0:000:00

0:00

- Przyszedł do nas żołnierz i powiedział, że jak tylko miną mrozy, będziemy musieli opuścić ośrodek, bo zostanie zamknięty - relacjonuje w rozmowie z OKO.press Awat (imię zmienione), który w tymczasowym ośrodku w Bruzgach na Białorusi jest od początku grudnia.

Przeczytaj także:

Od kilku dni ruch na granicy polsko-białoruskiej jest wzmożony. Potwierdzają to wiadomości z Grupy Granica, która od początku kryzysu migracyjnego ratuje uwięzionych w lasach migrantów.

- Wiemy, że po białoruskiej stronie granicy wciąż przebywają setki ludzi: mężczyzn, kobiet i dzieci. Niektórzy są w hangarze już piąty miesiąc. Tylko wczoraj mieliśmy kontakt z trzema rodzinami z małymi dziećmi, które były przepchnięte z powrotem do Bruzg przez polską Straż Graniczną. Wygląda na to, że Białorusini będę chcieli takie miejsca jak to opróżnić: już teraz nakłaniają, często przemocą uchodźców do pójścia do tzw. jungle - czyli na teren przy samej granicy z Polską – przyznaje Anna Alboth z Grupy Granica.

Do lasu albo do Ukrainy

Awat: - Białorusini mówią wprost: idziecie przez las i przebijacie się na polską stronę. A jak ktoś tego nie zrobi, to wywieziemy go do Ukrainy.

Ośrodek dla migrantów w Bruzgach w pobliżu przejścia granicznego w Kuźnicy powstał pod koniec listopada. To efekt presji zachodnich dyplomatów na reżim Łukaszenki. W pewnym momencie schronienie znalazło tam ok. 2,5 tys. ludzi. Obecnie w dawnym magazynie mieszka ok. 350 osób. Każdego dnia kolejne grupy wywożone są do lasów i wypychane do Polski.

- Nasi znajomi są już w lesie. Kilka dni temu dostaliśmy od nich wiadomość, że zostali zmuszeni do wyjazdu z ośrodka. Więcej kontaktu z nimi nie mieliśmy – potwierdza Kurdyjka, która w ośrodku w Bruzgach spędziła 25 dni, a pod koniec grudnia została zmuszona do wyjazdu z Białorusi i wróciła do irackiego Kurdystanu.

Przemytnik z Białorusi, który działa na granicy polsko-białoruskiej od listopada mówi, że to dobry moment na przedostanie się do Polski. - Za dwieście dolarów od głowy zabiorę każdego. W ostatnich dwóch tygodniach pomogłem trzem grupom.

Także mieszkańcy powiatu hajnowskiego, którzy pomagają migrantom w lasach przyznają, że w ostatnich dniach ruch na granicy jest niemal tak duży, jak w szczycie kryzysu. – Znów widać ślady migrantów w lesie. Dostajemy też dużo pinezek od Syryjczyków i Irakijczyków. Proszą o jedzenie i schronienie. Najwięcej z nich trafia na granicę na południe od Kuźnicy, gdzie wywożą ich białoruscy pogranicznicy – dodaje jedna z lokalnych aktywistek, która działa na własną rękę.

Łukaszenka wyrzuca migrantów

Kryzys migracyjny na polsko-białoruskiej granicy rozpoczął się w połowie 2021 roku. Tysiące migrantów, głównie z krajów Bliskiego Wschodu trafiło na Białoruś dzięki wizom, które gwarantował im reżim Łukaszenki. Oszukani przez przemytników próbowali przedzierać się przez przygraniczne lasy, ale w Polsce nie mogli – i wciąż nie mogą – liczyć na miłe przyjęcie jak choćby Ukraińcy.

Polscy strażnicy graniczni wypychali ich z powrotem na teren Białorusi, często łamiąc międzynarodowe prawa. Pod koniec grudnia sytuacja się uspokoiła, ale z końcem lutego liczba osób, które próbowały przedostać się do Polski, znów jest coraz większa.

- Od kilku dni narasta panika: niektórzy zostali postawieni przed wyborem: idźcie do Polski, albo do Ukrainy. Osoby, które doświadczyły wielokrotnych push-backów, nie chcą ryzykować po raz kolejny. Nie mogą wrócić do domów, nie chcą znów iść do Polski, a na pewno nie chcą stać się mięsem armatnim w ataku Rosji i Białorusi na Ukrainę. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby do tego doszło – mówi Alboth.

Wydaje się, że ostatnie posunięcia reżimu oznacza, że Białoruś - zapewne za przyzwoleniem Rosji - znów testuje polski rząd i chce zdestabilizować wschodnią granicę UE. - Antyuchodźcza propaganda i sianie konfliktów to jeden z ulubionych tematów rosyjskiej propagandy. Pamiętajmy jednak, że ci, którzy zostali po białoruskiej stronie, to ci najsłabsi. Są wśród nich ludzie na wózkach, osoby starsze i matki z maleńkimi dziećmi - dodaje aktywistka z Grupy Granica.

Awat: - Nie rozumiemy tego oporu Polski. Czym się różnimy od Ukraińców? Kilka dni temu na mój rodzinny Erbil spadły rakiety wystrzelone przez Iran. Też uciekamy przed wojną, a znaleźliśmy się tu potrzasku.

;

Udostępnij:

Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze