0:000:00

0:00

Projekt zmian, w ekspresowym tempie przepchnięty przez Sejm i Senat (w cieniu zamachu na sądy w lipcu 2017), jest wnioskiem poselskim Prawa i Sprawiedliwości. Ten tryb przedstawiania ustaw bądź nowelizacji jest notoryczne wykorzystywany przez rząd PiS, aby uniknąć konsultacji społecznych i międzyresortowych (obowiązkowych w przypadku projektów rządowych) i skrócić prace nad legislacją do minimum. Zanim opinia publiczna zdąży się zorientować, jakie prawo szykują rządzący, jest już po wszystkim.

A szkoda, bo ustawa poważnie zagrozi rozwojowi energetyki odnawialnej w Polsce. Podczas posiedzenia komisji senackiej prezes Urzędu Regulacji Energetyki (organ administracji rządowej) Maciej Bando nie zostawił na ustawie suchej nitki:

"Trudno jest pogodzić się z pierwszego wykształcenia inżynierowi z elementarnym brakiem znajomości arytmetyki i budowania założeń czy budowania oceny skutków regulacji na podstawie rzeczywistych ogólnodostępnych danych. Otóż tabele, które prezentowane są w materiale dołączonym do treści ustawy, są pełne błędów, nieprawdziwych informacji".

Otóż uchwaliliście państwo ustawę, projekt nowelizacji, której celem jest, jak czytamy, „wprowadzenie rozwiązania ułatwiającego zrównoważony rozwój naszego kraju w obszarze odnawialnych źródeł energii poprzez zmianę wysokości jednostkowej opłaty zastępczej”. Proszę wybaczyć, ale jako regulator rynku zupełnie nie widzę związku pomiędzy treścią ustawy czy treścią propozycji zmieniającej opłatę zastępczą a zrównoważonym rozwojem kraju.

W dalszej części uzasadnienia czytamy: „przedmiotowa zmiana jest tym bardziej konieczna, iż opłata zastępcza określona w wysokości kwotowej, w wysokości 300 zł i 3 gr utraciła już zdolność pobudzania otoczenia regulacyjnego i w perspektywie długookresowej”… itd., itd. Im ona będzie mniejsza, tym bardziej utraci tę zdolność pobudzania rozwoju. Tak jak jeden z przedmówców powiedział, ta opłata miała niejako charakter karny, tzn. ten, który nie wywiązał się z obowiązku umorzenia świadectw kupionych na rynku, w zamian za to ponosił dużo większe koszty w postaci opłaty zastępczej.

I wreszcie rzecz najbardziej przykra. Otóż trudno jest pogodzić się z pierwszego wykształcenia inżynierowi z elementarnym brakiem znajomości arytmetyki i budowania założeń czy budowania oceny skutków regulacji na podstawie rzeczywistych ogólnodostępnych danych. Otóż tabele, które prezentowane są w materiale dołączonym do treści ustawy, są pełne błędów, nieprawdziwych informacji. Opieranie się na tych danych, które są załączone do projektu, stanowi wręcz wprowadzanie wszystkich posłów, którzy głosowali za ustawą, w błąd, gdyż nie zdawali oni sobie sprawy z tego, że chociażby skutki dotyczące ceny, które konsumenci energii elektrycznej mogą ponieść, są dwukrotnie zaniżone. W związku z tym proszę państwa o refleksję, czy można w ten sposób prowadzić proces legislacyjny, gdyż fundament, na którym on został zbudowany w tym momencie, budzi, jak mówię, poważne wątpliwości.

Chcę też powiedzieć jedno. Otóż skala… A może ktoś tu próbował to powiedzieć, tylko za mało dokładnie. To nie jest ustawa polityczna. To nie jest taka stricte ustawa gospodarcza. To jest ustawa, która ma zrobić dobrze – proszę wybaczyć to określenie – tym, którzy pokupowali świadectwa czy pozawierali umowy na kupno świadectw pochodzenia po cenach odnoszących się do opłaty zastępczej. Ci wszyscy, którzy zawarli te umowy z producentami, którzy m.in. są na sali, dzisiaj uważają, że należy doprowadzić do sytuacji, że te umowy będą unieważnione. Myślę, że każdy zarząd spółki jest świadomy ponoszonego ryzyka, ale nie w każdym kraju zarząd będzie się odwoływał do woli posłów i senatorów, aby naprawić błędy związane z prowadzeniem normalnej działalności gospodarczej. Ze względu na to i ze względu na nieoszacowanie wpływu na rachunki gospodarstw domowych proszę państwa senatorów o refleksję. Dziękuję.

