Baner na NBP przekonuje: za inflację odpowiedzialne są dwa czynniki: Putin i pandemia. Kto uważa inaczej, ten pomocnik Kremla. To nieuczciwy szantaż. Efekty szoków: pandemii i wojny – już wygasły – mówił nam ekspert. „Zostało już tylko sprzątanie”
Narodowy Bank Polski zasłonił swoją siedzibę wielkim banerem.
Czytamy na nim:
Główne przyczyny inflacji: 1. Agresja rosyjska w Ukrainie 2. Pandemia i jej skutki Obciążanie NBP i rządu wysoką inflacją to narracja Kremla.
Właściwie każdy element baneru na NBP jest problematyczny. Zanim przejdziemy do kwestii ekonomicznych, wspomnijmy o polityce, estetyce i retoryce. Ogromny baner zasłania całą bryłę budynku w samym centrum Warszawy. NBP wykorzystuje swój budynek, by atakować swoim przekazem tych, którzy nie mają ochoty oglądać comiesięcznych konferencji prasowych prezesa Adama Glapińskiego.
Retorycznie jest to szantaż – albo się z nami zgadzasz, albo wspierasz Rosję. To w dzisiejszej polityce częsta zagrywka. Tego rodzaju słowa nie powinny być używane przez niezależną instytucję, jaką jest przecież ostatecznie Narodowy Bank Polski. Język szantażu to dalsze obniżanie wiarygodności NBP, który powinien cieszyć się bardzo wysokim zaufaniem społecznym.
Wreszcie polityka – w tym krótkim komunikacie mamy połączenie rządu i NBP. Bank centralny nie broni tutaj tylko siebie, ale równorzędnie robi to wobec rządu. To niedopuszczalne – misja NBP nie ma nic wspólnego z bronieniem rządu. Narodowy Bank Polski powinien być czysty od wszelkich połączeń z rządem, prezes NBP powinien mieć możliwość podejmowania decyzji, które rządowi mogą się nie spodobać. O to jest dziś trudno, gdy prezesem jest współzałożyciel pierwszej partii braci Kaczyńskich – Porozumienia Centrum. Takim plakatem NBP dalej niszczy swoją pozycję społeczną.
Teraz można już wrócić do ekonomii.
Oczywiście i rosyjska agresja w Ukrainie, i pandemia (oraz jej skutki) mają wpływ na poziom dzisiejszej inflacji.
Ale ograniczanie się tylko do tych dwóch czynników skraca nam pole widzenia.
„Każdy bank centralny ma za zadanie utrzymywać inflację na niskim i stabilnym poziomie. W każdym kraju” – tłumaczył dla OKO.press na początku maja ekonomista dr Wojciech Paczos. – „Jeżeli w danym kraju – na przykład w Polsce – inflacja jest w sposób nieakceptowany wysoka przez bardzo długi okres (dwa lata), to obywatele mają prawo zadawać pytania, a bank centralny ma obowiązek się ze swoich działań rozliczyć”.
Dr Paczos jest w swojej ocenie NBP kategoryczny:
„W Polsce NBP i RPP zawiodły na całej linii – co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. To, że bank centralny w jakimś innym kraju też zawiódł – nieważne czy blisko, czy daleko, czy dawno, czy niedawno – to jest sprawa do rozliczenia dla obywateli tamtego kraju. A już z całą pewnością nie argument w obronie inflacji w Polsce, która, powtarzam – jest nie do obronienia”.
Prezes Glapiński często podkreśla, że inflacja jest podwyższona we wszystkich krajach Unii, zrzucając odpowiedzialność ze swojej instytucji na czynniki zewnętrzne.
Dr Paczos mówił nam też:
„Gdyby faktycznie zagłębić się w analizę różnić i podobieństw, to bardzo jasno widać, że w gospodarkach, które przyjęły euro, nawet jeśli »szybko się rozwijają i graniczą z Ukrainą«, inflacja spada dużo szybciej niż w Polsce”.
Inflacja w różnych krajach Unii zachowuje się inaczej, chociaż na wszystkie kraje oddziałują czynniki wymienione przez NBP na banerze. Dobrym przykładem są trajektorie inflacji w Polsce, Estonii i na Węgrzech
Rok temu rządzący mogli pocieszać się tym, że wprawdzie inflacja w Polsce jest wysoka, ale jest dużo lepiej niż w Estonii, gdzie wówczas przekraczała 20 proc. Według danych Eurostatu w kwietniu estońska inflacja spadła poniżej Polski i jest na szybkiej ścieżce spadkowej. Tymczasem Estonia ma z Rosją znacznie bliższe powiązania, niż Polska. To jeden z jej tylko dwóch lądowych sąsiadów, połączenia energetyczne były bliższe.
Z kolei Węgrzy rok temu mieli niższą inflację niż Polska. Następnie w wyniku wielu błędów polityki fiskalnej inflacja wymknęła się tam spod kontroli. Węgierski rząd próbował m.in. eksperymentować z maksymalnymi cenami części artykułów spożywczych. To zdestabilizowało wewnętrzny rynek i podbiło ceny niechronionych artykułów. Dziś to oni są niekwestionowanym „liderem” inflacji w Unii.
Co różni te trzy kraje? Każdy z nich ma inny bank centralny. Estonia należy do strefy euro i jej polityką monetarną zajmuje się Europejski Bank Centralny. EBC prowadzi zupełnie inną politykę komunikacyjną niż NBP. Jest ona spokojna, rzeczowa. Europejczycy nie śmieją się z szefowej EBC Christine Lagarde w setkach memów.
Adam Glapiński, chociaż niewątpliwie posiada szeroką wiedzę ekonomiczną, nie potrafi komunikować się jasno. Jest kojarzony ze śmiesznymi powiedzonkami, swoje konferencje zaśmieca niepotrzebnymi dywagacjami, żartami, politycznymi aluzjami. Tymczasem komunikacja jest jednym z kluczowych narzędzi polityki antyinflacyjnej NBP. Jeśli Polacy nie wierzą prezesowi banku centralnego, że inflacja będzie hamować, to znaczy, że łatwiej będą w stanie zaakceptować dalsze podwyżki cen. A to daje sprzedawcom większe pole do podwyżek.
Komentując dla OKO.press kwietniowy odczyt inflacji GUS (14,7 proc.) dr Paczos potwierdził, że efekty szoków – pandemii i wojny – już wygasły. „Zostało już tylko sprzątanie po szokach” – dodawał.
Ważne jest też, że przed wybuchem pandemii inflacja w Polsce była stosunkowo wysoka. W lutym 2020 roku wynosiła 4,7 proc. Wraz z wybuchem pandemii duża część aktywności ekonomicznej została zamrożona, a to inflację wówczas zbiło. Ale jednak była ona zauważalnie powyżej celu inflacyjnego NBP, tymczasem ten nie reagował.
Marek Belka, poprzednik Adama Glapińskiego na stanowisku szefa NBP, mówił w czerwcu 2022 roku w wywiadzie dla OKO.press, że reagować należało jeszcze w 2019 roku.
„Nie mówiłbym nigdy, że stopy procentowe zawsze będą na bardzo niskim poziomie. Najpierw dałbym sygnał, że zmiana jest możliwa. Później dałbym dwie niewielkie podwyżki stóp, łącznie do 1 pkt proc. To schłodziłoby oczekiwania rynkowe. Z pewnością miałoby to dobry wpływ na ówczesną sytuację, złoty by się umocnił” – przekonywał.
Prezes Glapiński wraz z RPP nie zdecydowali się na takie kroki, w kryzys weszliśmy z wysoką inflacją, a to dawało później wyższą bazę w momencie, gdy inflacja zaczęła rosnąć. W lutym 2020 roku Polska miała według Eurostatu drugą najwyższą inflację w UE, zaraz za Węgrami. W lipcu 2021 roku, gdy zaczynały się niepokojące sygnały o rosnącej inflacji – również drugą najwyższą, razem z Węgrami, tuż za Estonią. Gdyby NBP zareagowało w 2019 roku, najpewniej baza byłaby niższa, a późniejszy wzrost cen nieco mniej dotkliwy.
Pozostaje też kwestia ekspansywnej polityki fiskalnej rządu. Nie ma dowodów na to, że program 500 plus znacząco dołożył się do inflacji w pierwszych latach jego działania. W 2016 roku mieliśmy jednak do czynienia z deflacją. Dziś sytuacja jest inna, a w międzyczasie doszły trzynaste i czternaste emerytury, kolejne obniżki podatków. Innymi słowy – rząd nie prowadzi w czasach wysokiej inflacji ostrożnej polityki, za to od czasu do czasu dolewa oliwy do ognia. Dokładny wpływ poszczególnych transferów na inflację jest trudny do policzenia. Nie jest to też główna przyczyna tego, że dziś inflacja wynosi 15 proc., zamiast na przykład trzech procent.
Ale mówienie, że kwestionowanie rządowej linii obrony wobec wysokiej inflacji to „narracja Kremla” jest nie tylko nieuczciwe, ale po prostu nieprawdziwe. Rząd i NBP podlegają takiej samej krytyce jak wszystkie inne instytucje publiczne w demokracji. Nie da się tego zakrzyczeć prymitywnym argumentum ad putinum.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze