torfowisko przecięto rowami zgodnie z kierunkiem spływu wody, to zaczęło ono szybko znikać.

Potem rowy trzeba było regularnie pogłębiać i oczyszczać. Wiktor mówi: „Łatwo jest zniszczyć torfowisko. W tym rowie woda płynie poniżej powierzchni torfowiska. To z kolei sprawia, że torf zaczyna się rozkładać, powstaje mursz, a z osuszonego torfowiska zaczyna się uwalniać węgiel. Roczna emisja dwutlenku węgla z jednego hektara łąk na osuszonym torfowisku osiąga około 30 ton. Jeśli na takie wysuszone bagno wejdziemy z uprawą kukurydzy, emisja CO2 sięgnie nawet 50 ton na rok z hektara”.

Tu, na Bagnie Wizna, nikt jeszcze nie wpadł na pomysł takiej uprawy, ale w dolinach rzek zasilających Biebrzę i Narew można już dziś zaobserwować pola kukurydzy.

To kolejne zagrożenie dla torfowisk.

Tymczasem użytki zielone, które służą hodowli zwierząt, nie muszą się mieścić na torfie. Zdaniem Wiktora, moglibyśmy zrezygnować z tych kilku procent gruntów wykorzystywanych rolniczo, które zostały odebrane bagnom. W perspektywie krótkoterminowej ekonomii osuszanie torfowisk przyniosło korzyści ludziom, a wyrządziło szkody przyrodzie. Kilkadziesiąt lat temu nikt nie zdawał sobie jednak sprawy z negatywnego wpływu tego przedsięwzięcia na klimat.

Intensywne wykorzystanie Wizny wciąż trwa. Dziś, kiedy zwracamy coraz większą uwagę na szkodliwy wpływ dwutlenku węgla, zaczynamy dostrzegać, że jego emisja na takim obszarze jest niezwykle wysoka, nie wspominając o innych kosztach środowiskowych.

Bagnisty teren, otoczony ludźmi w gumowcach.
Fot. Paweł Średziński

Po gnidoszu i miodokwiecie nie ma już śladu

Skoro doszło do przekształcenia Bagna Wizna, czy mamy jeszcze co chronić? I czy można znaleźć jakieś kompromisowe rozwiązania?

Dla torfowiska i jego funkcji ekologicznych najlepsze byłoby ponowne podniesienie poziomu wody, aby znalazła się ona chociaż 10 centymetrów pod poziomem gruntu. Na najbardziej przekształconych częściach można uprawiać pałkę wodną, którą po skoszeniu należałoby wykorzystać jako cenną biomasę. Na lepiej zachowanych fragmentach dałoby się odtworzyć turzycowe szuwary – bo, jak mówi Wiktor, zniszczone kiedyś mechowiska już nie mają szans na odrodzenie. Jego zdaniem w miejscach takich jak Wizna potrzebny jest kompromis. Rolnicy gospodarujący na zmeliorowanych łąkach nie mogą z dnia na dzień zmienić miejsca upraw, ale mogą obniżyć intensywność produkcji, godząc się na podwyższenie wilgotności w zamian za rekompensaty, które pozwolą im na zakup utraconego siana.

– Każde podwyższenie poziomów wody to spowolnienie degradacji torfu – zaznacza Wiktor. – Poza tym ten teren można zestrefować. Nie wszędzie prowadzi się intensywne rolnictwo. Tam, skąd rolnicy się wycofali, powinniśmy spiętrzyć wodę w rowach.

Tymczasem użytkownicy tego obszaru wciąż wywierają presję dalszego osuszania, pogłębiania rowów i wykorzystywania dawnych mokradeł.

Tuż obok nas stoją tabliczki z napisem „rezerwat przyrody”. Okazuje się, że kiedy doszło do melioracji, uznano, że trzeba wykroić niewielką część przekształcanego Bagna Wizna, na którym występowały wtedy botaniczne rzadkości – wśród nich gnidosz królewski i miodokwiat krzyżowy z Polskiej czerwonej księgi roślin. Niestety, osuszanie torfowiska ma wpływ na cały obszar, a naiwnością byłoby twierdzenie, że wyspa wśród zmeliorowanych mokradeł utrzyma status ostoi cennych gatunków.

W rezultacie po gnidoszu i miodokwiecie nie ma już śladu, a w rezerwacie królują dziś pokrzywy.

Póki co stoimy nad jednym z rowów, z którego dość wartko spływa woda. Nic nie wskazuje na to, by ktoś miał zatrzymać jej ucieczkę. Wiktor przekonuje jednak, że kompromis jest możliwy, choć oznaczałby zmianę dotychczasowego użytkowania tego obszaru. Jeśli udałoby się pogodzić w tym miejscu interesy różnych grup, byłby to dobry przykład dla innych podobnych obszarów.

Na zdjęciu: Ścieżka na Bagnie Ławki w Biebrzańskim Parku Narodowym.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Paweł Średziński
Paweł Średziński

Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.

Komentarze