Według informacji portalu Wysokie Napięcie prezydent się waha. Zamówił ekspertyzę, z której wynika, że ustawę powinien zawetować.

Jeżeli jednak ustawa w obecnym kształcie wejdzie w życie, konsekwencje będą dotkliwe.

Przeczytaj także:

Kryzys na zielonej giełdzie

Mimo, że koszty pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych wciąż tanieją, rozwój zielonej energetyki wymaga wsparcia państwa. Takie wsparcie jest też zobowiązaniem międzynarodowym: do 2020 roku Polska ma zwiększyć udział energii z OZE do 15 procent całej produkowanej energii. Podstawowym mechanizmem jest tu system tzw. zielonych certyfikatów. Tym systemem objęci są producenci energii odnawialnej, którzy produkowali prąd przed 1 lipca 2016 roku (na mocy ustawy o OZE z czerwca 2016).

Certyfikaty potwierdzają, że energia pochodzi z odnawialnego źródła. Są przedmiotem handlu jako papiery wartościowe. Firmy energetyczne mają ustawowy obowiązek zakupić odpowiednią ilość takich certyfikatów. Producent energii odnawialnej (na przykład farma wiatrowa) zarabia zatem nie tylko na sprzedaży energii, ale też na sprzedaży certyfikatów. Niestety, cena certyfikatów jest od kilku lat niska - od 2010 roku spadła o ok 90 procent! Ogromne straty odnotowują zwłaszcza producenci energii wiatrowej. W 2016 roku 70 procent z nich znalazło się pod kreską. 2017 rok ma być jeszcze gorszy.

Ten spadek wartości certyfikatów ma źródło w ich nadpodaży, która z kolei wynika z ogromnej ilości certyfikatów za współspalanie biomasy wraz z węglem. Biomasa traktowana jest bowiem jak odnawialne źródło energii, choć z punktu widzenia polityki klimatycznej jest to pozbawione sensu. Zwłaszcza, gdy biomasą okazują się np. sprowadzane z drugiego końca świata łupki kokosowe, których ślad węglowy (emisja CO2 związana z produkcją i transportem) jest duży.

Niższa opłata zastępcza uderzy w wiatraki

Firmy energetyczne, jeśli nie wywiązują się z zakupu odpowiedniej ilości certyfikatów, mogą uiścić tzw. opłatę zastępczą. W ostatnich latach ta możliwość była raczej teoretyczna, bo wysokość opłaty była sztywno ustalona na 300 złotych za megawatogodzinę, ok. dziesięć razy więcej niż ceny certyfikatów.

Teraz będzie inaczej. Według nowelizacji ustawy o OZE opłata zastępcza będzie wynosić 125 procent średniorocznej ceny certyfikatów. Oznacza to, że chętnych na zakup certyfikatów może być jeszcze mniej niż obecnie, co przy niezmienionej, dużej podaży oznacza dalszy spadek cen certyfikatów i większe straty producentów.

"Ta ustawa uderza w ponad tysiąc polskich, małych przedsiębiorców (…) którzy są uzależnieni od niskiej ceny zielonych certyfikatów (...) przez wiele lat nie będą mogli osiągnąć zakładanego poziomu zwrotu z inwestycji" – mówił Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej

Protestują nie tylko przedstawiciele branży. W uzasadnieniu nowelizacji mowa m.in. o "ułatwieniu zrównoważonego rozwoju naszego kraju w obszarze odnawialnych źródeł energii". Wywołało to sprzeciw prezesa Urzędu Regulacji Energetyki:

Proszę wybaczyć, ale jako regulator rynku zupełnie nie widzę związku pomiędzy propozycją zmiany opłaty zastępczej, a zrównoważonym rozwojem kraju. Im opłata zastępcza będzie mniejsza, tym bardziej utraci zdolność pobudzania rozwoju - mówił na senackiej komisji Maciej Bando, prezes URE

Wytknął też wnioskodawcom błędy i brak jakichkolwiek szacunków, dotyczących wpływu nowelizacji na koszty energii dla końcowych odbiorców.

Węgiel jest najlepszy, bo jest nasz

Nie pierwszy raz politycy PiS pokazują, że nie zależy im na rozwoju energetyki odnawialnej. Przeciwnie, uważają, że przyszłością polskiej energetyki jest węgiel, choć wobec coraz bardziej dramatycznych zmian klimatycznych może być uznane za czyste szaleństwo.

