Czy w Polsce skończył się feudalizm i pańszczyzna? – pytają eksperci zajmujący się bezdomnością. Ustawa o pomocy społecznej uzależnia przyznanie samorządowego wsparcia człowiekowi żyjącemu na ulicy od miejsca ostatniego zameldowania. W domu, którego dawno ten człowiek nie ma
Organizacje pracujące z osobami w kryzysie bezdomności walczą o zmianę tego przepisu od lat. Choć narusza normy konstytucji, a przede wszystkim – wyklucza ludzi z systemu pomocy, kolejne rządy niczego w nim nie zmieniają. Mowa o artykule 101 ustawy o pomocy społecznej, który w ustępie 2 stanowi, że w przypadku osoby bezdomnej ubiegającej się o świadczenie, gminą właściwą miejscowo jest gmina ostatniego miejsca zameldowania tej osoby na pobyt stały.
– To najbardziej absurdalny przepis, z jakim spotkałem się i borykam od 40-stu lat pracy z osobami w kryzysie bezdomności – mówi Andrzej Ptak, prezes fundacji Homo Sacer, pomysłodawca i założyciel przestrzeni kreatywnej MiserArt we Wrocławiu. – Jest formą feudalizmu i pańszczyzny, które przywiązują bezdomnych jak chłopów do ziemi. Tworzy karykaturę założeń pomocy, bo de facto uniemożliwia pomaganie ze względu na miejsce pobytu, a dodatkowo absurdalnie wymaga wskazania domu od osób, które go nie mają. Czasem zresztą – gdy dostają bilet podróżny do miejsca dawnego zameldowania – słyszą od pracowników pomocy społecznej, że mają wracać do domu.
Według najnowszych danych z ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych problem wymogu zameldowania może dotykać niemal połowy z ponad 31 tysięcy osób żyjących na ulicy.
49 proc. policzonych w lutym 2024 roku osób przebywało bowiem w gminie, w której nie miało aktualnego lub ostatniego zameldowania na pobyt stały.
Oficjalnie urzędnicy deklarują, że radzą sobie z problemem i zawsze na pierwszym miejscu stawiają człowieka. Najpierw mu pomagają, a dopiero później sprawdzają meldunek i występują o zwrot kosztów udzielonych świadczeń do gminy, w której miał ostatni meldunek. Ustawa daje taką furtkę „w przypadkach szczególnie uzasadnionych sytuacją osobistą, w sprawach niecierpiących zwłoki”. Mowa jednak głównie o doraźnym wsparciu, czyli np. lekach czy posiłku.
– Udzielanie pomocy jest zindywidualizowane, dostosowane do potrzeb i sytuacji, w której znalazła się dana osoba – zapewnia Anna Zając-Domżał, zastępczyni dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu. – Musi odbywać się za jej zgodą i przy jej udziale. Nie możemy nikogo zmusić, żeby poszedł do placówki czy też wrócił do miejscowości, w której był ostatnio zameldowany. W takich sytuacjach nawiązujemy kontakt z właściwym ośrodkiem pomocy. Zgodnie z obowiązującymi przepisami udzielamy niezbędnej pomocy u nas, jednocześnie przekazując klientowi informacje o tych przepisach i dane właściwych miejscowo ośrodków pomocy społecznej.
W 2022 roku poznański MOPR wysłał do innych gmin 434 wnioski o zwrot kosztów udzielonej pomocy, a w 2023 – 510 wniosków. W 2022 roku wydał osobom w kryzysie bezdomności 67 biletów kredytowanych, a w 2023 – 146. Bilety te wystawia się na wniosek osoby korzystającej z pomocy np. w celu dojazdu do pracy, urzędów, sądów, schronisk albo do miejscowości dawnego meldunku.
Zwykle bowiem dzieje się tak, że osoba w kryzysie bezdomności, chcąc dostać się do schroniska lub zostać objęta inną stałą formą pomocy, musi wrócić do gminy, w której jest lub po raz ostatni była zameldowana na stałe. Nawet jeśli od lat żyje w innym mieście i nie ma żadnych związków z dawnym domem. Ośrodek pomocy społecznej w miejscowości, w której przebywa, kontaktuje się ze swoim odpowiednikiem w gminie ostatniego zameldowania, a ten wskazuje placówkę, do której zainteresowany może trafić.
– Bywa i tak, że osoby te rezygnują z udzielanego wsparcia przez swoją gminę. Mieliśmy taki przypadek żyjącego na ulicy mężczyzny po amputacji nogi. Został przewieziony do placówki z usługami opiekuńczymi poza Poznań. Po pewnym czasie opuścił ją i wrócił samodzielnie do naszego miasta – przyznaje Anna Zając-Domżał.
Taka sytuacja nie zaskakuje. Choć bezdomne, osoby żyjące na ulicy nie są zniewolone. Co do zasady, chętniej żyją w aglomeracjach, bo tu łatwiej jest przetrwać, przemieścić się, pozostać anonimowym. Nawet jeśli nadal są gdzieś zameldowane, nie chcą tam wracać. Bardzo często znalazły się w kryzysie bezdomności właśnie dlatego, że z dawnego domu uciekały.
Niektóre samorządy zaczęły to uwzględniać i wprowadzać do prawa miejscowego dotyczącego najmu gminnych mieszkań zapisy pozwalające ubiegać się o lokal, jeśli ktoś udowodni związek z gminą i lokowanie w niej swoich „interesów życiowych”. Takie przepisy ma np. Warszawa.
Co ciekawe, są także orzeczenia sądów administracyjnych, które uznały posiadanie „centrum życiowego” w miejscu pobytu jako przypadek szczególnie uzasadniony sytuacją osobistą. Czyli taki, który w art. 101 ust. 3 ustawy wskazano jako uprawniający do uznania tej gminy za właściwą do udzielenia świadczeń.
Wydawałoby się więc, że problem rozwiązany. Ale tak nie jest. Zarówno sędziowie, jak i urzędnicy różnią się bowiem w interpretacji tych przepisów. Większość zakłada, że związanie swojego życia z gminą pobytu nie jest wyjątkowym przypadkiem, o którym mowa w przepisie. Ponadto ludziom mieszkającym na ulicy z dobytkiem spakowanym do plecaka często trudno jest przedstawić twarde dowody na taki związek.
– Jeśli osoba w kryzysie bezdomności wykaże, że jest związana z Wrocławiem, np. podejmowała tutaj pracę czy ma rodzinę, korzystamy z przepisu o tzw. centrum życiowym, który niestety nie jest precyzyjny i budzi czasem wątpliwości, czy można pomóc osobie przebywającej na terenie gminy od dawna, czy też należy trzymać się zasady ostatniego meldunku – przyznaje Joanna Kot, zastępczyni dyrektora MOPS we Wrocławiu.
Według danych z ogólnopolskiego badania we Wrocławiu przebywa 889 osób w kryzysie bezdomności. 37 proc. posiada aktualny lub ostatni meldunek w innej gminie. W Poznaniu taka sytuacja dotyczy 41 proc. spośród 1083 odnotowanych osób.
Problem absurdalnego artykułu 101 w ciągu ostatnich lat był poruszany nie tylko przez organizacje społeczne, ale i m.in. Rzecznika Praw Obywatelskich czy Helsińską Fundację Praw Człowieka. Nikt nie ma wątpliwości, że narusza konstytucję.
– Ten kontrowersyjny przepis ciśnie na usta pytanie: czy w Polsce skończyła się pańszczyzna przywiązująca człowieka do ziemi?
– mówi dr Adam Ploszka, adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, prawnik Amnesty International. W jego ocenie przepis tworzy błędne koło na wielu płaszczyznach. – Powiązanie udzielenia pomocy z miejscem ostatniego meldunku na pobyt stały nie sprzyja rozwiązaniu, a wręcz przeszkadza w zakończeniu kryzysu bezdomności. Wydawałoby się oczywistym – na co znajdujemy potwierdzenie w wielu badaniach naukowych – że pomoc i praca z człowiekiem w kryzysie bezdomności w miejscu, które on traktuje jako swoje środowisko, będzie bardziej efektywna niż odsyłanie go w inne nieznane mu lepiej miejsce. Co więcej, jeśli uciekł z miejsca ostatniego meldunku, np. z powodu doświadczanej przemocy domowej, co wcale nie jest rzadkie, to system nie tylko jest nieefektywny, ale również pogłębia doświadczenie traumy, a nawet stwarza zagrożenie życia – dodaje dr Ploszka.
Adam Ploszka podkreśla, że artykuł 101 ust. 2 narusza dwa przepisy konstytucji. Chodzi o art. 52 zapewniający wolność wyboru miejsca pobytu i zamieszkania na terytorium Polski oraz art. 75, który nakłada na władze publiczne obowiązek prowadzenia polityki sprzyjającej zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności obowiązek przeciwdziałania bezdomności.
Co ciekawe, Trybunał Konstytucyjny pośrednio – przy okazji wyroku w innej sprawie w 2015 roku – wypowiedział się już na ten temat. Sędziowie TK ocenili, że ustawodawca narusza art. 75 wtedy, gdy tworzy rozwiązania pozorne lub uniemożliwiające realizację określonych w tym przepisie celów. Zdaniem ekspertów tak jest właśnie w przypadku art. 101 ust. 2 ustawy o pomocy społecznej. Stanowi on przeszkodę dla przeciwdziałania i wychodzenia z bezdomności, więc narusza art. 75 konstytucji. Problem jednak w tym, że do tej pory nie został zaskarżony do Trybunału.
W 2021 r. wydawało się, że sprawa może zostać rozwiązana na poziomie rządowym. Ówczesny sekretarz stanu w ministerstwie rodziny i polityki społecznej Stanisław Szwed rozesłał do samorządów stanowisko, w którym wskazał, że nakłanianie osób w kryzysie bezdomności do powrotu do gminy ostatniego zameldowania jest błędną interpretacją przepisów i wzbudza poważne zastrzeżenia. Kilkukrotnie zwrócił uwagę na konieczność respektowania potrzeb i woli klientów MOPS. Podkreślił, że samorządy mogą zawrzeć porozumienie międzygminne o udzieleniu miejsca w schronisku na terenie gminy przebywania lub gmina ostatniego zameldowania może wykupić usługę udzielenia schronienia bezpośrednio od podmiotu prowadzącego placówkę.
– Ministerstwo zajęło jasne stanowisko – przyznaje dr Adam Ploszka. – Nie jest to jednak dokument prawnie wiążący, a jedynie przykład interpretacji. Dlatego jedne gminy się do niego stosują, a drugie nie. Nadal dochodzi do przerzucania odpowiedzialności. Potrafię zrozumieć racje samorządów, którym w coraz trudniejszej sytuacji finansowej coraz bardziej zależy na jasnych regułach odpowiedzialności. Jednak po drugiej stronie stoi człowiek w potrzebie, który ma prawo wyboru miejsca pobytu, jak każdy inny. Konstytucja, chroniąc godność każdego, nakazuje tym samym władzom publicznym nadanie większego priorytetu temu właśnie człowiekowi.
Dodatkowo ten człowiek potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i zaufania, by uwierzyć, że może coś w życiu zmienić. Gdy decyduje się na pójście do placówki i słyszy, że nie ma dla niego miejsca i powinien wrócić tam, gdzie z jakiegoś powodu już nie chce być, raczej utrwala w sobie przekonanie, że jego domem jest ulica.
Propozycji legislacyjnych rozwiązań tej sytuacji było co najmniej kilka. Jedna z pierwszych zakładała przypisanie obowiązku udzielania świadczeń gminie miejsca pobytu osoby w kryzysie bezdomności. Oznaczało to niemal całkowite przerzucenie obciążenia finansowego na duże miasta, w których żyje najwięcej takich osób. Zaproponowano, by to zniwelować, odliczając kwotę tych wydatków od tzw. janosikowego, które najbogatsze samorządy muszą wpłacać do budżetu państwa.
Nieco łagodniejszą wersję tego pomysłu przedstawiła w 2020 roku Ogólnopolska Federacja na rzecz Rozwiązywania Problemu Bezdomności. Zaproponowała pozostawienie zapisu o właściwości miejscowej gminy ostatniego zameldowania, ale dopisanie do niego punktu zakładającego, że na pisemny wniosek osoby potrzebującej świadczenia będą przyznawane w miejscu pobytu.
– Trudność w zmianie tych przepisów polega na tym, że dobrze rozwiązują sprawy finansowe, więc duże miasta chcą przy nich pozostać – mówi Jacek Marciniak z Ogólnopolskiej Federacji na rzecz Rozwiązywania Problemu Bezdomności. – Gdyby jednak odłożyć na bok kwestie budżetowe, okazuje się, że wszyscy przez brzmienie artykułu 101 cierpią. Osoby w kryzysie bezdomności, bo nie daje im się wyboru, a przez to szansy na wyjście z kryzysu. Pracownicy socjalni, bo mają związane ręce, próbując pomóc osobie z meldunkiem w innej gminie. I wreszcie same gminy, bo nie chcą mieć ludzi zamieszkujących ulice i pustostany, a wciąż mają.
Jeszcze odważniejszy postulat przedstawił ministerstwu już w 2018 roku Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. Zaproponował, aby pomoc osobom bezdomnym uczynić zadaniem zleconym z zakresu administracji rządowej, finansowanym centralnie. Przy liczbie ok. 31 tys. takich osób w kraju nie powinno to nadmiernie obciążyć budżetu państwa.
Ministerstwo jednak do wszystkich propozycji odnosiło się sceptycznie. W odpowiedzi na pismo RPO w jednym zdaniu stwierdziło, że nie przewiduje zmiany ustawy w postaci przypisania działań pomocowych administracji rządowej. Z kolei odpowiedź dla Federacji pokrywała się z treścią wspomnianego wystąpienia podsekretarza stanu Stanisława Szweda. Resort uznał, że obowiązujące przepisy kompleksowo regulują kwestie tzw. właściwości miejscowej i nie ograniczają osobom w kryzysie bezdomności wolności poruszania i możliwości wyboru miejsca pobytu. A obowiązujące zapisy są przede wszystkim po to, by precyzyjnie określić, która gmina ma ponosić wydatki za przyznane wsparcie.
Organizacje społeczne pomagające osobom żyjącym na ulicy od lat zabiegają o zmianę przepisu ustawy, jednocześnie starając się go ominąć. Jak? Albo działają całkowicie na własną rękę, korzystając z darowizn, albo unikają współpracy z gminami w zakresie realizacji ich ustawowych zadań. To paradoksalna sytuacja, bo organizacje chętnie podjęłyby się tej pomocy i skorzystały z dodatkowego finansowania, a gminom z kolei zależy na narzędziach, które posiadają organizacje.
– W ramach naszej działalności wynajmujemy dwa mieszkania, w których dajemy osobom w kryzysie dach nad głową, bezpieczeństwo i pomagamy przygotować się do samodzielnego życia – mówi Wioletta Bogusz, przewodnicząca poznańskiego stowarzyszenia Zupa na Głównym. – Świadomie nie korzystamy w tym zakresie z żadnego samorządowego programu, nie staraliśmy się też o umowę na lokal z miastem, żeby móc wprowadzić tam, kogo chcemy i kiedy chcemy. Zawsze czekamy na chęć i gotowość osoby w kryzysie bezdomności. Gdy przychodzi i prosi o pomoc, działamy tu i teraz.
Szybkie działanie nie byłoby możliwe przy urzędowych procedurach.
Wioletta Bogusz opowiada o kobiecie, która od kilku miesięcy co sobotę przychodziła na Dworzec Zachodni w Poznaniu po posiłek (wydawany przez Zupę na Głównym od 2017 roku). Informowana o możliwościach skorzystania z szerszej pomocy w siedzibie stowarzyszenia w końcu zapukała do jej drzwi. Przyszła po ratunek prosto z ulicy. Po omówieniu swojej sytuacji i różnych możliwości zdecydowała się przejść terapię uzależnień na szpitalnym oddziale zamkniętym. Tyle że miejsce zwolni się dopiero za cztery tygodnie. Czy do tego czasu ma wrócić na ulicę?
– Sprawdziliśmy miejsca w schronisku dla kobiet. Brak. Poza tym okazało się, że Anna* ostatnie miejsce zameldowania na pobyt stały miała poza Wielkopolską. I nie chce tam wracać. System automatycznie wyrzuca ją z ram pomocy. My nie chcemy jej wyrzucać, więc dajemy jej miejsce w wynajmowanym mieszkaniu – opowiada szefowa Zupy na Głównym.
Organizacja prowadzi szereg działań pomocowych dla osób w kryzysie bezdomności. Co sobotę na przystanku tramwajowym PST Dworzec Zachodni rozdaje posiłki i udziela podstawowej pomocy medycznej, a co wtorek wydaje najpotrzebniejsze rzeczy. Od czterech lat prowadzi także świetlicę dla kobiet. Jest to możliwe głównie dzięki wsparciu darczyńców. Są też jednak działania finansowane przez miasto, które nie wpisują się w ustawowe wymogi. To np. dyżury specjalistów, na które może przyjść każdy.
– Mamy dyżury psychologa, psychiatry, pracownika socjalnego, prawnika – mówi Wioletta Bogusz. – Szukaliśmy takiej niszy, która pomogłaby poukładać swoje sprawy osobom nieobjętym systemową pomocą. To był strzał w dziesiątkę, bo zainteresowanie jest duże. Często dzieje się tak, że ktoś przychodzi z prośbą o wsparcie w szukaniu pracy, a dzięki rozmowie dochodzi do wniosku, że chce pojechać na terapię uzależnień. Pomagamy mu to zrobić.
W podobny sposób pomoc dla osób w kryzysie bezdomności organizuje warszawska fundacja Daj Herbatę. Dzięki funduszom europejskim przeznaczonym na innowacje społeczne, a także darowiznom i aukcjom, organizacja stworzyła Centralny Punkt Integracji. To stacjonarny punkt pomocy zarówno dla osób doświadczających bezdomności, jak i zagrożonych nią. Przez pięć dni w tygodniu można przyjść tutaj coś zjeść, umyć się, rozwiązać problemy formalne, spotkać się ze specjalistą, ale i poczytać książkę, wyjść grupą do kina czy uczestniczyć w zajęciach z arteterapii i jogi. Nie sprawdza się tu PESEL-u czy miejsca ostatniego zameldowania.
– Od początku działalności naszym celem jest tworzenie miejsca dla każdej osoby, która potrzebuje pomocy – mówi Katarzyna Nicewicz, prezeska fundacji Daj Herbatę. – Zdobyliśmy granty na innowacje społeczne, staramy się o różne dotacje, ale nie zgłaszamy się do realizacji ustawowych zadań miasta, by nie mieć niczego wspólnego z absurdalnymi przepisami. Nie przyjmujemy żadnych argumentów za utrzymaniem przepisu wiążącego pomoc z ostatnim miejscem zameldowania. To jest zaprzeczenie idei pomagania, bo osoba, która nie chce wracać do dawnego miejsca pobytu, wypada z systemu pomocy.
To ograniczanie ludzkiej wolności i godności.
Czy po październikowych wyborach zmieniło się rządowe podejście do problemu bezdomności? Organizacje społeczne przyznają, że spotykają się z chęcią rozmowy, ale na razie bez konkretów. W czerwcu w MRPiPS powstał zespół ds. reformy systemu pomocy społecznej, który ma przygotować kompleksową zmianę 20-letniego dokumentu. Eksperci liczą, że obejmie też przepisy dotyczące osób w kryzysie bezdomności.
*Imię zmienione
Dziennikarka, redaktorka, politolożka. Poznanianka. W latach 2009-2016 pracowała w dzienniku Głos Wielkopolski, zajmując się tematami politycznymi i społecznymi. Po kilku latach przerwy wróciła do pisania, współpracując m.in. ze Stowarzyszeniem Mediów Lokalnych. Dziś zdecydowanie bliżej jej do tematów społecznych, psychologicznych i edukacyjnych niż polityki.
Dziennikarka, redaktorka, politolożka. Poznanianka. W latach 2009-2016 pracowała w dzienniku Głos Wielkopolski, zajmując się tematami politycznymi i społecznymi. Po kilku latach przerwy wróciła do pisania, współpracując m.in. ze Stowarzyszeniem Mediów Lokalnych. Dziś zdecydowanie bliżej jej do tematów społecznych, psychologicznych i edukacyjnych niż polityki.
Komentarze