  • Od 2016 roku wiatraki można stawiać w odległości “minimum dziesięciokrotnej wysokości elektrowni wiatrowej”. W praktyce oznacza to nawet dwa kilometry pustki wokół wiatraka i ogranicza możliwe lokalizacje na terenie kraju niemal do zera.
  • Zgodnie z prawem budowlanym właściciel wiatraka płaci podatek od wartości nieruchomości, czyli – do tej pory – fundamentu i wieży. Nowa ustawa definiuje budowlę jako całość wiatraka – w tym generator, gondola i wirnik. To podnosi kilkakrotnie podatek i zmniejsza opłacalność produkcji
  • Nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii z czerwca 2016 r. wprowadza nowe zasady podziału tzw. systemu aukcyjnego wsparcia produkcji odnawialnych źródeł energii. Wiatraki spadają na koniec kolejki. Wspierane mają być głównie źródła pracujące z wydajnością większą niż 40 proc. w skali roku, co przy sile polskich wiatrów jest trudne do osiągnięcia.
"Nigdy nie zgodzę się, żeby Polsce ten węgiel odebrano poprzez jakiekolwiek zapisy aktów prawnych, unijnych, czy innych. Do końca zawsze będziemy walczyli o nasze interesy. Polski węgiel jest strategicznym interesem Rzeczypospolitej" - mówił w 2016 roku Andrzej Duda.

Stanowiska prezydenta jest mieszanką "ideologii energetycznej" (wzięte od amerykańskiej prawicy przekonanie wyższości kopalin nad "lewicową" energią odnawialną) i politycznego pragmatyzmu, krótkoterminowej kalkulacji. W grę wchodzi spokój na Śląsku. Przygotowanie planu dla tego regionu, tak aby uniknąć społecznej katastrofy (na przykład przez tworzenie miejsc pracy związanych z OZE) przekracza najwyraźniej możliwości kolejnych władz.

W tym kontekście dziwi, że pod ustawą wciąż nie ma podpisu głowy państwa.

Kto zyska? Energa

Zmiana w ustawie ma jednego beneficjenta - państwową spółkę Energa. Jak inne wielkie spółki energetyczne, zawarła długoterminowe kontrakty na zakup certyfikatów od właścicieli farm wiatrowych. Tauron i Enea już wypowiedziały te umowy (które w związku ze spadkiem cen zielonych certyfikatów stały się dla nich dramatycznie nieopłacalne) i teraz procesują się właścicielami wiatrowni.

Według portalu Wysokie Napięcie nowelizacja umożliwi Enerdze pozbycie się tych zobowiązań, bowiem kontrakty odnoszą się właśnie do wysokości opłaty zastępczej. Prawdopodobnie będzie to dla Polski oznaczało problemy z Brukselą, poselska nowelizacja ustawy o OZE zmienia bowiem - bez konsultacji z UE - zasady udzielania pomocy publicznej.

Ponadto nowelizacja umożliwi inwestorom pozwanie Skarbu Państwa do międzynarodowych trybunałów arbitrażowych, co narazi Polskę na wypłatę dużych odszkodowań.

Energa będzie mieć za to więcej pieniędzy na sponsorowanie nacjonalistycznych akademii z udziałem polityków PiSu

Polska kontra reszta świata

Polityka energetyczna PiS sprawia, że najprawdopodobniej nie wywiążemy się z międzynarodowych zobowiązań o udziale OZE w produkowanej w Polsce energii. Będzie to mieć ogromne finansowe konsekwencje, które raport z 2016 roku ostrożnie szacuje na 8 miliardów złotych.

Ale konsekwencje finansowe i polityczne są niewielkie w porównaniu z zagrożeniem dla ludzkości, jaką jest nadciągająca katastrofa klimatyczna. Zmiany klimatu oznaczają między innymi wielkie zmiany w globalnej ekonomii, w wyniku których ucierpi znaczna część mieszkańców planety.

Wielu naukowców uważa, że to dzieje się już teraz. W 2017 roku Polskę regularnie nawiedzają potężne nawałnice. Część Południa Europy w lipcu doświadcza największej suszy od kilkuset lat lat. A to i tak nic w porównaniu z Syrią, w której wieloletnia susza, największa w historii w tym regionie, przyczyniła się do wybuchu wojny domowej.

Musimy się przygotować na takie zagrożenia, a przede wszystkim przeciwdziałać im. Państwo polskie ma do tego wiele instrumentów. Rząd z nich nie korzysta z ideologicznych i pragmatycznych względów.

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze